Auć
No cóż, kiedyś musiał nastąpić test gmoli

Dobrze, że na stojąco, a nie podczas jazdy.
Jagna liczy ryski na gmolach :
Droga za zbiornikiem się kończy, musimy wracać do głównej drogi.
Zaczyna nam burczeć w brzuchu, bo jest 14. Stajemy w najbliższym miasteczku, OSM pokazuje 3 knajpy.
I we wszystkich kuchnia zamknięta do 18!!! A ponieważ jest niedziela, zamknięte są także sklepy. Miasteczka senne:
Zdaje się, że musimy ścisnąć żołądki i dojechać do większego miasta, gdzie będzie jakiś market. A następnym razem pamiętać jednak o jakiejś żelaznej porcji batoników…
Na szczęście miasteczko dalej ratuje nas foodtrack z naleśnikami. I w dodatku na zielonogórskich blachach!
A naleśniki były dość sycące:
Może jestem staromodna (ale przyjmijmy proszę, że to po prostu zboczenie zawodowe), ale uwielbiam papierowe mapy. OSM na kompie też ujdzie, ale nie jestem w stanie zaplanować trasy na monitorku navi.
Rozłożona płachta, zaznaczone widokowe trasy, szczyty – to jest to

I właśnie na takiej mapie znaleźliśmy mnóstwo pięknych bocznych dróg, jedna z nich, D18, przed nami.
Chyba raz na kwadrans mija nas jakieś auto, motocykli w ogóle brak.
Odbijamy jeszcze bardziej w bok, na D8F, bo muszę zaliczyć Col d’Agnes, czyli przełęcz Agnieszki.
Tonącą zresztą w chmurach:
Za to w końcu jest chłodno! Całe +20 stopni !! Co prawda przez jakieś 15 minut

Zjeżdżamy z przełęczy, mamy jeszcze 30 km, górki znów robią się łagodniejsze.
Docieramy do miasteczka Seix, nasz pensjonat (a właściwie to oberża) mieści się w zabytkowym domu przy rynku, otoczonym pięknymi platanami.
Jest klimat

Miasteczko mało turystyczne, w naszej
„Auberge du Haut Salat” jest trochę turystów, głównie tacy od wędrówek górskich.
Skrzypiące drewniane schody, stare meble, podoba mi się

Nawet balkon z widokiem mamy!
Przepocone buty i zbroje na balkon, prysznic i już możemy korzystać z miejscowych specjałów:
Jestem miło zaskoczona, że cała obsługa mówi dobrze po angielsku. Moje dotychczasowe wspomnienia z Francji są zupełnie inne
cdn.