Dzień 16
Pierwsze 150 km w napi#$%^#$%dalającym deszczu

. Nadal boczną drogą... W Stambule się przejaśnia i nawet wychodzi słońce
Tym razem przez Bosfor pakujemy się na prom
Bez żadnego kłopotu wyjeżdżamy ze Stambułu... po "powodzi"

"kakliźmie"



ani śladu

.
Jedziemy bokami do granicy... Kilkanaście przed nią zauważam dziwne zachowanie miernika napięcia... dotykam boczku (tego z regulatorem) a ten już spływa pod wpływem grawitacji... chyba się rozgrzał troszke za mocno

. Na pobliskiej stacji robimy większą naprawę. Okazało się, że gdy montowałem regulator (wtedy jadąc w "tamtą" stronę") nie miałem taśmy izolacyjnej normalnej więc użyłem taśmy macgyvera. Pod wpływem temperatury klej z niej wyciekł pomiędzy druciki kabelków fazowych i większość z nich straciła połączenie. Efekt - wzrost temperatury i żywy ogień

. Na szczęście szybko to zauważyłem i ogień nie zdążył się rozprzestrzenić. Zjarał się tylko jeden kabelek fazowy doszczętnie, reszta była lekko nadpalona. Ogień też zdążył odymić kabelki od modułu - na szczęście nic się z nimi nie stało i wytarte z okopcenia nadal spełniają swoją rolę

. Na stacji był tylko jeden pracownik i z jego pomocą wydarlismy skądś przewód od jakiejś lampki nocnej i kawałek taśmy pakunkowej beżowej... hmm no z takim wyposażeniem to jestem w stanie zrobić cały remont silnika a nie tylko regulatora

. Dorobiłem z przewodu brakujące fazowe, zawinąłem na skrętke na długości sporej.. około 5cm. Każde połączenie zabezpieczyłe cienką rurką paliwową - weszły tak na styk że nie było mowy o fizycznym rozłączeniu skrętki a końce rurek zabezpieczyłem taśmą pakunkową. Porządny chłop ze stacji przyniósł herbatę i ciasteczka

. Motór działa... jako, że jechałem już na oparach (nie chciałem tankować tureckiego paliwa) to zalałem za zawartość kieszeni coś około 1.5litra

Gość ze stacji nalał mi dwa litry za równowartość 1.5l

I dojechaliśmy do granicy... granica zresztą też została pokonana pchając bo w baku miałem totalną susze... już nawet oparów nie było

. Na szczęście tuż za granicą jest już bułgarska stacja....
Na stacji fajny moment... Tankujemy sobie, żremy jakieś seven daysu i podjeżdża ziomek na Goldwingu

. Jako, że myłem mopem światła w naszych motocyklach podszedłem do niego i dla żartów zapytałem czy jemu tez nie przetrzeć...

Gość z powagą w głosie: "No thanks, Aj hew e speszal sprey

" No i wszyscy leżą na glebie a on nie wie o co biega... no nic
Zaczęło się już ściemniać, chcieliśmy coś zjeść. Jedyna otwarta knajpa kilkadziesiąt kilometrów za granicą. Weszliśmy, wysłaliśmy Pawła żeby coś zamówił. Poszedł... wrócił... zamówił... Pytam się "Pytałeś się ile będzie kosztować?" "Nieee, przestań przecież to bułgaria ile może ksoztować... parę Euro?" "No spoko, żremy". W międzyczasie slyszymy znajomy język... Okazało się, że nasz rodak widząc polskie tablice na motórach wszedł do knajpy nas odwiedzić. Chłop jedzie na rowerze do Syrii... albo przynajmniej w tamte okolice, bo mówi, że ma czas i sobie po prostu jedzie.

Poopowiadaliśmy sobie trochę... tzn on mówił raczej więcej, miał oczym

Mówił, że zjeździł różnymi sposobami większą część świata. Na naszą opowieść o strzelaniu opowiedział taką historyjkę...
"Byłem w Somalii, jechałem autobusem. Byłem w nim jedynym przedstawicielem bialych. W pewnym momencie autobus się zatrzymał przy grupce z Kałachami. Wysiadł z autobusu jeden pasażer, podszedł do tej grupki, oni mu strzelili w nogę, wrócił usiadł i pojechaliśmy dalej...nooo, serce mi się wtedy zatrzymało, wiedziałem, że nie lubią tu białych. W zasadzie ciężko tu nawet o hotel bo bywaja przyadki, że gdy pewni ludzie się dowiedzą że w hotelu mieszka biały - podpalają hotel." Tak nam minął wieczór, szczerze mówiąc nie pamiętam czy to była Somalia czy iinny kraj... Opowieści było dużo

. W między czasie zjedliśmy i przyszło do płacenia rachunku... jako dobry kolega wziąłem to na klatę i idę z ostatnim moim banknotem 50Eu, wiedząc, e zostanie mi z tego jeszcze ze 30 EU... I.... Dupa

rachunek wynosi 70Eu, za 5xfrytki z jakimś śmieciem który wygkląda na kurczaka

. Sytuacja nieciekawa, bo to jedyne pieniądze które chcą przyjąć to bułgarskie lub Euro, my mamy tylko dolary... Podniesione głosy, w knajpie oprócz nas jeszcze tylko same ciemne typy z ogolonymi czachami i "ryjem który zdecydowanie określa ich zawód". Jakoś udało się wymienić dolary na Euro... oczywiście po bandyckim kursie i spadamy stamtąd. Koledze rowerzyście daję jeszcze tylko mapę Turcji (chłop pojechał, bez takiej - widać pasowałby do naszej ekipy

.
Uderzamy dalej w kierunku Sofii, jedziemy ze 100km i zjeżdżamy na nocleg w pola... Jedna wizyta bułgarskich pał, zaciekawionych co tu sie dzieje i idizemy w kimę... Wszystkich zadziwia Pawel który oznajmia, że mu się śpieszy i jedzie dalej... Nooo ok, ja rozumiem, rodzina itp... Żegnamy się, Paweł odjeżdża i kima...
CDN...