|
24.06.2012, 23:30 | #1 |
wondering soul
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
|
Rajdowo przez Albanię - czyli Rally Albania 2012 od kuchni
KILKA SŁÓW NA POCZĄTEK Chciałam zobaczyć jak jest na rajdach motocyklowych. Chciałam poznać ten wymiar motocyklizmu, do tej pory znany mi jedynie z relacji telewizyjnych z Dakaru, kilku krótkich opowieści chłopaków z Orlen Teamu i obserwacji marokańskiego Rajdu Merzouga. Ot - i cała moja wiedza i doświadczenie. Czyli żadne. Informacji o rajdach, takich od kuchni, jest opłakanie mało. Jakoś zawodnicy, czy amatorzy startujący w rajdach, nie kwapią się do napisania kilku chociaż słów o swoich wrażeniach. Opieranie wiedzy na oficjalnych stronach organizatorów rajdów jest mało miarodajne: wiadomo, o codziennych rzeczach się tam nie mówi. Dodatkowo wielkim znakiem zapytania było dla mnie: czy w ogóle spodoba mi się ściganie, ciągła napinka i jazda byle do przodu, bez możliwości podziwiania okolicy, zrobienia zdjęcia, czy pogadania z lokalesami. Ponieważ lubię poznawać odpowiedzi metodą empiryczną, postanowiłam spróbować sił w rajdzie i przekonać się o wszystkim na własnej skórze. To nie będzie wielka relacja. Jak te nasze afrykańskie z dalekich wypraw. Będą to moje wrażenia z 6-cio dniowego rajdu: czyli wszystko subiektywnie i od kuchni. Mam nadzieję, że ta garstka informacji będzie przydatna dla tych, którzy zastanawiają się nad udziałem w rajdach, wahają się i nie bardzo wiedzą, czy w ogóle próbować swoich sił w takich zabawach. Pytajcie, krytykujcie, poprawiajcie - czym więcej zbierze się informacji, wniosków, przemyśleń - tym lepiej dla wszystkich. CO TO W OGÓLE ZA RAJD To była już ósma edycja Rajdu Albanii (http://www.rallyalbania.org/). Niewiele można o nim znaleźć informacji: trochę zdjęć z poprzednich edycji i tyle. Rajd przeznaczony jest dla motocykli, quadów i samochodów 4x4. Wszyscy jada jedną trasą, co jest trochę zwodnicze. Wydaje się, że jak samochody mają przejechać, to będzie łatwo, a tymczasem nic z tego… Na całe trasie nawigacja opiera się na roadbookach przygotowanych przez organizatorów. GPSów nie wolno używać. Trasa rajdu (przynajmniej w tym roku) prowadziła w całości przez góry i według mnie była ewidentnie przygotowana pod mniejsze motocykle endurowe (dopiero na miejscu zrozumiałam dlaczego większość startujących jedzie na motocyklach o pojemności do 450 cc). Wielokrotnie wspinaliśmy się na 1500 - 2000 m npm, tylko po to żeby za chwilę wąskimi ścieżkami zjechać w dół, a potem lawirując między przepaściami znowu pod górę. Terenowo określiłabym trasę jako stosunkowo trudną: dużo kamieni, przejazdów przez rzeki, jazdy po wyschniętych kamienistych korytach rzek. Mnóstwo podjazdów i zjazdów. Jak ktoś ma lęk wysokości - nie polecam. Błota też trochę było, szczególnie na odcinkach leśnych. Z tym, że w tym roku ani razu przez te sześć dni nie padało. Myślę, jednak że jak tam popada (a w lecie burze zdarzają się często) to jest dopiero masakra: czerwone gliniaste podłoże zamienia się w ślizgawicę poprzekładaną kamieniami. W warunkach deszczowo - mokrych musi to być bardzo trudna trasa. Było też trochę szybkich szutrówek, na których trzeba strzec się samochodów jadących z zawrotnymi prędkościami. Część dojazdówek nie różniła się od odcinków specjalnych. A było nawet kilka trudniejszych niż odcinki specjalne z danego dnia. Częściowo dojazdówk poprowadzone są małymi drogami asfaltowymi: takie górskie serpentynki. Całkiem przyjemne, szczególnie po 300 km w terenie. To co mi się już trochę mniej podobało to bardzo krótkie czasy, jakie organizatorzy dali nam na dojazdówki. Właściwie nie było czasu się napić, ani nic zjeść, nie mówiąc już o odpoczynku, robieniu zdjęć itp.. Kto chciał zdążyć na starty odcinków specjalnych musiał nieźle grzać (choć teoretycznie trzeba było przestrzegać przepisów, ale w tym wydaniu dojazd na czas był niewykonalny), no i wcisnąć gdzieś kilka minut na tankowanie. Większość startujących wyglądała mocno profesjonalnie i dość poważnie podeszła do tematu ścigania się. Sporo było teamów z busami serwisowymi, obsługą itp. Cześć czołówki przygotowywała się do Dakaru. Oczywiście ich poziom jeżdżenia i przygotowania sprzętu to zupełnie inna liga. Było też na szczęście sporo amatorów, podchodzących do tematu ścigania się na większym luzie. Do