Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22.02.2015, 09:20   #41
!marysia!
 
!marysia!'s Avatar


Zarejestrowany: Dec 2012
Miasto: Radom
Posty: 106
Motocykl: BMW R1200 GSA
!marysia! jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 2 godz 17 min 20 s
Domyślnie

Naprawdę lubię Twoje relacje, naprawdę.
!marysia! jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.02.2015, 16:10   #42
Boski-Kolasek
 
Boski-Kolasek's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Boski-Kolasek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 7 min 47 s
Domyślnie

dawaj tracka
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!!
Boski-Kolasek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.02.2015, 17:28   #43
mikelos
 
mikelos's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 652
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 4 godz 45 min 33 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Boski-Kolasek Zobacz post
dawaj tracka
Będą tracki w ostatnim odcinku - to już niebawem
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.02.2015, 19:07   #44
mikelos
 
mikelos's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 652
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 4 godz 45 min 33 s
Domyślnie

Dzień 11 - Kishavec (okolice Peshkopi) > Burrel > przełęcz Shtames > jezioro w parku Kombetar

Poranne słońce schowane za krzaczorami pozwala nam się porządnie wyspać. Największy dylemat to wybór kolejności - najpierw pływanie czy najpierw śniadanie ? Mamy z Blaszanym niezłą zabawę w rzece, nurt spycha nas kilkanaście metrów w dół, na brzeg wychodzę z gaciami pełnymi żwiru. Piaskowanie jajek było gratis. Chwilę dumamy nad mapą, wybieramy drogę SH36, która powinna zaprowadzić nas do miasteczka Burrel.



Wracamy do wioski, kluczymy wąskimi drogami między kamiennymi płotami cały czas starając się jechać na południe, w stronę mostu. Navi pakuje nas w ścieżkę, która na końcu zamienia się wąski potok gnojówki i kończy się ślepo. Klniemy pod nosem, zawracamy na 17 razy czubkami butów walcząc o każdy centymetr miejsca. Mam tylko jedną myśl: nie chcę pacnąć ryjem w to coś co oblepia mi nogi - to nie jest produkt uboczny fabryki Diora. Szczęśliwie docieramy do mostu - stalowa konstrukcja jest wykończona eleganckimi dechami spasowanymi z dokładnością +/- 10 cm. Przez szpary można spokojnie łowić co większe ryby.



Kluczymy przez moment w wiosce, navi nie może się zdecydować gdzie ma nas prowadzić - mam dziś wyraźnie intelektualnie słabszy dzień, jakaś taka zadumana się zrobiła. Dobrym szutrem wywijamy zakręty na zielonych zboczach. Mijamy kilka starych kamieniołomów - droga prowadzi środkiem nich.







Droga wiedzie wzdłuż doliny, widoki piękne, ruch zerowy - wiosek ani ludzi praktycznie nie widać tylko nieliczne domy stoją daleko w dole.





W końcu trafiamy na przydrożny bar. Odkryliśmy, że prawie wszędzie można kupić cytrynowy napój w puszkach - zimne i smaczne cholerstwo gasi pragnienie i nie powoduje kołowacizny we łbie jak zimne piwko w upalny dzień



Dziś wylosowałem jazdę jako pierwszy, ale i tak zbieram sobą tonę pyłu z drogi. Całe te misterne poranne mycie szlag trafił. Stoję i strzelam sobie durne fotki jak gimbaza. Mam czas, bo Blaszany musi powalczyć narzędziami ze swoim rumakiem.



Zawsze jak się zatrzymamy i zaczynamy coś grzebać w moto, pojawia się krąg lokalnych doradców serwisowych. Każdy ruch jest śledzony i komentowany jakbyśmy robili serwis fury z F1. Boczne owiewki od naszych górskich wybryków mają połamane zaczepy. Tyrtytki od wibracji wytrzymują po parę godzin. Jazda na stojaka i trzymanie owiewek nogami to nie jest najfajniesza sprawa, Blachowkręt robi z kilku podkładek, blachy i drutu inżynieryjna rzeźbę - serwisanci z BMW na widok tego dostaną udaru mózgu.





Po akcji serwisowej w ruchomym serwisie BMW, odpalamy wrotki i lecimy dalej - widoki nadal wyżerają oczy. Jak ktoś ze znajomych pyta mnie czy Albania jest ładna, opowiadam że to taka ładniejsza siostra Szwajcarii. Droga robi się nieco bardziej szczerbata, miejscami mijamy malutkie wioski, dosłownie po kilka domów.











Dojeżdżamy do Burrel, jest niedzielne popołudnie a my jesteśmy już nieźle głodni. Kręcimy się chwilę po miasteczku szukając jakiegoś żarcia. W końcu trafiamy na coś, co w przewodniku Michelina dostałoby pewnie 1/100 gwiazdki, ale dla nas jest w sam raz.



Moja znajomość albańskiego ogranicza się do ładnego uśmiechu ale na szczęście mam doktorat z języka migowego. Idę z kelnerem na zaplecze kuchni, palcami pokazuję które kawałki mięcha ma wrzucić na ruszt. Dostajemy tonę żarcia, smakuje kosmicznie i kosztuje bardzo umiarkowanie.



Moja broda działa jak filtr powietrza - zgarniam nią cały syf z drogi. Sierść jest sztywna od pyłu, co chwilą wyciągam z niej badyle i drobne owady. Jej hipsterskość okazała się wątpliwa - nie złowiłem na nią żadnej samicy - nie licząc oczywiście samic much. Zaczyna mnie to lekko wkurzać - nie tak miało to działać.




Po drugiej stronie ulicy jest zakład fryzjerski - tyle że zamknięty. Gość obok nas orientuje się, że chcemy się ostrzyc, dzwoni do brata który prowadzi zakład. Po kwadransie ruszamy upiększyć swe lica.







Przesympatyczny facet jest fanem piłki nożnej - moja wiedza tym temacie jest zerowa, ale facet coś tam gada pod nosem wyraźnie zadowolony. W ramach akcji promocyjnej, strzelamy jeszcze fotki które lądują natychmiast na fejsie naszego fryzjera. Mam nadzieję, że nasze gęby nie zadziałały jako antyreklama. Jeśli będziecie kiedyś w okolicy - polecam



Z pełnymi brzuchami ruszamy z Burell, nie bardzo nam się chce, ale do celu jeszcze kawałek drogi. Asfalt kończy się tuż za miastem - jakoś wcale nas to nie dziwi. Ostatni rzut oka na miasteczko i ruszamy pod górę.



Opuszczamy SH36 i żółtą drogą jedziemy w stronę przełęczy Shtames (1228 m npm). Niby nie jest daleko, ale z każdym kolejnym zakrętem droga robi się bardziej wymagająca. To już nawet nie jest standard szczerbatego dziada - droga wygląda jak po regularnym ostrzale moździerzowym prowadzonym przez pijanych licealistów.



Wspinamy się klnąc pod nosem, każdy zakręt to fontanny kamieni spod kół. Resztki luźnego bruku i kamienie naniesione deszczem walają się po całej szerokości drogi. W 2/3 podjazdu mijamy schodzącą z góry ekipę 3 rowerzystów. Jeśli ja na kostkach walczę o przyczepność, to wiem że oni na trekkingowych oponach musieli przejść gorsze piekło.



Docieramy do przełęczy, po drugiej stronie pachnie lasem piniowym. Szutry wyraźnie lepsze. Mijamy strażnicę parku narodowego i wpadamy na idealny asfalt. Szok. Ekipy drogowców kończą właśnie prace, powoli zbliża się koniec dnia.






To moja ulubiona pora dnia, słońce kładzie długie cienie, wszystko jest dobrze oświetlone i nabiera barw. Jedyny minus to świadomość, że przed nami jeszcze kawał drogi a asfalt został na głównej drodze, która prowadzi do Kruje. Kluczymy szutrami by trafić od zachodu na brzeg jeziora. Navi znowu wpada w nastrój marzycielsko-romantyczny i kręci nami jak g.. w przeręblu. Jacyś dobrzy lokalesi pokazują na krzyżówce gdzie jechać.



