|
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
23.12.2011, 04:51 | #121 |
|
|
27.12.2011, 13:05 | #122 |
Poganiają z jakimś tam konkursem więc pisze, pisze Może nominują mnie do tego Pulicera czy jak się to tam nazywa
Tymczasem popołudniem ... w zasadzie co tu pisać ? Nic się nie wydarzyło, po prostu przejazd wąwozem, tam i z powrotem. Coś niecoś warto może pokazać. Bo wrażeń opisać się nie da, nie potrafię, były zbyt wielkie, większe niż obydwa kaniony razem, wzięte. Wspomnę może tylko, że panujące tam temperatury o mało co nie zakończyły się zlinczowaniem nas przez nasze towarzyszki. I wcale się im nie dziwię ! W końcu było ok 4-5*C... ale mnie akurat rozgrzewały widoki Kilka km przed wąwozem Opony jak widać wykazują już ślady zużycia, po prawej brak zgubionego dzisiejszego ranka ogranicznika naciągu łańcucha (zakończenie wahacza)- czy jak się to tam fachowo nazywa. Dojechałem tak do końca bo czasu nie było by zajechać gdzieś i coś dorobić. Delikatnie na pierwszym biegu i nie było problemów. Ekipa remontowa- starszyzna siedzi a dzieci pracują Tak wygląda pranie w większości gospodarstw domowych na wsiach. A, że rzeki są okresowe więc można sobie wyobrazić częstotliwość tego niewątpliwie wydarzenia! Zagubieni nad wąwozem Eh, zamieszkać w takim domu choć na jedną noc, spędzić tam choć dzień ! Jak to powiedział Wiesław – najsłynniejsze motocyklowe ujęcie z Maroka A ja wolę to : Wyjeżdżamy już z wąwozu. Wyjazd/wjazd zaczyna się/kończy taką piękną "bramą". "Strzelał" dla Was Neno: P.S. To jeszcze nie koniec |
|
27.12.2011, 13:07 | #123 |
Dodam tylko dla tych co chcą a nie wiedzą, że foto można obejrzeć w większym rozmiarze klikając na nie myszką a potem niestety jeszcze raz na lupę, która pokaże się na foto w prawym górnym rogu.
|
|
28.12.2011, 14:42 | #124 |
Wyjeżdżamy z wąwozu w kierunku Warzazat . Wiesław odjeżdża mi tak daleko, że się gubimy. Jechaliśmy pod słonko, ja nie miał okularów przeciw słonecznych a sama blenda nie wyrabiała. Wolałem nie ryzykować ( tylko winni się tłumaczą podobno ).
Oczy załzawione – masakra. W dodatku z tylego siodła dochodzą mnie prośby o szybki postój. Zjeżdżam na pierwszym lepszym miejscu bo Ula od rana nie czuje się najlepiej. Zbiega z motocykla, ściąga kask i ...zatrucie jak nic W dodatku nie byle jakie. Do tego gorączka, ból głowy. Z planowanego na dziś kolejnego noclegu na dziko nici choć jak popatrzyłem na dziewczyny rano to szczerze mówiąc byłem przekonany, że to już koniec Koleżance przechodzi na tyle ,że ma odwagę założyć kask, w międzyczasie odnajduje nas Wiesław z Renatą. Ruszamy. Do celu 110km. Teoretycznie 2h z palcem w .... No ale przecież ja się muszę na zdjęcia zatrzymać Poza tym pierwsze 30-40km to cały czas teren zabudowany, bardzo duży ruch i to słońce świecące w oczy ! Masakra! Do tego te widoki po prawej stronie.... Temperatura spada tak szybko jak słońce. Nie wiem ile czasu wytrzymałem by się nie zatrzymać. W każdym razie starałem się jak mogłem Może z godzinę to trwało. No ale jak już się zatrzymaliśmy to postrzelałem deczko.. Za plecy Przed siebie: Znów za plecy: W lewo: Tu widać wszechobecne boiska. Chyba tylko kotów i mercedesów w Maroku było więcej niż chłopców grających w piłkę. Pewnie dlatego są o kilka pozycji wyżej w rankingu FIFA niż Polska. W prawo: Tu widać Wiesia, któremu przeze mnie kolejny raz skoczyło ciśnienie i poszedł