Dzięki wszystkim, to już końcówka express wypadu na bliski wschód więc pójdzie gładko...
Dzień 12
Pakowanie rano
i bez zbędnych pierdół jazda na północ, Jordania jadąc ekspresówką wlecze się okrutnie. Generalnie nie śpieszymy się - bo i po co. Granica idzie polewkowo... na jordańskiej części prawie żadnych formalności. jedna sprawa tylk... wojaki chcą żeby ruszyć na kole... no nie ma sprawy

. Na syryjskiej wszystkie sprawy załątwia jedyny mówiący po angielsku wojak, całekiem sympatycznie jest, polewka. Więcej czasu zabiera gadanina niż wypisywanie papierków. Chcemy jeszcze dzisiaj przejechać Damaszek - tak żeby uniknąć korków itp. Jest już noc więc mamy taką głupią nadzieję



. Wjeżdżamy do Damaszku i się zaczyna... tu widać zaczynają dopiero jeździć po zmroku, jadąc w dzień nie było tak fajnie

. Samochody atakują z każdej strony, pierwszeństwo ma ten kto ma najgłośniejszy klakson. Droga na północ niby dobrze oznaczona, ale... zamknięta więc znowu trzeba się przeciskać jakimiś bazarami, waskimi uliczkami. Pilnować grupę za mną żeby się nie pogubiła i kompas na GPSie. Ileś tam czasu minęło i wyjeżdżamy z miasta...
Nocleg wypada gdzieś tam pod mostem... tu pierwszy raz w przeciągu następnych dni mierzą do nas... tym razem Kalashnikowy. To nie pierwszy i nie ostatni raz na tym wyjeździe

Okazuje się, że zaraz za mostem jest jednostka wojskowa i budka strażnika, który dziwiąc się odgłosom dobiegającym z ciemności (my tylko chcieliśmy przejechać pod mostem i dalej był podjazd wiec silniki ryczały, zawołał oddział do spacyfikowania nas

. Podjechali z bronią, znaleźli wśród swoich takiego gadającego po angielsku, sprawdzili paszporty i pojechali.
(fota z rana)
CDN... później

w częściach kolejnych atak wpienionej ekipy na syryjskie przejście graniczne, smigające nad głowami kule na głowami, śmierć Tomka na stacji benzynowej i cudowne zmartwychwstanie rano