tej grupy na pewno należała część ekipy polskiej, w tym my, tzn. Jurek i ja. Większość motocykli to pojemności do 450 cc, co po przejechaniu tej trasy wcale mnie nie dziwi. Było trochę KTMów 690tek, LC4 i LC8. Były też dwie AT: jedna z przerobionym zawieszeniem od KTMa i jedna "normalna" (ta niestety nie ukończyła rajdu). Poza tym kilka quadów, w tym jeden quad "meduza" - jakaś wydumka, na której jechał Machachek. No i sporo 4x4, baaaardzo profesjonalnie przygotowanych. W grupie samochodów walka naprawdę toczyła się na śmierć i życie. Trasa tegorocznego rajdu była podzielona na 5 etapów. Dodatkowo, pierwszego dnia by prolog, który nie liczył się do klasyfikacji, a tylko ustawiał kolejność startu na pierwszy dzień. Przedsoatni dzień rajdu, był dniem wolnym. Całość trasy miała ponad 1650 km, z czego około 515 km stanowiły odcinki specjalne. Każdego dnia był jeden albo dwa odcinki specjalne. Przez te sześć dni jazdy objechaliśmy praktycznie całą Albanię, która okazała się niezwykle malowniczym i cudnym krajem (to był mój pierwszy raz w Albanii). A tak o tegorocznym Rajdzie Albanii piszą na portalu www.terenowo.pl: "W sobotę zakończył się Rajd Albanii (Rally Albania) uznawany za jeden z najniebezpieczniejszych i najtrudniejszych rajdów cross-country w Europie….Swoją szczególną sławę Rally Albania zawdzięcza morderczej trasie prowadzącej przez najbardziej niedostępne i dzikie góry Albanii. W tym roku trasa podzielona na 6 etapów liczyła łącznie 1650 km, z czego aż 515 km stanowiły odcinki specjalne - wszystkie wyznaczone w ekstremalnie trudnych partiach górskich, często na wysokościach ponad 1500 m n.p.m.." (cały artykuł tu: http://www.terenowo.pl/sport/inne/1987-duy-sukces-polskiego-solter-team-na-rally-albania-2012.html ) Nie wiem, czy aż tak dramatycznie określiłabym ten rajd. Nie mam porównania. Trudny był. Ale też bez przesady. Największą trudnością nie była trasa jako taka, ale połączenie setek kilometrów, stosunkowo trudnego terenu, upału i zmęczenia fizycznego. SKĄD TEN POMYSŁ, PRZYGOTOWANIA I EKIPA Pomysł narodził się tak naprawdę na Moto Maroko, czyli w listopadzie 2011. Właśnie tam weterani rajdowi snuli swoje opowieści na temat fantastycznego świata rajdów. Momentami brzmiało to trochę jak bajka, ale krok po kroku dałam się „ponieść” pomysłowi. W końcu rajdy są różne. Wiadomo niektóre – totalnie poza zasięgiem, no ale takie amatorskie i pół amatorskie, to czemu nie. Jedną z uczestniczek wyjazdu Moto Maroko była Asia, znana bardziej jako Modrzew. Asia miała już za sobą start w dwóch rajdach RMF Maroko Challenge i kilku edycjach Baja w Polsce. Ewidentnie złapała bakcyla i namawiała resztę do podjęcia rękawicy. Inaczej rzecz ujmując: dwie umorusane po całodniowej jeździe na moto kobitki, siedziały z drinkiem w ręku wpatrując się o zachodzie słońca w boskie Erg Chebbi, podziwiając wydmy, pustynię, wielbłądy i porozstawiane dookoła motocykle. Tak sobie gadałyśmy gdzie by tu pojeździć w następnym sezonie. Oczywiście w planach była pustynia, ale… Aśka rzuciła też hasło Rally Albania. Co prawda to zupełnie nie pustynia, ale „słyszałam, że super rajd” – powiedziała. Długo nie trzeba mnie namawiać na takie rzeczy. Po powrocie do Polski rozpuściłyśmy wici, kto by chciał się dołączyć do ekipy i tak, w dość krótkim czasie, zebrała się nasza „rajdowa grupa”. Ostatecznie wybraliśmy się w następującym składzie: Asia, zwana Modrzewiem – dwa rajdy RMF Maroko Challenge za sobą, nie do zdarcia kondycyjnie. Na trasie nigdy się nie poddaje - połyka po prostu garść ketonalu i jedzie dalej, do końca. Rajdy to jej najnowsza pasja, której oddaje mnóstwo serca i czasu. W przyszłości na pewno da jeszcze nie raz o sobie znać. Asia wystartowała na KTM EXC 450. Jurek – rajdowo zielony, ale z tysiącami kilometrów nawiniętymi na liczniku. W terenie czuje się jak ryba w wodzie. Góry to jego żywioł, więc trasa rajdu idealnie mu podpasowała. Nawigacja na road booku ewidentnie mu podpasowała i opanował właściwie od razu. Mechanicznie złota rączka, a nie miał łatwego zadania: swój i mój motocykl na głowie. Jechał na KTM 690 Enduro R. Zbychu – na kolega z Pro Motora. Na co dzień śmiga na małych endurakach i przy takim pozostał – jechał na Yamaha WR 250. Zawsze uśmiechnięty, bezproblemowy i zadowolony z życia – nawet gdy pada ze zmęczenia. Minimalista