|
01.06.2014, 19:55 | #1 |
Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 1,146
Motocykl: oby złodziej kulasy połamał
Przebieg: :(
Online: 3 tygodni 1 dzień 18 godz 11 min 26 s
|
Sinior Najs Motorcikletta - Maramuresz 2014
To będzie dziwna historia. Wszyscy już chyba wiedzą jak się skończyła, nikt nie wie jak się zaczęła i jak było w trakcie. Opowieść będę snuł ze swojej perspektywy, mam nadzieję reszta Gangu Dzikich Wieprzy wesprze mnie swoim punktem widzenia czy też swoimi spostrzeżeniami. Nie będę dyskredytował ani Rumunii, ani Borsy, ani Maramureszu z uwagi na smutny finał tej opowieści. Poznaliśmy tam naprawdę ciekawych ludzi, bardzo przyjaznych - szczególnie pod wrażeniem byliśmy z Mateuszem tego jak podeszli do tego wszystkiego mieszkańcy czy Policja i to Policja przez duże P. Nie wiem czy ich podejście i zaangażowanie było szczerze czy na pokaz. Ale wierzę że szczere bo jakoś tak też trochę wierzę że za kilka dni Kris zadzwoni że "Mikhal, your bajk is fałnd". A "element" jest niestety wszędzie i równie wszędzie mogło się to przytrafić. Ale widać tak musiało być. Ogólnie rzecz ujmując, Maramuresz zabija ćwieka, nie pozwala przestać o sobie myśleć, daje mega dużo pozytywnych wrażeń i uczy tego jak wiele zależy od drugiego, bardzo często obcego, człowieka. Szczególne podziękowania dla Magrafb, Krystiana i Waldka - za ściągnięcie mnie do kraju oraz dla Marka za nieocenioną pomoc. Takich ludzi teraz to ze świecą szukać. A Marek, jego dołączenie do nas w ostatniej możliwej chwili i dziwne losy jego Afryki, Lawety i Opla Frontery są trochę wspólnym mianownikiem całej tej opowieści. Taki trochę dziwny anioł mieszka w tym Leżajsku Tymczasem diabeł zdecydowanie zadomowił się w Borsie.
__________________
------------------------------------------------------ XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX ------------------------------------------------------ |
01.06.2014, 20:23 | #2 |
Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 1,146
Motocykl: oby złodziej kulasy połamał
Przebieg: :(
Online: 3 tygodni 1 dzień 18 godz 11 min 26 s
|
Dzień 1.
Ostatnie pakowanie i próbne ładowanie wszystko na afri nastąpiło dnia zero. Od początku nie byłem do końca przekonany co do wytrzymałości moich toreb (co zostało zweryfikowane w trakcie). Plan był taki, aby w piątek zwieźć do roboty wszystko, urwać się przed 15 i uderzyć do Radocyny gdzie spotkać mieliśmy się w gronie: Śluza Mateusz Tomek Wojtek Sawy Mroova Krzysiek Ja I wówczas wspólnie bądź na dwie grupy uderzyć z rana następnego dnia na Maramuresz. Tutaj też niezbędny jest mały disclaimer - Maramuresz był moja pierwszą wyprawą tego typu i pierwsza tak naprawdę jazdą w terenie. Z tego też względu wszystko co dla innych mogło wydawać się oczywiste, dla mnie było zupełnie nowe. I to też wpływa na mój punkt widzenia, który odtworzy się w tej opowieści. Przejazd z Warszawy do Radocyny zajął nam zdecydowanie zbyt długo. Na miejsce dojechaliśmy z Mroovą i Krzyśkiem, którego łapaliśmy pod Grójcem, ciemną nocą. Bardzo sympatyczny Pan Dyrektor Wszystkich Lasów którego poznaliśmy przy naszym ognisku snuł opowieści o Taddym Błażusiaku z którym mieszkał po sąsiedzku do ciemnej nocy częstując się pętami kiełbasy. Wówczas też dowiedzieliśmy się, że ładowność kijka do ogniska jest w zasadzie nieograniczona a pęto kiełbasy kończy się tam, gdzie zaczyna się puste opakowanie. Zabawną kwestią okazała się kwestia klucza do naszego pokoju który zaginął chyba w momencie w którym się pojawiliśmy. To był pierwszy ze znaków które Diabeł Maramureszu nam podesłał. Oczywiście nie problemem był sam klucz ale to, że drzwi zdążyliśmy zamknąć. Z tego też względu ładowanie się i wyładowywanie z pokojów następowało drogą przez okno i po chybotliwym stole. Poranne śniadanie w stołówce było z kolei pierwszym i ostatnim śniadaniem przez następnych 7 dni. Mam na myśli prawdziwym śniadaniem, bo gorący kubek stanowił jedynie placebo porządnego porannego posiłku. Posileni, skacowani, zaopatrzeni w zapas fajek i wody skierowaliśmy się na stację benzynową przy Słowackiej granicy. Jeden dystrybutor który średnio działał (brak prądu) zasilił nam zbiorniki 95 oktanowym energetykiem. Ruszyliśmy na południe. Dla mojego motocykla - była to ostatnia podróż. Dla mnie - pierwsza.
