Ale akcja...
Jesteśmy w Torbate Jam. Jutro do Afganistanu a tymczasem zrobiliśmy sobie POM. Czyli Powolny Obchód Miasta. Takie po prostu zwykłe miasteczko jakieś 80 km przed granicą. Nic specjalnego i nic się tu nie dzieje. No może ta cukiernia, którą odwiedziliśmy to największa atrakcja.
I tak sobie chodziliśmy. Pstrykam zdjęcia i kręcę krótkie filmiki. W bocznej uliczce podobały nam się takie neony mówię do Korka: "Zobacz, tak jak w Hongkongu prawie". Śmieszkujemy sobie i tyle.
Wyszliśmy z tej uliczki i nagle BANG. Stop. Podjechał samochód z sześcioma policjantami. Szczególnie jeden z nich był dość taki srogi. Kojarzę go, bo mijaliśmy go właśnie w tej uliczce. I to on chyba wezwał patrol. Jest afera chyba. Pytają nas o paszporty. A my paszporty zostawiliśmy w hotelu. Po jakimś czasie pojawia się jeszcze jeden policjant w cywilu. Ten srogi i gorliwy zaczyna chyba tłumaczyć, że my coś tam w tej uliczce robiliśmy. Ten w cywilu po swojemu pyta nas o paszporty i chyba co my tutaj robimy? No to wyjąłem telefon i pokazałem mu motocykle. Tłumaczę, że jesteśmy turystami. I, że tak sobie chodzimy. I zwiedzamy ten wspaniały Iran. I tak dalej, i tak dalej... gość był w porządku. Spojrzał z politowaniem na Gorliwego. Machnął tylko ręką i kazał nam iść.
Oj Panie Gorliwy. To była chyba interwencja życia. Takie Miami Vice w wydaniu lokalnym.
Pan Gorliwy przyjdzie do domu i powie swojej ukochanej: "Kochanie, dzisiaj uratowałem Iran. Zobaczyłem jak dwóch turystów robi zdjęcia neonów. I zawołałem wsparcie. Przyjechał patrol z sześcioma policjantami".
A ukochana na to: "I co dalej?"
"W sumie to nic. Poszli sobie"
Ukochana: "Tam w lodówce masz kotlety. Idź se odgrzej"
Ukochana ziewnęła i poszła spać.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/
|