27.12.2010, 13:15 | #41 |
19.11.2010
Rano, wiadomo - plaża, co prawda miało być 100m i jest … ale w pionie Na szczęście dojście jest, schodzimy Plaży z piaskiem brak, tylko skała. Kolor i przejrzystość wody wynagradza nam wszystko. Temperatura wody także. Jest bosko, jak to nad morzem w listopadzie Czas zaczyna wymykać nam się spod kontroli. Pół ekipy stwierdza, że dziś dzień bez motocykla, drugie pół to ja ze Sławkiem, zatwardziali motocykliści . Pakujemy manatki i lecimy na podbój południowego Libanu. Jeszcze tylko rzut oka na to co zostaje za nami ... ...i lecimy dalej. Niby to już końcówka listopada a my w dżinsach i T-Shirtach Szybki przelot przez Bejrut, miasto jak miasto, na mnie nie robi wrażenia. Widok w stronę morza już ładniejszy : Zjeżdżamy trochę na przedmieścia i "europejskie widoki" zmieniają się w typowo wschodnie, teraz czuć, że to bliskowschodnia a nie europejska stolica. Bejrut w godzinach południowych jest znośny. Po niecałej godzince jesteśmy już jesteśmy na rogatkach. Żar leje się z nieba. Lecimy do Sajdy (Syjonu). Niestety , 3km przed zatrzymuje nas patrol wojskowy i stwierdza, że motorkami dalej nie polecimy My upieramy się, że jak nie my to kto ? Nie kumają naszych żartów. Dodatkowo nie podoba im się GoPro zamocowany na przedniej szybie transalpa, robi się afera i to nie byle jaka afera ...zaczynają się pytania, po co Ci to, po co tamto ...itp. Z boku, z zakamuflowanego namiotu przygląda nam się kolejna garstka wojskowych stojących obok Humera z potężnym karabinem na pace. Zaczyna się przeszukiwanie kufrów i znów pytanie po co aparat, po co taki obiektyw...z budki wybiega kolejny żołnierz z kolejnym AK47.... na szczęście biegnie również inny z komórką. Połączyli nas z dowództwem. Dopiero teraz udaje się w cywilizowanym języku , na spokojnie omówić temat. Ponoć nie są nam w stanie zapewnić należytej ochrony. Przed kim i dlaczego nas mieli by chronić, dlaczego będziemy tam zagrożeni – nie mogli już wytłumaczyć. Prawdopodobnie chodzi o to, że swego czasu było mnóstwo zamachów samobójczych powodowanych przez motocyklistów i nie są oni teraz mile widziani w niektórych regionach kraju. Uzgodniliśmy, że zostawimy gdzieś motorki i polecimy dalej TAXI. Lecimy więc ok 150m pod prąd dwupasmowej drogi, zostawiamy sprzęty w podejrzanie wyglądającej knajpie i pakujemy się w TAXI, bardzo drogie TAXI. Kolo obwozi nas deczko ale jesteśmy totalnie rozczarowani. Nie tracąc czasu, w końcu jest jesień i dni są krótkie, bardzo krótkie, tankujemy motocykle, pijemy Coca-colę dla ochłody i ruszamy dalej. Na osłodę zostaje nam cedrowy las, opisany w przewodniku Pascala jako bajkowy. Miał być dla osłody ale .... nie osłodził, co więcej, dolał czary goryczy. Kolejna klapa, stwierdzamy to zgodnie. Lekko wkurzeni,zatrzymujemy się na zakupy. Ja jakoś za pamiątkami w stylu koszulka i dzbanuszek nie przepadam więc zostałem pilnować motocykli. Sławek poprawia sobie humor zakupami. Wraca szczęśliwy bo robił to 50 minut i w dodatku nie wraca z pustymi rękoma . Ubieramy się bo w międzyczasie, zupełnie niepostrzeżenie zapadł zmrok Wbijamy się w tą cholerną stolicę i teraz już mocno podminowani kipimy obserwując poczynania libańskich kierowców. Na 2 pasmówce suną 3 rzędy aut... tam gdzie jest 4 pasy aut jedzie 5 do 6ciu rzędów itd. Zostawisz 1m wolnego miejsca- już masz maskę auta przed sobą, reszta wgramoli się za chwilkę, jak tylko korek ruszy. Koszmar ! Wracamy czym prędzej na camping by zapomnieć o tym dniu. Koledzy za to zachwyceni. Poplażowali, obejrzeli wspaniałe ruiny, poszwendali się po ciasnych uliczkach Byblos. Ja startuję tam jutro z rana, popatrzę na to w promieniach porannego słonka. Reszta ma inne plany. No cóż, znów się rozdzielimy Postanawiam wykorzystać mój statyw, żeby nie było , że zabrałem go bez potrzeby - urządzam sobie nocną sesję Wieczór kończy się przy piwie i campingowym disco zorganizowanym przez pijaną młodzież Jest głośno. Usypiam późno, DJ trafia w mój gust. Jest, naprawdę jest atmosfera. Bawię się więc fotkami, obmyślam plan na jutro i tak jakoś niezauważenie usypiam. Dystans 210km |
|
11.01.2011, 19:37 | #42 |
20.11.2010.
