Dzięki ArEZ
krzyż.jpg
Każdy zimowy wyjazd do Huty Pieniackiej jest inny, podobnie, jak i my sami się zmieniamy. Widzimy to dopiero z perspektywy. Nie pojedziesz – nie dowiesz się.
Lubię dosadnie coś przeżyć, nawet się upodlić, przemoknąć, przemarznąć, wytrząść, przegłodzić… Nic na to nie poradzę, bo tak lubię. Tak mi dobrze. Nie krytykuję, jeśli ktoś szuka bezpieczeństwa i komfortu, więc liczę na wyrozumiałość.
Tak, wtedy wyostrzają się zmysły, docierają fakty niewidoczne ze sfery komfortu.
Czas, odległość, trud wzmagają doznania.
Tego wszystkiego na tegorocznym wyjeździe nam nie zabrakło. Mimo to wróciliśmy bez strat w sprzęcie i wizerunku.
Jedna z grup motocyklowych, która przypisała sobie pełnię organizacji tegorocznych uroczystości w Hucie Pieniackiej opisała zdarzenie jako wyjątkowe, zaraz po tym dodając, że to dlatego, że dojechali tam… autobusem.
A przecież nigdy zimą na 28 lutego nie było tam motocyklem nikogo innego poza Andrzejem CBR z Rajdu Katyńskiego.
Trudno patrzeć, jak wygórowanymi ambicjami próbuje się przejąć inicjatywę.
Każdy z nas powinien znaleźć swój sposób na pamięć.
parasol.jpg
Parasol ochronny Józwa.
W Hucie niezmiennie z otwartymi ramionami wita nas Józef- Potomek Ofiar. Jego narracja jest krótka:
„14 letni wówczas Ojciec przetrwał rzeź schowany na kościelnej sygnaturce, ja jestem dzięki niemu zobowiązany do zachowania pamięci o Ojcowiźnie”.
Z jego polecenia wykonaliśmy brzozowy krzyż, jak ten Biały Krzyż Partyzancki z piosenki, który w słowach „nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kto pod nim śpi” miał nam przypominać o potrzebie odnalezienia i ekshumacji Ofiar. Nam, tam obecnym przypominał, ale czy ten krzyk usłyszą decydenci?
Z liczby początkowej 12 osób skład ustalił się na 6. Choroby, operacje bliskich, obowiązki a nawet spalenie sterownika BMW przy próbie doładowania akumulatora w przeddzień wyjazdu.
Samo życie. Pojechali zdeterminowani.
Pomnik w Lublinie symbolicznie kierunkuje wyjazd. Czeka tu na nas Jacek.
Przygodne dziewczę robi nam fotkę, ale odrzuca mój angaż na robienie zdjęć na całym wyjeździe. Na drogę dostajemy piękny uśmiech
lublin.jpg
dziewczę.jpg
Podobnie w Chełmie, gdzie czeka nas Majo. Dziewczę też było, ale bardzo płochliwe, choć nie mniej urodziwe. Ale tak dla zachowania parytetów
marek.jpg
Piękna Pieta Wołyńska i symboliczne tablice dobrze świadczą o pamięci mieszkańców.
chełm.jpg
pieta.jpg
pieta2.jpg
pieta3.jpg
dąb 1.jpg
dąb2.jpg
majo.jpg
Kierunek Dołhobyczów. Dobrze się jedzie podrzędnymi drogami, czasem trafi się jakiś skrót. Skład to trzy Afryki, dwa Transalpy i KTM. Wszyscy mają kostki typu E09, więc złapany kawałek gruntówki tylko cieszy.
Przejście graniczne PL i UA jest po polskiej stronie pod jednym dachem.
Nie rozumiem zachwytu niektórych z tego „postepu”.
Może czegoś nie rozumiem, ale to podzielona polska infrastruktura graniczna (miało być tymczasowo, a do dziś jest już takich na granicy z UA 6szt) na pół, pod polskim dachem, pewnie z polskim prądem itp.
Kiedy wracając jesienią w Ustiług zastałem po str.UA pustą infrastrukturę i przejechałem przez graniczny Bug na polskie przejście, powitały mnie ukraińskie służby z bronią i psami.
Szok! Nie byłem na to przygotowany!
Przez to o połowę zmniejszona jest przepustowość, wszystko na jednym pasie.
Teraz, za polskim okienkiem, po kilkunastu metrach stanęliśmy przed szlabanem „ukraińskim”, którego nie mieli ochoty podnosić dla sześciu motocykli nakazując nam przepchnąć motory przez krawężnik obchodząc zamknięty szlaban, czemu przyglądali się Polacy. Niestety wykonaliśmy to początkowo ze śmiechem, zakładając awarię szlabanu. Niestety, szybko zdaliśmy sobie sprawę ze skutków naszej uległości. Jeszcze w Polsce zostaliśmy upokorzeni.
Aha, więc są jednak jakieś zawody?
O1 dla UA