i w 100% „antygadżeciarz”.W tym duchu wyposażył swój motorek, nie przejmując się zupełnie uszczypliwymi komentarzami rajdowców. W rajdach już jakieś doświadczenie miał – startował raz w RMF Maroko Challenge. > Grzesiek – na enduro jeździ zaledwie od 3 lat. To, że zaczął uprawiać ten sport w nienajmłodszym już wieku, zupełnie w niczym mu nie przeszkadza. Człowiek renesansu, który w życiu spróbował już chyba wszystkiego – w pozytywnym znaczeniu. Chodzący wulkan energii, a kondycji mogliby mu pozazdrościć 18-latkowie: nie do zdarcia psychicznie i fizycznie. Świat widzi jedynie w jasnych barwach, nawet gdy jest źle (czego dał niezbity dowód na tym rajdzie). Ma za sobą starty w obydwu edycjach RMF Maroko Challenge. Jechał na KTM EXC 450. Żbiku – struś pędziwiatr i wymiatacz. Nieprawdopodobnie objeżdżony na motorku: widać setki godzin, lat i kilometrów spędzonych w terenie. Rajdowo doświadczony: rajdy RMF Maroko Challenge, edycje Baja w Polsce i pewnie jeszcze inne zawody enduro, o których nawet nie wiem. Do życia podchodzi z uśmiechem i humorem. Żbiku jechał na KTM EXC 530. Maciek – na co dzień znam go raczej z życia zawodowego i garniturów… Pokazał swoje drugie, zupełnie inne oblicze. Ma bogate doświadczenie jazdy enduro, choć przez ostatnie kilka lat miał od tego przerwę. Rajd zmotywował go do ponownego zaprzyjaźnienia się z motocyklem en durowym. I chyba, a nawet na pewno, znowu złapał bakcyla. Maciek jechał na KTM EXC 450. Smoku – jedyny z ekipy, którego wcześniej nie znałam. Eksplozja pozytywnej energii, humoru i szalonych pomysłów. Rajdowo – stary wyga. Ma za sobą obydwie edycje RMF Maroko Challenge. Smoku jechał na KTM EXC 350. Niezależnie od naszego umawiania się na wyjazd, zebrała się równolegle ekipa na forum adv. Skład ekipy był dość zmienny i w końcu, po różnych komplikacjach w rajdzie wystartowali: Smutek (KTM LC4 640) oraz Krzemień (Yamaha WR 450). No i na koniec zostałam ja. Również totalnie zielona rajdowo. Moje całe doświadczenie, to była obserwacja z bliska Rajdu Merzouga, w listopadzie w Maroku. Nigdy w żadnym rajdzie nie stratowałam, ani nie miałam do czynieni a z nawigacją z roadbooka (czego najbardziej się obawiałam, a co okazało się jednym z moich ulubionych elementów rajdowania). Na rajd wzięłam KTM 690 Enduro. Choć potem wielokrotnie na trasie żałowałam, że nie jadę na moim KTM EXC 200. Co do papierologii rajdowej – to nie ma o czym pisać. Sprawa jest dziecinnie prosta. Wypełnia się formularze ze Stroby organizatora, wpisuje na listę, płaci wpisowe (kobiety, tylko opłatę administracyjną w wysokości 100 EUR, panowie niestety całość, tzn. 500 EUR) i gotowe. Jeśli chodzi o przygotowanie motocykli, to każdy z ekipy zajął się tym we własnym zakresie. I albo robił to sam albo oddał w ręce bardziej doświadczonych mechaników. Jurek przygotował obydwie nasze 690. Także wszelki pytania bardziej techniczne, proszę do niego. Na przygotowanie sprzętu, jak się pewnie domyślacie, można wydać majątek. Szczególnie jak się jedzie pierwszy raz i nie ma się wymaganego na rajdzie szpeje. My starliśmy się znaleźć złoty środek, tzn. mieć to co trzeba, ale nie wydać przy tym worka pieniędzy. U Huberta kupiliśmy nowe opony (Pirelli Scorpion z przodu, z tyłu Mitasy T04). Jechaliśmy na najgrubszych dętkach. Na musy, ze względu na koszty, nie zdecydowaliśmy się (choć na rajdzie prawie wszyscy jechali na musach). Musieliśmy kupić roadbooki i metromierze. Udało nam się znaleźć niezłe (z tego co nam powiedzieli bardziej obeznani w temacie) roadbooki elektryczne portugalskiej firmy Free 2 Ride. Cenowo wyszły całkiem przyzwoicie, a jakościowo sprawdziły się świetnie. W temacie metromierzy nie ma za wiele do wyboru, więc nie pozostało nam nic innego jak kupienie ICO. Poza tym trzeba było przygotować w motorku jedno wyjście elektryczne extra, na podczepienie GPSa organizatorów (taki cracking system). Cały szpej Jurek montował sam. Na miejsce dojechaliśmy 3 samochodami: jeden bus i dwa samochody z przyczepami. Niestety droga jest dłuuuga: z Warszawy 26 godzin. Część jechała przez Chorwację, część (w tym my) przez Serbię i chyba ta opcja jest jednak lepsza. PS. Zdjęcia użyte w tej opowieści nie są moje. Niestety nie miałam czasu na pstrykanie… Czego z resztą bardzo żałuję. Wszystkie zdjęcia pochodzą od innych uczestników rajdu.
