Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 230
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 4 dni 3 godz 28 min 46 s
|
"Czy są tu jakieś foczki?”
“Są, ale nie dla ciebie”
Piszę ekspresowy post. Bardziej sprawozdanie z dnia lub dwóch. Z Opuwo ruszyłem w stronę Skeleton Coast. Kurcze, no umordowałem się tą drogą. Ponad 200 km off takiego, który bardzo nie podoba się moto. Luźny żwir i piach. Oj nie podoba się. Mi Też. Koło przednie uciekało mi to lewo to w prawo. I jeszcze zaczęło wiać i też mnie znosić z drogi.
Cały czas w stójce. Po kilkudziesięciu kilometrach podbicia stóp zaczęły mnie piec z bólu. Barki, jakby mi ktoś szpile wbijał. Całe ciało cierpiało.
Choć widokowo było pięknie. Nawet bardzo. Przestrzenie i widoki fantastyczne. Jak w Dolinie Śmierci tylko, że ładniej jeszcze.
W końcu dobiłem do bramy Skeleton Park. A brama zamknięta. Wpuszczają do 15.30 a ja byłem już po czasie. A do tego motocykle nie mogą wjeżdżać do parku. Powód jest banalny. W parku są lwy i przemieszczają się swobodnie. Spojrzałem dookoła. Pustynia. Fakt. Coś jeść trzeba. Ok. I co teraz? Mogłem dostać jedynie permit na tranzyt. Słabo, ale nie mam wyjścia za bardzo. A spanie? Dostałem jakiś pokoik na strażnicy. Z materacem podłogowym. Dawno tak dobrze nie spałem. I nie ważne, że podłoga.
Spać…!
A rano strzała dalej. Wszystko mnie bolało jeszcze. To nic. Jadę. Tylko, że…paliwo. A w zasadzie jego brak. Kalkulowałem, że zatankuję w parku, a z parku miałem wyjechać. Namierzyłem na mapie stację za jakieś 170 km a paliwa miałem na 200. Jechałem na szóstym biegu 40 km/h. W samym parku droga była spoks i jechałem na luzie. Zostało mi 30 km do stacji. Tak zeznawała mapa. Dopytałem jeszcze na wyjeździe o to.
“Nie, nie ma tu stacji” Co!!!
“Jest za 100 km”
Nie ma szans. Zostało mi paliwa na maks. 45 km. Ruch samochodowy był żaden. Nie było wyjścia. Ruszyłem i będę zatrzymywał samochody jeśli jakiś się pojawi.
Nic się nie zdarzyło. Jednak wypatrzyłem jakąś tablicę. Lodge była w pobliżu. To jedyna szansa. Ruszyłem w tamtą stronę i stanąłem na żebry przy drzwiach. Pani była miła z uroczym uśmiechem i odpowiedziała:
“Nie mamy benzyny. Mamy tylko diesel”. Ach ten uśmiech. Tak mi nie pasował do mojej sytuacji. Ale było miło. Załamka.
“Ale poczekaj. Mamy tu gości. Może od nich pozbieramy”. Jest nadzieja. Po kilkunastu minutach nadeszło wybawienie. Uzbierali 10 litrów. Bosko.
Ruszyłem dalej. Droga była bardzo dobra i mogłem sobie pozwolić na odrabianie czasu. Z przodu zamajaczył mi znak “wreck”. O fajnie. To strzała w bok. Dojechałem już do oceanu i zrobiło się miękko pod oponami na tyle, że tylne koło wpadło po oś. I po co mi to było? Czy już za mało miałem przygód? Zacząłem odkopywać rękami moto. Próbowałem się wydostać i nic. Było jeszcze gorzej. Jedyna opcja to położyć moto, przekręcić je po piachu i podstawić na nowo. I miałem fart. Człowiek jechał na ryby i mi pomógł. Wyjechałem.
Przede mną pojawił się rezerwat z kolonią uchatek. Oczywiście chciałem je zobaczyć. Trochę bez przekonania. Może jednak będzie fajnie. Jakaś atrakcje z normalnym dojazdem.
Zatrzymałem się przed bramą i zapytałem o wjazd.
“Czy są tub jakieś foczki?”. Tak naprawdę uchatki.
“Są, ale nie dla ciebie”. A dokładnie. Motocykle nie mogą tu wjeżdżać? Znowu? Najpierw Sekeleton i teraz tu.
Pani wyczuła moje osłabienie.
“Ok. Możesz jechać, tylko wolno. Bo zwierzęta się spłoszą”. Uff.
I warto było. Duża ta kolonia i robi wrażenie. To było bardzo fajnie doświadczenie.
Było jeszcze trochę czasu, więc ruszyłem w stronę Spitzkoppe. Tyle tylko, że to daleko i pomyślałem, że raczej już nie dojadę. Tymczasem kilometry same znikały i coraz bardziej się przybliżałem. Kurcze, skręt w lewo i za 30 km będę. Spoks.
A droga znowu masakra. Tarka z piachem i luźnym żwirem. A jednak jestem na miejscu. To piękne miejsce. Bardzo. Dzisiaj światło było bardzo słabe i zdjęcia mi się nie podobają. Może rano będzie lepiej. Zostaję tu na noc.
Dobranoc
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/
|