Wracając do sedna sprawy, kwestią wyjściową do dumana o dual sporcie jest jak zauważył Adagio: "serducho". Powinien to być duży, prosty, idiotoodporny i niezawodny singiel, bo rzędówki i v-ki generują niepotrzebną wagę, i tu nie ma wyboru bo Honda zrobiła 650( znany z dominatora, xr,fmx) który po dołożeniu dodatkowej chłodniczki oleju(za przykładem forumowego Franz'a) bendzie nie do zarżnięcia oraz yamachy 660 (trenerka, MZ baghira). Tertium non datum(Suzuki, kawasaki).
Jak już mamy silnik to teraz potrzebujemy obudować to "szkieletem i mięsem".
W przypadku hondy wychodzi mi że FMX z liftingiem nadwozia i porządnymi zawiasami i hamulcami będzie dobry, trzeba tylko zmienić przednie koło na 21 i jest gitez, ten teges.
Dla silnika 660; bierzemy KTM'a,- mamy dobre zawieszenia i hamulce, to wywalamy silnik i wstawiamy 660. Co wychodzi?
Mz baghira660.
To co napisałem imo wynika że stosunku "koszt-efekt".
To są starocie, no i co z tego, ktoś się boi że mu się zepsuje na pierwszym wyjeździe?
Ja bym się bał jechać czymś współczesnym z kupą elektryki i wój nie wie czym.
Piszę ze swojej indywidualnej perspektywy, światopoglądowej i finansowej.
Gdyby ktoś miał ochotę się do tego odnieść bendzie mi bardzo miło.
|