__________________
Ola Ostatnio edytowane przez Ola : 27.06.2012 o 12:25 |
26.06.2012, 18:06 | #2 |
wondering soul
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
|
TIRANA I PIERWSZE ZETKNIĘCIE Z KLIMATEM RAJDOWYM Tirana. Ładne miasto. Żywe. Ale miasto, zawsze pozostanie miastem - czyli nie do końca moje klimaty (motyla noga, co ja piszę - rodowita warszawianka…). Szybko znajdujemy miejsce rajdowej zbiórki. Okazuje się, że to 5-cio gwiazdkowy hotel, z basenem o lazurowej wodzie. No nieźle się zaczyna - myślę. Od razu nasuwa mi się pytanie: ciekawe ile osób z uczestników rajdu będzie spało w hotelach (jest taka opcja, za dodatkową opłatą oczywiście), a ile we własnych namiotach (w cenie wpisowego)? Od razu na wejściu łapie nas jeden z organizatorów (ochrzciliśmy go Zezowaty). Jak się później okazało jeden z zaledwie kilku z całej obsługi rajdu, którzy mówią po angielsku. Aleksandra, Aleksandra - krzyczy? Polonia? Tak Polonia. Jesteśmy. Przynajmniej część z nas. Nasz samochód dociera niespodziewanie jako pierwszy, mimo, że wcale pierwsi nie wyjechaliśmy. No, ale przy czterech kierowcach możemy sobie pozwolić na jazdę non stop. Zezowaty oprowadza nas po terenie, zachwycając się miejscem na wielki ekran i mównicą, i snując wizję wielkiego otwarcia imprezy. Namioty wyraźnie są mu tu "nie po drodze". No ale nie ma wyboru - musi nam znaleźć miejsce w ogrodzie pięciogwiazdkowa. Próbuje nas jeszcze zniechęcić do tej wersji spania mówiąc, że bardzo mało osób śpi w namiotach, ale oczywiście nie udaje mu się nikogo z nas przekabacić. Z resztą jak się później okazało ściemnia (i to nie był jedyny raz): całkiem sporo osób śpi w namiotach, ku mojej wielkiej uciesze. Wypakowujemy nasze graty. Zrzucamy motocykle. Negocjujemy miejsce na namiot. Zezowaty chce nas upchnąć "przy śmietniku". Tłumaczy, że gdzie indziej nie można, że kamery dziennikarze itp. Nie dajemy się zbić z tropu. I w końcu daje za wygraną. Rozbijamy się tam gdzie chcemy. Przynajmniej na pierwszą noc. Nieśmiało pytam o jakiś prysznic. W końcu jesteśmy po 26 godzinach w samochodzie. Prysznic - pyta Zezowaty. Hm, ups, hh… cos mruczy pod nosem - nie pomyśleliśmy o tym, pada odpowiedź. Na innych biwakach wynajęli w hotelikach pokój lub dwa ekstra po to, żeby namiotowicze mogli się spokojnie umyć, ale w Tiranie jakoś o tym zapomnieli. Nie no przecież drobnostka w tym upale. Szczególnie ostatniego dnia, po powrocie z całego rajdu - myślę. No cóż - lekka wpadka na początek. Nie pozostaje nam nic innego jak zimny prysznic przybasenowy i ratunek jednego kolegi, który ma mieć pokój. Prysznic basenowy jest z resztą dość mocno oblegany: Holendrzy, Czesi. Całkiem nas sporo w takiej sytuacji. Przez całe popołudnie zjeżdżają się kolejne ekipy. W rajdzie uczestniczą ludzie aż z 20 krajów. Są motorki, quady i samochody. Machachek jedzie jakąś dziwną konstrukcją, mi przypominającą ośmiornicę. Bardzo dużo jest teamów z busami serwisowymi, namiotami i w ogóle całym zapleczem technicznym Rozstawiają swoje namioty i pudła oblepione tysiącem naklejek. Nie może oczywiście zabraknąć teamu BMWu Nasze obozowisko wygląda przy tym jak z innej bajki.Na szczęście są też bardziej wyluzowane teamy. Z dystansem poczuciem humoru i bez napinki. Wśród tej grupy dominują Polacy, Czesi i Holendrzy. Późnym popołudniem dojeżdża