To jeszcze kilka obrazków z dnia pierwszego.
1_1_2.jpg
2_1_2.jpg
5_3_1_2.jpg
A to są łapki pieska i kotka sprzed ponad stu lat!
4.jpg
Pod wieczór jak weszłam do namiotu, to dostałam lekkiego zawału.
6_5_1_2.jpg
Na szczęście to tylko kawałek krzaczka
Motorki opłukane i gotowe do drogi
7.jpg
Na drugi dzień mieliśmy zaplanowane ledwie około 140km do Krynek i głównie wykorzystując TET. Z TET mieliśmy styczność wcześniej tylko raz kilka lat temu na krótkim odcinku i nie było to powalające przeżycie, więc i teraz nastawienie miałam takie sobie - ale w sumie ludzie piszą, że ładna trasa, więc ok. Dajmy jej szansę. No więc trasa być może i jest ładna, ale jest to niemal sam asfalt (znów). W związku z tym częściowo na spontanie, a częściowo rysując w Locusie nową ścieżkę podczas postojów, żeby nie zostawić całych kostek na asfalcie już drugiego dnia
Pierwsze zwiedzanie to ruiny kościoła w Jałówce. Kościół budowano w latach 1910-1915, a w 1944 Niemcy postanowili go wysadzić. Cytując wikipedię: "Odbudowa zrujnowanego kościoła została odłożona do lepszych czasów." Czyli raczej prędko to nie nastąpi
8_7_1_2.jpg
9.jpg
10.jpg
Oczywiście znaleźliśmy sobie zwierzątko do miziania
11_10_1_2.jpg
Druga atrakcja to Kruszyniany i Tatarska Jurta. Na podstawie nazwy spodziewałam się czegoś nieco bardziej speluniarskiego

a to ładna restauracja. Faktycznie jedzenie palce lizać. Maciek zakochał się w kompocie z rokitnika. Ja byłam zachwycona wszystkim, co zamówiłam
13.jpg
14.jpg
Obok sprzedawali też takie pyszne tatarsko-tureckie słodycze. Sprytnie nigdzie nie napisali ceny, w efekcie za kilka kawałków słodkiego szczęścia zapłaciliśmy 110 zł, czyli właściwie tyle samo co za dwudaniowy obiad dla dwóch osób w Jurcie, ale co tam, raz się żyje i było faktycznie bardzo dobre
A potem dojechaliśmy do Krynek. Maciek byłe lekko załamany, że właśnie tam zaplanowałam nam 2 noclegi i zwiedzanie

Ale ostatecznie chyba mu się podobało. Ja byłam zachwycona! Niespełna 2,5 tysiąca mieszkańców i cudowny klimacik. Wbiliśmy do pierwszego napotkanego sklepu z przesympatyczną Panią za kasą - gorąco polecam ten właśnie nieduży sklepik przy ul. Granicznej 4. Przy rondzie oczywiście są większe sklepy, ale po co komu większe sklepy?
15.jpg
Nie mieliśmy tam namierzonego noclegu, więc zapytaliśmy Panią w sklepie, która skierowała nas do Fazendy przy ul. Grodzieńskiej 111. Bardzo fajne miejsce z dużym ogrodem, ogniskiem z grillem, jest nawet nieduży basen jakby ktoś chciał.
17.jpg
18.jpg
No i zwierzątka oczywiście

Kotek jest przytulaśny, a piesek niezmordowany w zabawie i obydwa przeuroczy. Są jeszcze 2 inne pieski, jeden to taki staruśki ratlerek do ukochiwania
16.jpg
A co warto zobaczyć w Krynkach? Krynki! Ja lubię takie klimaty. Stare domy w różnym stanie, ciche uliczki, kwietne ogródki. Poza tym mają nawet basen miejski i boisko do piłki nożnej.
zaulek.jpg
plotek.jpg
19.jpg
20.jpg
21.jpg
22.jpg
23.jpg
basen.jpg
Jest największe w Polsce rondo z 12 zjazdami, a na jego środku park z wypożyczalnią książek.
ksiazka.jpg
Jest taki piesek - tabliczka nie kłamie!
pies.jpg
Mają własnego Krakena.
kraken.jpg
Cmentarz prawosławny.
24.jpg
25.jpg
I cmentarz żydowski.
26.jpg
W kościele obraz z jakimś panem, który dzieli się z pieskiem kanapką
27.jpg
Oraz obraz naszych czasów
28.jpg
Jest stacja benzynowa - dość zaniedbana, ale za to benzyna jaka tania!
29.jpg
30.jpg
34_1_2.jpg
31.jpg
I ruiny dworku de Virionów. Nie ufajcie lokalizacji wskazanej na mapach googla. Za to Locus pokazuje prawdę.
32.jpg
33.jpg
Cóż, to nie Litwa, żeby miało nie być śmieci...
35.jpg
A teraz padnie odpowiedź na jedno z pytań zadanych we wstępie. Otóż najlepsza cola na świecie produkowana jest w Krynkach i nazywa się Krynka Cola. Polecanko! A mi jest smutno, bo póki co nie udało mi się znaleźć opcji, żeby to kupić z dostawą do Warszawy
36.jpg
37.jpg