|
Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj... |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
|
15.04.2010, 16:55 | #1 |
Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: Poznań
Posty: 5,596
Motocykl: 690 Enduro
Online: 4 miesiące 2 tygodni 14 godz 41 min 50 s
|
Chiny jakich nie znamy.
Do popełnienia niniejszego tekstu przymierzałem się kilka miesięcy temu. Pierwotnie miał nosić tytuł „Rosja jakiej nie znamy”. Uważałem bowiem wcześniej, że będąc wielokroć w Rosji mogę już coś o niej powiedzieć. Okazja kilkumiesięcznej pracy na pograniczu Azji pozwoliła mi mocno zweryfikować moje poglądy. Rosja musi jednak poczekać. Dziś jestem w Chinach i zbieram wrażenia pełnymi garściami. Nie będzie to opowieść motocyklowa ale okiem motocyklisty tworzona.
Pracuję w fabryce zlokalizowanej w północno-wschodniej części Chin. W małym spokojnym miasteczku, niespełna dwumilionowym. Lotnisko oczywiście na europejskim poziomie. Podjechało po nas Audi A6 a w nim kierowca nieznający ani słowa po angielsku. Wiedział jednak dokąd nas zawieźć więc był górą. Droga piękna, ośmiopasmowa. Na tej drodze grupka ludzi z miotłami w rękach. Później przekonamy się, że co ranek kilka osób ręcznie zamiata nieskończone kilometry ośmiopasmowej drogi. Ruch jeszcze nieduży. W centrum miasta obrazki znane z opowieści i fotek. Wszyscy jadą we wszystkich kierunkach. Jednocześnie. Nie robi to wielkiego wrażenia gdy siedzi się w aucie. Gdy kilka dni później przyszło nam pieszo przekroczyć jezdnie, zostałem oczarowany przypływającymi wokół mnie pojazdami. To jeden wielki organizm składający się z małych komórek, z których każda zna swoje przeznaczenie i powinność. Komunikacja międzykomórkowa odbywa się wyłącznie za pomocą sygnałów dźwiękowych. Żadnych innych. Ile my europejczycy moglibyśmy się nauczyć poezji poruszania się w gęstwinie innych użytkowników dróg. W głowie natychmiast zrodziły się porównania do innych krajów, miast. W Ułan Bator panował porównywalny chaos lecz przyprawiony był jakąś złością, podenerwowaniem. Co drugie skrzyżowanie stały auta po stłuczce. Zresztą także poza miastami spotykałem wiele rozbitych aut przy drogach. W Rosji, stłuczki zdarzały się rzadziej. Kierowcy równie nerwowi zdawali się być jeszcze szybsi. Tu wszystko odbywa się płynnie w nieustającym akompaniamencie klaksonów. Powoli i wydajnie, bez najmniejszych zakłóceń. Jeszcze nie raz zapewne wrócę do fenomenu organizacji ruchu. Czemu nie włączą świateł? Czemu są bezszelestni? Postęp techniczny stworzył z nich te potwory. Elektryczne skutery nie wytwarzają najmniejszego szelestu. Ograniczone zapasy energii nie pozwalają włączyć świateł. Brak latarni ulicznych, okropnie ciemne noce i duża prędkość zmusza nas do nadludzkiego skupienia. Chiny stoją prądem. 99,9% skuterów to elektryczne bzyczki. Motocykli nie ma wcale. Kierowcy to szaleńcy, jadący w sobie tylko znany sposób. Chodniki to rzecz rzadka a jeśli już są to właśnie dla skuterów. ---- Podróżować po Chinach można na wiele sposobów. Ze względu na ogromne rozmiary kraju, nie sposób nie wspomnieć o samolotach. Tu jednak nie ma o czym się rozpisywać. Lotniska ogromne, dobrze przemyślane. Napisy także po angielsku. Niczym szczególnym nie wyróżniają się od europejskich. Może jedynie kamery termowizyjne, mające na celu wykryć stan gorączkowy u pasażerów przylatujących z europy. Na bliższych dystansach sprawdza się kolej. Dworce, przynajmniej w tych większych miastach bardziej przypominają lotniska, tyle że panuje tu chaos. Możemy zapomnieć o anglojęzycznych napisach. Jeśli dokądś się wybieramy, dobrze mieć przetłumaczone na chiński nazwy interesujących nas stacji. Wchodząc na dworzec kolejowy w Shenyang udaliśmy się do wejście oznaczonego „Entry” i był to ostatni zrozumiały napis. Przy wejściu bramki jak na lotnisku, prześwietlanie bagażu. Trwa to moment. Ludzi tysiące. Rozglądamy się za kasą biletową. Obeszliśmy dookoła wszystko dwukrotnie ale niczego co by przypominało kasę nie znaleźliśmy. Zapytaliśmy jakieś przygodne dziewczyny. Cóż, dopiero przetłumaczenie przy użyciu translatora słowa bilet pozwoliło nam wyjaśnić czego nam trzeba. Bilety owszem można kupić ale w innym budynku J. Dobrze, że nas tam zaprowadziły. Potem ponownie na dworzec i szukanie odpowiedniego wyjścia. Na perony wchodzi się dopiero w ostatniej chwili. Na dworcu są wyjścia „Gate’y” jak na lotnisku. Trzeba stanąć w odpowiedniej kolejce i okazać bilet. Tylko która jest odpowiednia? Do każdego wyjścia ciśnie się tysiąc chińczyków. Po numerach pociągu na bilecie udaje nam się trafić tam gdzie trzeba. Co przewożone jest w pociągach to cała historia. Brakowało tylko żywego inwentarza który zresztą wcale by mnie nie zdziwił. Każdy może sobie to sam wyobrazić. Na krótkich dystansach niezastąpione są taksówki. Krótkie to w Chinach do około 100 km J. Jest to niezwykle tani sposób podróżowania. Za przejechanie na drugi koniec kilkumilionowego miasta zapłacimy 3 złote. Nic dziwnego, że nie szukamy alternatyw. Kierowcy taksówek są mistrzami w oszczędzaniu paliwa. Pewnego razu przez całą drogę obserwuję obrotomierz. W trakcie jazdy nigdy nie przekracza 1,5 tyś. obrotów (benzynka). Przy ruszaniu czasem podnosi się do 2 tyś. Ruch, także ten na zewnątrz, odbywa się niezwykle płynnie. Jakby zaplanowany był każdy ruch na następne kilka mijanek z innymi użytkownikami. Drogi zazwyczaj wielopasmowe, podzielone są pomiędzy różne kategorie użytkowników. Skrajny prawy pas zajmują pojazdy dwu/trzykołowe. Prawą częścią pasa pojazdy (bo nie wyłącznie rowery) napędzane siłą mięśni. Lewą stroną pojazdy elektryczne. Pozostałe pasy to auta. Przy każdym skrzyżowaniu następuje skomplikowane przecinanie trajektorii aut skręcających w prawo i dwukołowców jadących prosto. Niewiarygodnie sprawnie. Nikogo nie zaskakuje, i nie wprowadza komplikacji pojawienie się samochodu, który jedzie prawym pasem ale w przeciwnym kierunku. Jeśli wyjeżdża z uliczki w lewo nie ma szansy przebić się przez wszystkie pasy więc zaczyna jechać pod prąd aż do nadarzenia się okazji na zmianę pasa. Wszystko to sprawia wrażenie chaosu. Oczywiście są przejścia dla pieszych i światła. I to jest właśnie dla europejczyka zgubne. Zielone światło usypia czujność nie zmieniając jednak faktu, że auta nie zwracają na nie uwagi. Po kilku dniach bez zastanowienia przekraczam ulice na czerwonym, na skrzyżowanie na którym stoi policjant a drugi wóz policyjny właśnie przejeżdża obok. W Rosji była by to doskonała okazja by złupić cudzoziemca. Tu policja w ogóle się mną nie interesuje. ---- W trakcie dojazdu do pracy staram się obserwować co dzieje się wokół. A jest na co patrzeć. Tuż za miastem zaczyna się strefa wiecznej budowy. Pierwsze co rzuca się co dzień w oczy to codzienne zamiatanie ulicy przez liczne zastępy osób. Ręczne miotły sklecone z byle jakich gałązek. Takie, jakie ostatnio widziałem, gdy byłem dzieckiem. Mimo to ulice nie są czyste. Chińczycy nie dbają o porządek. Wyrzucają butelki gdzie popadnie. Przy drogach leżą zniszczone resztki