Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26.01.2023, 20:46   #62
Dredd


Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 365
Motocykl: Tenere 700
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 1 godz 49 min 41 s
Domyślnie

Na początku słowa skruchy: wiem, że nie powinienem pisać posta pod postem, ale dzięki temu opowieść ma być czytelniejsza, więc liczę na wybaczenie ze strony administracji

A teraz wracam do opowieści. Wiem, że trochę to trwało, ale mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej!
...

Dogubeyazit

Wnętrza pałacu robią duże wrażenie. Hammamy, haremy, salony, meczety, a wszystko misternie zdobione – oczywiście w motywy roślinne czy kaligrafię. Islam bowiem zakazuje przedstawiania postaci ludzkich czy zwierzęcych. Trafiliśmy także na fotograficzną sesję ślubną. Skoro państwo młodzi przyjechali tu aby być fotografowanymi, to chyba nie będą mieli nic przeciwko, że i my pykniemy sobie jedną ich fotkę


115.jpg


116.jpg


117.jpg


118.jpg


119.jpg


Mamy okazję wejść do meczetu razem z innymi lokalnymi turystami. Przed wejściem trzeba oczywiście zdjąć buty.


120.jpg


121.jpg


122.jpg


123.jpg


Mieszkańcy pałacu mieli z okien piękne widoki.


124.jpg


125.jpg


Sam pałac także prezentuje się pięknie. Mnie jedynie nie podoba się wplatanie w takie budynki, nowoczesnych elementów architektonicznych. Zdaję sobie sprawę, że mają one za zadanie zapewne chronić zabytek przed szkodliwym wpływem warunków atmosferycznych, ale można albo je zrobić zgodnie ze stylem budowli, albo w taki sposób, żeby nie były widoczne.


126.jpg


128.jpg


129.jpg


130.jpg


Tymczasem sąsiedztwo pałacu wygląda tak, jakby nie zmieniło się od wieków.


131.jpg


Po wyjściu spotkaliśmy bardzo sympatyczną rodzinę turecką. Jedna z pań pracowała w Niemczech, więc zamieniliśmy kilka słów. Jeśli chodzi o mnie, nie było łatwo, bo językiem tym nie posługiwałem się odkąd skończyłem szkołę średnią Na koniec wspólna pamiątkowa fotka.


132.jpg


Nasz „osiołek” na tle pałacu prezentuje się całkiem, całkiem. Poza tym widoki z budynku na Dogubeyazit przepiękne.


133.jpg


134.jpg


Na koniec zafundowaliśmy sobie trekking do pozostałości twierdzy. W górze widać było szczelinę skalną, z której – jak zapewniał nas chłopak na parkingu – roztacza się piękny widok. Podejście było naprawdę słabe, zwłaszcza w motocyklowych butach i w pełnym rynsztunku. Dotarliśmy jednak szczęśliwi do owej szczeliny i wtedy naszym oczom ukazał się ….
Tu cisną się na usta słowa, których nie wypada pisać. Jedyne co mogę powiedzieć to: Co za gamoń z tego chłopaka! Cali mokrzy, prawie zjechaliśmy na dupie w dół, bo zejście, jak wiadomo, często jest trudniejsze.


135.jpg


136.jpg


Z Dogubeyazit walimy w stronę miasta Kars. Pierwotny plan zakładał, że pojedziemy „żółtą”, podrzędną drogą, ale z uwagi na cieknący uszczelniacz amortyzatora, zdecydowaliśmy się na drogę „czerwoną”, krajową, która będzie równiejsza. Droga, pomimo, że główna okazała się naprawdę widokowa. Przyroda dopiero co rozkwitała, widać było nieśmiałe kwiaty. Jak dowiedzieliśmy się od jakiegoś zagadniętego na jednym z postojów Kurda, u nich – pomimo, że jest 10 lipca – jest dopiero wiosna. Ruch na drodze bardzo niewielki, więc można było spokojnie kontemplować mijane krajobrazy oraz ludzi żyjących w odwiecznym rytmie zmieniających się pór roku oraz otaczającej ich przyrody. Bardzo prosto, ale też i biednie.


137.jpg


138.jpg


Jedzie się dobrze, ruch niewielki, zaś mijane krajobrazy naprawdę piękne. Jest górzyście, lecz jak inaczej niż w naszych górach! Zdecydowanie mniej roślinności, za to kolory dużo bardziej zróżnicowane. Po drodze wspięliśmy się na płaskowyż, z którego roztaczał się naprawdę piękny widok na okolicę.


139.jpg


140.jpg


141.jpg


142.jpg


Urzeczeni widokiem postanowiliśmy zatrzymać się na kawę. Wzięliśmy więc z kufra kocher i ulokowaliśmy się na poboczu drogi, aby móc nacieszyć się otaczającymi nas okolicznościami przyrody. Wstawiłem wodę, ale jakoś nie chce się zagotować. Palnik huczy, a ja czekam niecierpliwie. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że jesteśmy wysoko nad poziomem morza, więc może być tu mniej tlenu i dlatego kuchenka nie radzi sobie tak dobrze, jak na nizinach. Jak się potem okazało, moje przypuszczenia były trafne – gazu ubywało w dość dużym tempie: choć używaliśmy kochera tylko do gotowania wody na kawę w plenerze, to jedna butla nie wystarczyła do końca wycieczki.
Piękne są takie chwile, gdy człowiek może zatrzymać się, poobcować z przyrodą i napić się kawy… Posmakować ulubionego napoju racząc oczy pięknym widokiem…
Choć, jeśli zastanowić się dłużej, wiele zależy od naszego nastawienia do przeżywanych chwil. Tak naprawdę nie jest potrzebne ani nieznane miejsce wiele kilometrów od domu, ani spektakularna sceneria, ani też wspaniała pogoda. Jak sięgam pamięcią, bardzo miło wspominam rytuał picia kawy kilkanaście lat temu w przysłowiowym „przydrożnym rowie” 100 km od domu, w zimny i pochmurny październikowy dzień. Tu dodatkowo możemy rozkoszować się przyjemnym ciepłem świecącego na nas słońca, spokojem odludzia oraz widokiem!
Szkoda, że aparat nie jest w stanie oddać tego wrażenia.


143.jpg


144.jpg


145.jpg


146.jpg
Dredd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem