27.08.2014, 19:31 | #11 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
Zacznę skróconą relację z naszego wyjazdu :-) Początek był lajtowy i imprezowy.
Start 25.07.2014 (piątek) Umówieni z Haćami, Kieliszkiem i innymi chętnymi spotykamy się na przejściu granicznym w Korczowej. Jedziemy na zlot do Lwowa - IX West Wind 25-27.07.2014 â Lwów â Ukraina http://www.radiator-mototurystyka.pl...-lwow-ukraina/. Mały problem z dotarciem ponieważ most na obwodnicy Lwowa jest w remoncie. Po małych perypetiach docieramy do celu. Wjazd 150 hrywien + żona BEZKOSZTOWNA czyli za darmo Rozbijamy namioty. Na miejscu spotykamy Bąbla, Hudiniego, Pomiana z Agą oraz Pana Marka na WLA. Impreza przy ognisku do białego rana a Tamara wiła wianki. Niektórzy jedli surowe mięso prosto z grilla - tak było ciepło 26.07.2014 (sobota) Przed południem udajemy się do centrum miasta na zwiedzanie i delektowanie się różnymi potrawami i trunkami Pomian jest nam przewodnikiem. Nie zdradzając nazwy lokalu, w którym mamy zjeść obiad. Włóczymy się więc za nim na głodzie po różnych ciekawych miejscach. Toaleta dla lubiący oddawać małe co nieco na dolary :-) Jest wesoło. Co chwilę ktoś się gubi. Wchodzimy do knajpki Kryjówka, zwiedzamy Lwowską fabrykę czekolady widząc całą produkcję na własne oczy i inne ... Stołek dla mężczyzn ... knajpka sado macho :-) Stołek dla kobiet ... knajpka sado macho :-) Każdy z nas dostał parę pejczy po czterech literach. Kieliszek walczył o jednego mniej jak lew W kryjówce UPA W końcu na głodzie docieramy do Pyzatej Chaty, która była ok. 500 metrów od miejsca, w którym wysiedliśmy koło lwowskiej opery. Po południu menu jest znacznie bardziej ubogie. Chcieliśmy zjeść pielmieni - skończyły się jak wiele innych. Decydujemy się więc na wareniki - czyli nazywane u nas pierogi. Sądzę, że nasz kompan Pomian celowo zapomniał nazwę knajpy aby odwiedzić różne miejscówki - wspólnie z Agą strzelali foty z chustkami ... angażując robaczki z ekipy Wracamy na zlotowisko :-) Wieczorem atrakcje zlotowe, tym razem od czasu do czasu przy ognisku. 27..07.2014 (niedziela) Przy kubku kaw, herbaty i kanapek, pożegnanie z ekipą znajomych i w drogę. Po drodze mijamy sporo motocyklistów wracających z innego zlotu na UA w Użgorodzie. W Mukaczewie mały błąd. Przegapiony zjazd w lewo, przekroczona linia ciągła i przed nami milicjant. Już myślimy ile w łapę. Cud - jakaś dziwna odmiana milicjanta. Puszcza nas bez mandatu/łapówki. Może to zasługa zachwalania widzianego z tego miejsca zamku, w którym byliśmy już kilka razy. Przekraczamy granicę z Węgrami. Tu po raz pierwszy padają pytania od pograniczników UA, skąd jedziemy, czy wszystko w porządku ... ? Jedziemy południowo-wschodnią częścią kraju chcąc wjechać do Serbii. Przejście graniczne w Tiszasziget. Dojeżdżamy 13 minut po dziewiętnastej. Dostajemy odpowiedź, że przejście zamknięte od godz. 19.00 ze względu na sytuację na Ukrainie i Rosjan. Zawracamy do miejscowości w poszukiwaniu noclegu, sklepu bez węgierskiego grosza w portfelu. Z wielkim bólem znajdujemy jeden otwarty bar. Szukamy spania na dziko. Upatrzyliśmy sobie miejscówkę nad jakimś stawikiem z mętną wodą więc nie myślimy o kąpieli. W głowie mamy tylko jedno ekspresowa zadanie do wykonania. Zbliża się burza. Zdążymy przed nią czy nie ? Pioruny ładują bez opamiętania. Zlewa zaczęła się w momencie kiedy udało nam się postawić namiot. Ulewa była na tyle konkretna, że wystarczyła na wzięcie deszczowej kąpieli. Pod namiotem gotujemy zakupione wcześniej pielmieni. Po rozmrożeniu stały się jednym zbitym ciastem. Smakowały wyśmienicie w tej potwornej ulewie. Namiot spisał się jak należy. 