06.11.2011, 20:52 | #31 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Białystok
Posty: 39
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 3 dni 7 godz 25 min 13 s
|
A propos niedźwiedzi.
Droga z Bajan Olgyi prowadziła doliną porosłą lasem, wzdłuż brzegu rzeki. Jak zwykle troszkę zapomniałem się przy zdjęciach i przyszło gonić mi chłopaków, którzy pewnie byli już kilka kilometrów z przodu. Lecę tak sobie, napawam się piękną pracą zawiechy KTM'a gdy nagle kątem oka dostrzegam w rzece niedźwiedzia. Wrzuciłem hamulce (oczywiście delikatnie by zwierzaka nie spłoszyć) i staram się wykorzystać okazję na zrobienie zdjęcia. Przez głowę przebiega szereg myśli. Jak to możliwe, że niedźwiedz siedzi w rzece skoro chłopcy jechali tędy kilkanaście minut temu? Nie spłoszył się? Głos wewnętrzny podpowiada" I co z tego! Nie mędrkuj tylko łap aparat i działaj!" Robienie zdjęć to nie takie hop siup. Trzeba zdjąć kask, powiesić go na lusterku. Zdjęć rękawice. Rozpiąć tankbag, wyciągnąć aparat, zmienić obiektyw. Dopiąć konwerter Uwijam się jak w ukropie przy składaniu sprzętu, kątem oka obserwuję niedźwiedzia, który znieruchomiał i gapi się moją stronę. Podświadomość przetwarza rejestrowane obrazy i toczy wewnętrzny dialog. "Jakiś on taki czarny jak amerykański baribal" - "pewnie jest cały zmoczony to i wygląda ciemniej niż zwykle" "Jakaś ta szyja taka długa" - " zmoczył futro to włos mu przylega do szyi, to jest długa" Miso wreszcie się poruszył i widzę, że ten jego ogon to coś nie teges. Cholera toż to pies, który pożywia się na padłej krowie! I była to jedyna jak się okazało sytuacja na misia. Robert jednak wiedział swoje i nie ustawał w profilaktyce, która miała nas uchronić przed spotkaniem oko w oko z niedźwiedziem. IMG_11331.JPG |
06.11.2011, 21:10 | #32 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Tuchów / Redditch
Posty: 615
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 17 godz 29 min 17 s
|
Niedzwiedzios-mongolos, ladny mnimo ze troche mniejszy i "inny" od reszty niedzwiedziej populacji zapewne................
__________________
|
06.11.2011, 21:18 | #33 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Reszel
Posty: 79
Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli
Online: 3 dni 2 godz 31 min 26 s
|
Jak sobie przypominam, to kiedy my z Sebą przejeżdzaliśmy to tych niedżwiedzi było więcej. Rozbiegły się niestety widząc potężną postać na moocyklu... Niemniej ten z fotki był najgrożniejszy. Dobrze że nie dopadły nas przy pobliskim brodzie. A na poważnie to wyglądało to wszystko mało ciekawie. Naprawdę duże psy. Jakaś dziwna atmosfera.
|
06.11.2011, 21:28 | #34 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Białystok
Posty: 39
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 3 dni 7 godz 25 min 13 s
|
W Mongolii znany był zwyczaj pochówkowy, który polegał na tym, że zmarłego wyprowadzało się poza obręb miasta czy wsi, a tam zwierzaki jak psy, sępy, itp dbały o włałściwy obieg materii. Cholera, jeżdżąc tak po Mongolii nie trafiliśmy na żaden cmentarz. Ciekawe jak to wygląda dziś?
|
06.11.2011, 21:43 | #35 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Reszel
Posty: 79
Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli
Online: 3 dni 2 godz 31 min 26 s
|
Ciekawe, czy to co obgryzał"niedżwiedż" na pewno było krową za życia....
|
07.11.2011, 18:15 | #36 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Reszel
Posty: 79
Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli
Online: 3 dni 2 godz 31 min 26 s
|
Tak na marginesie:
Nigdy, przenigdy nie pijemy surowej wody ze strumyka. Nigdy nie wiadomo czy powyżej nie ma właśnie takiej padliny. Piękna czysta woda a w niej może być tyle bakterii,że kilka dni będziemy kursowali jak boening na trasie namiot- krzaki.(to wersja optymistyczna) |
07.11.2011, 19:53 | #37 | |
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,164
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 2 min 34 s
|
Cytat:
hmm... a jeśli po wodzie zapijemy np. spirytusem lubelskim
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś |
|
08.11.2011, 14:18 | #38 |
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,164
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 2 min 34 s
|
Dzień 13 196km. 09.07
Po przebudzeniu każdy z nas w pierwszych swoich myślach pewnie zadaje sobie pytanie, co dalej. Robert z bólu ledwie zmrużył oko w nocy. Nie dziwię się . Po stłuczeniu zawsze dzień następny jest jeszcze gorszy, gdyż jest się bardziej obolałym . Decyzja Roberta jest następująca-„ Spróbuję w miarę sił jechać dalej i zobaczymy, jak sytuacja się dalej potoczy”. Kleimy w motocyklu na silvertape to, co da się pokleić, resztę ogarniamy pozostałymi klejami. Po oględzinach okazuje się również, iż na tylnej osi nie ma nakrętki. W wyniku drgań wykręciła się sama. Robimy szybko sztukę z poxipolu oraz dratwy i sznurka. Dobry patent, bo jak się okaże ta „śruba” własnoróbka wytrzyma cały powrót do domu, czyli niecałe 10 000 km. Zamieniam się z Robertem motocyklem i jedziemy dalej. Kilka widoczków na polepszenie humoru W wiosce Baruunturuun, po długich tłumaczeniach udaje nam się zamówić kawę w kawiarni, choć na początku właścicielka upierała się, ze kawy nie ma . Może już tak kiepsko wyglądamy, że nawet Mongołowie nie chcą w knajpkach przyjmować takich brudasów. Do miast prowadziły mniej lub bardziej okazałe bramy Analizę dalszej drogi w cieniu muru kawiarenki przerywają dwa motocykle i jedna terenówka podjeżdżające do naszych zaparkowanych motorów. Dwóch Austriaków na Transalpie i Diminatorze, oraz Holender w krótkim Pajero jadą również do Ułan Bator. Opowiadamy im o wczorajszej kraksie. Patrzą na Roberta i kiwają głowami. Jeden z nich mówi mi , że Robert wygląda bardzo kiepsko, ale jak człowiek ma wyglądać dobrze po takim dzwonie myślę sobie. W dalszej rozmowie wspominają, że w Ułan Bator mają zamiar zatrzymać się w gesthousie prowadzonym przez Austriaków. Przypominam sobie, że przed wyjazdem dostałem namiary od Macieja, który był u nich i z którym spotkałem się przed naszym wyjazdem ( dzięki Stary za te namiary ). Żegnamy się z nimi i ruszamy dalej. Kilka fotek z miasta Nie wiem czy się chłopaki ze mną zgodzą ale chyba najładniejsza Mongołka jaką widziałem . To taki odpowiednik lokalnego DHL Główna droga do stolicy jest identyczna, jak nasze drogi polne tylko w Mongolii mamy widoki ładniejsze ( może raczej inne niż u nas ). Górki sporo niższe, jak kilka dni temu na południowym-zachodzie, ale za to mijamy fajne wydmy i ogólnie jest więcej zieleni . Wieczorem zatrzymujemy się w uroczym miejscu nad rzeką. W tle skały oświetlane przez zachodzące słońce. Biwakujemy przed miasteczkiem Tes. Miejsce noclegu N 49°39.914’ E95°43.118’ Dzień 14 191km. 10.07 Dzisiejszy dzień zaczyna się od łatania dętki w Piotra KTM-ie. W tylną oponę wkomponował się sporej wielkości