co nieco spuścić by nie wybuchnąć Udałem, że nie widzę Strzelam dalej, tym razem do góry: Amunicja mi się kończy więc szybciutko obcykałem modelkę dookoła : Naboje się skończyły. Schowałem więc armatę. Ekipa odetchnęła z ulgą Katem oka widzę jak zacierają ręce. Nie wiem czy jest tak zimno czy to z ochoty do dalszej jazdy. Nie wnikam Ruszyliśmy dalej Do celu dojeżdżamy bez kłopotów, zaczyna zmierzchać. Niezawodnie wbijamy w Garmina POI >>>>Hotele i jedziemy wg wskazówek. Stajemy na roku, rozbiegamy się każdy do innego hotelu. Warunki jednak nie pasują, mamy czas - jedziemy szukać dalej. Szukamy takiego z WiFi, żeby się nie nudzić, z gorącą wodą, z parkingiem i tanio Cóż za wymagania normalnie Po 30 minutach znajdujemy, jest całkiem całkiem, cena zbita o 40% - wszystko gra. Rzeczy wniesione, pranie zrobione a tu nagle okazuje się, że właściciel tegoż przybytku przyciął z nami w kulki. Zapiera się, że on nic o WiFi nie mówił i żeby sobie na pocztę iść – tam mają... szkoda, że już zapłacone! Cóż było począć z wolnym czasem. Bierzemy navi i na miasto, na zakupy, poeksperymentujemy w kuchni. Z POI wybieramy jedyny dostępny sklep i lecimy. 895m. Wsiadamy we dwóch na Wiesia Varadero - koniecznie chciał się pochwalić jak to "idzie". Wersja mniej oficjalna ... zapomniałem kluczyków od swojego i już mi się wracać nie chciało na 2 piętro Startujemy. Kur...o mało na plecy nie spadłem Dawno się tak nie wystraszyłem. Nogi wyskoczyły mi z podnóżków i zatrzymały się gdzieś pod Wieśka pachami, gdyby nie to ... Zajeżdżamy, sklep jak sklep. Ceny jakieś dziwnie wysokie, niektóre produkty jak w PL, inne x2, jeszcze inne prawie x3. Nim coś wybraliśmy zleciało z 45 minut Jakoś upchaliśmy to w plecak, resztę trzymam w reklamówkach. Siadam, wbijam tylko w navi odwróć trasę i na wyświetlaczu pojawia się magiczny napis bateria wyczerpana.... Czad W sumie można było kupić 2szt. AA ale my nie z tych. Toż my wielkie podróżniki! Jeden większy od drugiego. Nie zhańbimy się aż tak Damy radę. Daliśmy... Albo inaczej, dawaliśmy radę całe 20 minut Zamiast 895m zrobiliśmy z 8km i chyba zjeździliśmy 1/3 ulic miasta. Ale udało się. Wódka, kolacja, wódka, sen... Oczywiście wódka tylko w ilościach leczniczych, a te wynosiły ok 120-150ml na głowę, w zależności od dnia Aha- na zdjęciach widać, nic się nie ukryje kto pełnił rolę kucharzy a kto .... no pomińmy już resztę Faceci górą* !! Tak czy siak kolacja była palce lizać! Przejechane: 350km *taki głupi szowinistyczny, typowo męski żarcik Kobiety - nie bijcie !!!! Tak naprawdę dziewczynki grubo pomagały a my tylko pozowaliśmy do zdjęć |
|
28.12.2011, 14:52 | #125 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 282
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 23 godz 37 min 58 s
|
A dlaczego jedna z koleżanek ma czarny prostokącik zamiast oczu? Wstydziła się?
|
28.12.2011, 16:00 | #126 |
kapłan maryjan
Zarejestrowany: Nov 2009
Miasto: Krakuff
Posty: 203
Motocykl: Super Penera
Przebieg: 667
Online: 1 tydzień 3 dni 8 godz 23 min 14 s
|
Może jej nie wygodnie było na siedzeniu transalpa?
|
28.12.2011, 16:07 | #127 |
Szacun dla niej za to, że właśnie nie narzekała. Przynajmniej nie mi. Narzekała na chorobę, na mnie, na zimne noce, na zimne dni, ogólnie na pogodę ale na ból końca pleców i samą jazdę się nie skarżyła. A jak pisałem nigdy wcześniej , poza wypadem na Mazury nie jeździła !
