DZIEŃ 1
Rano ustalamy w pensjonacie że zostawiamy auto u nich na parkingu i wracamy za 5 dni. Też weźmiemy nocleg przed powrotem więc nie ma żadnego problemu. Jeszcze obwite śniadanko, tankowanie i ruszamy.
Do Borsy po czarnym, a w Borsie skręt na północ i zaczyna się konkret.
Ścieżka przyjemnie wije się między pagórkami, aż natrafiamy na pierwszą przeszkodę. Tablica o zakazie dalszej jazdy pojazdami silnikowymi. Szybka decyzja - jedziemy. Robi się wężej, kamienisto, mokro, ale przemy dalej. Nagle drogę blokuje stado owiec. Czekamy cierpliwie aż nas miną z wyłączonymi silnikami, żeby nie robić siary, w końcu był zakaz. Za chwilę kolejne stado, ale pan wypasacz pokazuje żeby jechać i się nie przejmować, łowieczki się karnie rozchodzą na boki.
W końcu dojeżdżamy na jakieś szczyty, połoniny, ja się nie znam dokładnie w tej terminologii, ale widoki są piękne a pogoda dopisuje.
Kolejne kilometry jedziemy w dół, widoczki naprawdę fajne, przecinamy potoki, aż dojeżdżamy do jakiejś bazy tutajeszego GOPR? Straży granicznej? Tuż na granicy okręgu Maramuresz i Suczawa. Panowie wygrzewają się na słońcu, coś nam tłumaczą że niby nie wolno nam tu jeździć, ale jednak wolno, więc śmiało możemy ruszać dalej.
Kierujemy się w stronę miejscowości Bobeica. Cała droga prowadzi fajnymi szuterkami, momentami jest ciężej, ale to tylko fragmenty. Kilometry połykamy szybko, a tam gdzie droga jest najgorsza nikt zdjęć nie robi, bo chce przejechać jak najszybciej

Widać różnicę między Afryką, GS, a huską. Daniej męczył się na ancfalcie, teraz to on zazwyczaj prowadzi.