|
07.09.2023, 14:20 | #1 |
Moderator
|
1/2 tet ro 2023
Jak obiecałem tak wrzucam kilka zdjęć i wspominek z tegorocznego wypadu na rumuński TET.
Inicjatorem wyprawy był kolega Bonczek. Wyznaczył termin i zaczął judzić na lokalnej grupie. Tułaczka, kierunek nieważny byle offem i z namiotem lub hamakiem, a może Bałty, a może Skandynawia, do ustalenia. Jak któregoś razu wpadł do mnie na kawę to nam wyszło że może jednak Rumunia. Chwilę później odezwał się do mnie kolega Kefir - wziąłby jakiś długi weekend wolny i może byśmy zrobili jakiś kawałek polskiego TETa? Sprostowałem go że nie długi weekend tylko cały tydzień i nie kawałek polskiego TETa tylko połowę rumuńskiego - odpowiedź była zwięzła, "ok". Quorum zatem mamy, dopinamy urlopy i logistykę, dzień przed wyjazdem motamy sprzęty na przyczepkę, chłopaki śpią u mnie na kwadracie, pobudka o 5 rano i wyjazd o 6. Z Trójmiasta to ładny kawałek drogi, obawiamy się trochę tego co może nas spotkać na Zakopiance więc decydujemy się cisnąć siódemką przez Biesy. Podróż w zasadzie bez niespodzianek, raz tylko gdzieś na Węgrzech jedna z CRFek chciała się wyswobodzić ale jeden z chłopaków w porę zauważył luźną taśmę, szybka poprawka i lecimy dalej. Na przejściu węgiersko-rumuńskim kolejka, wyglądało na zmianę celników bo nic się nie posuwało, wszystkiego wyszło prawie godzina ale wreszcie wjechaliśmy. Było już po zmroku, dobrą chwilę temu Kefir zmienił mnie za fajerą i to jemu przypada finisz po ciemku krętymi drogami po rumuńskich wioskach no ale trudno - to kierowca rajdowy i młody jest, da radę Do pensjonatu dojeżdżamy koło 1 w nocy (Rumunia kradnie 1h zmianą strefy czasowej), budzimy recepcjonistę, zestawiamy motki, kwaterujemy się, piwko i inne substancje, toaleta i spać bo jutro wreszcie DZIDA! Rano śniadanie mistrzów i pogawędki z lokalesami. Właścicielka pensjonatu robi w jakimś korpo w HR, kojarzy moją firmę. Jej mąż.to lokalny policjant. No i dobrze bo mamy zamiar przechować u nich furę i przyczepkę przez tydzień. Nie chcą za to kasy, obiecujemy zatem że będziemy do nich kierować znajomych. Od słów do czynów przechodzimy natychmiast, przekazujemy namiar Michałowi który z żoną rusza z kraju dzisiaj, też kieruje się na Baia Mare i nie ma jeszcze zarezerwowanego noclegu. No to już ma, razem z miejscem na przechowanie auta i przyczepki. Właściciel-policjant pokazuje na mapie jakieś widokowe trasy, jeszcze krótka miła pogawędka z jednym z gości, Bogdanem (to chyba najpopularniejsze rumuńskie imię) i odpalamy bo nagrzani jesteśmy do granic możliwości. Zaczynamy od miejscówki poleconej przez właściciela pensjonatu. Fajna trasa, dużo podjazdów, pogoda super, przyroda piękna i inna niż ta znana nam kaszubska, wspinamy się na jakiś grzbiet, fotka, łyk górskiego powietrza, entuzjazm, jesteśmy królami życia. Walimy na ten TET, w planie na dzisiaj przejazd przez sekcję oznaczoną jako "Here be dragons!", niby coś trudnego, koniecznie chcemy mieć tam foto Życie szybko weryfikuje nasz entuzjazm, 2-3 razy gubimy szlak i zaczynamy się stromo wspinać w górę strumienia po gładkich otoczakach, zawrotka, potem strome i grząskie odcinki już na odnalezionym tracku, robi się 16-ta a do dragonsów jeszcze kilkanaście kilometrów. Decydujemy się na odwrót, jedziemy TET "pod prąd" jakieś 20km, super odcinek, płaski ale kręty i kamienisto-błotnisty, lądujemy w miejscowości Desesti, wybieramy knajpę i rozsiadamy się.przy stole. Właściciel poleca nam po zupie i jednego hamburgera do podziału na 3 osoby. Wie co mówi, zupy gulaszowe są przepyszne a hamburger jest wielkości futbolówki i waży ze 2 kg. Idzie zmrok więc na dziko już się dzisiaj raczej nie rozbijemy, pytamy właściciela o jakiś kemping w okolicy albo kwaterę na wiosce. Mówi że zaraz gdzieś zadzwoni a jeśli nie będzie miejsca to awaryjnie możemy się rozbić tutaj przy knajpie, zostawi nam zapalone światło i otwarty kibel. Decyzja oczywista, to proszę nigdzie nie dzwonić i podać nam palinkę i kilka piw, tym razem już alkoholowych. Następnego dnia pobudka o 6 rano bo umówiliśmy się z właścicielem że pójdziemy z nim na jego ranczo, nakarmić zwierzaki. Spacerek i miła pogawędka, Daniel wyglądał na spokojnego i wycofanego gościa a okazuje się że jest byłym zawodowym szczypiornistą i przez długie lata stał na bramce gdzie nacierały na niego stukilogramowe dryblasy i rzucały mu piłką w ryj. Po drodze zbieramy grzyby na śniadanie, na ranczu karmimy ptactwo, owce i kozy, robimy sobie selfie z zahipnotyzowanym jagnięciem, Daniel pokazuje nam dom który rozebrał kilka wsi dalej i przeniósł na ranczo po to żeby żadne drzewo nie zginęło przez jego budowę. Wracamy, na śniadanie omlecik z grzybkami, kawa, pakowanie i dzida bo przecież potrzebujemy tej sweet fotki z hardkorowym odcinkiem rumuńskiego TET. Tym razem będziemy atakować dragonsów od północy. Osmand pokazuje tam jakiś dojazd nieutwardzoną drogą, na wszelki wypadek nie patrzymy na poziomice żeby nie doszło do nas jaką głupotę robimy Wszystko okazuje się na miejscu, wpadamy na stromy szlak wyłożony kamieniami wielkości od baby hebdów do telewizorów, w godzinę pokonujemy jakieś 200m wysokości a Osmand pokazuje do celu jeszcze 1200, pot z nas leci hektolitrami, każdy przynajmniej po jednej glebie na koncie, u mnie przy pierwszej poddał się prawy handbar i tylko cudem ocalała klamka hamulca, zatrzymuję towarzystwo i forsuję decyzję że sweet fotki z dragonsami nie będzie. No i dobrze, to gówno zabrało nam już dwa całe dni a trzeba robić jakiś TET. Teleportujemy się asfaltem kilkanaście kilometrów dalej, wracamy na TET, jedziemy przez Maramuresz i szukamy miejscówki na rozbicie namiotów. Po drodze pauzy na fotki i nagrania, Kefir decyduje się wystąpić w materiale filmowym ze zjazdu kamienistą drogą rozrytą przez 4x4, zjeżdżamy z Boczkiem na dół, szepczemy "o kurła" na widok tego jak od dołu wygląda ten zjazd, odpalamy kamery i czekamy pół godziny aż po kilku glebach kolega wreszcie do nas dotrze. Ciśniemy dalej, przy trasie jest kilka fajnych grzbietów, wjeżdżamy na jeden z nich, szybki rekonesans i decyzja - zostajemy. Kefir jedzie 20 km w jedną stronę do wioski na zakupy a my z Bonczkiem rozbijamy namioty i pstrykamy fotki z zachodem słońca. Kefir wraca po ciemku z browarem i deserem, wędliny na ognisko nie było więc zalewamy lio, jeszcze nocne pogawędki i fotki rozgwieżdżonego nieba, trzeba spać bo rano trzeba wstać. Rano dochodzi do nas odgłos dzwonków. Jest coraz wyraźniejszy. No tak, na pobliskich wzgórzach było kilka chat pasterskich, pewnie są tędy przeprowadzane zwierzęta. Takoż się okazuje, mija nas dwóch pastuszków, trzy pasterskie psy i ze dwieście owiec. Pstrykamy foty, pakujemy się i na koń. Pogoda cały czas dopisuje, czyste niebo, cieplutko, TET jest coraz piękniejszy i to sprowadza nas na kilkaset metrów gdzie zaglądamy w obejścia ludziom w kolejnych mijanych malowniczych wioseczkach, to wciąga nas na 2 kilometry gdzie możemy się nieco schłodzić i popatrzeć na świat z góry. Dzisiaj jest wszystko, szybkie szutry, kręte techniczne kamieniste odcinki, widoczki, nawet kilkanaście kilometrów asfaltowych agrafek. Robimy miliony fotek i posuwamy się powoli na południe tego pięknego kraju. Szybko robi się wieczór i chwilę po 18 decydujemy się powoli szukać noclegu. Dzisiaj może dla odmiany z dostępem do jakiejś wody
__________________
"Jeżeli ktoś ci mówi że jesteś koniem to za pierwszym razem możesz się obrazić, za drugim razem dać w gębę, ale za trzecim razem już kup sobie siodło." |
07.09.2023, 22:11 | #2 |
Zarejestrowany: Aug 2019
Miasto: łódzkie na granicy ze śląskim
Posty: 207
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 3 tygodni 18 godz 35 min 14 s
|
O, wreszcie znów coś do poczytania i pooglądania. 👍
Kierunek fajny i klimat jest! |
26.09.2023, 16:33 | #3 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 345
Motocykl: Tenere 700
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 3 godz 8 min 51 s
|
|
29.09.2023, 07:56 | #4 |
Czekamy czekamy, bo emocje są:-)
|
|
29.09.2023, 10:42 | #5 |
Pięknie, zwłaszcza że właśnie wróciłem z Rumunii, przejechaliśmy trasę ACT.
