DZIEŃ 4
Wstajemy wcześnie, na dworze jest kompletna mgła i zimno. Jakieś smarowanie łancuchów, pakowanie i przypominam sobie że od wczoraj świeci mi się rezerwa. Sprawdzamy mapę, no nie ma nic w okolicy. Trzeba by odbić daleko. Na ile ci starczy?, pytają. No nie wiem, może tak na 70 km starczy. A to pewnie coś po drodze będzie. Luz.
Gdy tylko słońce się unosi to chmury znikają i momentalnie robi się piękna pogoda. Jedziemy chwilę asfaltem dookoła jeziora i skęcamy na polną drogę ciągnącą się w górę.
20230920_092444-01.jpg
20230920_093158.jpg
Za szczytem droga odbija na południe. Wygodny, ale kamienisty i dziurawy szlak wije się kilometrami między górami, pastwiskami, domkami pasterzy. Mijamy samotne krowy łażące wzdłuż drogi, strumyki, jest pieknie. A kilometry uciekają. 20, 30... A na mapie do jakiegoś miasteczka jak było daleko tak daleko jest nadal
20230920_095447.jpg
20230920_100617-01.jpg
Droga robi się trochę gorsza jakościowo. Coraz więcej piasku i kamieni i zaczyna prowadzić w górę. Momentami robi się stromo i wąsko. Nie ma za bardzo czasu na myślenie, trzymasz gaz i jedziesz, zatrzymanie się w połowie takich podjazdów ciężkim motocyklem to kiepski pomysł.
Widzę że Daniel zachwycony bo jego huska w końcu może poświrować. Mi też jedzie się świetnie bo mam dobre 20 kilo mniej

Jadę na oparach. Wprawdzie momentami zastanawiam się co zrobię jak zabraknie, ale przecież kiedyś ćwiczyłem na Łotwie przelewanie paliwa w środku niczego, i rurka od camelbaga sprawdza się przy tym doskonale, a Daniel ma camelbaga

Dodam że wozi też na husce taki dodatkowy miękki 3 litrowy zbiornik paliwa, ale jest pusty
Dojeżdżamy prawie na górę i droga znowu się poprawia, a widoki są piękne. Od rana uśmiech nam nie schodzi z twarzy. Piękna pogoda, słońce świeci, droga pusta i momentami wymagająca.
20230920_102708.jpg
20230920_102934-01.jpg
20230920_102955.jpg