28.07.2017 (poniedziałek) Wstajemy rano, suszymy namiot na asfalcie po całonocnej zlewie. Odprawa graniczna sprawna. Tuż za granicą kończy nam się paliwo. Gasząc motocykl od czasu do czasu rozpędzając w miarę możliwości dotaczamy się do drugiej miejscowości - Novi Knezevac. Tu zaczynamy poszukiwania paliwa na dalszą drogę :-) Syn gospodarza po drugiej stronie ulicy :-) Cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ |
27.08.2014, 22:51 | #12 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Piotrków Trybunalski
Posty: 1,104
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 80800
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 miesiące 1 tydzień 1 dzień 3 godz 13 min 58 s
|
https://picasaweb.google.com/1097660...69908782614802
tu początek tej trasy (reszta dalej na fotach), sam też byłem posrany, w końcu to był mój pierwszy raz Zazdroszczę przygody ale nie pogody, będzie co wspominać przez najbliższe kilka lat |
28.08.2014, 11:16 | #13 |
Ropuch ale mi narobiłeś smaków.
|
|
30.08.2014, 10:34 | #14 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: ???
Posty: 48
Motocykl: KTM 990 ADV r
Online: 5 dni 2 godz 33 min 24 s
|
Fantastyczne zdjęcia gratuluję wyprawy , byłem w okolicy kilka lat temu swoim ściągaczem a teraz czas wrócić KTM-em
|
31.08.2014, 21:05 | #15 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
... cd
Poszukiwania benzyny zaczęły się od wejść na prywatne posesje. Na jednej z nich pojawił się pan, który podjął konwersację z Tamarą. Mało rozumiał ale po pięciu minutach załapał, że chodzi o benzynę. Zgarną ją do niezniszczalnego samochodu Golf II, złapał kanisterek i pomknęli po paliwo do najbliższej stacji benzynowej. W tym czasie najbardziej ciekawi czyli dzieci zbliżały się do motocykla z olbrzymią chęcią dotknięcia naszego czarnego potwora. Novyj Knezevac Po jakimś czasie miły pan odstawia Tamarę, która wymieniła walutę na Serbską i zakupiła paliwo. Zabrakło nam od 2 do 5 km aby dotrzeć do stacji benzynowej. Wszystko przez poszukiwania noclegu z powodu zamkniętego przejścia granicznego. Zalewamy sprzęt, małe podziękowanie i lecimy dalej w drogę. Po drodze mijamy sporo zabytkowych sprzętów o nazwie Zastawa. Zbliża się okres plonów więc niektóre wioski lub gospodarstwa przygotowały odpowiednią oprawę. Dojeżdżamy do miasta Novi Sad i podziwiamy fortecę Petrovaradin, u podnóża której jest spore przewężenie Dunaju zwane "Gibraltarem Dunaju". Twierdza z XVI-XVIII wieku zmieniała właścicieli będąc w posiadaniu Austriaków, Turków, Węgrów ponownie Austriaków kończąc na Jugosławii. Po rozpadzie tego ostatniego została w Serbii. Mkniemy między deszczem aż łapie nas potworna ulewa. Po drugiej stronie drogi widzimy jakąś restauracyjkę i decydujemy się na jedzenie. Właścicielka namawia nas na jagnięcinę. Decydujemy się na ową potrawę. To co dostaliśmy na pewno nią nie było. Niemal same kości, chrząstki, ścięgna z mięsem i nie wiem co jeszcze. Walczyliśmy chwilę z tym żylastym mięsem zabierając resztę ze sobą. Lepiej oddać je jakimś psom niż umożliwić ponowne odgrzanie przypadkowym turystom. Ruszamy dalej myśląc o dotarciu do domku na rzece Drina, do którego docieramy wieczorem. Tu zapada decyzja - zostajemy na noc. Sama podróż wzdłuż rzeki była fascynująca z wieloma zakrętami, górskimi widokami i szmaragdowym kolorem rzeki to widok w Polsce rzadko spotykany. Wieczorem delektujemy się browarem z widokiem na domek, od którego trudno oderwać wzrok. Wracamy do hotelu ponoć z siecią WiFi, która po interwencji pojawiała się jedynie momentami. Po kilku chwilowych połączeniach rezygnuję. 29.07.2014 (wtorek) Rano wstałem przed Tamarą więc poszedłem na oględziny domku na Drinie delektując się porannym życiem okolicy. Przystań kajakowa ... Po powrocie okazało się, że mamy wyciek paliwa z baku motocykla. Szukanie przyczyny ... puściła uszczelka. Wyciek nie był intensywny więc jedziemy dalej odkłądając uszczelnienie na później. W Zworniku Bośnia i Hercegowina (BiH) przekraczamy granicę chcąc zobaczyć najwyższy wodospad tego kraju - Kravica. Na miejscu znajdujemy tylko wioskę z baranami. Po chwili poszukiwań na mapie okazuje się, że nasz wodospad znajduje się po zachodniej stronie BiH. Cóż. Innym razem. Przez Ljubolja wracamy do Serbii. Zatrzymujemy się jakby w wymarłym miasteczku Perucac. Tu podziwiamy wodospad Vrelo na rzece o tej samej nazwie. Owa rzeka jest ponoć najkrótszą rzeką Europy o długości 365 metrów - tyle co dni w roku. Wydajność źródła jest na tyle duża, że zapewnia wodę fermie hodowlanej pstrągów. Rzeka wartka i bardzo czysta. Pływają w niej sporej wielkości okazy ryb tego samego gatunku co pobliskich basenikach. Nad brzegiem rzeki siadamy przy jednej z wielu ławek przygotowując sobie śniadanie. Wybieramy boczne drogi, przy których można zobaczyć i przeżyć coś ciekawego. Tego nie ma na nudnych autostradach. Po śniadaniu obieramy kierunek na Visegrad w BiH. Podążając bocznymi dróżkami niespodziewanie natykamy się na wjazd do Parku Narodowego Tara (to miejsce polecało nam wielu Serbów). Nie zastanawiamy się zbyt długo i wjeżdżamy na teren parku. Już po chwili okazało się, że to była bardzo dobra decyzja. Jedziemy wzdłuż szmaragdowych brzegów Driny, ściany stają się bardziej strome zamieniając się w wąwóz. Wzdłuż sztucznego jeziora ludzie postawili sporo wspaniałych domków, niektóre na pływających beczkach. Koniec drogi asfaltowej, gdzie zauważamy strażników parku. Pytamy o drogę. Po chwili zastanowienia odpowiadają, że droga jest przejezdna, można nią jechać ale nie wiedzieli jak ją objaśnić. Ja również jej nie pokażę ponieważ nie ma jej na mapach google. Po chwili tłumaczą a my kodujemy w pamięci. Przecinamy przez sam środek PN Tara. Objeżdżamy Jezioro Zaovine i dojeżdżamy do miejscowości Kotroman i przekraczamy granice z BiH. Po kilkunastu kilometrach docieramy do kolejnego celu naszej podróży - Visegradu. Tu podziwiamy stary kamienny most na Drinie z 11. przęsłami o długości 180 metrów. Częściowo w remoncie ale nie przeszkodziło to w przejściu na drugą stronę i wspięciu się na punkt widokowy. Największą przeszkodą był piekielny upał. Wracamy do granicy z Serbią malowniczą i widokową drogą. Tamarze bardzo spodobała się wioska Mokra Gora z drewnianą zabudową w pobliżu której mijamy kilku motocyklistów - afrykanerów prawdopodobnie z Polski. Powoli kierujemy się do kolejnego celu naszej podróży - wodospadu Gostilje. Na stacji benzynowej przed tankowaniem staramy się naprawić cieknący zbiornik paliwa. Mamy chętnego do pomocy - motocyklistę a do tego właściciela stacji benzynowej, który proponuje nam napoje chłodzące lub rozgrzewające w tym piekielnym upale. Naprawy trwają a po zatankowaniu paliwa okazuje się, że nie udało się uszczelnić ferelnego miejsca w 100 %. Z Cayetiny uderzamy na Zlatibor i bocznymi drużkami podążamy do Gostilje. Miejscami brakuje asfaltu, miejscami drogi są popękane i osunięte. Za to widoki zachwycają szczególnie w promieniach zachodzącego słońca. Kręta droga towarzyszy nam niemal od początku więc zdążyliśmy przywyknąć do serpentyn. Około 19.00 docieramy do Gostilje. Na miejscu restauracja a u jej stóp dość mizerny wodospadzik kaskadowy z małymi oczkami, w których upatrzyłem sobie miejsce na kąpiel. Małe rozczarowanie !!! Przed degustacją piwa pytamy o nocleg dostając przyzwolenie na darmowe rozbicie namiotu gdzie chcemy. Smakujemy serbskie specjały dowiadując się przy okazji, że prawdziwy wodospad Gostilje jest oddalony o ok 500 metrów od restauracji. Uff - zaspokojeni tą informacją. Niebo pełne gwiazd - wkrótce zacznie się miesiąc meteorów a już lecą na potęgę. 30.07.2014 (środa) Wstałem wcześnie rano przed 7.00. Na zewnątrz zaskakująco chłodno, za to testowane śpiwory nie pozwoliły się zapiąć w nocy po szyję - za gorąco. Tamara smacznie śpi więc idę na oględziny wodospadu. Oraz wiele innych sąsiadujących ... Zwiedzanie, przeprawa przez zniszczony mostek, kąpiel w zimnej źródlanej wodzie i takie tam ... Po powrocie śniadanie, pakowanie. Za zgodą obsługi restauracji omijamy szlaban i podjeżdżamy motocyklem niemal pod sam wodospad. Woda spadająca z 20 metrów a poniżej kolejne mniejsze wodospady. To miejsce zamienia się w komercyjny obiekt. Restauracja, powstający hotel lub pensjonat, już czynny basen oraz barierki dla błądzących aby mogli trafić do głównej atrakcji. Inne okoliczne atrakcje ... Teraz będziemy poszukiwać Kanionu Uvac nie znając dokładnej lokalizacji. Droga kręta, początkowo asfaltowa zmienia się w szutrową serpentynę. Krawężniki świadczą o przygotowaniach do asfaltowania ale chyba szybko to nie nastąpi ponieważ wzdłuż naszego szlaku natykamy się na wiele osuniętych skał przekraczających oś drogi. Jasenovo-Kokin Brod-objeżdżamy Zlatarsko Jezero o szmaragdowym kolorze. Widoki bezcenne ! W poszukiwaniu kanionu dojeżdżamy do Priboj-Uvac dobijając do przejścia granicznego-wracamy! Z informacji zebranych od tubylców okazało się, że prawdopodobnie jechaliśmy kanionem lub tuż obok niego. Nie znaleźliśmy dokładnej lokalizacji tego miejsca. Teraz obieramy kierunek na Prjepoje a dalej do wioski Sopotnica na zboczach Jadownika. Tym razem chcemy zobaczyć największy wodospad w Serbii Veliki Vodopad na Sopotnice. Po zjechaniu z głównej drogi wspinamy się wąską asfaltową dróżką z kamiennymi niespodziankami. Serpentyna z krótkimi odcinkami prostych i droga zamienia się w szutrową, szutrową z kałużami ... Dla Tamary droga była ciężka ze względu na przepaści, kamienne podłoże i inne. Dojeżdżamy do wodospadu, który po pierwszym spojrzeniu wbija nas w ziemię. Mimo niedogodności Tamara stwierdziła, że warto było tu przyjechać! Krótkie spojrzenie Głazio na Tamarę, Tamara na Głazia - rozumiemy się bez słów. Mimo, że jest wczesne popołudnie postanawiamy zostać. Przed udaniem się na zakupy pojawia się pytanie jak długo? Na zdjęciu wygląda jak maleństwo - znajdźcie kładkę :-) Rozbijamy obóz tuż obok już rozbitych Cyganów. Ja do