Smutek z Krzemieniem. Idziemy w miasto. Na jakieś lokalne jedzenie - nota bene bardzo dobre. Kilka piw i długo nie wytrzymujemy. Padamy w namiotach jak muchy. Padamy nie tylko my - rano pokotem, w ogórdku pięciogwiazdkowca śpi cała gromada. Zezowaty przygryza wargi ze złości, ale nic nie mówi. Następnego dnia, w piątek ma być odprawa techniczna. Musimy ostatecznie przygotować motorki i przejść całą papierologię. Rano przyjeżdżają ostatnie ekipy. Organizatorzy montują nam GPSa (owinięte dość bezpardonowo power tapem) - musieliśmy zostawić do tego dodatkowe wyjście elektryczne. Oczywiście GPSy służą tylko do namierzania nas, nie możemy z nich korzystać. Przez cały rajd ma być live tracking, ale nic z tego nie wyszło. Live trackingu nie było. Mamy nawet wątpliwości, czy te GPSy w ogóle działają. Ale po kilku dyskwalifikacjach z powodu ominięcia WPTów, mamy potwierdzenie, że działają. Papierologia idzie dość szybko. Tzn. kolejka do "komisji" jest jak diabli i jeszcze w 40-sto stopniowym upale, ale luźny bałkański klimat i żarciki umilają czas i nikt nie narzeka. Wieczorem - wielki moment. Oficjalne otwarcie i pierwsza odprawa. Dookoła ekranu porozwieszane flagi wszystkich państw biorących udział w rajdzie. Naszą chcieli powiesić odwrotnie, ale w porę się zorientowaliśmy Serwują dobre jedzenie, za które niestety trzeba dodatkowo zapłacić, o czym wcześniej nie było mowy :-( Takich małych niuansów pojawiło się kilka podczas tej imprezy. Tu prysznic, tu dodatkowa opłata. Trochę to ludzi zeźliło, szczególnie uporządkowanych Niemców, czy Holendrów. Ale i tak, w efekcie końcowym, takie pierdoły nie zepsuły świetnej atmosfery. Przed odprawą oglądamy mecz otwarcia Mistrzostw Europy. Nie jestem wielką fanką piłki nożne, no ale robię wyjątki. To był jeden z tych dni. W ogóle wszędzie czuć atmosferę mistrzostw. Nawet do Albanii dotarła. Kursujemy między basenem, a meczem. Ostatnie godziny odpoczynku. Trzeba nabierać sił. W końcu o 22 robią pierwszą odprawę. Dla mnie to jest pierwsza w ogóle. W życiu. Odprawę prowadzi twórca trasy (którą ułożył super) i całego roadbooka (przygotowany perfekcyjnie), jeden z tych kilku organizatorów, którzy mówią po angielsku. w pogadance towarzyszy mu główna organizatorka, ochrzczona przez nas Rudą. Dostajemy roadbooki i wskazówki na następny dzień. Start o 11, z głównego placu. Do przejechania 184 km, w tym dojazdówki i prolog. Dostajemy też telefony alarmowe. Tak na wszelki wypadek... najważniejszy jest chyba ten do Tani - no pewnie, jakby co po prostu dzwonimy do Tani i wszystko załatwione. Trochę nie mogę się doczekać jutra… C.d.n.
__________________
Ola |
26.06.2012, 20:15 | #3 |
osz kurde powiało wielkim światem i wielkim jeżdżeniem. wszystko w ładnej oprawie
dawaj Olka !! matjas
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
27.06.2012, 11:34 | #4 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 206
Motocykl: skuter CRF 1000
Online: 1 tydzień 3 dni 8 godz 28 min 0
|
wrruuummmm
no prosimy dalej... zapiera dech... i jak dalej nie będzie to się udusić mogę...
__________________
majek-zagończyk dwa litry Yamahy |
28.06.2012, 16:36 | #5 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wawa
Posty: 397
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 1 dzień 18 godz 5 min 59 s
|
A Wy co, juz z powrotem?
__________________
Pzdr Gawron 'Podróżować znaczy żyć. A w każdym razie żyć podwójnie, potrójnie, wielokrotnie.' A. Stasiuk |
27.06.2012, 12:22 | #7 |
Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Piastów k. Wawy
Posty: 491
Motocykl: CRF 450R, ST 1100, Rd03
Online: 1 miesiąc 6 dni 19 godz 6 min 35 s
|
...dziewczyno pisz!!! No żeby zrobić tak fajną rzecz. Myślałem że dla amatora taka impreza jest niedostępna, licencje itp. Mam poczucie, że ominęło mnie coś naprawdę wspaniałego
Ostatnio edytowane przez Patiomkin : 27.06.2012 o 12:29 |
27.06.2012, 12:45 | #8 | |
wondering soul
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
|
Cytat:
A co do pisania... Cieszę się, że czytacie. W końcu nie dla siebie to piszę. Jak tylko będę miała jakieś wolniejsze chwilę, będę coś wrzucać. Pozdr
__________________
Ola |
|
27.06.2012, 14:36 | #9 |
Zarejestrowany: May 2009
Miasto: okolice Bydgoszczy
Posty: 182
Motocykl: RD07A zostaje
Przebieg: 120 000
Online: 2 miesiące 1 dzień 21 godz 31 min 37 s
|
Rewelacja. Do tej pory nie było okazji poczytać o takich imprezach od początku do końca, widzianych oczyma uczestnika. Czekamy na więcej
|
27.06.2012, 16:47 | #10 |
wondering soul
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
|
No to jedziemy
PROLOG - PIERWSZE KOTY ZA PŁOTY Sobota. Pierwszy dzień jeżdżenia. Do przejechania mamy 184 km z Tirany do górskiego Razem. Trasa składa się z dwóch dojazdówek i krótkiego, 8 km, prologu. Na początek musimy przejechać przez góry na wybrzeże, gdzie na plaży ma się odbyć prolog. Całość prologu to 8 km "naparzania" na wprost plażą. Wyniki prologu nie liczą się do całościowej klasyfikacji, a mają tylko ustalić kolejność startów na pierwszy dzień ścigania. Jak dla mnie, to trochę dziwna koncepcja z tym prologiem na piachu, szczególnie w kontekście tego, że poza prologiem nie ma ani jednego piaszczystego kawałka przez cały rajd. Tylko góry i kamienie. Lubię piach, ale jechanie przez 8 km na wprost, poza walorami widokowymi i samą radochą jechania po plaży, niewiele sprawdza. No ale nie mamy nic do gadania. Tak jest ustalone i koniec. Wstajemy dość wcześnie. Nie da się spać w tym upale. Start o 11 oznacza start przy 35 stopniach. Z rana każdy jak może szuka cienia. Ostatnie kąpiele w basenie. No i trzeba się ubierać w cały rynsztunek. Start jest na jednym z głównych placów z Tiranie. Wszystko przygotowane z pompą. Startowy "łuk triumfalny". Reporterzy. Aparaty. Kamery. Przemówienia. Nawet granie na skrzypkach, których i tak prawie nie słychać w tym ryku wszystkich silników. Dookoła gromadzą się gapie. Różne indywidua. I oczywiście piękne panie. Ich przecież nigdy nie może zabraknąć na rajdach. Trochę to wszystko przytłacza. Marzę żeby już wyjechać z tego miasta. Już na 30 minut przed startem panuje totalny chaos i zamieszanie: to trochę nieodłączny punkt albańskiej organizacji. Taka bałkańska cecha, do której trzeba się przyzwyczaić. Motocykle, quady i samochody przepychają się między sobą. Jeżdżą po schodach w górę i w dół. Pojawiają się pierwsze upadki: kawałek żwiru, przepychanka i już ktoś leży. Szybko - zanim wszystko się zaczęło. Tylko niektórzy poszli po rozum do głowy i spokojnie stoją gdzieś z boku. Nigdzie się nie przpychając i raczej trzmyjąc się od całego zamieszania na dystans. Za mną przepycha się jeden z moich ulubionych startujących: Szwed, jadący na przerobionej Afryce. Jestem pełna podziwu za radowanie na tak ciężkim sprzęcie. W końcu wiem jak to jest… Afryczka ma zawieszenie z KTMa, no ale to nadal AT! W ogóle Szwed swoim irokezem na kasku wzbudza ogólne zamieszanie i aplauz. Udaje nam się dowiedzieć, że dziś kolejność startowa jest dowolna: startuje ten kto podjedzie na linię startową, niezależnie od numeru. Wiadomość ta wzmaga oczywiście wolną amerykankę. Przed linią startową robi się niezły kocioł. Nie jestem pewna czy 30 sekund odstępu między poszczególnymi startującymi jest zachowane. Kto się dopcha na linię startową, wydaje się szczęściarzem. NIektórzy lekko wymęczeni całą sytuacją spokojnie staczają się ze schodów i jadą w miasto, walczyć na ulicach. Jest oczywiście duża częśc, która nie zapomina zrobić na starcie odpowieniego "show" Machacheck wydaje się być lekko ponad tym wszystkim. On sie nie przepycha. To jemu robią miejsce. No cóż - są równi i równiejsi. Nie chcemy czekać zbyt długo, żeby nie jechać