Dzień 6
Rano idę popływać. Szybko robi się gorąco, niektórzy narzekają i bez jedzenia spadamy z plaży.
Rzeczywiście połączenie soli na skórze i fest duchoty nie wypada fajnie. Jedziemy do następnego miasta zrobić trochę zapasów na arabów. Tam już trochę lepiej, dalej od morza, mniejsza wilgotność. Spostrzeżenie: niektóre turczynki (turczenki, turkmenki?) bywają nawet nawet.

Spędzamy tam z dwie godziny, rozpie... przeni na chodniku. Popijając soki (tak, soki!!! SOKI!!

), ciastka (!!!!!

) i komentując... nazwijmy to przechodniów. Dalsza część jest nieobfotografowana, ale jedziemy dalej w kierunku Syrii. Mamy jakieś 200km. Po drodze zachaczamy o góry, zjeżdżając z nich Hubert przechodzi kolejny kryzys temperaturowy - uderzenia gorąca, no są ale widać bez przesady, miesiąc wcześniej musiało byc znacznie cieplej. Zimnolubny ziom.
Docieramy na przejście w Bab Al Hawa. Wiadomo, że nic nie wiadomo. Widać po nas, że sie pultamy i podchodzi do nas pomagacz. Chciałem tego uniknąć ale niestety brak doświadczenia wygrał. Gość pomógł i nawet dużo nie skasował.
W tą stronę jeszcze grzeczniutko

Przejście, nawet z pomagaczem, zajęło trochę czasu no i jesteśmy w Syrii!
Pierwsze metry za granicą, obczajka tematu:
SYRIA!
Zatrzymujemy się kilka kilometrów przed Aleppo na nocleg. Przejeżdżamy przez gaj oliwny i rozbijamy na pustyni za nim. Musimy ustalić kilka rzeczy, dojazd zabrał nam zbyt dużo czasu i wypada wyrzucić część trasy by zdążyć przed dead-line. Tak se gawożąc słyszymy ujadanie psów, cała masa biegnie do nas. Naprawdę dupowata sytuacja, bo to nigdy nie wiadomo jak to jest z bezpańskimi psami. Jest noc, nic nie widać a one wyraźnie lecą na nas. Bierzemy każdy co ma pod ręką. Kamień, nóż, saperkę, siekierę (nie pytajcie) i w bojowych pozycjach czekamy. Okolica rozświetlana tylko wątłym promieniem czołówki... Zatrzymały się... poza promieniem światła. My czekamy, one czekają. Adrenalina robi swoje

Po chwili odeszły... no to się zaczyna - myślimy

. Kima...
CDN...