__________________
------------------------------------------------------ XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX ------------------------------------------------------ Ostatnio edytowane przez Evvil : 02.06.2014 o 20:20 |
01.06.2014, 20:28 | #3 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Piwniczna-Zdrój
Posty: 1,019
Motocykl: RD04
Przebieg: 53000
Online: 3 miesiące 2 tygodni 5 dni 22 godz 10 min 52 s
|
No zaczyna się ciekawie, tylko szkoda że się tak skończyło. Ale pisz pisz
|
01.06.2014, 20:37 | #4 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 45 min 49 s
|
miodzio!
__________________
Agent 0,7 |
01.06.2014, 20:59 | #5 |
Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 1,146
Motocykl: oby złodziej kulasy połamał
Przebieg: :(
Online: 3 tygodni 1 dzień 18 godz 11 min 26 s
|
Dzień 2
Z samego rana dołączył do nas krążownik rumuńskich szos, nas zbawca, wybawiciel i człowiek orkiestra Marek. Opel Frontera z Afryką na lawecie i bagażnikiem pełnym narzędzi, dziwnych płynów i zamienników dojechał do nas jak tylko się pakowaliśmy. Przelot do Rumunii trwał dość długo. Spokojna jazda przez 4 kraje, bocznymi drogami. 400 km zajęło nam coś koło 10 godzin. Co mnie zdziwiło najlepsze drogi były na.... Słowacji. Nie na węgrzech (masakra) ale Słowacji. No może poza upierdliwymi mijankami (4 remonty). Przy granicy Rumuńsko-Węgierskiej zatrzymaliśmy się na kolejne tankowanie. Podskakują do nas od razu dzieciaki lat 4-7 i proszą o papierosy, żarcie, pieniądze. Nie, nie było to smutne. Było to raczej wyrachowane. Bieda to jedno, drugie to fakt, że oni są tego uczeni od małego. Zresztą bieda jest pojeciem względnym. Rumunia była bardzo biednym krajem natomiast nawet patrząc po tym jak rozwija się tam (powoli bo powoli) turystyka i jakimi autami jeżdżą rumunii, jak wyposażone są sklepy widać, że odchodzi to powoli do przeszłości. Tak więc - zorganizowane wyrachowanie i przykry nawyk którego dzieciaki są uczone od małego. Niemniej - rzecz jasna wszelkie prośby i oczy a la kot ze szreka ignorowaliśmy. - Sinior Sinior Manżare My nic - Sinior Sinior Manżare! My nic - "gwizdanie" Sinior. Chłopak zagwizdał na nas jak na psa. True story. Wogóle ta postawa potem dawała nam się trochę we znaki. Szczególnie kiedy walczyłem o życie mijając na błotnistym zjeździe jakieś dzieciaki a one wyciągały ręce i "DAJ DAJ". Tak tak, już staję, natychmiast, szukam podparcia dla kloca i wyciągam drobne albo fajki. Również true story. Dalej przelot z Satu Mare do Baia Mare. Fajna asfaltówka pociągnięta przez równinę, przejazd psuł nam tylko silny wiatr wiejący od naszej prawej strony - spychający nas jak żaglówki mocno w stronę przeciwległego pasa którym pędziły tiry. Próbowałem z tym jakoś walczyć to redukując prędkość (nic to nie dało), to przyspieszając (było tylko gorzej). Podmuchy wiatru miotały objuczoną afryką po całym pasie ruchu, sprawę rozwiązała jazda w pochyleniu jak do skrętu, niemniej w momencie w którym wiatr ustawał trzeba było momentalnie robić przeciwskręty żeby nie spaść na