szmat, foliowe opakowania. Często także gruz. I ten gruz rozbijany jest przez pojedyncze osoby. Małymi młotkami, motykami, co kto ma. W jakim celu? Może w celu pozyskania metalu ze zbrojenia? A może jedynym celem jest rozdrobnienie większych kawałków i wyrównanie terenu? Szybko daje się zauważyć równouprawnienie kobiet i mężczyzn. Kostka bruku układana na klęczkach jednako pasuje w kobiecą jak męską dłoń. Oboje machają motykami kopiąc niekończące się rowy melioracyjne wzdłuż dróg. Kobiety i mężczyźni razem sadzą drzewa i krzewy. Jedynie kierowcy są zazwyczaj mężczyznami. Choć raz zdarzyło mi się jechać taksówką prowadzoną przez kobietę. Siłą Chińczyków jest ich liczba. Odnosząc się do naszych realiów parę osób to około tuzina Chińczyków, mała grupka to około setki. I te setki rąk potrafią zbudować niezwykłe rzeczy. Obserwując ich poczynania nie dziwi mnie ogrom piramid egipskich. Wzdłuż często przemierzanej drogi powstają słupy wysokiego napięcia. Ogromne. Niektórym znane z Komorników . Jak okiem sięgnąć, nie widać żadnego dźwigu, ba, żadnej koparki. Kręcą się natomiast grupki robotników z motykami. To oni kopią podwaliny pod nowe konstrukcje. Wysokie słupy powstają przy pomocy długich lin, kołowrotków i grupkom Chińczyków. Do każdego postawionego elementu przykręcany jest coś w rodzaju kilkumetrowego masztu zakończonego kołowrotkiem. Za jego pomocą unoszony jest kolejny element który po zajęciu swoje miejsca sam staje się elementem mocowania masztu z kołowrotkiem. Tak po kawałku i w górę. Wciąż trąbiący autobus jest królem szosy. Mniejsi i wolniejsi płynnie ustępują, ściskają się jeszcze bardziej. Nagle w tłumie znajduje się dla nas miejsce. Jeśli przyjdzie nam wyprzedzać jakiś lokalny autobus, zawsze wszyscy jego pasażerowie mają przyklejone nosy do szyb na nasz widok. Jest jednak miejsce, w którym i nasz autobus zatrzymuje się. Nie trąbi. Za pierwszym wyrwało mnie to z półsennego letargu. W poprzek drogi przejeżdżał pociąg. A czemuż szlabany nie są opuszczone? A bo są przesuwane. Poruszają się po dodatkowych szynach. Pojedynczy przejazd składa się zatem z jednego toru kolejowego i dwóch szlabanowych. Oczywiście każdy z nich jest wykorzystaną sytuacją to wytworzenia się koszmarnych dziur. Co ciekawe, szlabany zasuwane są jedynie krótko przed przejazdem pociągu. Gdy ten nadjedzie, natychmiast są ponownie rozsuwane a kierowcy czekają tylko na koniec pociągu by natychmiast ponownie włączyć się do trąbiącego tłumu.
__________________
"A jeśli nie znajde w swej głowie rozumu to paszport odnajde w szufladzie..." Ostatnio edytowane przez Lepi : 27.04.2010 o 13:33 |
15.04.2010, 17:10 | #2 |
wondering soul
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
|
O kurczę - opowieść mrożąca krew w żyłach. Wygląda na to, że cieszące się złą sławą ulice Indii (i jeszcze kilku innych krajów Azji i Ameryki S), na których ryk silników, a przede wszystkim klaksonów wydaje się nie zamierać nigdy, są super bezpieczne w porównaniu do tego cichego, bezszelestnego świata.
Ciekawe co będzie dalej...
__________________
Ola |
15.04.2010, 19:27 | #3 |
Syberia forever)
Zarejestrowany: Nov 2008
Miasto: Irkuck
Posty: 105
Motocykl: RD07
Przebieg: 40000
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 dzień 5 godz 28 min 10 s
|
Bylem wiosna zeszlego roku.Pekin i okolice. Bylem zaskoczony prawie wszystkim. Ale tez i zachwycony. Dostojnoscia chinczykow, rozmachem istandartem miast. Myslalem ze jade do trzeciego swiata, a tu cywilizacia ze germania sie chowa.