Jak się sprawowała mała crfka? Przyznam że coraz częściej o niej myślę. |
|
29.09.2023, 11:18 | #6 |
piękne zdjęcia i wyjazd i wogle super
CRF300 z tą krótką jedynką jest zajebista w takim trudnym terenie gdzie palce ze sprzęgła nie schodzą. MEGA honda to zrobiła.
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
29.09.2023, 21:55 | #7 |
Moderator
|
No dobra, ale zanim zrobiła się ta 18-ta to miało miejsce jeszcze kilka drobnych rzeczy o których warto wspomnieć żeby dalsze części historii trzymały się tzw. kupy. Kilka godzin wcześniej zrobiliśmy sobie krótką pauzę.w przydrożnym barze żeby przez chwilę schronić się przed smażącym słońcem i uzupełnić piwiony *. Tam dosiadła się do nas dwójka Litwinów z którymi już poprzedniego dnia dwukrotnie mijaliśmy się na trasie. Podzieliliśmy się wrażeniami z trasy, chłopaki poopowiadali chwilę o tym jak to przez 5 godzin pokonywali 20 km w okolicach odcinka „here be dragons!” (jak dobrze że odpuściliśmy i to gówno zabrało nam tylko po kawałku dwóch pierwszych dni tripu), pocmokali przez chwilę z zachwytu nad Bonczkowym KTM’em po czym dosiedli swoje T7, strzelili z przelotów i zniknęli. 2h później dojechaliśmy ich na skrzyżowaniu gdzie mieli kolejną pauzę i jak tylko nas zauważyli to zaczęli bardzo żywo gestykulować. Odmachaliśmy im grzecznie i pojechaliśmy dalej bo było już późne popołudnie a na telefonie Kefira, który zainwestował w jakąś wypasioną wersję OsmAnda, czerwona kreska wiodła jeszcze długie kilometry i przecinała poziomice 2000m. Kilkanaście minut później dojechaliśmy do jakiegoś parkingu gdzie kończył się asfalt, zaczynała kamienista ścieżka a całość.była zaakcentowana jakąś tablicą z różnymi poprzekreślanymi piktogramami. Jeden z tych piktogramów przedstawiał motocykl crossowy jadący na tylnym kole. Nie daliśmy się zanadto rozwijać poczuciu konsternacji i zgodnie uznaliśmy że jest to zakaz dzikowania po szlaku dwupakami który nas nie dotyczy bo mamy normalne silniki i zamierzamy pojechać ten odcinek na siedząco. Tak też wjechaliśmy, jak później miało się okazać, na teren Parku Narodowego Gór Kelimeńskich i zaczęliśmy podjazd na szczyt Retitis. Po kilkunastu kilometrach kamienistego podjazdu dotarliśmy na wspomniane wcześniej 2000 m, poeksplorowaliśmy chwilę okolicę, zrobiliśmy krótką pauzę pod krzyżem na szczycie, foto, papierosek, siku w krzaki i rozpoczęliśmy zjazd. Niebawem naszym oczom ukazały się jakieś dziwne formy terenu, po dokładniejszym przyjrzeniu się pod zachodzące słońce zrobiło się jasne że to musiało wyjść spod ręki człowieka, wyglądało na jakiś kamieniołom lub kopalnię odkrywkową, jak później doczytałem były to pozostałości po kopalni siarki Gura Haiti. Jak to trafnie opisuje ktoś.w opiniach na google, jeśli pominąć w dyskusji katastrofę ekologiczną, zanieczyszczenie terenu pozostałą na powierzchni siarką, toksyczne wody z osadnika i składowisko odpadów, to krajobraz jest faktycznie niezwykły. Robimy kilka fotek i zjeżdżamy dalej do podnóża szukać noclegu bo robi się rzeczony wieczór.
