Dzień 18 Koniec tej nierównej walki
Rano już nie pada, nic ciekawego się nie dzieje... zwykła jazda. W Słowacji dopada nas tylko znowu deszcz. Hubert łapie kolejnego szlifa, nie zauważamy tego i jedziemy dalej. Potem czekamy na niego, przyjeżdża z rozwalonymi plastikami, lagami przekręconymi w półkach i parszywym nastrojem. Szybka naprawa lag i jazda dalej... wszyscy mają ochotę być dzisiaj w domach.
W Bielsku-B. zostawiamy Tomka, szybkie spojrzenie po sobie. Dogadujemy się, że ciśniemy ile się da... Dla mnie to oznacza jedno, chłopaki rozumieją trochę wolniej ale spoko... na autostradzie zostawiam ich na tyle że mam czas na zdjecia kufra, odkrecenia boczku, inspekcje kabelków regulatora na spokojne, zaklejenie tego z powrotem i wyjeżdżam tuż za nimi... Trochę zdziwienie gdy wyprzedzam ich drugi raz

. 150-160kmh na GPSu non stop. Spalanie pewnie kosmiczne ale ch**

jadę ciągle na zebacie 46 z tyłu i oponie 140/80 więc to prawie prędkość maksymalna załadowanej afri. Mijają niecałe dwie godzinki i jest zjazd na Kąty Wr.
KONIEC