gwóźdź. Zastanawiamy się jak to jest, że taki okaz sam wchodzi centralnie w oponę, ale gdybyśmy chcieli wbić go celowo mógłby z tym być problem. Sprawca wygląda tak. Po śniadaniu dalszy ciąg szuter party. Ruszamy w dalszą drogę. Robert to twardziel, a jazda idzie jemu całkiem przyzwoicie, zatem po wspólnych ustaleniach kierujemy się nie bezpośrednio do Ułan Bator, ale na południe w stronę Harhorin .Obserwujemy kolejne delikatne zmiany w krajobrazie . Pojawiają się górki na których rosną drzewa. Na drodze spotykamy myśliwych będących na polowaniu. Piotr chce aparatem utrwalić ich postacie ze zdobyczą oraz ich broń. Myśliwi nie godzą się na zrobienie zdjęcia, pewnie mając swoje powody . Godzą się z to na zdjęcie na koniach . Przed wieczorem jesteśmy w Nomrog. Tankujemy na lokalnej stacji oraz robimy sesję foto uroczemu mongolskiemu bobasowi, który jest ubrany w tradycyjny del w wersji mini . Dzień żegnamy żołądkową gorzką Robert przed bólem wspomaga się Bi-profrnidem . Miejsce spania N 48°54.477’ E97°04.875’ Dzień 15 218km. 11.07 Nie napiszę nic odkrywczego. Śniadanie, pakowanie obozu i wio do przodu. W porze obiadowej zatrzymujemy się w przydrożnej knajpce. Nie bardzo wiemy co zamówić, więc pokazując palcem poprosiłem o zupę z mięsem i makaronem, którą jadł jakiś gość przy stole. W knajpce jest coś na wzór dosyć twardego, wielkiego łóżka, na którym można poczekać za jedzeniem lub zlec po obfitym posiłku błogo leniuchując. Po kilku minutach dostajemy swoją porcję obiadu. Zupa jest tłusta, mało przyprawiona, mięso niewiadomego pochodzenia. Piotr nie odczuwa kulinarnej satysfakcji z podanego jedzenia, jest wybitnie na „nie” i zostawia swoją porcję. Ja mówię, że przydałoby się coś na wzór naszych przypraw do zup „maggi ” lub coś podobnego. Jakież jest zdziwienie, gdy sięgając po małą flaszkę na stole obracam ją i widzę napis „ Miś-Pol przyprawa do zup i potraw „ Dozuję do mojego talerza odpowiednią dawkę i stwierdzam, że jednak za mało . Poprawiam podwajając ilość przyprawy. Zupka stała się znośna w smaku. Zjadam trzy czwarte półmiska, a resztę zostawiam ( pewnie dla innych klientów ). Kontynuujemy naszą podróż zatrzymując się po kilkudziesięciu kilometrach nad którąś z rzędu rzeką. Piotra KTM mocno się grzeje, ponieważ w poprzednich dniach zagotował płyn i część tego płynu oczywiście została wypluta z układu. Pomimo dolewania wody motocykl nadal się mocno grzał. Inna sprawa to dosyć powolna moja i Roberta jazda z przyczyn oczywistych. KTM woli większy pęd powietrza. Diagnoza zapowietrzony układ chłodzenia. Czynności serwisowe są w KTM dosyć czasochłonne, więc my z Robertem wylegujemy się na skarpie podziwiając widoki, a Piotr bierze się do działania . Po kilku chwilach podjeżdża do nas Mongoł na swoim chińskim wynalazku ubrany w tradycyjny strój. Mongołowie ( przynajmniej ci mieszkający poza stolicą w „dzikszych” regionach” ) to ludzie prości, życzliwi, uczynni i strasznie ciekawscy. Po chwili mamy zademonstrowany mały przekrój zachowań. Nasz gość z zainteresowaniem zagląda przez ramię grzebiącego przy motocyklu Piotra, bekając sobie przy tym. Obchodząc motocykl dookoła puszcza bąka, po czym oddala się całe 3 m od kolejnego motocykla, by się odlać. Pyta nas, czy łowimy ryby pokazując, że w tutejszej rzece są wszystkie rozmiary od małych uklei do ryb wielkich, jak jego maksymalnie rozciągnięte ramiona . Na koniec pokazuje , że zgubił jedną ze śrub mocujących silnik. Gestem i miną pyta czy mamy takową? Odpowiadamy , że nie i również pokazujemy, że