A czemu pasek - wszyscy dostali pytanie ode mnie czy nie mają nic przeciwko wykorzystania ich wizerunku w mojej relacji. Koleżanka miała, nie pytałem o uzasadnienie bo i po co. Miała do tego prawo, ja się z jej zdaniem jak widać liczę. Reszta jak widać się zgodziła |
|
30.12.2011, 05:25 | #128 |
22 listopada
5AM - pobudka, szybkie śniadanko – każdy zjada jakieś byle co, po wczorajszej kolacji nic już nie będzie smakuje jak dawniej. Była cool Ja oczywiście nie omieszkałem zrobić kilku fotek dla upamiętnienia widoków jakie mieliśmy z naszych okien. Ale ja wyrozumiały człowiek jestem i nie będę Was nimi torturował. Ale pomęczyć pomęczę Po takim początku dnia aż żyć się chce. Ja dodatkowo ocucony rześkim 4* powietrzem mam tego animuszu aż nadto. Zresztą jak co rano Przekładamy mapy na właściwy kawałek i tniemy – cel plaże koło Sidi Ifni i wybrzeże Atlantyku. Jest tak zimno , że po godzinie zatrzymujemy się na drugie śniadanie, ciepłą herbatę czy co tam kto miał lub chciał. A , że jedzonko najlepiej smakuje w nie byle jakiej scenerii to sugeruję zjechać troszkę w bok... bo każda okazja jest dobra by zjechać z utartej ścieżki i poszukać własnej! Słonko zaczyna mocniej świecić, przeciągamy się i zaczynamy pałaszować. Po jedzeniu włączył nam się instynkt archeologiczny. Wiesław odnalazł zabytkową broń świadczącą o tym , iż nie tak dawno Chińczycy najechali także i na Maroko! Próby ognia : Niestety nie powiodły się. Broń, mimo, że nabita chyba zbyt długo leżała pod ziemią. By nie kusić losu zostawiliśmy ją w spokoju. Ruszamy dalej korzystając ze słonka które rozgrzewa Wiesława termometr do magicznych 33*C. Szkoda, że mój pokazuje tylko 8... Brrrr. To chyba od tych gór pokrytych śniegiem tak wieje bo po przeciwnej stronie raczej tylko palmy, sady i równiny. Pięknie ! Droga wiedzie cały czas na wysokości 1800-1900mnpm, wierzchołki gór jakie mijamy w znakomitej większości mają powyżej 3000m.. Dopiero zjazd na ok 800mnpm pozwala by nasze organizmy zaczęły odczuwać jako taki komfort. Wiesława zamiłowanie do Shela doprowadza do tego, że omijamy 3 stacje benzynowe i braknie mi paliwa. Zrzucam na luz, tocząc się, Wiesław popycha mnie nogą ze 3-4 razy i jest, udało się. Dojechałem na luzie pod dystrybutor. Dobrze, że mieli akurat benzynę bo jak wcześniej wspominałem zdarzają się sytuacje, że jej akurat nie ma. Leję 19L, Wiesław 21, ściągamy podpinki i śpiesznie udajemy się dalej. Piaski na plaży czekają ! "Kwiatki" z podróży N10ką: Na plaży meldujemy się ok 15. Chwila, która trwa Może być najlepszą z Twoich chwil... pomyślałem i władowaliśmy się na plażę zupełnie nieskrępowani niczym! Lekki Transalp daje sobie znakomicie radę, z Varadero jest duuużo gorzej Ja mam wrażenie, że mógłbym plaża dojechać do portu nad Morzem Śródziemnym, Wiesław boi się, że trzeba go będzie wypychać do asfaltu. Obawy miał całkiem słuszne - tak też się to skończyło Wykorzystując ostatnie promyki słonka znajdujemy jakiś camping i rozbijamy wśród camperów po 150-300tyś zł swoje skromne namioty. Nie dość , że skromne to jeszcze mokre i całe w glinie. Pociemniało