Na końcu zjazdu mijamy jakieś siedlisko skąd słychać muzykę.i majaczą ludzkie głowy. Proponuję powrót i zasięgnięcie języka w sprawie ew. obozowiska na nocleg. Schodzimy z Bonczkiem z maszyn, wchodzimy na teren posesji, widzimy zbliżający się do nas roześmiany korowód więc uśmiechamy się, machamy przyjaźnie kończynami górnymi, mówimy grzecznie dobry wieczór i próbujemy nawiązać dialog. Niestety nie udaje się ponieważ zostajemy złapani za ręce i wciągnięci do tanecznego koła. Pląsamy tak przez chwilę to w jedną to w drugą stronę, trochę niezdarnie bo w butach MX i trochę zadusznie bo Bonczek to nawet kasku zdjąć nie zdążył. Długo w tym kasku pozostać nie mógł bo po chwili przy korowodzie pojawia się roześmiany mężczyzna (pewnie jakiś Bogdan) z tacą pełną kieliszków palinki. Walimy na obie nóżki i bronimy przed przymusową degustacją Kefira który stał z boku i całą tą historię nagrywał. Bronimy bo przecież ktoś.musi podskoczyć 20 km w jedną stronę do sklepu po kilka piw, kiełbę na ognisko i ciastka na gastrofazę. Tzn. chyba prawie bronimy bo pamiętam tekst w rodzaju „dobra, pij, po jednym dasz radę pojechać”. W pląsającym towarzystwie kilka osób mówi płynną angielszczyzną (pozazdrościć Rumunom poziomu znajomości tego języka) więc prosimy o audiencję u szefa obiektu z którym ustalamy możliwość rozbicia się na jego ziemi. Oprócz zgody słyszymy że możemy użyć do ogniska drewno z jednej z kilkunastu ustawionych nieopodal 2-metrowych pryzm. No i wypas, jeszcze tylko potwierdzamy lokalizację strumienia, przekazujemy Kefirowi listę zakupów i można zakładać obozowisko. Rozkładamy niespiesznie namioty, bierzemy dwie długie sztachety z pobliskiej pryzmy, wstawiamy je na pionowo w handbary dwóch motków, rozwieszamy linkę do suszenia/wietrzenia, patrzymy przez chwilę na przebiegającego obok nas źrebaka (wygląda jakby nagle doznał olśnienia że najbardziej soczysta trawa jest tuż obok naszego obozowiska), wzruszamy ramionami, zabieramy biodegradowalną chemię, rzeczy do prania i lawirując pomiędzy zaschniętymi krowimi plackami udajemy się do szumiącej nieopodal łaźni. Czas trwania procesu ablucji jest wprost proporcjonalny do temperatury wody, chociaż muszę przyznać że Bonczek zaimponował mi zanurzając się na chwilę po samą szyję w nurcie strumienia. Brr! Zostaję na miejscu chwilę dłużej żeby pozwolić odtajać palcom u nóg i zrobić szybką przepierkę. Wracając słyszę z oddali pyrpyrpyr i słuch mnie nie myli - wraca Kefir z plecakiem pełnym wałówy na wieczór. Szybko poszło, podobno do samej wioski szutrostrady no i wiadomo, kierowca rajdowy Pokazujemy mu gdzie rozstawiliśmy jego namiot, zapewniamy że woda w strumieniu cieplutka, rozpalamy ogień, czekamy aż przejdzie hipotermię na swoich zasadach, smażymy kiełbę, wtranżalamy ciastka, uzupełniamy piwiony, oglądamy gwiazdy, gadamy o życiu i na koniec wycofujemy się.na wcześniej nadmuchane pozycje. Następnego dnia z letargu unosi nas najlepszy budzik - promienie wspinającego się nad okoliczne drzewa słońca. Zwijamy niespiesznie obozowisko a ja czochram jeszcze przez chwilę pasterskiego owczarka który już wczoraj niepewnie zataczał kręgi w okolicach naszego obozowiska w nadziei na chociaż końcówkę.tej pysznej kiełbasy z ogniska. Po chwilach kilku ruszamy, najpierw tą szutrostradą przemierzaną wczoraj w te i wewte przez Kefira, potem krótkim asfaltowym odcinkiem do wioski i następnie z powrotem w góry. Tym razem TET częstuje nas długim szutrowym odcinkiem wzdłuż strumienia, są wyboje i zacieśniające się.zakręty, można szlifować technikę ale jednak widokowo szału nie ma. W późnej porze obiadowej trasa wypluwa nas w jakiejś