razem z samochodami. W końcu udaje nam się dopchać. Podjeżdżam na linię startową. Ktoś mnie łapie za ramię i krzyczy: trzy, dwa, jeden - jedziesz. No to jadę. Zaraz za startem wpadamy na główną ulice miasta. Ruch nie jest zamknięty. Także szybko mieszamy się z lokalnymi samochodami, autobusami, skuterami. Widać tylko kolorowe motocykle i numery startowe skaczące po pasach i przepychające się w miejskim ruchu. Każdy walczy jak może. Albańczycy są uprzejmi. Wiedzą sporo o tym rajdzie: albańska telewizja trąbi o nim codziennie kilka razy. Jak nas widzą: pędzących, podekscytowanych i nie do końca jeszcze ogarniających co się dzieje, od razu nas przepuszczają - jeśli to możliwe. Nawet policja macha do nas żeby jechać, przytrzymując inne samochody. Przy tym wszystkim trzeba zacząć ogarniać roadbook i ICO. To mój debiut z tymi urządzeniami. Miejski chaos nie pomaga we wdrożeniu się w nawigację. Słabo mi idzie, ale tyle osób jedzie w zasięgu wzroku, że udaje mi się szczęśliwie wyjechać z miasta i nie zgubić. Niedaleko za miastem wjeżdżamy na pierwszą szutrówkę. Zwykła wiejska droga z kałużami, kamieniami, pałętającymi się, ciekawskimi dzieciakami, osłami, traktorami… wszystko tam jest. Widzę Jurka przede mną. Gubi przyczepione z tyłu motocykla zapasowe dętki. Zabieramy mu je - to bezcenny towar, jak się nie jedzie na musach. Szybko się orientuję, że moich zapasowych dętek też nie ma i nikt ich nie podniósł. Nie wiem gdzie je zgubiłam. Trochę zła jestem. Głównie na siebie. Chciałam je przykleić powertapem, ale zostałam wyśmiana z tym pomysłem i dostałam zapewnienie, że są tak świetnie przyczepione, że na pewno nie spadną. Na pewno…Lekka sprzeczka na dzień dobry, ale szybko dajemy spokój. No więc nie mam zapasu. Jakby co, zostaje łatanie. A mamy grube dętki, takie cholery, co to się ciężko łata. No trudno co zrobić. Jedziemy dalej. Droga robi się bardziej kręta i kamienista. Po prawej jakiś kamieniołom. Dalej wodospad. Cudny - ale bym wskoczyła do tej zimnej wody. Oczywiście nie ma czasu. Startujący jakoś się "rozciągnęli". Nie ma tłumu i przepychania się łokciami. Uff - tego akurat nie lubię. Jedziemy, nawigujemy, podziwiamy widoki. Małe wioski, które mijamy, mogłyby spokojnie być obiektem na najpiękniejsze pocztówki. Z nawigacją idzie mi coraz lepiej. Ba - zaczyna mi się to podobać. Taka zabawa, trochę dziecinna, trochę żeglarska, ale fajna. Już wiem, że ten element rajdowania bardzo polubię. Dojeżdżamy do pierwszego brodu, ze stromym podjazdem z zakrętem zaraz za rzeką. Oczywiście od razu robi się kocioł. Cześć leży przed rzeką. Część bezradnie próbuje sforsować rzekę. Część tamuje zakręt za brodem. Do takich sytuacji będę musiała się przyzwyczaić. Trasy rajdów nie są zazwyczaj jakieś mega trudne. Bywają stosunkowo trudne, ale na pewno nie tak jak na rumuńskich wypadach enduro. Cała trudność na rajdach stanowi przedzieranie się przez tłum, który zazwyczaj robi się gesty na tych najtrudniejszych kawałkach. No i jeszcze zmęczenie odległościami i nawigacja. Jak te elementy ma się opanowana, to już na pewno więcej niż połowa sukcesu. Jakoś przedzieramy się przez ten tłum i przez górską cześć trasy. Nie jedzie mi się niestety najlepiej. Tak naprawdę to mój pierwszy wypad w góry na 690. Zawsze jeździłam na lekkim i mniejszym EXC 200. Jakoś nie mogę się przestawić. Motorek wydaje mi się za duży i za ciężki. Mam kłopoty na ciasnych, żwirowych agrafkach. Trochę mi mina rzednie - jak tak pójdzie dalej, to bardziej mnie ten rajd wymęczy, niż ucieszy…. Póki co to dopiero początek i trzeba jechać. Może się jakoś dogram ze sprzętem. Druga część dojazdówki do prologu to już asfalt. Jedziemy przez małe, nadmorskie wioski. Sielsko tu. Odpoczywam i cieszę się okolicą. W końcu dojeżdżamy do plaży. Jest chyba z 50 stopni! Każdy wypija tyle płynów ile się da. Chwilkę odpoczywamy. Ponownie okazuje się, że kolejność startowa jest dowolna. I ponownie przed linią startu robi się kompletny kocioł. Ktoś nawet ląduje ze swoim sprzętem w morzu . Na starcie w Tiranie można było aż tak aktywnie się nie przepychać. No ale tutaj po każdym startującym plaża robi się coraz bardziej rozjeżdżona. A piasek jest sypki i kopny. Lepiej nie czekać na koniec. Przepychamy się i my. Wokół tej całej motocyklowej bandy krążą Panie w kostiumach, niewiele (a może wiele…) sobie robią z całego zamieszania. Niektórzy