Początkowo nie widać wody, zjeżdżamy w dół, mijamy zagajniki, pagórki i ciągle nic. W końcu coś niebieskiego wyłania się przed nami. Nareszcie, słońce gaśnie za górami, cień zapowiada że niebawem zrobi się zupełnie szaro.




Docieramy do miejsca, gdzie droga spotyka się zaporą. Wokoło stromo, krzaki i skały, jedyne miejsce na rozbicie namiotu wypada obok betonowej szopy. Pytamy strażników na zaporze w migowym narzeczu czy możemy tam przenocować. No problem. Podpowiadają gdzie można kupić piwo.

Zrzucam bambetle i na lekko z plecakiem jadę pareset metrów w dół po zimny rozcieńczalnik. Blaszany stawia namiot, po ciemaku robimy jeszcze szybkie pływanie. Dwaj wędkarze zostawiają nam arbuza, kiełbasy i jakieś owoce. Wypijamy z nimi po piwku - dla nich nie było to raczej pierwsze Potem wsiadają do poobijanego merca z jednym światłem i jadą do Tirany - żony czekają

Tak to wygląda o poranku następnego dnia....



cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23.02.2015, 01:27   #45
motoMAUROxrv
 
motoMAUROxrv's Avatar


Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: OOL-OPOLSKIE
Posty: 377
Motocykl: RD07
motoMAUROxrv jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 2 tygodni 18 godz 37 min 32 s
Domyślnie

Nieee no, nawet przy mojej wrodzonej małomówności i niechęci do klawiatury, - nie da się tego nie skomentować!..
Mikelosie - jesteś wielki!!!
Zarówno foty jak i genialny opis z wplecioną po mistrzowsku satyrą, - to prawdziwa "uczta kinomana"..
Tekst o brodzie -to już całkowite przetrenowanie mojej przepony
Kolejny świetny seans na miłe zakończenie dnia...
Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg
Dzięki i pozdrowionka...
__________________
-szerokości, przyczepności i powodzonka!... MAURO
motoMAUROxrv jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25.02.2015, 17:25   #46
mikelos
 
mikelos's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 652
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 4 godz 45 min 33 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał motoMAUROxrv Zobacz post
Nieee no, nawet przy mojej wrodzonej małomówności i niechęci do klawiatury, - nie da się tego nie skomentować!..
Mikelosie - jesteś wielki!!!
Zarówno foty jak i genialny opis z wplecioną po mistrzowsku satyrą, - to prawdziwa "uczta kinomana"..
Tekst o brodzie -to już całkowite przetrenowanie mojej przepony
Kolejny świetny seans na miłe zakończenie dnia...
Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg
Dzięki i pozdrowionka...
Dzięki za dobre słowo. Fotograf ze mnie przeciętny - jak patrzę na zdjęcia niektórych kolegów, to tylko jęczę z zazdrości. Wiem że teraz słowo nie jest w cenie - nikomu nie chcę się czytać przydługich wywodów. Satyra to moje drugie imię - nic mnie tak nie bawi jak nabijanie się ze swoich wad i błędów
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25.02.2015, 17:58   #47
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 14,060
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 2 dni 17 godz 43 min 15 s
Domyślnie

nie za dużo słów a w sam raz treści.
bardzo tam ładnie.
piękna wyprawa - oszczędzałem przez parę dobrych dni to teraz miałem kilka odcinków na raz.
mniam!
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.02.2015, 23:29   #48
mikelos
 
mikelos's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 652
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 4 godz 45 min 33 s
Domyślnie

Dzień 12 - jezioro Kombetar > przedmieścia Tirany > wzgórze Mali i Dajti > Bize > powrót na wschód w okolice Peshkopi


Słoneczko budzi nas skutecznie, poranne pływanie pozwala przyjrzeć się okolicy z lepszej perspektywy. Chmurki przewalają się nad głowami - to nam uświadamia, że jesteśmy na ponad 1000 m npm. Jezioro - tak jak większość w Albanii - jest sztucznym zbiornikiem, ten akurat zaopatruje Tiranę w wodę. No trudno, jakoś przeżyją mojego szczocha puszczonego do wody. Wcinamy szybkie śniadanie, dosuszamy ciuchy po wieczornym praniu i zwijamy manele. Na tle betonowej szopy temperatura rośnie w tempie wykładniczym.








