|
05.05.2008, 18:18 | #1 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
Ukraina, a co ja też byłem
No moze nieco i naczej niż Podosek - przemyślałem i przygotowałem się do tego. Wszystkiego może dwie godziny. Najpierw namówiłem Krzyśka. potem Kupiłem mapę wieczorem się spakowaliśmy i po robocie Alleluja i w drogę (zaciągnięte ze stopki :-). Po drodze tylko trochę padało nie więcej niż pół drogi....Ponocy dotarliśmy do Dzidy za Rzeszowem - Koszmarna fasolka po bretońsku. Tyle że ciepła. Ale jakby to potraktować jako ofiara za odpędzenie deszczu to się opłaciło. Dwa piwka szybko zakończyły dzień. Ciut świt czyli tak koło południa ruszyliśmy do granicy. Luzik żadnej kolejki nie zauważyliśmy bo te trzy kilometry samochodów to chyba nie była kolejka . Celnik tylko spytał nie wiadomo czemu czy mamy paszporty dyplomatyczne . Ukrainka kazała nam wypełnić formulaż emigracyjny. Czy my się wybieramy na emigrację . Ja zdecydowanie zamierzałe wracać do domu....Najciekawsza w tym formulażu była rubryka osoba lub instytucja do której się udajemy. No i adres. Nie pomogły tłumaczenia że w góry jedziemy. Ma być nazwisko i adres. Z kąd ja ci wezmę adres. Podałem Użgorod, babka wyglądała na zadowoloną . Trzymając w reku mój paszport pyta jaka ulica, więc podałem tę gdzie mieszkam . W ustach kobiety zabrzmiało to jak jak najprawdziwsza ulica w ukraińskim mieście. Nawet typowo polskie znaki brzmiały jak najprawdziwsze ukraińskie. Pouczeni o konieczności posiadania oddanej nam połówki przy wyjeżdzie. ( Nikt nawet o to nie zapytał przy wyjeżdzie.) Jeszcze drobiazgowa kontrola celników; ile pojedzie, jaki silnik i czy chodzi na koło i Ukraina stoi przed nami otworem. Ciekawostki na stacji benzynowej, pochylnie do tankowania. Teraz już wiem czemu pytali czy zaraz wracam. Po jakichś trzech kilometrach dajemy wiura z głównej drogi i jest fajnie na rozstajach losujemy monetą. idziemy w lewo po pięciu kilometrach toniemy. Z nikąd pojawiają się młodzi lokalesi. Na pytania dokąd ta droga odpowiadają, że do nikąd. W pewnym momecie. Dzwoni komura - mama woła na obiad. Siedmiolatki z komurkami i złotymi zegarkami a domy sprawiają wrażenie jakby je pierwszy podmuch wiatru miał zmieść z powierzchni ziemi. Wracamy do rostai i juz nie losujemy, jedziemy dalej. W kilku wsiach widzimy sklepy otwarte na oścież dżwi a w środku kłuda wielkości czajnika. Sklep zamknięty. Tak szutrem dojechaliśmy do Starego Sambora. A tam ful wypas: bankomaty (nawet PKO ? ) i knjapy. Żyć nie umierać. Ledwo zjedliśmy zaczeło padać i tak z malutkimi przerwami było do końca. Trochę szutrem trochę asfaltem dojechaliśmy do przełęczy użockiej. Przełęcz, jaka przełęcz? Tu jest prawie płasko. Gdzie te bez mała tysiąc metrów? Było, ale podrugiej stronie. Byłby to piękny zjazd serpentynami gdyby nie żwir, kamienie, błoto i dziury. Ale aby to zobaczyć trzeba było jeszcze przejść kontrolę graniczną. Jaka granica ? Granica obłaści (takie ichnie województwa). We wsi pytamy o turbazę ale zdania były podzielone. W końcu dzieci nam pokazały. Tur baza była ale się spaliła a teraz budują nową. Ale dach jest i lóżka są. Gospodarze też są. Mieliśmy farta bo baza jest sezonowa - narciarska. Po zakotwiczeniu próbujemy lokalnego piwka. Za chwile ktoś wchodzi wołąjąc "Hospodar" i coś gada wybierając poszczególne słowa jakby używał wszystkich jakich znał po ukraińsku. Wytłumaczyłem po polsku gdzie znaleźć gospodarza i słysze. "Adam, jestem wielki, wszystko zrozumiałem". Potem było ognisko, kiełbaski i nocne polaków śpiewy..zakończone przez nagłą burzę. Jak was nie nudzi to pociąnę cdn
Rowersi okazali się nizłymi pokrętami, w sympatycznym tego słowa znaczeniu. Żywili się głównie browarem i ludzkimi opowieściami. Rekord dnia 270 km . Ich podróż wiodła od wiejskiego sklepu do knajpy, od knajpy do następnego sklepu. O miejscowych wiedzieli często więcej od nich samych, np czyją żonę uwodzi ksiądz z sąsiedniej wsi. Generalnie sklep traktowali jako centrum informacyjno, kulturalno, rozrywkowe. Rano Pani Olga zrobiła śniedanko. Smarzone ziemniaki ze skwarkami i jajcarnia oraz regionalne produkty miesne. Takie smaki każdego marketożera są w stanie ściąć z nóg. A czaj parzony w dzbanie ...poprostu czad absolutny. Rowersi wprawili nas w jeszcze jedne kompleksy. Jeden miał ze sobą aparat i torebkę z kanapkami a drugi kuferek wielkości harlejowskiego orzeszka (braincup). Jako że w schronisku nie było łazienki pojechaliśmy na sucho. Ale Krzysiek znany higienista wktótce stwierdził że choć nogi przepłucze ( będzie widać na fotkach). W końcu wyjechaliśmy. Zgadnijcie gdzie spotkaliśmy rowersów. Oczywiście zgadliście perfekcyjnie, w pierwszym sklepie. Daliśmy długą w pierwszą w lewo. Droga z początku była jeśli przyjąć wschodnie kategorie asfaltową (tzn nie więcej niż w 50 %), ale widoki zarąbiste. Wokół wolno pasące się krowy anorektyczki. Czasem na łące, czasem na szosie. Tym razem zamiast monety użylismy Mapy. Na mapie wypatrzyliśmy, że droga powinna nas gdzieś zaprowadzać. I tym razem nie mieliśmy szczęścia. Podróż zakończliśmy na stromym podjeździe na łąkę która okazała się bagnem. Po śladach gąsienic widac było, że jest przejezdna ale Krzysiek nie dał się przekonać. Wróciliśmyliśmy do ostatniej napotkanej wsi aby zasięgnąć języka. Droga panie była, ale za wojny - zeznawali lokalesi. Tera jest nowa, za górą. Stówą można jechać. Nie tego do końca szukaliśmy, ale skoro się nie da, to niech będzie i nowa droga. Po drodze mijaliśmy furki na drewnianych kołach, gości orających drewnianą sochą i kobity piorące w strumieniu. Najmniej rozumiałem to pranie. Można by to powiesić na sznurku i pójść do domu bo lało nieźle. Nie bez trudu trafiliśmy na tę nową drogę. Ta stówa to była chyba w jakiś innych jednostkach. Za to droga mniud-malina to mało powiedziane. Wiodła taką widokową półką. Nawierzchnia szuter i wypłukane kamienie. To była najpiękniejsza droga jaką spotkaliśmy. Widoki pikne, ale im wyżej tym bardzie chmurnie i mglisto. Jednym słowem okolica pikna ino dziura sakramęcko. Jak mineliśmy przełęcz i zjechaliśmy w dół zaczeły sie pokazywać znowu chałupy a potem całe wsie. Załuje, że nie zrobiłem zdjęcią, ale widok uralca z korytem na bocznym wózku zamiast gondoli byłby ...bezcenny. W końcu postanowiliśmy sie zatrzymać i sprawdzić metodę poznawania okolicy wg rowersów. Wiejski sklep, futryna tak niska, że palnołem czołem o nią przy wejściu. Wysoki to ja taki nie jestem. W środku kontuar i półki z desek z towarami. Po lewej trzy stoły z ławkami a po prawej jutowe wory z mąką kaszą cukrem i różnymi takimi. Jak w skansenie. Zapytaliśmy o czaj. Baba spojrzała ha has jak na ufo i rzekła kofie to w następnej wsi. Tu pewnie tylko browar się pija. Byliśmy spaleni. Nie pozostało nam nic innego jak to kofie cokolwiek by to było. A było to ...ganksta paradajs. Hoteliko pensjonat z kawiarnią. Wszystkie alkochole świata. Piekne opalone dziewczyny i tylko wszyscy w dresach. Złota jak na choince same merole i audiki na parkingu. Przechodząc słyszymy strzały. To dzieci strzelają do puszek ....ostrą amunicją. Puki nie strzelają do nas musimy być twardzi. Czaj ekstra. Takiej ilości różnych rzeczy w zaparzaczu z chińskiej porcelany (nie mylić z bazarowoodpustową ) to ja w życiu nie widziałem. Rozpoznałem jedynie nasiona kopru. Widziałem je kiedyś w ogórkach. Jak wychodziliśmy towarzycho koniecznie chciało sobie zrobic zdjęcie z motorami. Jeden z gości z twarzy i postury wypisz wymaluj Grucha z "Chłopaki nie płaczą ". po sesji foto daliśmy długa z utęsknieniem wypatrując szczerbatych górali. Jako, że ta piękna droga była oznaczona drugą kategorią, postanowiliśmy poszukać podobnej. Niestety kierując się oznaczeniami na mapie można trafić na zoraną szutruwę jak i na asfalt. Nie ma regół. Pochulaliśmy trochę bocznymi szlakami i ruszyliśmy w stronę słowacji. Ma granicy ruch jak w ulu więc dajemy bokiem. Jeden z gości w kolejce otworzył dzwi. Wskoczyłem na chodnik. No i od razu podpadłem jakiemuś lejtlantowi. Zaczeło się regularne czołganie, wypełnianie jakichś tam deklaracji i takie tam. Potem przyszedł jakiś inny i pyta czy mam broń albo narkotyki. Na co liczył, że mu od razu powiem Po jakimś czasie lejtlantowi opadła już cukier i wydał nam kwitki mówiąc" a widzisz mojłeś już być tam". No rzeczywiście mogłem. Na granicy kilka motorów z czech wszyscy na klockach, pewnie jadą w góry. Za granicą już nudy. Gładki asfalt, dobre oznaczenia ,ładne domy i zadbane ogródki. Na ostatnim łuku na słowacji zabujało jakoś dziwnie, mało nie poleciałem w bandę. Flak, złapałem kapcia na granicy. cdn Miało być pięknie a tu kicha, a konkretnie flak. Z jednej dziury wyciągam dwa gwoździe. Osiem lat nie złapałem gumy, to uspiło czujność. Ale w sumie lepiej stać na parkingu niz wygrzebywać się z pod barierki. Krzysiek karnoł się do Komańczy szukać jakiegoś rozwiązania. W Komańczy nic nie żyje, wszystko zamkniete. Stoje w miejscu dawnego posterunku granicy Polska Słowacja. Jest wiata ale wieje, kurde jest zimno. Od słowacji jadą dwa motury, zawracają. Nomiło jest. Są gotowi polecieć na słowację po pianę. Zawsze myślałem że to nadaje się do bezdentkówek. Telefon do przyjaciela...Jest napisane, że do jednych i drugich. Krzysiek dociera już do Leska i nic. Za jakiś czas wracjają ze sprejem. Nabijamy jest pięknie. Serpentynki w dół po nocy. Po jakiś czterech kilometrach znowu zaczyna się lambada. Zeszło powietrze. Coś mnie podkusiło na próbę jazdy do najbliższej osady. Nie zostane w lesie wilkom na pożarcie. Rozpędzam się na mientkim gazie. Przyspieszenie godzina do czterdziestki, ale posuwam się do przodu. Droga z Komańczy do Leska to pustynia, trzeba było zostać w Komańczy. Na podjeżdzie z serpentynami opona spada z felgi. Z opony i dentki pewnie sieczka. Koniec jazdy. Kurde gdzie ten Krzysiek miał jechać z powrotem. Powinniśmy się już spotkać. Czas sie poddać. Memory fajf, Siara - Pomocy. Pozostaje czekać. Po krzakach nazbierałem patyków na ognisko. Wilki już nie podejdą . Cudowna noc, piekne gwiazdy nad głową, absolutna