Pod koniec lat 90 Kolega (niestety już śp) kupił GS500 nówkę z salonu.
Dalekich tras często nie robił, za to wokół komina kilometrów nawijał od groma!
Miał ciężką rękę, ale serwisowo dbał bardzo, GS nigdy nie zawiódł.
Za każdym razem kiedy licznik przekraczał 40tys,
wyciągał żaróweczkę podświetlenia zegara, w powstały otworek wkładał wkrętaczek,
i delikatnie przekręcał tarczkę na "dwójkę z przodu, tak dla poprawy samopoczucia" - mówił.
Po kliku latach, i kilku "korektach" zostawił GSa w rozliczeniu lokalnemu handlarzynie.
GS miał już wtedy nawinięte, trochę ponad 120tysi,
mimo to wizualnie oraz technicznie prezentował się świetnie.
Wystawili go na sprzedaż z przebiegiem 28tys....

Dalszych losów tego GSa nie znam.
Mogę jednak powiedzieć, że zadbany (strasznie ciasne luzy) potrafi naprawdę wiele.