większej wiosce, zajeżdżamy do knajpy pod którą już stoi kilkanaście motocykli, zajmujemy stolik, zamawiamy paszę i uzupełniamy wszystko czego naszym organizmom brakuje. Siedzimy przy schodku który okazuje się zdradliwy nawet dla obsługi, tuż przy nas jedna z kelnerek wywija dramatycznego orła, pizza i spaghetti mieszają się w powietrzu i spadają na płytki, podrywam się (siedziałem akurat przy krawędzi stolika) i podaję jej rękę, ona w pierwszym odruchu chce to wszystko sprzątać ale widzę że krwawi z łydki więc wyganiam ją na zaplecze a sam przełykając ślinę. ogarniam na grubo temat zanim zjawią się jej koleżanki żeby całość posprzątać. Jak już pojedliśmy to i świat się zrobił piękniejszy, trasy zaczęły znów wieść przez malownicze wioski, ustalamy z Bonczkiem że może spokojnie dzidować a my z Kefirem i tak na którymś skrzyżowaniu w końcu do niego dojedziemy, to się rozdzielamy to spotykamy, chłoniemy wszystko pełną klatą, robimy zdjęcia i kręcimy sobie nawzajem video z dynamicznych przejazdów (na jednym takim odcinku była nawet jakaś wieczna błotnista kałuża którą Kefirowi udało się spektakularnie wyłapać), trollujemy trójmiejską społeczność adventure pięknymi fotkami i pytaniami jak tam w robo. Znów szybko robi się wieczór, w okolicach magicznej godziny 18 zaczynamy szukać jakiejś.fajnej widokowej miejscówki w której moglibyśmy zjeść.kabanosa i uzupełnić wiadomo co. Robimy relaksujący półgodzinny popas i zaczynamy powoli myśleć o noclegu. Szybki rzut oka na naszą lokalizację.i wychodzi nam że czeka nas jeszcze jakiś atak szczytowy. Logistycznie może się okazać ciasno więc żeby nie generować.niepotrzebnej napinki ustalamy że nie będzie obrazą majestatów jeśli dzisiejszy nocleg będzie miał miejsce gdzieś na kwaterze. No to co… no to wio na ten szczyt! * piwiony - życiodajne składniki mineralne piwa (w tym wypadku oczywiście bezalkoholowego)
__________________
"Jeżeli ktoś ci mówi że jesteś koniem to za pierwszym razem możesz się obrazić, za drugim razem dać w gębę, ale za trzecim razem już kup sobie siodło." |
30.09.2023, 17:59 | #8 | |
Zarejestrowany: Aug 2019
Miasto: łódzkie na granicy ze śląskim
Posty: 207
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 3 tygodni 18 godz 35 min 14 s
|
Cytat:
|
|
30.09.2023, 18:28 | #9 |
Ten odcinek za Satu Mare to chyba jedyny kawałek fajnego offu w rumuńskim tetcie
Także żałujcie że wymiekliscie. Potem tylko szuterki, czasami dziurawe górskie drogi. Sympatyczne asfalty też. Pod piktogramami przed PN Gór Kelimanskich nie było już "cennika"? Może coś zmienili ale chyba mieliście więcej szczęścia niż rozumu. W 2021 kary zaczynały się od 2000 RON za sam wjazd.
__________________
Są jeszcze piękne zadupia na tym świecie. |
|
03.10.2023, 23:11 | #10 | ||
Moderator
|
Cytat:
Cytat:
A o tym że nie mamy co żałować odcinka za Satu Mare (a.k.a. dragonsów) to możesz się sam przekonać jak następnym razem będziesz w okolicy. Atakowaliśmy to jak poniżej. Tylko zrób proszę foty - nam to nie wpadło do głowy
__________________
"Jeżeli ktoś ci mówi że jesteś koniem to za pierwszym razem możesz się obrazić, za drugim razem dać w gębę, ale za trzecim razem już kup sobie siodło." |
||
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Endurorally24 2023 & Dakar 2023/2024 | Onufry22 | Dział Producentów i Dostawców | 39 | 01.12.2023 08:27 |
Pak 2023 | Emek | Trochę dalej | 102 | 04.11.2023 12:42 |
IZI Meeting 2023 - po raz 11-ty! | jochen | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 61 | 30.06.2023 22:26 |
19-21.05.2023 SOSMA Edycja 2023 | Żaki-Czan | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 8 | 10.02.2023 11:19 |