DZIEN 9
Poranek zaczal sie bardzo mokro.Cala noc padalo i nie zanosilo sie na znaczace zmiany.Byl to nasz ostatni dzien i chcielismy jeszcze raz zaatakowac interior,tym razem jednak na pewniaka i bez zadnego ryzyka.Jedyneczka dojechalismy do drogi 901.Skrecilismy w nia i odrazu zaczelo byc fajnie.Nawet deszcz,ktory tego dnia nas nie opuszczal,jakos pasowal do naszej trasy.Zatankowani po uszy i troche zmarznieci wstapilismy do zajazdu na cos cieplego.
Skrecajac w droge 905 zrobilo sie jeszcze bardziej niesamowicie.Wjechalismy na otwarte przestrzenie,chyba bazaltowe,ktore bedac mokre blyszczaly sie jak naoliwione.
Nie bylo kurzu i jechalo sie w przyjemnie miekkim szutrze.Od czasu do czasu przyszlo przejezdzac nam przez mniejsze jak i wieksze rzeki.
Podczas przejezdzania jednej z nich,jakims cudem zawislem na jednym z podwodnych kamieni,na samym jej srodku.Hehe....Chyba bez pomocy Dominika by sie nie obylo.Mozna bylo zostawic zapakowany motocykl i pojsc pospacerowac,a on stalby tak sobie do polowy w wodzie.Na szczescie szybko sie z tym problemem uporalismy i jadac dalej dotarlismy do miejsca,do ktorego mielismy dojechac z drugiej strony.
Dalsza droga byla juz o wiele szybsze.W osadzie Bru,bo trudno to inaczej nazwac,skrecilismy z 910 w 923.Bardzo ladna szybka trasa,biegnaca czesciowo rownolegle do asfaltowej drogi nr 1.Ciagle padalo,ale nam to w ogole nie przeszkadzalo.Jechalo sie bardzo fajnie i szybko wyladowalismy w Fellabaer.Tam wynajelismy domek,zrzucilismy z siebie mokre zbroje i poszlismy na zakupy do Egilsstadir.Wieczorem grilowany baran,piwo i do lozek.Nastepnego dnia mielismy zameldowac sie przeciez na promie.