miasteczka po zakupy i wróciłem za niecałą godzinę delektując się trasą i widokami. Po raz drugi musiałem przejechać przez rzekę - to było mocniejsze ... Późnym popołudniem udajemy się na wodospad. Robimy zdjęcia. Głazio wspina się w pobliże wodospadu idąc od kładki/pomostu Na górze wieje silny wiatr a rozdrobniona woda daje bardzo chłodzący prysznic Prawda, że malutki :-) Zdjęcie z najwyższego punktu wodospadu Upada nam aparat-wykluczony ze zdjęć do końca wyprawy. Zostaje nam do dyspozycji głupawka, którą wożę w kieszonce na rękawie. Po powrocie z wodospadu poznajemy właściciela terenu, na którym rozbiliśmy namiot. Dość dziwnie wyglądał z kijem golfowym na terenie kompletnie nie przygotowanym do uprawiani tej dyscypliny. Przyjechał tu ze znajomymi pokazać swoje włości. Pracuje w Anglii i ma ambitne plany komercyjne przekształcenia okolic wodospadu. Podczas rozmowy mój japoński klapek porywa wartka woda. Puściłem się za nim jednak nie zdążyłem go dogonić na odcinku 60 metrów. Dalej krzaki i kolejne partie wodospadów. Zapada zmrok. Cyganie zwijają swoje obozowisko. My zostajemy - postanowiliśmy zostać na dwie noce. Spanie w tak uroczym miejscu to ogromna przyjemność. Kładziemy się spać. Grzmi, zaczyna padać deszcz a właściciel terenu przybiega do naszego namiotu i zaprasza nas do swojego domku lub zadaszoną część domku. W nocy burza. 31.07.2014 (czwartek) W dużym skrócie. Kąpiel, jedzenie, picie, naprawa baku. Ja z samego rana pozwiedzałem okoliczne wodospady położone poniżej naszego obozowiska. Po prostu szok ile ich tu jest. Koło południa wspinamy się do domku umieszczonego obok wodospadu, którego historię opowiedziało nam kilka osób. Właściciele - lekarze z innego górzystego kraju Szwajcarii. Dziś mają ok. 80 lat, przyjeżdżają coraz rzadziej. Widok z góry oszołamiający. Dalej kierujemy się inną drogą i ... Kolejne wodospady zatykają dech w piersi. Kolejny widowiskowy wodospad z przylegającą polaną jak z bajki. Po prostu nie chce nam się ruszyć z tego miejsca - zaczęliśmy się zastanawiać nad przeniesieniem obozowiska. Na pewno wiem gdzie ono będzie przy następnej wizycie. Okrężną drogą wracamy do naszego obozowiska obok cerkiewki i jakiegoś domu turysty. Tu jeden z przewodników górskich zapraszał nas na następny dzień na wspinaczkę i zdobywanie okolicznych szczytów. Dla mnie świetna propozycja ale postanowiliśmy nazajutrz ruszać dalej. Do późnego wieczora siedzimy pod głównym wodospadem i wsłuchujemy się w kojący szum. Zimny wiatr przegania nas do namiotu. Niebo ponownie zaciąga się chmurami. Inne atrakcje ... 01.08.2014 (piatek) Żegnamy się z naszym wodospadem. Przy śniadaniu ekipa ok. 30 osób idzie zdobywać okoliczne szczyty. Pogoda nie jest zbyt ciekawa ale jak to w górach zmienia się co chwilę. Odjeżdżając żegnamy się z naszym gospodarzem, który nie nocował ani razu w swoim domu zjeżdżając na noc na dół do miasteczka. My również podążamy tą drogą ... cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ |
31.08.2014, 21:34 | #16 |
ŁAŁ!!!
takiego natłoku spłuczek i to tak urokliwych to jeszcze nie widziałem. jakby kto przesuwał sie przez Słowenię na południe polecam BAJKOWY 'Slap Kozjak'. dawaj dalej! m
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
01.09.2014, 15:10 | #17 | ||
Fajna relacja. Dawaj dalej. Cieszy mnie, że to coś innego z Bałkanów niż oklepane Durmitor, most na Tarze czy inne Theth.
