Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20.12.2009, 22:20   #278
Ola
wondering soul
 
Ola's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Ola jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
Domyślnie

Część VI – TRĄBA SŁONIA


W drodze do Punakha pojawiają się pierwsze, zapełnione autobusy turystyczne. Bhutańczycy przyzwyczajeni do turystów starają się trzymać dystans. Rzadko ktoś nas zatrzymuje, czy zagaduje. To my musimy wychodzić z inicjatywą. W dolinie Phobijka, gdzie zimują rzadkie żurawie czarnoszyje, odbywa się właśnie lokalne tsechu (festiwal). Dla nas to kolejna (niespodziewana) okazja na podpatrzenie lokalnych zwyczajów. Pędzimy do gompy w Gangtey. Krążąc między samochodami, wozami konnymi, mnichami i odświętnie ubranymi ludźmi dojeżdżamy pod samo wejście. Zostawiamy motocykle z całym dobytkiem (Bhutan to bardzo bezpieczny kraj, a kradzieże prawie tu nie istnieją) i idziemy za kolorowym tłumem. Dziedziniec jest szczelnie zapchany.

BH (257).JPG

BH (244).JPG

BH (251).JPG

BH (249).JPG BH (265).JPG

Wszyscy wpatrzeni są w odgrywane przez poprzebieranych w maski aktorów przedstawienie. Sądząc po reakcji zgromadzonych, nie wyłączając licznie zgromadzonych mnichów, to bardzo śmieszna komedia.

BH (258).JPG

BH (261).JPG

BH (254).JPG

Nie rozumiemy symboliki masek, ale gesty aktorów są wymowne i odwołują się do podstawowych ludzkich emocji. Śmiejemy się także i my. Nikt nie zwraca na nas uwagi. Po pewnym czasie czujemy się jak cząstka rozbawionego tłumu.

BH (246).JPG

Do Punakha, starej stolicy Bhutanu dojeżdżamy dopiero wieczorem. XIV wieczny dzong w Phunaka jest drugim najstarszym w Bhutanie. Jeszcze do lat 50-tych był siedzibą rządu.

BH (270).JPG

Dzong położony jest w miejscu, w którym łączą się rzeki Mo Chu (Rzeka Matka) i Po Chu (Rzeka Ojciec), i z trzech stron jest otoczony wodą.

BH (272).JPG

BH (275).JPG

Dowiadujemy się od strażnika dzongu, że jego wybudowanie przepowiedział już w VIII wieku Drogocenny Mistrz (czyli Guru Rinpoche). Miał on podobno powiedzieć: „człowiek o imieniu Namgyal przybędzie na wzgórze podobne do słonia, gdzie wybuduje świątynię”. Za koniec trąby owego słonia uznano miejsce zbiegu rzek Mo Chu i Po Chu (trzeba mieć bardzo bujną wyobraźnię żeby dostrzec to podobieństwo). Rzeki opływające dzong rzucają na nas prawdziwy urok. Brzegi ich krystalicznie czystych wód, tworzą idealne miejsce na biwak. Zaopatrzeni w bhutańskie przysmaki jedziemy kilka kilometrów w górę Rzeki Matki, gdzie w małym lesie rozstawiamy namiot. Wieczorem rozpalamy ognisko. Tuz obok nas szumi woda. Nad nami jak rozszalałe świecą gwiazdy. Odwiedzają nas zaciekawione nowymi przybyszami dzieci. Razem siedzimy w milczeniu, podjadając lokalne przysmaki. Jest bajkowo.

BH (281).JPG

BH (282).JPG

Wyremontowaną drogę na odcinku Phunaka - Timphu można już określić mianem „europejskiej”. Jest szeroka i bardzo komfortowa. Jadąc nią zapominamy, że znajdujemy się w egzotycznym Bhutanie. O bhutańskiej kulturze przypomina jedynie pomnik na przełęczy Dochu La (3140 m npm), upamiętniający poległych w walce z partyzantką assamską.

BH (283).JPG

BH (288).JPG

Duża elektrownia wodna wybudowana w okolicach Timphu i rozbudowująca się w szalonym tempie stolica pozbawiają całą dolinę uroku charakterystycznego dla innych części kraju. Timphu wygląda jak nowoczesne miasto, otoczone placem budowy. Napotykamy pierwszą sygnalizację świetlną. W wielu miejscach widać krzykliwe neony dyskotek. W kawiarniach można kupić upieczone w europejskim stylu ciastka (podobno najlepiej rokujący kucharze są wysyłani na koszt państwa na studia do Europy). Trudno dostrzec w Timphu ducha Bhutanu. My go znaleźliśmy jedynie na weekendowym targu warzywnym, na który co tydzień przybywają mieszkańcy wiosek porozrzucanych po dolinie. Prości w zachowaniu i „bhutańsko uśmiechnięci” wieśniacy nie próbują zachowywać się, ani tym bardziej ubierać na modłę zachodnią. Wcale tego nie chcą nie potrzebują. Przy nich robiące w jeansach zakupy młode Bhutanki wyglądają jak nie na miejscu.

BH (289).JPG

BH (290).JPG

BH (293).JPG

Drugim miejscem w Timhpu, które nie zatraciło magii jest stadion narodowy. O poranku przychodzą tu dziesiątki Bhutańczyków oddać się ukochanej, narodowej rozrywce – łucznictwu. Ubrani w gho mężczyźni wyglądają na bardzo przejętych współzawodnictwem, choć to tylko spotkania towarzyskie. Ktoś proponuje nam próbę zmierzenia się z łukiem i tarczą. Bhutańczycy są wybornymi łucznikami, do tarczy trafiają z kilkuset metrów. Dla nich łucznictwo jest naturalne, "wyssane z mlekiem matki". Nie chcą nam wierzyć, kiedy mówimy, że nigdy nie mieliśmy łuku w ręku...
__________________
Ola

Ostatnio edytowane przez Ola : 20.12.2009 o 22:34
Ola jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem