|
20.08.2024, 10:49 | #1 |
Administrator
Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 4,827
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 3 godz 50 min 51 s
|
Czarnogóra A.D. 2024 (samochodem)
Część pierwsza - przygotowanie
Urlop jak urlop, co tu wymyślać, rzut lotką w mapę i jakoś będzie... cóż... nie do końca, gdy chce się (z tym chce to mocno przesadzone ) z połówką spędzić czas. Od dłuższego czasu chodziła nam po głowie Czarnogóra. Moja ukochana potrafiła nawet znaki drogowe sprawdzać używając streetview (o tym jeszcze będzie dalej) sprawdzając ową destynację. Planowanie urlopu zbiegło się z rozpoczęciem remontu (o zgrozo), rozpoczęciem sezonu na kosiarki, piły, zagęszczarki oraz klątwą krwawego księżyca... Jak już moja połówka namierzyła gdzie co i jak przyszedł czas na głębsze rozeznanie tematu. Post na forum, gdzie siła ludzi jest wciąż niesamowita, plus kopanie w archiwach forum w poszukiwaniu relacji ludzi, którzy tam już byli. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy wskazali kilka fajnych perełek, z których zamierzałem skorzystać. Przygotwania papierologiczne. Oczywiście ja nie sprawdzając dokładnie nie wiedziałem, że powinienem mieć paszport. Oczywiście wziąłem za pewnika, że skoro walutą tam jest "ojro" to mogę temat olać. Cóż, myliłem się. Nerwówka, bo moja kobitka bardzo lubi mieć wszystko ogarnięte na pół roku przed faktem, więc musiała trafić też kiedy będzie chciało mi się ogolić aby uwiecznić mój koślawy pysk u mordochwyta aby służby na całym świecie otrzymały ostrzeżenie podczas kontroli granicznej, że nie muszą regulować monitorów czy też przecierać oczu - ja naprawdę tak wyglądam. Zdjęcie jak zdjęcie, pstryk i gotowe. Nic bardziej mylnego. Okazało się, że w znanej sieci punktów foto i książek dali ciała, bo... nie te proporcje, bo nie takie tło, ogólnie rzecz biorąc wszystko źle, a w dodatku wyglądałem jeszcze gorzej (chociaż nie sądziłem, że tak można) niż w rzeczywistości. Moja luba zawsze ładnie wygląda, ale ów mordochwyt nie popisał się ani kunsztem godnym Michała Anioła uwieczniając oblicze mej lubej w odpowiedni sposób, ani pokorą, gdy wparowaliśmy z wilczym listem ponownie do tego przybytku uwieczniania chwil za pomocą matrycy urządzenia rejestrującego obraz, stwierdzając po staropolsku, że dali ciała. Ów niewiasta stojąca za ladą, naszpikowana najnowszymi trendami chemii wymieszanej z tradycyjnym wpierdolem, bo chyba nie ma trendów, że jedno oko mocniej się maluje na pandę, stwierdziła, że o to, ten pstryczek się popsuł w tym oto prawie aparacie i nie może jeszcze jeden i jeszcze raz wykonać na cito majestatycznych naszych portetów. Zakłąłem szpetnie pod nosem, albo w myślach, albo to i to naraz, bo zaraz oberwałem od lubej w ramię, że mam się zachowywać, czym wywołałem zapewne przerażenie w oczach ów jakżenaszpikowanej lali za ladą, bo myślała, że kolejny kuksaniec poleci jej niedomalowane oko, aby miała pandę stereo. Uratowałem ją jak dzielny rycerz wychodząc z owego przybytku strzepując proch z butów w progu. Chciałem krzyknąć rozrzewiony "jeszcze tu kurwa wrócimy... z Olem", ale... wiedziałem, że to nie ma sensu, że czas najwyższy rozglądać się za nowym przybytkiem na cito, na wczoraj, by uwiecznić raz jeszcze, w lepszym świetle, w lepszej atmosferze i jednocześnie bez głosu z tyłu głowy Krystyny Czubówny, gdy robiąc dobrze językiem opisuje metaforycznie dziwne stworzenia, jakie znajdują się w naszym otoczeniu. Dobrze się stało, że zmieniliśmy placówkę uwieczniania na płaskich podłożach do następnej, gdzie starej daty pan fotograf zrobił nam tak dobrze, że zachowalismy nawet po jednym zdjęciu na pamiątkę w porfelu. Zrobił to tak sprawnie, że naleciała mnie analogia, że być może to taki fotograficzny Gepetto, który matrycą aparatu rzeźbi nowego Pinokia, nowe pokolenie. Pan fotograf - czystej krwi profesjonalista - zrobił po prostu to, czego od niego się oczekiwało w przemiłej atmosferze wymiany zdań, gdy oczekiwaliśmy na procesowanie się plików z aparatu na papier. Po wymianie uprzejmości oraz uszczupleniu kolejny raz portfela opuściliśmy w pośpiechu przybytek zmierzając ile sił w oplu przez liczne skrzyżowania do urzędu, gdzie mieliśmy dostarczyć na cito zdjęcia, aby nie odwlekać rozpoczętej skrzętnie przez "panią za szybą" procedury wyrobienia paszportów. Planowanie punktów. W chwilach wolnego czasu (jej, nie mojego) byłem bombardowany zdjęciami, nazwami oraz opisem fauny i flory okolicy, gdzie się udajemy, więc ja, pokornie patrzyłem czasem na telefon pomiędzy regulacją zaworów i przeglądem jakiegoś urządzenia na liczne, mnogie, w ilości niezmierzonej wiadomości natychmiastowe oferowane przez pejsbuk. Oczywiście, gdy nie było z mojej strony odzewu po 0,3 sek był telefon, dlaczego ignoruję jej starania i nawet nie odczytuję wiadomości... Ogólnie destynacja wyklarowała się na zatokę Kotorską, która bądź co bądź jest przepiękna. Tivat, Kotor, Perast i inne liczne mniejsze mieścinki wydawały się przeurocze, a do tego widokowe trasy wzdłuż linii brzegowej sprawiały, że miałem ochotę co 5 minut się zatrzymywać i po prostu patrzeć. Wszystkie punkty, które wiedziałem, że mamy do "zaliczenia" były mnogie, sądziłem, że dwa dni i będzie po kłopocie. Jakże bardzo się myliłem. Jakże byłem naiwny, licząc na to, że to będzie spokojny wyjazd, gdzie wypocznę... Moja luba bardzo lubi mieć wszystko przygotowane na ostatni guzik, wszystko rozpisane, wydrukowane, oprawione w ramkę oraz wciągnięte skrzętnie w excel na arkuszu, aby nic nie uciekło. Momentami miałem wrażenie, że moja piękniejsza połówka zamienia się w korporacyjną biurwę żonglującą wszelkimi kwerendami i skryptami w excelu, dlatego po tym wyjeździe zacząłem ją nazywać Miss Excel... Tośmy się kurna dobrali, Miss Excel z nerwicą natręctw i przewidywaniem każdej możliwości, czytającej każdą możliwą grupę na FB gdzie są opinie ludzi z wyjazdów a ja z adhd (czytaj pan chaosu) CDN...
__________________
Ramires Serwis HONDA Industrial / maszyny i urządzenia spalinowe - Otwock / Józefów |
20.08.2024, 12:00 | #2 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Piwniczna-Zdrój
Posty: 1,019
Motocykl: RD04
Przebieg: 53000
Online: 3 miesiące 2 tygodni 6 dni 3 godz 28 min 46 s
|
Fajnie się zaczyna
|
20.08.2024, 13:36 | #3 |
Jako, że lubię czarnogórę to idę po popcorn
|
|
20.08.2024, 13:50 | #4 |
Byłem w lipcu w okolicy Kotoru.
Ciekaw jestem Twych fotek ze szczytu po przejażdżce gondolówką na Lovcen. Bo my w mleko wjechalim |
|
20.08.2024, 17:46 | #5 |
Zarejestrowany: Nov 2012
Miasto: Ze wsi jestem w ZMY
Posty: 2,754
Motocykl: Hunter Cub
Online: 7 miesiące 4 dni 6 godz 4 min 41 s
|
Urlop to czas w którym przestajemy słuchać szefa. A zaczynamy słuchać żony.
Czekam na dalszy ciąg. |
20.08.2024, 18:16 | #6 |
Zarejestrowany: Dec 2012
Miasto: RLU
Posty: 960
Motocykl: RD04
Przebieg: niski;)
Online: 2 miesiące 3 tygodni 6 dni 4 godz 54 min 12 s
|
|
20.08.2024, 20:11 | #7 |
Teraz pewnie będzie o szykowaniu limuzyny
__________________
kto smaruje ten jedzie |
|
20.08.2024, 22:06 | #8 |
Administrator
Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 4,827
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 3 godz 50 min 51 s
|
Przez krótką chwilę rozważaliśmy dojazd na miejsce samochodem, ale nijak nie widziałem jechać 1700km w jedną stronę.... zważywszy, że moja ładniejsza połowa nie do końca jest przyzwyczajona do spania po taniości, do spania w samochodzie... więc padło na linie lotnicze tam i z powrotem, jak również wynajęcie samochodu na miejscu.
Oczywiście moja organizacyjna Miss Excel wszystko sprawdziła, gdzie jakie opinie, gdzie co i jak etc. Finalnie do samego przylotu nie wiedziałem co za samochód dostaniemy. Organizacja lotu, bagaże etc to też niezła komedia była, bowiem ja byłbym w stanie spakować się w podręczny bagaż ze wszystkim uwzględniając sprzęt foto, kilka koszulek, bieliznę etc... skończyło się tak, że chyba tylko tostera, mikrofalówki i piekarnika nie zabraliśmy... i patelni Warszawa - Okęcie Dzień wylotu, nerwówka oczywiście bo Miss Excel musi 18 razy wszystko sprawdzić (niby dobrze, że ma takie skrzywienie, ale na dłuższą metę daje się we znaki). Odprawa na lotnisku, nadanie bagaży, inne sprawy idzie sprawnie. Wsiadamy na pokład. Lot trwa około 2 godzin więc luz, siedzę na bocznym siedzeniu więc gówno widzę przez te okienka wielkości deski klozetowej już wcześniej ubabranych mazią... mam nadzieję, że nie tym co myślę... Wylądowaliśmy. Stjułardesa swoje trele odstawia, nic do niej nie mam absolutnie, bo mega profesjonalna obsługa była i pomocna, chociaż kurna nie było pierogów... Jak wspomniałem wcześniej ów akt lądowania zakończył się powodzeniem, maszyna zatrzymała się na swoim miejscu, stjułardesa płci żeńskiej kierowała nas ku wyjściu celem opuszczenia pokładu statku powietrznego. Podgorica To był pierwszy szok, nie kulturowy, nie zmierzający do ascendencji a tak po naszemu mówiąc - strzał w pysk. Stoję jak ten cieć przy hałdzie żwiru tyle, że bez łopaty i zaczyna ze mnie cieknąć z każdej strony, dowiedziałem się empirycznie po co mam rów na plecach i dlaczego pośladki me plaskate mają dylatację pionowo, bo wiem po nastu sekundach mogłem wypłynąć z mego lekkiego ubrania. Gorąc niemiłosierny w połączeniu z bezwietrzną aurą i tym nakurwiającym niemiłosiernie słońcem sprawiła, że chciałem zawrócić. Resztkami niespalnego przez gorąc mózgu zacząłem szukać pobieżnie, czy przypadkiem ktoś mi świni nie podłożył, bo ja chciałem aby było tak normalnie, 18-20 C w cieniu i lekkie słoneczko, które głaskało moją wypracowaną przez Cif oraz inne specyfiki myjące wysokie czoło zakończone już plecami. Zapytałem o której wracają z powrotem i czy przypadkiem nie lecą w kierunku Islandii lub chociaż gdzieś do krajów skandynawskich, gdzie są temperatury normalne. Stjułardesa płci żeńskiej (nadal) oznajmiła mi, że takich lotów to oni nie oferują. No cóż, pierwsza podpadziocha linii lotniczych. Na moim obliczu, które nie tak dawno było dwa razy uwieczniane w postaci zdjęcia a potem drukarki termosublimacyjnej lub innej igłówce, zaczęło stopniowo rozluźniać mięśnie twarzopaszczowe i wydałem dźwięk jakby mnie chciał wychędożyć conajmniej Zenek, co normalnie stróżuje w Warszawie koło Janek na parkingu strzeżonym, co ma stróżówkę bez klimatyzacji z kiblem o metrażu mniej niż zero. No cóż, do odważnych świat należy. Pierwsze kroki nie były zbyt pewne bowiem w moich przeciętnych cichobiegach zaczęła się podeszwa przyklejać do betonowej płyty. Na szczęście do terminalu, gdzie naiwinie liczyłem na klimatyzację dobrze działającą, brakowało kroków 50, wiecie, takich luźnych, bez oszukiwania i stawiania jednego kroku za 1,5. Ależ byłem naiwny. W owym terminalu było jeszcze gorzej, bo była awaria spłuczki i klimatyzacja nie działała. Jednakże mimo wszystko obsługa nie tyle co profesjonalna, była po prostu miła. Uśmiechnięta. Powtarzałem sobie, aby tylko mi się czarny humor jakiś nie uruchomił, aby nie palnąć czegoś, za co zwiedzanie Czarnogóry zacznę od aresztu o metrażu typowego kibla w kamienicy w Łodzi w stylu art-deco. Udało się, niczego nie palnąłem. Chyba. Kurs na odprawę czy jak to tam się nazywa, kazali paszport dać, dałem, coś wbili, na szczęście to była tylko pieczątka, pierwsza, w dodatku niechlujnie nabita... idziemy dalej. Chwila, mieliśmy walizki! No tak, przeszliśmy za daleko i trzeba było pana Zbyszka (imię dobrane przypadkowo drogą dedukcji) poprosić w najbardziej zrozumiały sposób, że mieliśmy walizki i ich nie mamy bo... no tak, zapomnieliśmy pomieszczenie wcześniej je oderbać. Pan Zbyszek (w sumie to Dragan czy jakoś tak) z politowaniem parskną śmiechem, puknął się w głowę i magią znaną pewnie tylko w tym kraju otrwał drzwi awaryjne i w towarzystwie obstawy przeszliśmy do pomieszczenia, które radośnie już raz widzieliśmy. Radośnie odebraliśmy walizki, częściowo pozbawionych uchwytów bowiem podczas załadunku/rozładunku jeden z olimpijczyków pewnie trenował rzut w dal. Gdzieś przecież muszą ćwiczyć! Jeszcze na terminalu dokonaliśmy zakupu kart SIM, aby mieć internet w tutejszej sieci i muszę przyznać, że praktycznie WSZĘDZIE był non stop bardzo dobry zasięg 4G. 15eu za karte na 2 tygodnie z 300GB internetu. Przed ostatnimi drzwiami stoi lokales z kartką i rylcem zapewnie Andrzeja Zenona Pierwszego wyrytym moim nazwiskiem. Mam na tyle niezbytczęste nazwisko, że to nie mógł być ślepy los, tylko faktycznie było tam moje nazwisko. Witamy się. Pan oznajmił, że czeka na nas dyliżans w postaci pojazdu mechanicznego w wersji ABC (absolutny brak czegokolwiek poza klimą i kołami) marki znanego koncernu tworzącego samochody dla ludu. Szybkie formalności, obstrykanie samochodu z każdej strony w razie W (albo gdybym sam zapomniał jak ono wygląda) i w drogę. Prawie. Przed nami ostatnia bariera, gdzie zapewnie już ktoś kiedyś był, ale po chwili konsternacji okazało się, że wystarczy przyłożyć kartę i pierwszy raz w tym kraju zapłacić haracz w postaci biletu parkingowego. W drogę! Witaj przygodo! Teraz to będzie już z górki! IMG_20240806_065632.jpg Taki chuj. Samochód na papierze miał koni pewnie sporo, ale w rzeczywistości od 0 do 100km/h rozpędzał się do jutra. Cóż, to będzie długa droga. Nawigacja wspomina, że mamy 106 minut do celu, pod warunkiem, że nie będą organizowane akcje gaśnicze. Ropucha tutaj się nie spodziewałem, ale kto wie, przecież też lubi podróżować. Powód tego komunikatu był bardziej banalny, nie był nawet winien tego naśladowca Ropucha niejaki Braun tylko z uwagi na wysokie temperatury pożary, które czasem w przypływie chyba niedoboru adrenaliny zaczynają gasić. Tuż za piątym zakrętem i drugim rondem już widzieliśmy lokalnego rycerza tutejszego aparatu władzy, czyli kolesia na motocyklu z suszarką w ręku zapewne udzielający autografu losowemu kierowcy pojazdu. To w zasadzie był pierwszy i przed ostatni raz kiedy widziałem suszarki. Pierwszy raz jestem w tym kraju, dlatego obserwuję co i jak wszystko łącznie z ruchami mas powietrza aby w razie czego wiedzieć, gdzie mogę puścić bąka, aby nie zmniejszyć populacji malowniczej Czarnogóry. Trasa jak trasa, kierowaliśmy się w kierunku wybrzeża, które dosyć szybko zaczęło się pojawiać na horyzoncie. Pierwsze serpentyny i widokowa trasa wzdłuż malowniczego widoku na morze. Jedziemy i zaczynam szukać gdzieś opcji na przystanek ze względu na pierwszy piękny widok na położone w lekkiej zatoce miasto - to była chyba Budva. PANO_20240730_165631.jpg Szybko pojawił się przydrożny bar, dosłownie jakby czekał, aby zawitać tam. Wzięliśmy szybko po jednym wyrobie mocno zmrożonym z osadzonym drzewcem dla łatwiejszego manewrowania do otworu twarzopaszczowego (dla niewtajemniczonych chodzi o lody na patyku). Zanim zdołałem zerwać ów odzienie z tego loda to prawie zdążył się roztopić. Nie ma nic w tym dziwnego. Termometr wskazywał jedyne 39 C. Szybko wręcz wróciliśmy do dyliżansu dla ludu i dzięki temu, że droga prowadziła w dół nabierał ochoczo prędkości, chociaż miałem z tyłu głowy fakt, że w sumie nie wiem jak ten dyliżans zahamować skutecznie, bo przy lekkim dotknięciu czułem całą pofałdowaną powierzchnię tarcz/klocków - słowem napierdalało... Teraz to będzie frajda - przemknęła mi myśl widząc coraz ostrzejsze zakręty, chociaż nie takich atrakcji pierwszego dnia się spodziewałem. Cóż, pierwsze koty za płoty, test przyczepności przy kilku okazjach przetestowałem, co sprawiło, że ciut pewniej się poczułem. Zakręt w lewo, zakręt w prawo, znowu w lewo, w lewo, w lewo... chwila, ja chyba się wracam... a nie, to tylko pokręcone serpentyny, które im bliżej brzegu większą frajdę sprawiały, chociaż jako kierowca dyliżansu miałem mimo wszystko ograniczone możliwości rozkoszowania się widokami. Spokojnie, nadrobię - pomyślałem sobie uśmiechając się nieśmiale. Minut minęło chyba z 10 i dojechaliśmy do Świętego Stefana czy jakoś tak, taka wiocha na urwisku z malowniczą trasą, która wg mnie była przesympatyczna widokowo. Nie minęło minut 8 a już mogłem znowu podziwiać... kurwa mać korki w zatłoczonej Budvie. Miałem okazję nawet policzyć ilu przechodniów przechodzi na każdym cholernym skrzyżowaniu... Ruch coraz większy, motocyklistów zbyt wielu nie było o dziwo, ale za to skuterów i maxi skuterów już tak. Gdzie nie popatrzyłem to dominowała Honda X-Adv oraz Forza. Trochę chinoli, ale raczej były w zdecydowanej mniejszości, dużo widziałem Vespy. Dużo mimo wszystko ludzi jeździło bez kasków, nawet na motocyklach, niektórzy wręcz w klapkach plażowych... serio! Co kraj to obyczaj. Minęliśmy w końcu Budvę, ja już miałem złe wspomnienia a dopiero przecież przyjechaliśmy. Mówię sobie, że to taki dzień, że pewnie trafiliśmy na jakieś korki, godziny szczytu etc. Ta... ale o tym potem. Mieliśmy może z 20-30 minut do celu, jadąc przepisowo przemierzaliśmy kolejne kilometry już bez większego wow, trasa jak trasa, ładniejsza niż z Warszawy koło Janek do Pruszkowa, ale wciąż to trasa. Im bliżej Tivatu tym bardziej gęstniało od samochodów z powodu tego, że roboty drogowe więc kolejna okazja to podziwiania czarnogórskich poboczy oczekując na ruch. Miałem wrażenie momentami, że klimatyzacja była nabita jednorazową butlą bo były momenty, że nie działała jak trzeba i nie dmuchało na mnie zimne powietrze. Zagadkę rozwiązałem na drugi dzień, dlaczego tak się działo. Dojechaliśmy do naszej rezydencji/miejscówki/apartamentu/pokoju* znajdującej się tuż obok Tivatu. obraz_2024-08-20_205801625.png Uśmiechnąłem się tylko gdy zobaczyłem małe kitełki, a jeszcze bardziej moje kąciki ust zbliżyły się do uszu w momencie gdy zobaczyłem, że mamy klimatyzację w pokoju i prysznic, który momentalnie zacząłem okupować. kitełki.jpg Rozpakowanie lekkie, plan na resztę dnia, kierunek zakupy aby coś na wieczór było wrzucić na ruszt. Po sklepie ruszyliśmy do Tivatu bo najbliżej aby sobie już coś tam pooglądać i jakoś dotrwać do końca dnia starając się nie wypłynąć samoczynnie z ubrania. Taki widok miałem z tarasu na naszym piętrze. PANO_20240730_175529.jpg Parking mega mi się spodobał. parking.jpg wingro.jpg a nocą było tak noc.jpg cdn *) niepotrzebne skreślić. PS. Nie chciało nam się jechać do Krakowa aby lecieć do Tivatu bezpośrednio, dlatego jakoś tak koślawo do Podgoricy z Warszawy. Ogólnie nie żałuję tego wyboru.
__________________
Ramires Serwis HONDA Industrial / maszyny i urządzenia spalinowe - Otwock / Józefów |
21.08.2024, 10:42 | #9 |
I pięknie
__________________
www.kolejnydzienmija.pl 2014: Żatki Bolek na promie kosmicznym 2015: Veni Vidi Wypici 2016: Muflon na latającym gobelinie 2017: Garbaty Jednorożec 2018: Czarny Jaszczomp 2019: Rodzina 50ccm plus 2020: Żółwik Tuptuś 2021: Chiński Syndrom 2022: Nie lubię zapierdalać 2023: Statek bezpieczny jest w porcie, ale nie od tego są statki 2024: Uwaga bo ja fruwam 2025: Ekwipunek Załogi Gogurka |
|
Tags |
budva , czarnogóra , kotor , kuk , montenegro , tivat |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Czarnogóra sierpień 2024 | ramires | Przygotowania do wyjazdów | 14 | 19.08.2024 21:22 |
Turcja samochodem służbowym | 7Greg | Kwestie różne, ale podróżne. | 10 | 24.01.2022 09:44 |
Rumuński TET samochodem | Sidorowski | Przygotowania do wyjazdów | 7 | 28.06.2019 15:41 |