drugą stronę. Czyli znowu Diabeł Maramureszu. Późnym popołudniem rozbiliśmy się w Firiza, nieopodal Baia Mare. To miejsce miało być punktem ataku pierwszego tracka - słynnego już chyba czytając relacje z Maramureszu tracka do Sapanty przez połoniny. Jezioro nad którym się rozbiliśmy było tyleż malownicze co zasyfione. Niestety śmieci pływały tam wszędzie. Trochę bez sensu, że nikt tam wogóle nie dba o takie rzeczy. Również tego wieczora (pierwszy dzień na Maramarueszu) dopadła nas pierwsza z kilku upierdliwych awarii - w jednej z Afryk odkręciła się stopka amortyzatora. Pierwotnie myśleliśmy że wylał amor, tymbardziej że sporo syfu było wszędzie wokół, niemniej po rozkręceniu okazało się sam amor jest sprawny, tylko że się nie trzyma. Nie było to być może aż tak wielkim problemem gdyby nie to, że nie bardzo mieliśmy czym ścisnąć sprężyny, żeby porządnie to dokręcić. Jedną z koncepcji było ściśnięcie tego... oplem fronterą. W ruch poszła saperka, drewniane klocki i podnośnik samochodowy. W dołku umieściliśmy podnośnik, na nim sprężynę z amorkiem a na podkładce oparliśmy klocek aby trzpień miał się gdzie wysunąć Oczywiście od góry wszystko dociśnięte miało być ramą Opla. Zakręciliśmy podnośnikiem i... sprężyna zaczęła się delikatnie ściskać. Ponieważ jednak było już późno, stwierdziliśmy, że powalczymy z tym z rana. Następnego dnia było z kolei dużo zabawniej...
__________________
------------------------------------------------------ XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX ------------------------------------------------------ Ostatnio edytowane przez Evvil : 02.06.2014 o 20:22 |
01.06.2014, 20:45 | #6 |
....OLEJ....
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Pniewy-Londyn
Posty: 1,337
Motocykl: RD07a
Przebieg: 6006 km
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 1 dzień 17 godz 24 min 54 s
|
Dlugo czekalem na ta relacje, a tutaj taki final...;(
|
01.06.2014, 21:09 | #7 |
Zarejestrowany: Jan 2012
Miasto: łódź
Posty: 130
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 tygodni 3 dni 8 godz 36 min 14 s
|
zapowiada się dobrze
trzeba wierzyć w "happy end" |
01.06.2014, 21:14 | #8 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Piwniczna-Zdrój
Posty: 1,019
Motocykl: RD04
Przebieg: 53000
Online: 3 miesiące 2 tygodni 5 dni 22 godz 10 min 52 s
|
Dozowanie napięcia to Ci dobrze wychodzi.
|
01.06.2014, 21:22 | #9 |
Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: Zielona Góra
Posty: 62
Motocykl: RD03 + CB 700SC Nighthawk '84
Przebieg: 60k
Online: 6 dni 2 godz 4 min 49 s
|
|
01.06.2014, 21:28 | #10 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Uć
Posty: 47
Motocykl: KTM 1190 i 690
Online: 1 tydzień 5 dni 22 min 42 s
|
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Maramuresz 24.05 - 30.05 | Evvil | Umawianie i propozycje wyjazdów | 149 | 15.05.2014 22:44 |
Maramuresz | Evvil | Umawianie i propozycje wyjazdów | 144 | 08.02.2014 12:21 |
Maramuresz - 100 kilometrów offu solo [Sierpień 2011] | bukowski | Trochę dalej | 21 | 08.01.2014 14:15 |