cisza jeszcze chwika i byłbym ale cos burczy jak bokser. Nadciąga Krzysiek. Z Leska pojechał na Cisną, zanim sie zorientował trochę się zeszło. Wyciągnoł butelkę z resztkami, ja resztki ukraińskiej wałówki. Telefon dzwoni - mają przyczepke, samochód i kierowcę zdolnego do jazdy. Po dziasiątej w długi weekend w Bieszczadach to tródny do zlokalizowania zestaw. Zatrzymuje się obok nas samochód. Cześć chłopaki wy jesteście z tego nielegalnego rajdu ? Jeśli tak to raczej zostańcie w domu. Jutro robimy obławę z policją - miłego wieczoru.... Ognisko buteleczka i smarzonki to wsztko miłe gdyby nie ten flak. Rano ściągamy wulkanizatora z łóżka. Sobota święto ale wyszedł nawet miał dentke. Marzyłem, żeby nie wyszły wszystkie frendzle. Frendzli to w oponie było pełno ale nie z kordu tylko zglajchowany sprey. Opona w środku nuwex pewex dentka też. Po dwudziestu kilometrach z obciążeniem nawent wentyl się nie naderwał ..poprostu szok. Po zmontowaniu opanował nas lans na dużej pentli, niestety w deszczu. Szybko zjechaliśmy na stokówki i było juz fajniej. Na wieczór wróciliśmy do ośrodka grzane piwko z miodem i już ląduje w śpiworku do góry kołami. Rano jeszcze powrót do domu. Zanim dotarliśmy do Rzeszowa w spodniach mimo membran miałem już bagno. Przesiadka na tradycyjna bawełnę która w połączeniu z kondonem dała choć trochę normalne warunki. Bar Dzida najlepszy żur w układzie warszawskim choć faloli nie polecam. Przed Lublinem przestało padać, do domu juz było sucho.a com widział i com przeżył slajd tew wszystkim wam opowie http://picasaweb.google.pl/felkowski/Ukraina http://picasaweb.google.com/krzysztof.kolaczkowski/UkrainaIBieszczadyKwiecien2008
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne Ostatnio edytowane przez 7Greg : 15.12.2009 o 15:11 |
05.05.2008, 18:59 | #2 |
Administrator
Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 4,839
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 3 godz 49 min 59 s
|
wiesz co, za takie urwanie w połowie to ...
dawaj dalej!
__________________
Ramires Serwis HONDA Industrial / maszyny i urządzenia spalinowe - Otwock / Józefów |
05.05.2008, 19:40 | #3 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 787
Motocykl: RD03
Online: 2 tygodni 3 dni 3 godz 35 min 10 s
|
Dawaj dalej.
|
05.05.2008, 21:49 | #4 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Za zielonymi górami, za lasami
Posty: 1,139
Motocykl: czarny, pomarańczowe ladaco
Online: 7 miesiące 1 tydzień 1 dzień 14 godz 15 min 12 s
|
Kiedy dalszy ciąg?
|
05.05.2008, 21:52 | #6 |
Administrator
Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 4,839
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 3 godz 49 min 59 s
|
skubaniec chce nas przetrzymac ...
__________________
Ramires Serwis HONDA Industrial / maszyny i urządzenia spalinowe - Otwock / Józefów |
06.05.2008, 08:23 | #7 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
No to teraz trza to zebrać do kupy i powiesić w "wyjazdach" A własnie - chyba nie mamy nowej dziury do wieszania wyjazdów, trza będzie na starej stronce Zdrowia! |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Daj mi ten kamień i daj mi ten kamień, czyli jak w maju 2013 byłem w Albanii. | Pils | Trochę dalej | 29 | 25.04.2017 13:52 |
Ukraina ? 21 - 29/09 | Salus | Umawianie i propozycje wyjazdów | 5 | 14.09.2013 23:03 |