🇨🇳Tybet
Nigdy nie śmiałam zamarzyć aby tu przyjechać. Nie mieściło mi się to w mojej głowie. Mieliśmy kończyć podróż w Nepalu i grzecznie wracać do Polski.
Ale nadarzyła się okazja a okazję trzeba wykorzystać.
Fajnie czasowo się złożyło, że grupa z Advfactory właśnie w tym czasie planowała wjeżdżać do Chin i mogliśmy się podłączyć
Spotkaliśmy się wszyscy na przejściu i podekscytowani czekaliśmy na wjazd do Chin.
Nepalskie przejście poszło całkiem szybko i sprawnie. Paszporty, karnety i tyle.
Chińskie przejście to już więcej formalności choć odpada karnet CPD.
Chiny go nie wymagają. Wymagają za to przewodnika, pozwoleń, ubezpieczeń, chińskiego prawa jazdy i dowodu rejestracyjnego.
Na przejściu również dużo dokładniej sprawdzany jest bagaż. Pobierane są odciski wszystkich palców, skanują Twoją twarz a nawet sprawdzą Twój telefon i pooglądają fotki w galerii.
A posiadacze map, przewodników czy książek o Tybecie zostali ich pozbawieni. ( Np amerykańskich wydawnictw) 🫣
Mimo wielu formalności nie trzeba się niczym martwić. Po to jest przewodnik, żeby to on się martwił i wszystko dla Ciebie ogarnął. Tak więc wjazd do Tybetu nie był taki straszny jedynie nieco czasochłonny z powodu licznej grupy.
Po przekroczeniu granicy czas przeskoczył o kolejne godzinki do przodu. Różnica między Polską a Tybetem wynosiła już 7h.
Zostaliśmy w tradycyjny tybetański sposób przywitani przez przewodników i każdy otrzymał biały szał
Wjazd od Tybetu w grupie wniósł w nasze podróżowanie małą zmianę. Od tego momentu musimy się trochę dostosować, zapomnieć całkowicie o namiocie, zapomnieć o małych guesthousach i przestawić się na większe, lepsze, czasem nawet wypasione hotele z automatycznymi, podgrzewanymi i myjącymi kibelkami. Czasem musimy przemieszczać się z grupą by wspólnie przyjeżdżać na checkpointy. Nie jest to jednak bardzo uciążliwe zwłaszcza gdy widoki dookoła są oszałamiające i rekompensują wszystko.
Pierwszy dzień po tej stronie zaczął się grubo choć późno. Jasno zrobiło się dopiero około 8:30
Za oknem piękna pogoda i pięknie ośnieżone góry.
Wyjechaliśmy dość późno bo rano nasz przewodnik musiał nas zgłosić na komisariacie policji.
Jak już wyjechaliśmy to głowy na karku chodziły dookoła.
Nie mogłam przestać się obracać. 😅
Po drodze pierwsza przełęcz Kong Tang La Pass 5236m n.p.m.

i pierwsze jeziorko Peikutso.

I widok na Sziszapangme 8013m n.p.m. Najniższy i najpóźniej zdobyty ośmiotysięcznik. Pierwsze zimowe wejście zrobione przez Piotra Morawskiego w parze z Włochem Simone Moro
Pierwszy dzień kończymy w Tashizong. Stąd już bardzo blisko by zobaczyć Mount Everest na własne oczy. Niestety na zachod słońca się spóźniliśmy ale może uda się nadrobić kolejnego dnia rano
Panorama dookoła jest przepiękna.
Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk