Zaplanowałem szczegółowo wyprawę na dziki zachód, w poprzek całych Stanów, przez pustynie, wysokie przełęcze i w letnich już temperaturach. Przez pół zimy przygotowywałem siebie i motocykl, aby wybrać się na co najmniej 8 tygodni. Jednak na dwa dni przed wyjazdem otrzymałem kopertę od Wujka Sama, która oznajmiła, że ta trasa musi zaczekać na przyszły rok, ponieważ zostałem wezwany do urzędu na dwie wizyty w nieokreślonym jeszcze, ale zbliżającym się terminie. Czyli szybka zmiana planów: spakowałem jakieś cieplejsze ubrania zamiast letnich i szybko znalazłem trasę w pobliżu, aby zdążyć między jedną a drugą wizytą. Wybór padł na lokalny projekt MABDR - Mid Atlantic Backcountry Discovery Route, który koncepcyjnie przypomina trasę TET. To 800 mil szutrowych i krętych dróg, a trasa prowadzi na południe, więc może uda się złapać trochę słońca.
Dzień 1:
Plan jest taki, że w weekend ruszam na start i jak czas pozwoli, to rzucę się na pierwsze szutry. Potem od poniedziałku do piątku praca z kawiarni, a po 17 na osła i 2-3 godziny jazdy. Drugi tydzień biorę wolne i z okazji świąt mam 10 dni na przygodę.
Mówiłem, że będę się przepakowywał, ale byłem załatany i tak ruszyłem z tym, co miałem spakowane na 2 miesiące. Nie jest to na lekko, ale będzie musiało za takie uchodzić. Na start miałem jakieś 320 mil bocznymi drogami, ale po śniadanku, kawce i załadunku, wyszło że to już 10. Żeby nadrobić, wybrałem trasę dwupasmówką. Słońce grzeje, w kasku dobra książka i tak można jechać... Mile znikają pod kołami, osiołek odhacza nowe stany: Connecticut, New York, Pennsylvania przywitała nas gradem... Kto by się spodziewał, że najbardziej irytujące będzie to, że te małe ziarna gradu uderzając w nawigację, ciągle chcą w niej coś zmienić, to zawrócić, albo dołożyć paręset mil ekstra.
Niby już dojechałem, ale jest wcześnie, grad zamienił się w deszcz i nie chce przestać. Radar pogodowy mówi, że na południe ode mnie mniej pada, więc jadę dalej - pierwsze 100 mil szutrowego eldorado na wschodnim wybrzeżu.
Szybko się okazało, że to te szutry z gatunku

, prowadzą przez piękne górki, coś w stylu naszych Bieszczad, i wydają się nie mieć końca.
IMG_2184.jpgIMG_2189.jpgIMG_2193.jpg
Meandrują, a co jakiś czas jest jakiś punkt widokowy i można wychylić nos, żeby zobaczyć, co tam widać.
IMG_2196.jpg
Parę razy osiołek przypomniał mi, że to mój pierwszy dzień takiej zabawy i że dawno nie jeździłem, miotając mną na błocie, ale dzień uznaję za udany. W oknie bez deszczu udało mi się rozstawić namiot i z całym dobytkiem załadować do środka.
IMG_2218.jpg