Zwijamy się z campingu, na recepcji znów wałek... koleś wziął 50.000 kaucji a zanotował 40.000. Bez komentarza. Tu nasz drogi rozchodzą się. Chłopcy z takich lub innych względów chcą wracać, mi się podoba więc zostaję Ruszam w poszukiwaniu dwóch głównych atrakcji Libanu, tylko dwóch bo tylko tyle zdarzyłem zanotować z jednego z dwóch przewodników moich kolegów Jadę.... Czuję się jak rycerz w XIIIw w czasie wyprawy krzyżowej. Tyle tylko, ze pod sobą mam nie jednego a 53 konie A pod przyłbica słychać było zamiast parskania konia Stare Dobre Małżeństwo... http://aneczkaa16.wrzuta.pl/audio/4r...z_szczesliwsza Niestety Liban oznakowany jest jak jest i nic nie znajduję ( zresztą co można znaleźć bez mapy, mając tylko jej zarys w wyobraźni ). Za to wbijam się w góry czego efektem jest te oto kilka zdjęć: PO kilku godzinach jednak znajduje to czego szukałem. Jest to przedłużenie, a może początek, kto to wie... Wielkich Rowów Afrykańskich , jest nim również widziane wcześniej Morze Czerwone i Rów Jordanu. Długość całego systemu Wielkich Rowów Afrykańskich od Syrii do Mozambiku wynosi 6 000 km. Powstały one w wyniku potężnych ruchów tektonicznych i wylewów lawy – są formą doliny ryftowej. Ich rozwój zaczął się ok. 35 mln lat temu w rejonie Morza Czerwonego - odsuwania się kontynentu afrykańskiego od Półwyspu Arabskiego i reszty Azji i postępował stopniowo ku południowi, gdzie wschodnia Afryka zaczęła się oddzielać przed ok. 15 mln lat. Rowy powodują oddalanie się Afryki od Azji oraz rozpad kontynentu afrykańskiego. Na dnie tego podziwianego przeze mnie , w niedostępnych miejscach, pobudowane zostały świątynie. Niestety z asfaltu ich nie widać a nie miałem na tyle czasu by odwiedzić choć jeden ( ok 1h spacerkiem w jedną i podobnie w drugą stronę ). Żeby nie było to tamto, że ja tylko po górach, wpadam również na plażę. A wiadomo - jedne z najładniejszych plaż mają na Florydzie Zmierzcha, wracam do Bejrutu a stamtąd wyprowadza mnie 3 kierowców ( te oznakowanie...) Odbywa się to na zasadzie,że ten pierwszy prowadzi mnie ok 20 min., zjeżdżamy na stację benzynową gdzie ów człowiek znajduje kolejnego pilota itd Ot, taka moja prywatna navigacja po Bejrucie Jest zimno, ciemno... brrrrrr...w końcu jednak ląduje na granicy, która opuszczam po 2h. Damaszek wita mnie o 22.00. Bez problemu znajduje niedrogi i bardzo czysty hotel, w dodatku z internetem. Samo centrum starówki, 100m od bazaru. Coś czuję, że zabawie tu ze 2-3 noce Nawijka ze znajomymi przez GG i Scypa do 2 AM. Sen...., długi, niczym nie zmącony sen. Przecież marzeń na jutro trzeba namarzyć ! Dystans 360km |
|
22.01.2011, 23:00 | #43 |
21.11.2010
Hmm jakoś dziwnie wcześnie wstaję, w zasadzie nie wiem po co. Aaaaa no tak, czas coś na forum skrobnąć. Siedzę więc do 14 w hotelu, potem wyrywka na starówkę …. o kurwa, ja śpię na starówce. Do bazaru 200m, meczet Ulejmanów 100m dalej Po drodze dziesiątki knajpek. Jest super. Śmigam więc po bazarze, jakiś taki skromniejszy niż ten z Aleppo. Ale ładniejszy - feria barw, zapachów - to po prostu trzeba przeżyć, tego nie da się opisać. Sama starówka duża nie jest, obleciałem w 4h pewnie poszwendał bym się dłużej ale... osrał mnie ptak i straciłem humor Pranie, kąpiel, czyszczenie obiektywu ( to on przyjął cały ciężar ) i lecę na spektakl pod pięknie brzmiącym tytułem "Damascus by night". Kebab na kolację, 3 puszki Coli na noc, całus dla Trampka na dobranoc, szybkie przygotowanie via internet na jutro ( nie mam ani mapy, ani przewodnika ) i w objęcia bierze mnie sen, błogi, niczym nie zmącony, 8h sen W końcu marzeń na jutro trzeba namarzyć Dystans 0km |
|
23.01.2011, 09:20 | #45 |
Wracałem tyłem Licznik się odkręcił
|
|
29.01.2011, 13:09 | #46 |
Tej samej nocy ...
Budzę się przed północą. No przecież nie będę tak leżał i gapił się w sufit. Zabieram aparat i ruszam w miasto, które wciąga mnie w całości. Jak widać miasto też nie śpi. Bazar też funkcjonuje jak w dzień : Do hotelu wracam ok 2. Przeglądam fotki i usypiam... Długo nie pospałem. Jest 4AM, budzi mnie walenie w drzwi. To chłopcy z recepcji. Coś tam przebąkują : motorbike, police, reception, come come, big problem mister itp. Ja zszokowany, pewnie niedawno usnąłem na dobre … ale schodzę. Trampek jak stał, tak stoi, recepcja tez cała, policji nie widzę … nie do końca wiem dlaczego chłopaki koniecznie chcą go wciągnąć po tych 6 marmurowych schodkach na górę, spać nie mogą bojąc się o niego czy jak? Zwalniam blokadę i po minucie Hondzia już stoi dumna na marmurowej posadzce Pręży się tam jak by miała ze 120KM Idę spać dalej. Ustawiam budzik na 8 Ostatnio edytowane przez Neno : 29.01.2011 o 14:52 |
|
04.02.2011, 17:25 | #47 |
22.11.2010
Budzę się, opróżniam pokojową lodówkę na śniadanie i lecę zobaczyć ten słynny Meczet Ulejmanów . Od tyłu nie chcą mnie wpuścić bo nie mam biletu, więc zataczam koło szukając wejścia. Za ok 25zł drzwi stoją otworem dla "innowierców". Wchodzę na dziedziniec : Zostawiam buty i wchodzę do środka. Jako mężczyźnie wolno mi chodzić gdzie zapragnę, kobiety mogą poruszać się tylko w wyznaczonej strefie. Przysiadam na kwadransik i z zaciekawieniem obserwuję modlitwę, "rytuały" Wracam do hotelu, jest ok. 12. Postanawiam się zrelaksować, odpalam sobie laptopa, sprawdzam prognozy pogody, bo przecież trzeba wracać będzie na kołach. ZONK !!! Śnieg, mróz i to już od Austrii, nie dam rady. Zwijam majdan, rozliczam się z hotelem i pędzę jeszcze raz po gifty dla rodzinki, siebie i znajomych. W międzyczasie dostaje SMSa od chłopaków, że jutro koło południa planują wyjazd... Przyspieszam kroku... A wybierać mogłem z setek wzorów,kształtów, materiałów. Wszystkie piekne, jedna ładniejsza od drugiej, nie to co te widywane u nas w kraju. Próbuje coś wybrać...co za los, właśnie teraz jak mi się spieszy ! Na szybko, po wieeeelkich targach kupuje 4 szisze Średnio udało mi się stargować ok. 30% . Panowie dokładnie pakują moje zakupy, bo wiedzą gdzie i na czym mają one dojechać. Ich zdziwienie sięga zenitu ale robotę odstawiają fachowo. Prezenty dojeżdżają w stanie nienaruszonym! Pewnie Was zdziwi, że ciągle tylko panowie i panowie ...tak, właśnie - panowie. Nie widać kobiet, nawet sprzątaczka w hotelu jest mężczyzną Ale nie ważne, zabieram moje 85 cm szisze pod pachy i lecę do hotelu. Idąc wszyscy wyciągają kciuki do góry i śmieją się od ucha do ucha. Chłopaki z recepcji to samo Ubaw po pachy. Zostawiam zakupy u nich w recepcji, sam lecę na ostatnia kąpiel i po graty. Chłopaki pomagają mi zjechać motocyklem na dół, poprzypinać bagaże, żegnamy się i lecę gonić mój „pociąg”. Koledzy są już 2 dni w drodze powrotnej, wiem , że im pilno więc mam spore obawy, że nie poczekają. Ale wtopa ! W razie czego mam kilku znajomków, którzy nigdy jeszcze nie zawiedli w potrzebie ale Austria... brzmi groźnie i drogo, nie do śmiechu mi. W pośpiechu lecę jeszcze do pobliskiego kantoru wymienić resztę dolarów na miejscową walutę. Odjeżdżam Na najbliższej stacji tankuje motocykl..... qrwa... zaczęło się... dopadli i mnie pieprz**** oszuści. Wymieniłem 3x20$ a kasę dostałem za 3x10$. Nie przeliczyłem tylko dlatego, że w tym samym nazwijmy go kantorze, wymieniałem kasę już 3 razy i wszystko grało. Poza tym śpieszno mi było ogromnie. Mam za swoje. Pięknie się dzień zaczął Zostawiam banknot z nominałem 50 na opłatę wyjazdową, całą resztę przeznaczam na paliwo – jedzenia nie będzie, to za karę, że nie sprawdziłem kasy przy okienku. Kara musi być ! Po przeliczeniu tego co mi zostało stwierdzam, że może być mało, ale trudno, jakoś to będzie. Tankuje do pełna i lecę na północ, bez mapy,przewodnika, nawigacji – po prostu na czuja, po znakach i pytając napotkanych przy drodze ludzi którzy spikają only arabic Wyjazd ze stolicy w miarę prosty, na obrzeżach tysiące „lepianek” , co zamożniejsi mają takie 7x7 i antenę SAT na dachu a pod domem zaparkowane jakieś stare auto. Ci biedniejsi muszą sobie poradzić w nieco ciaśniejszych domkach. Serce się kraje, wszystko szare, zapuszczone, tonące w stertach śmieci. Utrwalam ten widok w pamięci bo aparat schowałem tak głęboko jak tylko się dało, by nie kusił, bo niestety nie ma czasu Po kwadransie widzę już tylko góry i pustkowia, a w miarę równa dwupasmówka prowadzi aż do samej granicy... no prawie Ściemnia się, paliwo się kończy. Zjeżdżam na jakąś podrzędną stację, żeby nie przeholować płace dla kolesia ile mam oczekując w zamiar pokarm w płynie dla miss Hondy Szybka kalkulacja – ma starczyć na pełen zbiornik i dwa kanistry po 5L. Jako, że dystrybutor pamiętał zapewne jeszcze czasy II Wojny Światowej, licznik nie działa z mojej strony. Więc ja leję, właściciel mówi STOP. Ani nie nalałem, ani nie było komendy STOP. Co prawda to Syria ale zapanowały egipskie ciemności.... Ktoś wyłączył dopływ energii. Qrwa ! Tłumaczę dla gościa, żeby mi kasę oddał za nienapełnione kanistry ale on udaje, że wszystko jest ok. Zamyka się w budzie, rozkłada się wygodnie i wpatruje w wyłączony telewizor. Nie no, nie daję za wygraną. Mówię, że dzwonię na Policje ;D Oczywiście udaję. Właściciel poczuwa się do winy i rzuca jakieś nędzne ochłapy (3$) i widzę, że więcej nie wyduszę z tego …. nie owijajmy w bawełnę, złodzieja! Pozdrawiam go międzynarodowym znakiem pokoju. Ruszam robiąc dużo kurzu Mam nadzieję, ze lecące spod koła kamienie zrobiły co miały zrobić. Allah na pewno mu wybaczy ... Wqrwiony do granic możliwości jadę ku granicy. Nie wiem co mnie podkusiło aby zobaczyć jeszcze raz Aleppo nocą... |
|
05.02.2011, 22:42 | #48 |
Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Ustroń
Posty: 237
Motocykl: RD07a
Przebieg: 95000
Online: 1 tydzień 3 dni 23 godz 10 min 45 s
|
|
10.02.2011, 11:14 | #49 |
... wjeżdżam do centrum. Korek na wjeździe jak diabli. Przeciskam się i widzę przyczynę ..masakra Rozbity tył TAXI, zmiażdżony motocykl i jego kierowca z pokiereszowaną głowa Smutny widok, na szczęście karetka przyjeżdża przeciwnym pasem. Przeciskam się dalej w korku mając nadzieję, że syryjczyk wyjdzie z tego.
Jadę dalej. Hmm jak bym tu nie był. Jazda solo jest jednak fajna. Miasto smakuje zupełnie inaczej. Teraz to czuję, samotne podróżowanie to jest to, kwintesencja przygody! Chce mis się krzyczeć w zachwycie nad pięknem miasta podczas gdy będąc tu w grupie kilka dni temu na usta cisnęły mi się przekleństwa. Tak, dużo mocniej otworzyłem się na Bliski Wschód, dużo, dużo szerzej. Zaczynam mieć w dupie czy zdążę „na przyczepę” , oddaję się temu wspaniałemu uczuciu, znów kończy się napinka, prawy nadgarstek odpuszcza... Przeciskam się jednak dalej w korku delektując widokami. Za bardzo nie mam wyjścia bo w mieście noclegu za free to ja raczej nie znajdę, choć może może, przechodzi mi przez myśl kilka fajnych pomysłów które jednak porzucam po chwili. Jadę dalej, dalej w korku... Docieram do 2 „małych” tenerek na duńskich blachach. Kolesie w czystych kombinezonach, czyste motorki, za szybą dumnie drogę wskazuje Zumo 660 od Garmina, kuferki błyszczą a na nich dumny napis Copenhagen – Cape Town mówi wszystko za siebie. Oddaję im szacunek, podziwiam długość trasy jaką zrobili. Szybka wymiana zdań łamaną angielszczyzną ( oczywiście to ja ją łamałem ) i jadę dalej bo nie będę z nimi stał w korku... sam nie wiem dlaczego oni stoją. Dlaczego ? Wszystko wyjaśnia się po kilku metrach gdyż przed nimi ( dopiero teraz zauważam ) jedzie obstawa, w postaci załogi w wypasionym wyprawowym aucie 4x4. Wyciągarki, zapasowe gumy na bagażniku dachowym, łopaty, kanistry... full wypas, profeska na maxa ! Chłopaki doganiają mnie na światłach i ściągają na chodnik . Szybka wymiana zdań i zaproszenie na kolację ( patrzą na moją umorusaną, styraną Hondę, na mnie ukurzonego do granic możliwości, stertę bagaży – i stwierdzają , że oni płacą). Niestety czas nie pozwala Gadamy może z 5min na poboczu i po opowieściach co ja tu sam robię, skąd i dokąd zmierzam, odjeżdżam. Na pożegnanie słyszę : crazy polish people czy coś w tym stylu. Zostawiam ich na chodniku zmieszanych. Przede mną jeszcze grubo ponad 1000mil. „Muszę” naginać. Oni mają czas i inną drogę powrotną. Wracają przez Włochy, Francję i Niemcy a tam prognozy są bardzo zachęcające, +8 i słonko... ależ im zazdroszczę !! Chętnie bym wrócił ich trasa, niekoniecznie jednak z nimi Jeszcze tylko ostatnia fotka.... Dojeżdżam do granicy, nie mam już paliwa ani zielonej waluty, nie mam też SYP, została nieprzydatna karta (na swojej drodze spotkałem tylko jedną normalną europejską stację gdzie można było zapłacić kartą, zjeść coś dobrego a w sklepie o powierzchni ok. 100m zrobić zakupy co oczywiście uczyniłem ) i 10 euro Wymieniam więc banknot na paliwo po drakońskim kursie ale co zrobić. I tak taniej niż kupić je w Turcji. Celnicy uwijają się tak szybko jak tylko mogą, pomagają mi, kierując od okienka do okienka. Ja w pełnym zaufaniu biegam wraz z nimi, obsługiwany poza kolejnością. Niestety, nie wiem dlaczego myśleli,że ja wjeżdżam i odwiedzaliśmy nie te okienka co trzeba Śmiechu po pachy ale chłopaki szybko się opamiętują i już biegamy po właściwych okienkach. Po 120 minutach jestem już w Turcji. Kupuję batonika i butelkę wody (2 zł za wszystko, a mówią, że Turcja jest taka droga !). Spożywam w pośpiechu dostrzegając, że jestem znów biedniejszy. 5L paliwa poszło w pi***. Gdzie i jak nie wiem. Nie wnikam. Drugą piątkę mocuję więc dwa razy mocniej. Ruszam. Nie ujeżdżam daleko bo piździ jak na Syberii. Zakładam na siebie wszystko co mam. Dobrze,że schudłem przez to zatrucie bo bym nic pod kurtkę nie zmieścił 45 minut w plecy Noc mija mi szybko. Jazda, tankowanie, jazda,tankowanie, batonik … i znów jazda Tankuję bodaj 5 czy 6 raz. Jest zimno do tego stopnia, że smar w przełączniku zgęstaniał tak, że nie działają kierunki lub działają z kilkusekundowym opóźnieniem a światła drogowe wracają do pozycji mijania po 5-10 minutach, jadę więc cały czas na „krótkich”. Podgrzewane manetki... albo się zepsuły, albo nie wyrabiają. Nogi...jakie nogi, czuje coś co prawda powyżej kolan ale to nie to co zawsze Chcę się odlać ale nic nie mogę znaleźć w rozporku. Nie wiem czy to on się tak skurczył czy dłonie straciły czucie. Qrwa, jest przeraźliwie zimno Rano, tankując już chyba po raz 15ty wypatruje promyków słońca. Są ale ciepło robi mi się dopiero jak przysypiam i o mało nie ładuje się w jadący przede mną autobus. Na chwile, potem tylko zimny dreszcz przechodzi mi po plecach, potem następuje pierdolniecie pięścią w kask i lecę dalej jak by nigdy nic. Wybieram autostrady, bez mapy mógłbym się pogubić ;D Mam być najpóźniej w południe. Mało realne ale gonię ile Trampek ma sił, spalanie skacze do blisko 8L a zasięg spada do niecałych 200km (tankuje wcześniej by nie utknąć na autostradzie) . Bramki.... płace tylko raz – 9PLNów , reszta jakoś się udaje mimo że coś tam piszczy przeogromnie jak przejeżdżam ale stojąca za bramkami policja nie reaguje. Nie wiem dlaczego. 3AM pod Ankarą, przed Stambułem horyzont po stronie wschodu zaczynał już jaśnieć Po 9 byłem już za Stambułem, szybko „zrobiona” granica i … SMS od chłopaków, żebym się nie spieszył bo pewnie dotrą o zmierzchu. Qrrrr... zjeżdżam z autostrady w lukę między barierkami, usypiam na kwadrans w promieniach słońca. Dalej już niespiesznie, oszczędzając maszynę i paliwo mknę setką do celu. Bułgaria wita mnie oberwaniem chmury i kolejką na granicy. Schodzi dobre 3 kwadranse. Do hotelu gdzie zostało auto i przyczepa wpadam o 18, posilam się i czekam do 23.30 na chłopaków. Pewnie dużo zwiedzali Pakujemy motocykle, układamy graty jakoś w miarę logicznie i bez straty minuty ruszamy. Kierunek Warszawa. Jest już po 2 AM Usypiam. Dystans: 2222km Autem droga mija nam szybko bo w stolicy jesteśmy już ok 1AM, zrzucamy po kolei motocykle i zostawiamy kolejnych uczestników. Na koniec jeszcze Wyszków gdzie wysiadam również i ja a Sławek tymczasem wraca autem do domu, do Warszawy. Jeszcze 30 minut pakowania,ubierania. Motocykl już rozgrzany, siadam, wbijam jedynkę i... ginie mi światło mijania Nie chce mi się już przy tym grzebać, zapalam halogeny i powolutku ( było -2 i mogło być już ślisko bo droga jakaś taka wilgotna) lecę do domu gdzie melduje się po ok godzinie, czyli o 4AM z minutami. Wnoszę graty do mieszkania, szybka kąpiel i tulę się do poduszki . Dystans : 65km |
|
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
PRZEZ KRAJ PARTYZANTÓW, KOKAINY I KAWY: czyli pekaesem po Kolumbii. [Listopad 2011] | czosnek | Trochę dalej | 48 | 12.01.2013 02:50 |
Mój mały reset - cztery dni na wschodzie | Jaskola | Polska | 25 | 15.08.2012 12:02 |
Otwieram Wrota Afryki czyli... lek na jesienną depresję vol.2 [Listopad 2011] | Neno | Trochę dalej | 148 | 22.01.2012 20:08 |
Na hiszpańskich papierach, marokańską pistą w pizdu [Listopad 2010] | consigliero | Trochę dalej | 8 | 25.08.2011 15:30 |