Zima chyba jeszcze z tydzień potrzyma, wiec pomyślałem, ze cos napisze.
Jakby się okazało ze niepotrzebnie miejsce serwerowi zajmuje czy coś, to niech mi ktoś proszę da do zrozumienia, żebym lepiej zaprzestał, ok?
Z Polski na Kolski 2009
Budzi mnie ból prawego ucha. Jest cicho, nie licząc cichego stukania.. szemrania.. kapania..
Otwieram jedno oko: klamka sprzęgła, przełącznik świateł, lusterko..
- O KURWAAA!! Czy ja znów zasnąłem w czasie jazdy?!?!
Momentalnie podrywam się, tuz przed sobą widzę stojący sznur samochodów!
Hebel w opór, redukcja.. Nic się nie dzieje. Ja wcale nie jadę. Uff!
- Mmhm? – Słyszę obok zaspany głos Dyla. – Podjeżdżamy?
No tak, to już 13-ta godzina na granicy. Pada deszcz, jest 4-ta rano, a ja usnąłem na tankbagu.. Pamiętam, jak podjechaliśmy na początek kolejki jeszcze wczoraj po 15-tej. Celniczka łotewska była nieprzejednana – wracać na koniec i czekać ze wszystkimi. Motocykle, samochody – bez znaczenia. Nie wiem dlaczego była na nas taka zła – może zdenerwowała się, jak ‘niechcący nielegalnie przekroczyłem’ granicę? A skąd niby miałem wiedzieć, że nie można? Zielone światło było, szlaban otwarty..
Potem się okazało, że tu należy zaparkować 50m przed budką, zejść z motocykla/wysiąść z auta, przedreptać te 50m po deszczu do budki - uwaga, żeby papiery nie zamokły! - tam się naprodukować i dopiero można myśleć o tym, żeby zbliżyć się do szlabanu. No ale skąd globtrotuar-amator może o tym wiedzieć?
Kierowcy TIR-ów co jakiś czas częstowali nas herbata i ciastkami, ze współczuciem patrzyli na dwóch zmokniętych kolesi siedzących na swoich afrykach.
A miało być tak pięknie.. Wizy załatwione bezproblemowo w biurze turystycznym na przeciwko ambasady. Trochę to wkurwiające, bo masz świadomość ze te wszystkie papiery to tylko i wyłącznie wizowy biznes. Chcesz wjechać do kraju - musisz dać zarobić paru kolesiom.
Afryki przygotowane, dostaliśmy giepeesa, prawie przestało padać - jednym słowem wsiadać i jechać.
Przed wyjazdem impreza pożegnalna w stolicy, potem długa prosta i pierwszy nocleg w lesie za Kownem.
Pogoda nas nie rozpieszczała, więc napieraliśmy do przodu – drugi nocleg planowaliśmy już w Rosji, najlepiej za Pskowem.
Ale ale. Hola hola!
Tuż przed granicą Łotwa-Rosja milicjanci czają się z nienacka. Że niby za szybko i że niby mandat. I że niby im się płaci. Tylko że oni do nas po rusku, a my dopiero byliśmy w drodze na kurs językowy

Skończyło się na wypisaniu żółtej katrki [mandat chyba ale nie dam głowy, bo cała po łotewsku] gdzie w polu 'MAN IZSKAIRDOTI' - cokolwiek to znaczy, napisałem Panu Milicjantowi '
Twoja matka była chomikiem, a Twój ojciec śmierdzi skisłymi jagodami'.
Kolejne 15 (!!!) godzin na granicy łotewskiej i 30 min na granicy rosyjskiej – i jesteśmy już poza UE. Po nieprzespanej nocy jechać trudno, choć czuć już tą przestrzeń czekającą właśnie na nas [a może to autosugestia?]. Zatrzymujemy się po drodze, żeby się trochę zdrzemnąć. Po kilku godzinach budzą nas grzybiarze, kolejna długa prosta i trzeci dzień kończymy gdzieś w polu za Kirishi.