Widoczek na wieczorny Atlantyk : Lepsza trójka naszej ekipy poszła w miasto na frutti di mare, ja zjadłem pospiesznie pieczarkowa di winiary i też byłem szczęśliwym człowiekiem. Po chwili wrócił Wiesław rozwścieczony na baby, zasiadł do mielonki, walnął dwa głębsze i mu przeszło. Ja nadal siedziałem w kanciapie wydzielonej na „internet cafe” by wysłać kolejny odcinek relacji. Plastikowe krzesła, płyta wiórowa jako stół, ale czego wymagać, camping w końcu był tani- wyszło jakieś 45Dh za załogę. Tak minęło kolejnych 5h... Dopiero właściciel ośrodka uświadomił mi , że już starczy na dziś, że pora spać Kazał więc poszedłem. Ula czekała … Ocean szumi jak cholera, Ula mówi, że nie może zasnąć a ja jej na to..... ja już chrapałem Dziś ponad 500km. Nasz dzisiejsza traska: |
|
31.12.2011, 11:43 | #129 |
23 listopada
O dziwo namiot jeszcze stoi a obawiałem się , że padnie bo szpilki siedzą tak tylko na słowo honoru Dziewczyny coś wspominały o wczorajszym tadżin z ryby. Był wspaniały, tak samo jak nocne i poranne wycieczki skutkiem których po raz kolejny na tej wycieczce skończył się papier … Ja gotowałem kolejną pieczarkową One ze śniadania zrezygnowały Ok 10 spakowani pojechaliśmy podziwiać miejscową plażę- Legzirę. Poszukiwania trwają chwile - w międzyczasie upamiętniam miejscową szatę roślinną: Oczywiście nie był bym sobą jak bym na tak pięknym tle nie uwiecznił również swojej maszyny, Wiesław co kliknięcie migawki szyderczo odliczał kolejne już ujęcie : 809,810,811.. Zjechaliśmy piętro niżej. Na samą plażę Wiesław nie chciał po wczorajszych wykopkach Schodzimy więc "z buta", niczego nie widać więc dziewczynki, które marzyły o złotych piaskach nad Adriatykiem poleciały czym prędzej by się czegokolwiek dowiedzieć. Dowiedziały się, że kończy się przypływ i na plażę Pan zaprasza o 15 jak woda „odpłynie”. No przecież nie będziemy tyle czekali. Znajdujemy łuki które nas interesują. Przejście jest – idziemy. Ja jak zwykle z tyłu, opóźnia mnie ciężar plecaka, a i co tu ukrywać, co chwile moja dłoń ląduje w nim szukając to jakiegoś kolorowego szkiełka, to szmatki by je wypolerować na błysk. Tak, kocham błyskotki Kocham błyskotki i ślicznotki Zamarudziłem. Ekipa zniknęła mi za łukiem. Trzeba ich dogonić. Ale ale..coś ktoś kogoś kiedyś oszukał czy może ktoś kiedyś kogoś źle zrozumiał bo przejście jest coraz mocniej podmywane przez wodę i plaży też jak by ubywało w tempie metra co 30-45 minut. „Będzie dobrze, będzie dobrze” zaśpiewałem, w końcu mam na nogach bajeranckie buciki od Daytony. To co, że mają mały rozmiar. Po powierzchni wody biegał nie będę Duża powierzchnia nie jest mi więc potrzebna. Co z tego, że mają już 8 lat. W końcu to Goretex – da radę. Fale odpłynęły. Do przebiegnięcia ok 40-50m. W połowie dopada mnie fala... skaczę, to była ostatnia sekunda tego dnia gdy miałem sucho w butach. Spadam. Jeszcze z 5-6 sekund stoję w wodzie po kolana czekając aż woda odpłynie. Nie jeden by się załamał. Ja tylko spojrzałem na plecak - suchy. Banan na usta i biegnę dalej, kolejna fala nadpływa. Zdążyłem. O, jest ekipa. Hmmm widzę, że nie tylko mnie dopadła… siedzą i wylewają wodę z butów ;D Oprócz Wiesława. Wiesław ma 44kę i ponoć chodził po wodzie Tak głosi plotka, jak było – nie widziałem. Szybka decyzja bo jak widać przypływ dopiero się zaczyna. Nici z jazdy po plaży, nici z opalania, nici z pozostałych harców Odwrót bo zaraz będziemy majtki suszyć ! No to ostania fotka plaży, hmm... może by tak perspektywa żaby? Czemu nie. Kucam. Fala. I jeszcze jedna fala... Zalewa mnie Jak nic czuję, że mam mokre majty. Ale wytrzymałem do końca. Nie wstałem Pamiątka ważniejsza niż dupa Membrana też nie puściła, w końcu leżała sobie na dnie kufrów. Gonię ekipę. Bezpiecznie to tu nie jest, kamienie większe od naszych głów wiszą sobie w najlepsze w żaden sposób niezabezpieczone a kilka leżących na plaży uświadamia nam tylko, że co jakiś czas, któryś spaść nawet lubi. Wracamy więc. Tylko jak Czekamy, czekamy i czekamy... w końcu co sił w nogach JAZDAAAAAAA ! Ja oczywiście musiałem wszystko uwiecznić i znów zostałem sam Po drugiej stronie już zabawa na spokojnie. Do zalania całej plaży została jeszcze w końcu godzina albo i dwie. Ocean się rozbrykał i mimo, że stoimy na około 1,5metrowej skale znów nas zalewa... Dobrze, że dziewczyny sobie już poszły Zmyło by je na maxa (dziewczyny). Ja ryzykując utratę kurtki strzelam dalej. Ponoć najlepsze ujęcia powstają gdy fotografujący znajduje się na granicy życia i śmierci Mamy dość. Wracamy puki mamy jak. Po kilku minutach, już przy motocyklach : "pier***, nie suszę ani majtów, ani butów. Jest słonecznie" pomyślałem. Renata jest odmiennych poglądów więc mamy 30 minutowy przestój na serwis dziewczyny. Wiesław oddaje jej swoje buty, śmiech, że je zgubi po drodze Wiesio zakłada Adidasy a buty Reni po szybkiej przepierce w słodkiej wodzie lądują na wierzchu kuferka celem wysuszenia ich na dzień następny. Ruszamy. Kierunek sławny, wychwalany przez wszystkich, nietuzinkowy, majestatyczny i orientalny Marrakech. Wiem tylko, że mamy niezły czas i puste zbiorniki więc rzucę na stacji jeszcze raz wcześniej odrzucony pomysł, że może by tak przez ... cdn. |
|
02.01.2012, 18:05 | #130 |
Tankujemy w Tiznit
Oczywiście Shell Nieśmiało poddaję pomysł przejazdu ścieżką piękną widokowo, polecaną mi zresztą przed wyjazdem przez kilka osób. By nie było znów na mnie wstrzymuję się od głosu ale i tak stosunkiem 2:1 jedziemy ! Ulżyło mi bo byłem ciekawy, poza tym km trochę trzeba nawinąć bo jakoś tak ubogo - a ja lubię jeździć! Więc nastąpiła zmiana planów, mamy dobry czas, czemu by go nie wykorzystać lepiej. Trasa R104 , Tiznit – Tafraoute jest taka sobie. Mając za sobą kawałek Maroka ta jego część nie rzuca nas na kolana. Trochę zawiedzeni zatrzymujemy się by założyć coś więcej na siebie bo robi się chłodno. Ja zakładam wszystko co mam, Wiesław tuninguje swoje adidasy. Renaty buty nadal mokre więc nie mają wyjścia Jeszcze tylko zakupy bo ryneczek w Tafraoute jest naprawdę fajny, urokliwy i stoi przy nim znak zakazu parkowania. Oczywiście stawiamy swoje kredensy na kolach tak, ze wąska uliczka robi się mało przejezdna. Inaczej się nie dało bo kramiki były tak wyeksponowane, że też wychodziły na uliczkę. Nikt nie trąbił, wszyscy kulturalnie przejeżdżali obok tworząc sobie najnormalniej w świecie ruch wahadłowy. Tak, tu nikt się nie spieszył, nikt nie stresował. Wyglądało to tak jak by wszyscy się tu kochali a wskaźnik samobójstw nie istniał. Ale nieważne – sam ryneczek nas zszokował bo ceny tak niskie, że chyba ostro nas trzepali wcześniej. Kilogram pomarańczy, mandarynek – 5Dh. Podobnie papryka, pomidory, cebula prawie za darmo. Jakieś napoje, pieczywo i kolacja jak znalazł . Ruszamy dalej. R105 i kierunek na Agadir. Jest pięknie, bardzo. Piękne widoki okraszone zostały dodatkowo niskim, zachodzącym już słońcem. Nie chcąc jechać po nocy, po krętych, wąskich drogach, drogach na których można spotkać wyrwę czy piasek na zakręcie odpuszczamy dłuższe sesje, dopinamy kurtki pod szyją i wio w dół, tam gdzie cieplej i drogi lepsze. Już po zmroku zatrzymujemy się uszczuplić nieco zapasów poczynionych na ryneczku w Tafraoute. Pomidory, chlebek … jakoś tak dziwnie w tym Maroku, nikt nie pyta ile kosztują nasze maszyny, nikt nie jest zainteresowany ile wyciągają, ile palą i jaką mają pojemność. Bardziej interesuje ich człowiek, czyli my. Ale nie mają odwagi podejść i pogadać mimo że stajemy do nich twarzą, niemal z otwartymi ramionami a nasz uśmiechy i gesty pozdrowienia aż zapraszają. Może wstydzą się obecności kobiet ? Nie wiem. Do Marrakehu docieramy autostradą. Pada z przerwami ale pada. Spalanie takie, że tankujemy chyba ze 2 razy Jechaliśmy szybko, ale z godziny na godzinę zwalniając bo mój motocykl zaczynał wpadać w shimy. Zwaliłem to na opony. Jest 23.30. Zimno, mokro, Wiesław nadal w adidasach... Krążymy już po mieście w poszukiwaniu noclegu. Miejsca są ale ceny nas przerażają. Wyjeżdżamy na obrzeża w poszukiwaniu czegoś tańszego ale tam nie ma hoteli Wracamy do centrum jeszcze raz. Coraz gorzej wychodzą mi manewry parkingowe. Nie wiem czy to deszcz, zmęczenie materiału czy pokrowce na rękawicach tak na mnie wpływają. Olewam więc kiwającą się na wszystkie strony maszynę, walczę, w końcu jestem małym wojownikiem. Parkujemy pod kolejnym hotelem, oblecieliśmy już ok 20-25, wszystkie z Garmina, innych nie było- znaczy miał wszystkie wpisane w POI ! Parkuję na studzience. Gaszę motocykl bo jakieś prądy latają po motocyklu. Kombinujemy co może być a tu się okazuje, że jest przebicie z instalacji miejskiej... Wypychamy motocykl z tego feralnego miejsca i jedziemy dalej bo w międzyczasie dziewczyny dowiedziały się, że tu też za drogo dla nas. Wybieramy więc najtańszy z najdroższych. Usypiając grubo po 1AM dociera do mnie , że to już ostatnia prosta, ostatnie 3 zakręty tej wycieczki Smutno mi ale kiedyś musiał nadejść ten moment. 610km. |
|
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
PRZEZ KRAJ PARTYZANTÓW, KOKAINY I KAWY: czyli pekaesem po Kolumbii. [Listopad 2011] | czosnek | Trochę dalej | 48 | 12.01.2013 02:50 |
Lek na jesienną depresję czyli Neno na Bliskim Wschodzie :) [Listopad 2010] | Neno | Trochę dalej | 50 | 27.04.2012 19:22 |