Jak widać i w Serbii jest sporo ładnych miejsc wartych odwiedzenia. Podziwiam Was jak dokładnie przygotowujecie się do wyjazdu zbierając wcześniej informacje o miejscach wartych odwiedzenia. Będę miał trochę pytań jeżeli można i jedno sprostowanie. Cytat:
Park Tara.JPG Cytat:
|
|||
01.09.2014, 17:42 | #18 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
Opis domniemanej trasy naszego przejazdu:
Wzdłuż Driny i zalewu na rzece. Na załączonej mapie droga początkowo czerwona, potem żółta. Prawdopodobnie końcem drogi czerwonej jest wjazd do parku pierwszym małym skalnym tunelem, przy którym była jakaś pusta budka. Potem kilka skalnych tuneli o powolna wspinaczka w górę. Na końcu drogi asfaltowej (szczyt) znajduje się wielka chata - prawdopodobnie siedziba/miejsce wypadowe/miejsce pracy strażników parku. Tu właśnie pytaliśmy o drogę dostając odpowiedź w stylu raz w prawo lub lewo i 4 razy prosto. Na szczęście były tam żółte tabliczki (czasem w krzakach) pokazujące drogę do Kruscica. Dalej drogą z oznaczeniem kilometrów 9 i 8 do Bielusa. Na moście Jeziora Zaowine Hołek złapał drogę. Nad jeziorem znajduje się świetne miejsce na obozowisko. Są też kempingi :-) Polecam. Kanion Uvac - wiem, że przeoczyliśmy. Byliśmy tuż obok jednak wcześniej znaleźliśmy złą lokalizację. Kiedy oddaliliśmy od tej miejscówki nie było sensu wracać. Bynajmniej mamy kolejny punk do odwiedzin w razie kolejnego wyjazdu do Serbii. Apropo burka z czym jadłeś ? Są z serem i mięsem ?
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ |
01.09.2014, 17:44 | #19 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
Navaja
Zapytam przy okazji jakiego wydawnictwa jest owy fragment mapy. Przyda się przy kolejnych zakupach.
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ |
01.09.2014, 19:27 | #20 |
Hej,
dzięki za objaśnienie trasy. Mapa Bośni i Hercegoviny 1:200 000 wydawnictwo freytag&berndt. Akurat obejmuje też ten kawałek Serbii ale to wydawnictwo ma mapy większosci krajów Europy. Bardzo dokładna ale papierowa, nie laminowana i jak wszystkie tego typu mapy mało trwała. Do tego skala 1:200 000 powoduje, że mapa jest dwustronna i jak Ci przyjdzie na wietrze rozkładać to trzeba mocno walczyć. Burków z serem i mięsem nie ma. Są albo z serem albo z mięsem. Wiem, że podobno są jeszcze z warzywami albo z samymi ziemniakami. Najlepsze jakie jadłem były w Macedonii - z serem pleśnowym i salami. U nas na wyjazdach to już jest uzależnienie - rano zwijanie bambetli, wyjazd na czczo i poszukiwanie pekary celem nabycia po dwa burki na każdego. Do tego pomidory czy papryka + jogurt każdy jest naładowany energią na cały dzień. Może Parys albo Rambo jako miejscowi rezydenci coś dorzucą w tym kulinarnym temacie burków? |
|
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Góry Przeklęte dla początkujących, czyli jak bardzo można poobijać się w tydzień… [2012] | jagna | Trochę dalej | 89 | 10.05.2013 23:03 |
Włóczęga po kraju 15-30 Lipca | KML | Umawianie i propozycje wyjazdów | 13 | 14.07.2011 23:46 |
Góry Przeklęte - Albania 2010 | paku | Trochę dalej | 30 | 17.06.2010 13:01 |
Startujemy w Góry Przeklęte - Albania 2010 | paku | Kwestie różne, ale podróżne. | 12 | 18.05.2010 00:36 |