potrzebujemy śrubę do motocykla Roberta. Krótkie pożegnanie i nasz gość rusza w swoją stronę a my po chwili w swoją. Jadąc dalej spotykamy Niemca i jego żonę podróżujących na BMW. Jak się później okaże spotkamy się z nimi ponownie w Ułan Bator. Namioty rozstawiamy o zachodzie słońca nad rzeczką . Na koniach podjeżdża do nas dwóch młodzieńców. Patrzą na nasz obóz i znikają. Pojawiają się po chwili, wręczając nam słoik świeżo udojonego ciepłego jeszcze mleka. Odwdzięczamy się, częstując chłopaków cukierkami. Oglądają motocykle i ponownie odjeżdżają. Z Robertem pijemy pyszne mleko zastanawiając się, czy krowie czy może od jaka. Mleko poprawiamy piwem, coś do tego przekąszamy i idziemy spać. Miejsce spania : N48.50897 E99.37193 Dzień 16 245km. 12.07 Z rana pyszna herbata z wody z pobliskiej rzeki oraz konserwa. Pakowanie bagaży i kontynuacja drogi w stronę Harhorin. Mijamy kolejne ludzkie osady. Przy jurtach pojawiają się zbudowane przez Mongołów drewniane domy. Zatrzymujemy się, by zrobić zdjęcie jednego z takich miejsc. Stoję na górce i pstrykam fotki. Widzę, jak pędzi dzieciak przez kładkę na strumyku i dalej do góry w naszą stronę. Za nim na koniach rusza kilku innych ciekawskich, a po chwili przy motocyklach jest już pokaźna grupka młodzieży. Częstujemy ich cukierkami. Specjalnie 8 000 km targałem ze sobą na takie okazje nasze Made in Poland „ krówki ”. Chyba im smakują, bo wsuwają, aż im się uszy trzęsą. Robimy jeszcze kilka zdjęć i ruszamy w dalszą drogę. Dojeżdżamy dosyć stromym podjazdem poprzez wyłupany w skale przełom do wzniesienia, z którego rozciąga się piękny widok na jezioro Białe ( Horgo Tsaagan Nuur ), które otoczone jest górami. Dalej ostro w dół na jedynce wspomaganej hamulcem. Przy jeziorze jest dosyć dobrze zorganizowana, jak na Mongolię turystyka. Do wynajęcia w kilku miejscach gery turystyczne (lokalne hotele) i sporo ludzi na czymś co przypomina plażę. Jest Naadam i zapewne ci, którzy nie biorą udziału w uroczystościach w miastach wypoczywają właśnie w takich miejscach. Na brzegu mała przerwa, by krew z pośladków mogła dotrzeć do innych miejsc w organizmie. Oczywiście sesja foto i próba wody - słodka czy słona? Stwierdzam definitywnie, jako jedyny członek i zarazem szef tej komisji- jezioro jest słodkowodne. Odpalam maszynę i jadę do reszty załogi, która jest trochę z przodu. Ponownie wspinamy się na motocyklach pod górę. Na górze jest kopczyk Owoo, przy którym siedzi dwóch gości. Zsiadam z motocykla i idę ponownie zrobić zdjęcia jeziora, tym razem z innego ujęcia. Wracając podchodzę do Owoo i robię zdjęcie „ odpoczywającym ” tubylcom. W momencie, kiedy już puszczam palec ze spustu migawki ,jeden z nich kiwa ręką, że nie chcą być fotografowani. Trochę za późno. Jego kiepski refleks był spowodowany tym, iż byli już nieźle zawiani. Kilka kroków do przodu i następny piękny widok. Tym razem raczymy się krajobrazem wulkanu Horgo . Poniżej wulkanu mnóstwo pumeksu, czyli lawy ,która w wyniku wybuchu w przeszłości wypaliła odrastający teraz las. Kolejny dość stromy zjazd, tym razem w stronę wulkanu. Po kilku kilometrach zatrzymujemy się przy szlabanie. Jest to punk poboru opłat. Musimy zapłacić za wstęp do parku narodowego ( jak pamiętam ok. 3000 tugrików ). W pobliskiej miejscowości robimy zakupy. Sklep wita nas szeroko otwartymi drzwiami Dalsza droga w stronę byłej stolicy Mongolii to przewracająca wątrobę tarka. Kombinujemy jadąc bocznymi ścieżkami, by ponownie wjechać na „główną” drogę, jeśli dostrzegamyjej poprawę i tak w kółko. Zatrzymujemy się z ciekawości w miejscu, gdzie przy parkingu stoi sporo samochodów, a ludzie kilkadziesiąt metrów dalej pozują do zdjęć nie wiadomo czego. Po zejściu z motocykli i pokonaniu kilkudziesięciu metrów, ukazuje nam się niesamowity widok kanionu, na dnie którego płynie rzeka. Na szczycie urwiska stoją jurty, w których można przenocować. Patrząc na zdjęcia, mogę powiedzieć znowu „ lipa panie”, bo nie oddają faktycznej głębokości i piękna tego miejsca. Przed końcem dnia czeka nas jeszcze jedna miła niespodzianka. Po drodze w oddali, w górach kłębiły się chmury i zapewne padał z nich ulewny deszcz. My złapaliśmy się tylko na jego końcówkę, po której ponownie pięknie zaświeciło słońce, a niebo ozdobiła tęcza. Zatrzymaliśmy się wraz z innymi użytkownikami drogi przed rzeczką, która wezbrała w skutek wspomnianej w górach ulewy. Mongołowie wychodzą z osobówek, podchodzą do brzegu i dumają którędy przejechać . Chcą byśmy przejechali pierwsi, ale „ nie z nami takie numery Bruner!”. Potopimy sprzęty, a oni będą mieli polewkę. Kilka terenówek pokonało rzekę bez problemu. Po terenówkach ruszył busik, w którym jechało około sześciu Japonek lub Koreanek -nie wiem, bo nie rozróżniam . Oj jaki był kwik i wrzask w samochodzie, co najmniej jakby przez Niagarę przejeżdżały. Tymczasem znudzeni pasażerowie osobówek po drugiej stronie rzeczki ściągają buty, podwijają spodnie i napierają do przodu .Testują poziom wody w miejscu, w którym planują przejechać . Po przejściu rzeki dają sygnał kierowcom, a ci już wiedzą co robić. Cofają kilka metrów, pedał gazu w podłogę i przejeżdżają, jak strzała przez wodę dwie sztuki raz za razem. Na brzegu ich aerodynamikę trochę psują wyrwane z zaczepów tylne zderzaki ….. ale co tam, da się naprawić. Teraz kolej na nas. Pierwszy Piotrek idzie, jak czołg nabierając wody w buty. Następnie ja, również wypełniam buta świeżą deszczówką . Połamany Robert suchą stopą już na swojej maszynie gładko pokonuje rzeczkę. Gdybym ja jechał jego Viaderem pewnie nie byłoby tak szybko i bezproblemowo. Stwierdzam, że Robert pomimo, iż jest kontuzjowany lepiej sobie radzi z Varadero, ( które z tytułu masy pieszczotliwie nazwałem Schleswik Holstein ) aniżeli ja . Miejsce noclegowe znajdujemy za Tsetserleg przy rzece. Końcówki dnia możecie się domyślić Miejsce noclegu N47.56870 E101.20807
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś Ostatnio edytowane przez sebol : 09.11.2011 o 10:08 |
09.11.2011, 13:24 | #39 |
Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 7 min 47 s
|
Mnie sie nie udalo pojechac w Mongolie w 2011 jednak dzieki temu w Gruzji poznalem czlowieka, ktory pojedzie z nami Mongolie w 2012, a czytajac Wasza relacje po raz wtory stwierdzam, ZE WARTO!!!!!!!!!!!!!!!!!
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!! |
09.11.2011, 13:43 | #40 |
Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Białystok
Posty: 39
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 3 dni 7 godz 25 min 13 s
|
Pewnie, że warto. Ja już tęsknię za tymi przestrzeniami i prostotą życia w Mongolii. Chciałbym tam być już z powrotem. Tylko ta Rosja taka duża.
|
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Mongolia samotnie czerwiec/lipiec 2011 | doktorek | Trochę dalej | 44 | 14.02.2012 20:08 |
Mongolia 2011 start przełom lipca sierpnia, motorki już ma miejscu :-) | mnorbi | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 02.07.2011 18:46 |
Mongolia 2011 | sebol | Umawianie i propozycje wyjazdów | 121 | 01.06.2011 22:27 |