Na tamie jest tylko jedno miejsce w którym można złapać sygnał komórki. Wąski skalny wąwóz którym prowadzi droga w stronę Tirany to jedyna droga do cywilizacji. Strażnik z budy na tamie pokazał mi na balustradzie marker, przy którym trzeba stanąć - ani kroku w bok. Jest moc, jest sygnał, SMS poszedł. Niech żona wie że jeszcze nie jest wdową. Pożegnaliśmy piękną przyrodę i ruszyliśmy w stronę cywilizacji.




Tuż poniżej tamy jest barek, w którym wieczorem kupowałem piwo. Kosmiczne miejsce: wąwóz, strumień w szczelinie pod nogami i lodówka pełna zimnego piwa - jak z tandetnej reklamy piwa, tyle że prawdziwe.



Zjeżdżamy bocznymi drogami na obrzeża Tirany. Mijamy jakieś kamieniołomy, pola, mniejsze wioski, miejscami widoki są zabójczo piękne. Miejscami spory ruch, skutery, stare beemki, osiołki z dwukółkami. Klaksony, smród spalin, studzienki ściekowe bez pokryw, śmieci w rynsztokach. Słowem: cywilizacja południowców. Kluczymy między kolejnymi dzielnicami ufni, że navi jednak wie dokąd jechać. Raz skubana pakuje nas pod bramę jednostki wojskowej położonej na zboczu. Zawracamy. Chcemy dojechać na wzgórze Dajti, skąd jest widok na całą Tiranę. W końcu udaje się nam trafić na właściwą drogę, wąskim asfaltem wspinamy się na zbocze.



Docieramy do końca drogi SH47, parkujemy przy górnej stacji kolejki linowej, którą można dostać się tu z Tirany. Widoki całkiem niezłe, cena zimnej coli w barku też całkiem europejska.



Samojebka na tle Tirany....



...i wracamy SH47 to wjazdu do parku. Lecimy w lewo SH54 na wschód, asfalt szybko się kończy i wracamy na szutry. Już za nimi zacząłem tęsknić. Do tego robią się całkiem widowiskowo, lecimy zboczem góry miejscami wrzucając nawet 4 bieg Jest pięknie i pusto, żadnych wiosek, miasteczek - tylko góry i my.









Szutrówka ciągnie się kilometrami, ciskamy kamieniami na zakrętach i wzniecamy kurz na prostych, banan nie schodzi nam z twarzy - taki mały raj dla przygłupów na dwóch kołach.



Miejscami droga jest świetnie eksponowana, strzelam fotki ci kilka minut, Blaszany czeka na mnie w skrawkach cienia. Chmury przewalają się po niebie zmieniając co chwilkę oświetlenie - od ponurego cienia do słonecznego raju.







Natrafiamy na pierwszy drogowskaz, przed nami Bize i symbol narciarza. Czyżby jakaś cywilizacja ?



Szybko okazuje się, że Bize to ruiny miasteczka, w którym jest baza wojskowa. To tu rok temu Sowizdrzal ze swoją ekipą oglądał ćwiczenia brytyjskich wojsk.







Miasteczko jest opuszczone, większość budynków wygląda jak po solidnym ostrzale. Robi to strasznie ponure wrażenie. Być może kiedyś było tu pełno życia, teraz jest smutek i zagłada. Tak wyglądają miasta po wojnie...