Pare wspomnien Metro: stoje trzymajac sie rurki.Patrze w dol (mam 184 wzrostu) Przezde mna czarne morze ludzkich glow i gdzies na horyzoncie? na drugim koncu wagonu europejczyk, blondyn, Morze glow siega nam ciut wyzej pepka.. Autostrada. szeroka, bardzo szeroka, i te zjazdy co dwa kilometry zakonczone kupa zwiru dla aut ktorym wysiadly hamulce. I pck up a na nim swinka, cielak i bernardyn pies, ciekwe gdzie jechala( switne jedzenie, roznorodna przyroda, jedno z pierwszych moich spotkan z kultura calkowicie odmienna od europejskiej. Chiny maja cos w sobie, jeszcze tam wroce..
__________________
Не надо ездить быстрее, чем летает твой Ангел-Хранитель. |
27.04.2010, 13:38 | #4 | |
Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: Poznań
Posty: 5,596
Motocykl: 690 Enduro
Online: 4 miesiące 2 tygodni 14 godz 41 min 50 s
|
Cytat:
trzeba jedynie pamiętać, że Pekin to nie Chiny jakie jawią się poza nim.
__________________
"A jeśli nie znajde w swej głowie rozumu to paszport odnajde w szufladzie..." |
|
22.12.2010, 13:53 | #5 |
Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: Poznań
Posty: 5,596
Motocykl: 690 Enduro
Online: 4 miesiące 2 tygodni 14 godz 41 min 50 s
|
Kulinaria.
Właśnie posiłki były najczęstszym powodem opuszczania hotelu. Oczywiście hotelowa restauracja oferowała posiłki ale jaja na bekonie to chyba drwina z nas, gotowych spożyć najbardziej wyrafinowane wschodnie przysmaki. Codziennością były wyjazdy w takcie pracy do miejsca przypominającego stołówkę. Wsiadaliśmy zatem koło południa w ten sam autobus, który nas woził co rano. Kilka minut jazdy i byliśmy na miejscu. Dość spory budynek zdawał się być niewykorzystany oprócz jednej sali w której serwowano posiłki. Na dwóch stołach rozkładano kilkanaście dań oraz miseczki z ryżem. Stoły były okrągłe a na nich dodatkowy blat obracający się popychany przez biesiadników (co dawało spore możliwości w utrudnianiu współbiesiadnikom chwycenie co lepszych kąsków ). Dania przeróżne. Oczywiście tradycyjne smażone warzywa, tofu, kawałki mięsa. Moim ulubionym daniem była baranina podawana w gotujących się kociołkach w kawałkami świeżych pomidorów. Ciekawostką były małe smażone rybki wielkości dłoni. Nawet sprawnym tambylcom nie udawało się zjeść choćby dwóch w czasie posiłku. Ja, świadom swojej odmienności, chwytałem je w ręce i obgryzałem w tempie ekspresowym ku mocnemu zdziwieniu Chińczyków. Pozostali jedli oczywiście pałeczkami. Wszystko ze wspólnych garnków, miseczek i woków. Trochę na początku nas to raziło ponieważ Chińczycy wkładali pałeczki głęboko do buzi mocna i głośno je "wysysali". Tu należy dodać, że szanujący się chińczyk zawsze ma na zębach ślady poprzedniej kolacji. Szczoteczka to ich wróg. Właśnie przypomniał mi się znajomek z Mongolii którego zgodnie nazwaliśmy "Duszący oddech". Na cały posiłek przeznaczony był kwadrans. Potem obowiązkowy papieros przed autobusem, oraz wyrzucenie przez kierowce na parking butelki po napoju. I powrót do fabryki. Przez pierwszy tydzień bolała mnie dłoń od trzymania pałeczek. Pod wieczór coś o jedzonku "na miescie".