startujący mają nawet czas na małe flirciki. To pewnie Włosi :-) W lokalnej knajpce ludzie popijają drinki. Plażowicze niby to plażują, jak gdyby nigdy nic, ale podchodzą coraz bliżej. Zerkają co tu się dzieje. Pytają o co chodzi. I życzą powodzenia. Na dodatek nad nami lata na motolotni szalony włoski fotograf. Powoli zbliżam się do linii startu. Na horyzoncie widzę, że kilka motorków leży albo jest zakopanych. Inni pędzą ile sił w maszynie. Wygląda to naprawdę ładnie. Jeszcze inni mają problemy juz na początku, żeby wyrwać się z miejsca, ze startu. Jednak jest bardziej miękko niż myślałam. W końcu do startu dopychają się pierwsi z polskiej ekipy: jedzie Aśka, Hubert i Żbiku. Wymyślają jaką taktykę czasową, żeby jutro startować razem, zaraz po sobie. Przede mną jeszcze Jurek. Zasypuje nas ostro piachem. W końcu jadę. Start nawet poszedł gładko. Jakoś się wyrywam z tych nieszczęsnych kolein. Mijam kilka leżących motorku, a w głowie mam tylko jedno: tylko nie odpuścić gazu!!!! Słyszałam to milion razy. Jak mantrę. Jedyna porada na piach: ciężar z tyłu i dzida. No więc stoję ze zwieszonym tyłkiem, gdzieś nad tylnym błotnikiem (o żadnym siedzeniu nie ma mowy). Ledwo mi rąk starcza. Rzuca tym motocyklem na lewo i prawo. Jadę blisko wody, jak większość. Tak sugerują na roadbooku. Tu twardziej. Nie można się jednak pchać za blisko: co chwila jakieś dziury i wyrwy. Poza tym można zanurkować, co kilka motorków i nawet samochód zrobiło. Knajpki i plażowicze zostają gdzieś w oddali. Plaża zmienia się w lekki śmietnik. Teraz jadę między butelkami,torebkami, kawałkami gałęzi. Oby się tylko nie dać wykatapultować na takim konarze! Powoli zaczynam czuć ręce. Patrzę na ICO i nie wierzę własnym oczom: przejechałam dopiero połowę… A ręce słabną i słabną. Niespodziewanie widzę metę i motocykle zgromadzone dookoła. Wszystko lekko oddalone od linii wody. Skręcam gwałtownie w prawo i jestem. Mocno zaskoczona: o co chodzi. Przecież jeszcze 4 km! Szybko okazuje się, że to ICO mi szwankuje (będzie tak niestety kilka razy podczas całego rajdu). A bez ICO nie ma szans na nawigację. Dobrze, że tu było prosto jak po sznurku! Czasy zapisane. Możemy chwilę odsapnąć i już na spokojnie dojechać ostatnią stówkę do Razem. Druga dojazdówka jest łatwa i bez żadnych niespodzianek. Głównie asfalt przez małe wioski. Nie ma nawet limitu czasu na dojazd. Prawdziwe wakacje! Emocji i tak było dziś dużo. W sumie to nawet jestem zmęczona. Choć chyba najbardziej przez ten upał. Opuszczamy wybrzeże i znowu wspinamy się w góry. Znowu jest cudnie. Zielono. I chłodniej. Pod wieczór dojeżdżamy do pierwszego biwaku. Namioty mogą się rozbijać na lokalnym boisku. Kilka hotelików dookoła w całości zajętych jest przez uczestników rajdu. Na boisku rozkłada się tez rajdowa kuchnia: możemy kupić kolację, piwko. Na tych najbardziej umęczonych czekają masażyści Organizator o wszystkim pomyślał. W jednym z pokoi jest prysznic, przeznaczony dla namiotowiczów Dziś bez prysznica byłoby trudno. Rozkładamy namioty i oddajemy się błogim dyskusjom przy piwku. Zachód słońca, albańskie góry i namiot. Bosko. Czekamy na wieczorną odprawę i roadbooki na następny dzień, choć widać, że każdy już marzy o spaniu… Odprawa jest o 21. Dowiadujemy się, że jutro jest "very technical special", "physically and mentally demending", "probably the most difficult part of the rally", "a lot of big stones"…. Słyszę takie rzeczy i uszy mi więdną. Czyli dziś to był spacerek. Taka rozgrzewka. Żeby nas oswoić. Kto przetrwał, jutro zostaje wrzucony na głęboką wodę. Dużo podjazdów, kamieni, wymagający kondycyjnie…. No a mi się dziś źle jechało. Nie mogłam się dogadać ze sprzętem. Idę spać w nienajlepszym nastroju. Po prostu chyba trochę spanikowana. Jutro wszystko się okaże: przejadę, będzie dobrze i jadę dalej. Nie dam rady… to nie wiem co. Pozdr
__________________
Ola Ostatnio edytowane przez Ola : 27.06.2012 o 17:08 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Rajdowo przez Afrykę | kajman | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 20.05.2013 14:51 |
Albania 2012 | kocur | Trochę dalej | 11 | 23.03.2013 00:45 |
67 FIM Rally 2012 | mirass | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 0 | 14.07.2012 21:44 |
Rally Albania 8-15 czerwca 2012 | Macek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 1 | 02.04.2012 17:31 |