Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 230
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 4 dni 3 godz 28 min 46 s
|
“I ja też tu byłem”. A jak!
Ten Tony Halik za mną chodzi. “Tu byłem” Tony Halik. “I ja też” RM. Tony był mistrzem i tyle. Narodowy hero.
A u mnie nostalgia. Powoli wyjazd dobiega końca. Jak żyć? Smuteczek mi się pojawia i spełnienie. Ruszyłem z Spitzkoppe w stronę Sossusvei i w myślach miałem jakiś nocleg po drodze. To ponad 500 km z czego większą część to droga gruntowa. Znając tutejsze przejazdy mogłem sobie wyobrazić jak będzie. Po drodze zahaczyłem o Dune 7. Podobno najwyższa na świecie. Ma 383 m wysokości. Fajna. Warto było podjechać tutaj.
Droga jak droga. Muszę przyznać, że się wytrenowałem w jeździe po tym żwirze, tarkach, piaskach i całym tym dobrodziejstwie. Mogę cały wykład napisać o technikach, które sobie wypracowałem. Od stóp po myśli w głowie. Całościowo. Jednej rzeczy nie opanowałem. Tych….złoczyńców w 4x4. Co za…złoczyńcy! Widzą, że jadę na moto i co robią? Nic. Cały czas na pełnym gazie. Za nimi idzie kurzawa, która leci centralnie na mnie. Nic, kompletnie nic nie widziałem a moje zęby wyglądały jak w zaawansowanym stadium próchnicy. O oczywiście złapałem ślizga. Nic poważnego, tylko zaczyna mi już brakować trytytek, czyli pasków zaciskowych. Halogen, szybą, torby boczne. Wszystko już jest opaskowane. Andrzej (Motomotion) będzie miał robotę. A przy okazji dzięki za włącznik świateł. Cały czas działa.
Wracając do wątku. Złoczyńcy już dawno pojechali a moto leży. Nie ma nikogo czyli będzie dźwigane. I tak się stało. Wyrobiłem sobie technikę o nazwie “skosomarsz”. Skoro się zastanawiacie o co chodzi to odpowiadam w skrócie. Najpierw przysiad i mocny chwyt za kierownicę motocykla. I z tego przysiadu nie ruch w górę, tylko po złapaniu odpowiedniego kąta wygląda to jakbym pchał motocykl. Jeśli koło jest zablokowane motocykl zaczyna się podnosić a ja wraz z nim.
Dojechałem wreszcie do Sesriem. To jakieś 60-70 km przed wydmami i BANG! Dalej motocykle nie mają wstępu. Co jest? Znowu taka akcja? I tak chciałem tu złapać nocleg, ale co dalej? Pomyślałem sobie, że ma drugi dzień stanę u bram parku na żebry. Może Niemcy mnie przygarną. Takie reparacje dla polskiego narodu. Tymczasem potrzebowałem znaleźć jakiś nocleg. I były takie dwa miejsca z pokojami. W jednym zero wolnych miejsc. W drugim były pokoje i tak wypaśnie ogólnie. Z basenem na zewnątrz. Pełny bajer dla bogatych…wiecie kogo 😀😀😀. I rzeczywiście cena za pokój na bogato. To jedziemy. Oczy Kota W Butach ze Shreka. Kontakt? Jest. “A jakiś discount?”. Oczy kocie. A w myślach “Nigdzie się stąd nie ruszam”. Wyczekuję, sapnięcie i “No chyba, żebym policzył jak dla guide'a”. Oczywiście, że jestem nim. Na przykład…i tu szukałem czegoś, jakiegoś sprytnego kamuflażu. Nic. Pusto. Jednak warto było się nie odzywać, bo padło: “I gotówka”. To było kluczowe. “Gotówka yes t”. Kończąc temat, połowa ceny. Dogadane. A pokój na wypasie.
Poszedłem torby do moto i mnie przytkało. Zobaczyłem samochód 4x4 a na nim dwie naklejki w kolorach PL z imieniem Ania i Radek. Poczułem się jak Stuhr w Seksmisji: “Albercik, jesteśmy uratowani!!!”.
Jeszcze nie wiem o co chodzi. Kilka razy już o tym wspominałem. Ja to mam jednak farta w tej Afryce. Próbuję sobie to jakoś ponazywać i robię różne rozkminy. Nic mi się nie wyłania. No może jedna rzecz.
Wspiera mnie moc zjednoczonej energii z kosmosu. Kosmiczna energia, taka z kosmosu. To jedyne wiarygodne i racjonalne wytłumaczenie. Może ktoś ma inne pomysły?
Spędziłem z Anią i Radkiem mega miły wieczór przy kolacji na tarasie z widokiem na pustynię. Delikatny ciepły wiatr i atramentowe niebo z milionami gwiazd nad głową. Pięknie po prostu. Jakby ktoś potrzebował spania w Poznaniu polecam AP Apartments na Starym Mieście. To ich hotel.
A rano ruszyliśmy do Sossusvlei zobaczyć wydmy. O jaaaa! Klimatyzacja. I tak miło i lekko się jedzie. Jaka cisza. Ania: “Tam masz taką kiełbaskę to sobie zjedz. I picie tam jest”. Radek: “A może wolisz z lodówki? Bo mam tutaj”.
Dziki człowiek. Ja. No dzicz. Jakbym zapomniał, że o tych wszystkich luksusach. To się porobiło.
Wjechaliśmy w kierunku Deadvlei. Napęd 4x4 robi dobrą robotę. Auto tnie piach aż miło. A później to już spacerek na wydmy i jeszcze kawałek dalej. I jednak dobrze, że tu przyjechałem. Przez moment miałem lekkie wahnięcie. Już trochę wydm w swoim życiu widziałem. Jest tu bardzo fajnie. I jazdą po piachu daje frajdę. Trochę sobie pojeździłem autem Ani i Radka. Jest dobrze. A później już powrót. Pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę. Ja do RPA. I nie jadę do Cape Town. To nie mój cel.
Przylądek Igielny. To tam się wszystko zaczęło kiedy jechałem przez wschodnią Afrykę. Domknięcie afrykańskiej pętli będzie właśnie w tym miejscu.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/
|