Miejscami mijamy ciężarówki zwożące drewno, gdy zatrzymujemy się na krótki postój - navi znowu nie jest pewna gdzie jechać - trafia się nam okazja do przyjacielskiej foty. Machanie rękami rozwija wątpliwości navi.





Parę km dalej mijamy kolejny drzewny konwój. Jest tak wąsko, że wbijamy się w wyrwę na poboczu by minąć się z naczepą. Opona ciężarówki z gracją ociera się o rogala u Blaszanego. Kufry to wymysł szatana



Przerwa na płyny, batona i rozprostowanie nóg. Jesteśmy już trochę wytrzęsieni, nieźle zapyleni ale gęby się nam cieszą.





Droga poprawiła się, zamiast kolein i kamorów trafiamy na piękną równą szutrostradę. Z każdym kolejnym zakrętem odkręcamy gaz coraz radośniej. Blaszany wpada w trans, wywija esyfloresy tylnym kołem od zakrętu do zakrętu. Z lekkim niedowierzaniem patrzę na licznik, lecimy 80-90 km, po raz pierwszy od wielu dni wrzucam 5 bieg. Nie wiem ile tak jedziemy 10 czy 30 km, to jest absolutna szutrowa nirwana - błogostan na dwóch kołach. Dniu - trwaj.







Mostki w stylu eko-średniowiecznym....



Słońce znowu powoli składa za horyzont, my kręcimy się gdzieś w okolicach południa od Peshkopi. Na horyzoncie wzgórza graniczne z Macedonią. Szutr wypluwa nas na asfalt...



..którym docieramy do Peshkopi. Kolejne małe miasteczko, w którym czas płynie wolno, ludzie grają w szachy, piją herbatę i rozmawiają całe dnie przy stolikach. Szukamy bankomatu, w małych miasteczkach jest to proste - zazwyczaj jest w najbardziej reprezentacyjnej części miasta. Nasze zapylone ciuchy nie pasują do tego świata.



Wyjeżdżamy z Peshkopi, chcemy wrócić nad rzekę. To kilkanaście km dalej, ale asfalt jest wzorcem szwajcarskiego sera, zwalniamy. Poprzedniego dnia, w pobliżu mostu widzieliśmy coś na kształt baru. Docieramy tam w ostatnich promieniach słońca. Nie ma innych gości, ale jest obsługa, uzgadniamy cenę, zamawiamy zimne piwo i coś na ciepło na kolację. Po ciemku wskakujemy jeszcze do Czarnego Drinu - zmywamy całodniowy pył i zmęczenie. Zimne piwo będzie smakować teraz o niebo lepiej...

Rano wyglądało to tak....





cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01.03.2015, 05:20   #49
jacoo
 
jacoo's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Zakopane / Kraków
Posty: 400
Motocykl: Tenere T700
Przebieg: rośnie
Galeria: Zdjęcia
jacoo jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 3 godz 43 min 41 s
Domyślnie

Yeah!
jacoo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01.03.2015, 08:57   #50
!marysia!
 
!marysia!'s Avatar


Zarejestrowany: Dec 2012
Miasto: Radom
Posty: 106
Motocykl: BMW R1200 GSA
!marysia! jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 2 godz 17 min 20 s
Domyślnie

Kurde! Te przerwy są stanowczo za długie!
Ale browarek Ci się należy.
Jak kiedyś, jakoś, gdzieś, coś to ja stawiam.
!marysia! jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz

Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Albania 2014 (czyli nie pierwsi i nie ostatni) CzarnyEZG Trochę dalej 15 06.05.2016 03:22
Albania czerwiec 2014 xralf Umawianie i propozycje wyjazdów 12 03.04.2015 20:15
Albania Łowców 2014 - Film! ex1 Trochę dalej 16 09.12.2014 20:32
Rumunia, Bułgaria, Turcja, Albania - sierpień 2014 nev Umawianie i propozycje wyjazdów 6 11.07.2014 18:02
Albania 2014 xralf Przygotowania do wyjazdów 1 11.07.2014 16:22


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:56.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.