27.12.2010, 14:13 | #271 |
Administrator
|
Zimą zastój w sprzedaży , a w ciepłych krajach to i jak widać dorobić idzie
__________________
AT03 |
02.01.2011, 22:16 | #272 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Do medyny pojechaliśmy jakąś grande taxi. Zapłaciliśmy nieistotnie mało za podróż i poszwendaliśmy się dobre 2 godzinki po wąskich uliczkach. Coś tam ugryźliśmy, coś zapaliliśmy i z powrotem do hotelu. Trochę mi się zrobiło szkoda chłopaków, którzy byli tu pierwszy raz i na rano umawiam jakiegoś „licencjonowanego” przewodnika. Start o ósmej. Kto chce ten idzie. Powrót o 10 i odpalamy maszyny, bo do morza daleka droga. A powinniśmy dojechać do El Jebhy. Rankiem podnoszę się dość ciężko, Zbychu z którym mieszkam w pokoju też jest ciężko ranny. Jesteśmy w recepcji o 8.05. Po chłopakach ani śladu. Trudno. Bierzemy jakąś taksówkę i przez półtorej godziny włóczymy się po labiryncie.
Medynę przed 30 laty wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Od tego czasu chyba tam nie sprzątają. I tak mamy szczęście. Zapachy w lecie są hm... nieporównywalne. Jemy mały deżaner, popijamy jakieś kawy, zaglądamy ludziom do domów i warsztatów. Niektórzy się pieklą, inni zapraszają. Jednych wpieprza sam widok aparatu fotograficznego, inni przyjmują go jako niezbędny składnik pieniędzy, które ma facet za obiektywem. Muszę przyznać, że tak jak Arabowie w medynie nie przepadają za moim widokiem tak i i ja nie lubię arabskich suków, nachalnych przewodników, naganiaczy, tego ich targowania się, całego udawania, szopki, błazenady z wycofywaniem się z transakcji, udawaniem obrażonego. Nie lubię tego ich picia herbaty, ceremonii, puszczania oka, rozwijania dywanów i krzyczenia „Łacha” kiedy się podobają. Drażnią głupie wierszyki recytowane przez sprzedawców po polsku: Herbata miętowa smaczna i zdrowa. Najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny itp. Może kiedyś była tu stolica światowej nauki, może i studiował tu papież Sylwester, ale to było dawno temu. Zajebiście dawno temu. Teraz każdy patrzy na Ciebie jak na dawcę dirhamów. Robi się późno. Kwadrans przed 10 wsiadamy do taksówki i pędzimy do hotelu. Kolegów nie ma. Pakujemy torby, wyciągamy motorki – kolegów nie ma. Nie będę do nikogo dzwonił, ale zaczyna mną trochę z nerwów rzucać po tym hotelu. Wiem, że dobrze się bawią, ale mogłem i ja – wystarczyło dać sygnał. Przyjeżdżają chwilę po 12. Przewodnik był do dupy, nic nie pokazał. Porażka. Jestem wściekły, mam ochotę na awanturę, ale wiem że to nic nie zmieni. Odpuszczam, bo widzę że koledzy spodziewają się takiego scenariusza. Pieprzyć to, w końcu jesteśmy na wakacjach. Wyjeżdżamy już po 13. Fez to nie jest hetka pętelka, to milionowe arabskie miasto i ostatnią rzeczą jakiej sobie życzę to pogubić ekipę gdzieś w centrum. Dlatego wycofuję się i mam zamiar objechać miasto. Podjeżdża Puszek ze swym pieprzonym GPS-em i zaczyna pokazywać w którą stronę jechać. Coś we mnie pęka. Mam dość już tego wszystkiego. Muszę odreagować. Zajmuję miejsce Puszka na końcu peletoniku. Pussi prowadzi. Tak jak chce. Kontynenty się szybciej poruszają niż my tego dnia. Po godzinie staje na obiad. Widzę co się dzieje, wiem że będziemy dziś kończyli w nocy, ale jestem w nastroju bojowym i na złość mamie gotów jestem odmrozić sobie uszy. Nie opóźniam ekipy, ale nie robię nic by ją przyspieszyć. W sumie widoki są cudne, a Rif zachwyca mnie absolutnie. Wyciągam aparat, wieszam go na szyi i pstrykam fotki w czasie jazdy. Nie jest to za mądre, ale poruszamy się z prędkością tak bardzo „bezpieczną”, że mógłbym jeszcze rozkładać statyw a i tak nikt by na mnie nie czekał. Kilka kilometrów przed Ketamą (wszystkie przewodniki ostrzegają by tamtędy nie jeździć) dopada nas mgła? Chmura? No nie wiem co to było, ale bardzo gwałtownie się zaczęło i dłuuugo nie chciało skończyć. W Ketamie jesteśmy witani entuzjastycznie. Robi się trochę zimno i zmieniamy stroje, a dzieciaki pstrykają sobie z nami fotki. Co za czasy... Wiem, że mamy problem z czasem więc w końcu zamieniam się z Puszkiem i próbuję narzucić szybsze tempo. Gdzie tam, nadal się wleczemy. Za miasteczkiem droga podnosi się z każdym kilometrem i w końcu wyjeżdżamy nad chmury. Nie mogę uwierzyć jak jest pięknie. Słońce wisi nisko nad horyzontem, za godzinę zachód, niebo aż granatowe, a wokół wszystko przykryte jednorodną kłębiastą kołderką. Zdjęcia nie oddają tego co się działo tego dnia w tym miejscu. Zjeżdżamy w lewo z głównej drogi w kierunku El Jebhy i zaczyna się hardkor. Droga zwęża się do szerokości auta, dziury coraz to większe, a asfalt coraz bardziej zanika. Robi się ciemno, zjeżdżamy kilkadziesiąt metrów w dół i lądujemy w gęstej mgle. Jakaś masakra. Nie widać nic. Światła ani długie ani krótkie nie pomagają. Droga mało że kręta, to jeszcze przepaściasta. Wyobraźnia pracuje, robi się trochę ślisko i na czole zaczyna się perlić pot. Pomimo że zwalniam do 30 km/h odnoszę wrażenie że jadę zbyt szybko. W lusterku widzę tylko szatańskie światła beemki Zbycha. Dalej mleko. Taka jazda trwa dobre półtorej godziny, zatrzymujemy się co chwila wypatrując świateł kolegów. Doganiają nas, później my uciekamy i tak w koło Macieju. Wiem, że jest niebezpiecznie. Wiem, że przejeżdżamy przez opiumowy Rif, jest mgła, ciemno i trochę niefajnie. Czuję jednak, że nic złego się nie wydarzy, a dla kolegów może to być nauczka, by trzymali się ustaleń. El Jebha była bowiem pierwszą rozsądną miejscówką do zatrzymania się tego dnia. W końcu hardkor się kończy i dojeżdżamy do wypaśnego asfaltu. Zbieramy się wszyscy i pięknymi serpentynami zjeżdżamy do nadmorskiego miasteczka. W ciągu kilkunastu minut pokonujemy 1500 metrów wysokości i zatrzymujemy się przed knajpa w El Jebha. Jeszcze pół godziny temu było zimno, a teraz jest śródziemnomorsko ciepło. Są śmiechy, uśmiechy, złazi z nas napięcie i trud całego dnia. Właściciel hotelu sam nas znajduje i proponuje jakąś nieprzyzwoicie niską cenę za nocleg. Zgadzamy się. Właściciel knajpy trochę się targuje, ale w końcu przynosi półmisek owoców morza. Nie jestem wielkim fanem frutti di mare, jadałem to w wielu miejscach, ale coś równie fantastycznego jeszcze mi się nie trafiło. Wieczór kończę nad morzem. Jest ciepło, fal prawie nie ma. Jakieś rybackie łódki jedna za drugą wpływają do portu powracając z połowu. Na horyzoncie są jakieś światła, myślałem że to Europa. Ale te jednak się kołyszą i z każdą minutą rosną. Jakiś kuter... W powietrzu unosi się słodkawy zapach marihuany. Całe góry tak tutaj pachną. Kończy się ta przygoda. Patrze jeszcze w stronę Europy, już chciałbym być po drugiej stronie morza, bliżej tych do których mi spieszno. Koledzy jutro polecą do Polski. Mi niestety zostało jeszcze 4000 km. Tymczasem idę spać.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 02.01.2011 o 23:51 |
03.01.2011, 12:24 | #273 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reykjavik
Posty: 685
Motocykl: tyż Honda ale mała siostra królowej
Przebieg: jest
Online: 1 miesiąc 3 dni 3 godz 35 min 20 s
|
Chyba pozostają już tylko napisy ' The End"...no i ten " zapach marihuany"....
|
03.01.2011, 13:27 | #274 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 5 godz 18 min 56 s
|
Spokojnie Dunia. Jeszcze musi być o tym jak Puszek strzelił focha i 30 kilometrów przed Malagą postanowił się odłączyć. No ale nie uprzedzajmy faktów. Póki co jesteśmy w El Jebha.
Najfajniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że potrafimy się z Puszkiem z tego pośmiać dzisiaj.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację. |
04.01.2011, 13:26 | #275 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Piaseczno k/Warszawy
Posty: 8
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 19 godz 59 min 18 s
|
Mam pytanie do kolegów którzy mieli już przyjemność być w Maroku, czy da się dojechać cruiserem do Rissani (około 40 km przed Merzouga) od strony Fes?
Czy droga N13 dla tego typu motocykla jest dużym problemem? Ja i jeszcze jeden kolega jedziemy na turystykach, ale z nami będą dwa criuisery. Pozrawiam Kamil
__________________
SUZUKI DL 1000 K5 |
04.01.2011, 14:01 | #276 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
bez najmniejszego problemu, dojedziesz do samej Merzougi
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
04.01.2011, 14:31 | #277 |
Centralny Jarek
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Bydgoszcz
Posty: 2,215
Motocykl: RD07, RD07a, RD07a, LC8, LC4, DRZ, K100, XL600LM
Online: 3 miesiące 2 tygodni 6 dni 19 godz 4 min 11 s
|
co do przejezdności dla innego typu sprzętu niż enduro to znalazłem coś takiego
http://www.youtube.com/user/brko2000#p/u/18/A2SKkSlguRY |
04.01.2011, 14:44 | #278 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,502
Motocykl: CRF1000, RD04
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 6 min 2 s
|
V-maxem po strumieniu i do tego z kuframi? Grubo...
|
04.01.2011, 14:50 | #279 |
Centralny Jarek
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Bydgoszcz
Posty: 2,215
Motocykl: RD07, RD07a, RD07a, LC8, LC4, DRZ, K100, XL600LM
Online: 3 miesiące 2 tygodni 6 dni 19 godz 4 min 11 s
|
intruder też tam daje radę w błocie strumieniach itd
ale to miała być odpowiedz co do przejezdności zależnej od rodzaju sprzętu nie chciał bym żeby rozmowa zboczyła na zła drogę |
04.01.2011, 16:01 | #280 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Piaseczno k/Warszawy
Posty: 8
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 19 godz 59 min 18 s
|
Dzięki pados za szybką odpowiedź. Zatem już mi się nie wymigają.
__________________
SUZUKI DL 1000 K5 |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Hiszpańska Słowacja, czyli Wypad na Czarny Ląd - Maroko [Kwiecień 2010] | podos | Trochę dalej | 313 | 29.08.2011 16:55 |
Maroko z łapanki II, marzec/kwiecień 2011 | sambor1965 | Kwestie różne, ale podróżne. | 12 | 29.04.2011 19:57 |
Maroko - XI.2010 | Neno | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 30.08.2010 19:16 |
Krym-mołdawia-rumunia 6,08,2010-15,08,2010 | joker | Umawianie i propozycje wyjazdów | 6 | 10.08.2010 08:01 |