__________________
"A jeśli nie znajde w swej głowie rozumu to paszport odnajde w szufladzie..." |
15.04.2010, 19:12 | #6 |
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Dziki Wschód (podlasie)
Posty: 352
Motocykl: RD07B
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 3 dni 9 godz 44 min 35 s
|
Też nie dawno byłem w Chinach. Miasteczko dwu milionowe, 4 godziny jazdy pociągiem od Pekinu. Wszystko było tam tak ja i Ty opisujesz, o 22 wyłączali prąd, (na szczęście nie w hotelach). Ludzie chodzą w maskach na twarzy ze względu na duże zanieczyszczenie powietrza (region przemysłowy, było 300 hut ale 200 zamknęli w ubiegłym roku ze względu na ochronę środowiska)
Wszędzie pełno skuterów, a drogi to maja takie, że w Polsce to chyba za 100 lat takich nie pobudują. Chiny to dziwny i piękny kraj. |
15.04.2010, 19:24 | #7 |
Dobrze ująłeś tą specyfikę elektrycznych skuterów - kiedy byłem w Chengdu dwa lata temu, kojarzyły mi się z ławicami małych rybek przemykających wszystkimi szczelinami pomiędzy formami terenu i wiekszymi pojazdami (czyli równiez po chodnikach)
|
|
22.12.2010, 15:09 | #8 |
El Mariachi
Zarejestrowany: Aug 2009
Miasto: Podkarpackie
Posty: 1,495
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 2 godz 12 min 15 s
|
Wiem że to nie miejsce i moje opowiastki ale jeżeli chodzi o jedzenie.
Wietnam centralny miasto też małe ok 2 mln-owe DaNang 3 europejczycy i godzina 22:00. Na pomysł zjedzenia wpadł znajomy więc wytaszczył nas z noclegowni na miasto. Pierwsza lepsza napotkana otwarta nasza no i .............właśnie. Karty w dłoń a tu zonk krzoki i nic po angielsku czy w jakimkolwiek zbliżonym do normalnego pisma. Co tu robić a h..j bieremy na strzała. Po kilku minutach z uśmiechem na mordzie lekko zapoconu wietnamczyk podaje garnek pod nim ognisko i trzy miski, jako iż degustowałem się regionlnym piwkiem chłopaki zaczeli sami. Trzas, prysk coś w mordach strzela co u licha jakieś takie kuli co to jest patrze i jakoś mi się do gęby pchać tego odechciało. Dawać tu kelnera wpada zapeszony z piwkiem że niby brakło i się zaczyna co to jest ? gość wzrusza ramionami k...wa mać co to? łaciny też nie kama. Po 15 minutach załapał pokazuję mu miskę i rogi na głowie jest kiwa głową uf chłopaki spoko woła żrecie a gość pokazuje miskę, rogi na głowie i łapie się za jaja ............... Konwulsjom nie było końca
__________________
Niech moc będzie z wami ........... |
22.12.2010, 15:12 | #9 | |
Zarejestrowany: Apr 2009
Miasto: Monschau / Radoszewice
Posty: 1,684
Motocykl: RD07
Przebieg: 42000
Online: 2 miesiące 2 tygodni 4 dni 2 godz 41 min 26 s
|
Cytat:
|
|
22.12.2010, 15:30 | #10 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reykjavik
Posty: 685
Motocykl: tyż Honda ale mała siostra królowej
Przebieg: jest
Online: 1 miesiąc 3 dni 3 godz 35 min 20 s
|
Lepi-świetna opowieśc....pisz dalej proszę....a propos komunikacji to w Ugandzie miałam okazję jechac taksówką-motocyklem....jazda oczywiscie bez kasku, na tylnym siedzonku..kierowca wrzucił mój wieeelki plecak do koszyka przed kierownicą....nie chciałam sie zastanawiac czy COKOLWIEK widzi przed sobą....jechał po szutrowej drodze, slalomem między ludzmi, krowami , kozami i ciężarówkami....gdyby nie to, ze kurczowo trzymałam sie jego Tshirta to przeżegnałabym się ale tylko w myślach odmówiłam paciorek....
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Chiny 1934 | Izi | Kwestie różne, ale podróżne. | 8 | 03.07.2014 22:18 |
Azja 2013: Pamir, Chiny, Kirgizja i okolice | sambor1965 | Trochę dalej | 36 | 16.02.2014 01:26 |
Kirgizja-Chiny 2012 część pierwsza | kowal73 | Trochę dalej | 33 | 10.12.2012 01:12 |