22.09.2017, 12:10 | #151 |
Zarejestrowany: Jan 2016
Miasto: Augustów
Posty: 185
Motocykl: RD07a + DRZ400
Online: 2 tygodni 10 godz 21 min 37 s
|
Filmik klasa!
|
22.09.2017, 12:17 | #152 |
Zarejestrowany: Dec 2014
Miasto: Myślenice
Posty: 601
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 4 dni 8 godz 26 min 47 s
|
Pięknie. Czekam na północny Kaukaz.
|
22.09.2017, 13:00 | #153 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Panie, to jeszcze z 1,5 tys km .
|
22.09.2017, 21:50 | #154 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Wstajemy z rana w naszym cud miód hotelu i już się gęba cieszy na dzisiejszy biwaczek w górach Armenii. Mamy plan dotrzeć do granicy, przeprawić się na drugą stronę i znaleźć miejsce na biwak przed wieczorem. O śniadaniu nie ma sensu wspominać gdyż jest klasycznie słabe. Lecimy przez górki i pagórki i znów upał staje się nie do zniesienia. Im bliżej granicy tym gorzej, mamy ok 300 km i zjawiamy się przed nią dość szybko. Zatrzymujemy się przy sklepie i wymieniamy pozostałe pieniądze na walutę armeńską. Podjazd pod bramki, kontrola paszportowa i udajemy się do znanej nam już wcześniej miejscówki gdzie prześwietlają bagaże i podbijają paszporty. Spotykamy tam Holenderską parę z dzieciakami, którzy podróżują od 6 miesięcy. Oznajmiają nam że najpierw musimy się odprawić z CPD w budynku, który ominęliśmy. Ale jak już stoimy to załatwiamy kontrolę paszportową a dopiero potem udajemy się do celników. Przy okazji xray jest tylko proforma. W tamtą stronę zabrałem wszystkie toboły a teraz biorę jedynie torbę i temat zamknięty. Burdel jak cholera, kolesie karzą nam czekać więc czekamy. Mijają minuty, potem godzinka i tak czas ucieka. Wreszcie jakiś koleżka zabiera nasze kwity i każe iść ze sobą. Idziemy ale motocykle zostawiliśmy pod drugim budynkiem więc musimy tam dojść i przywieźć motki do niego. Czynimy to ale czas ucieka, woda się kończy i jesteśmy już mocno głodni. Wreszcie się udaje ale cała operacja zajmuje lekko z 3 godziny. Na koń pod szlaban, paszporty po raz nie wiem który i lecimy pod granicę armeńską. Tu już po ludzku. Najpierw paszporty, potem do okienka znowu paszporty i dokumenty od motocykli i jedziemy do celników wypisać wriemiennyj wwoz. Podbijam do kolesia a ten do mnie z opłatą. Robię lekką zadymę co , jak, kiedy, za co. Wjeżdżaliśmy i wyjeżdżaliśmy i żadnych opłat nie było. Wreszcie przychodzi jakiś generał i rzeczowo tłumaczy, że przepisy się niby zmieniły, pokazuje jakieś rozporządzenie i przeprasza ale niestety płacić trzeba. Nie pamiętam już ile ale jakoś niemało. Płacą wszyscy obcokrajowcy więc uznaję że w wuja nas nie robią. Kasy mam akurat na opłatę i wodę z automatu. Wreszcie przebijamy się na drugą stronę. Jest upalnie, jesteśmy głodni i wkurzeni opieszałością Irańczyków i opłatami armeńskimi. Mnie udaje się przebić już na drugą stronę bowiem szlaban był otwarty i po prostu kazali mi spadać a chłopaki coś tam jeszcze marudzą więc czekam. Czekając nagrywam filmik. Może zbyt emocjonalny po wkurwie na granicy więc nie należy brać go dosłownie ;-). Musiałem szybko zakończyć bo się przyczepili że niby nagrywam granicę.
Chłopaki wreszcie są i lecimy coś zjeść, dochodzi piąta. Ale że jesteśmy w normalnym kraju to trzeba to uczcić browarkiem. Radość. Do tego zamawiamy szamę i obżeramy się jak świnie. No ale dość tego dobrego trzeba zrobić zakupy i ruszać na biwaczek. Robimy więc zakupy w sklepie obok. Browary, żarcie, ogóry, będzie ognisko więc ma być na bogato. Michał proponuje coby polecieć M17 wzdłuż granicy z Azerbejdżanem bo tam namierzyliśmy jakiś wodospad a na maps me jest tam oznaczona miejscówka jako miejsce biwakowe. Pasuje, walimy w tą stronę. Na plecach mam kilka browców, ciągnie mnie toto do tyłu i jedzie się mało komfortowo ale jestem zadowolony. Wreszcie w górach rozbijemy namioty i zapalimy ognisko jak należy. Aby dojechać do trasy musimy się jednak wrócić do drogi która leci na granicę irańską z tym że kierujemy się na lewo zamiast w prawo do Iranu. Z tego całego zmieszania nie zatankowaliśmy a po drodze stacji nie ma. Co prawda na miejsce biwaku mamy teoretycznie 40 km ale do stacji drugie tyle. Lecę na rezerwie i mam wątpliwości czy to się powiedzie. Plan awaryjny zakłada, że najwyżej Michał skoczy swoją cysterną i przywiezie paliwo gdyby brakło. Aby tego uniknąć delikatnie obchodzimy się z gazem a na zjazdach wyłączamy silniki. Przyjemna cisza niezakłócona warkotem silnika jest zajebista. Pomyślałem sobie wtedy że fajnie gdyby ktoś kiedyś zrobił elektryka ADV z szybkim ładowaniem i zasięgiem 400. Wreszcie udaje nam się dotrzeć do miejscówki gdzie jest zjazd. Droga jakby zawraca pod kątem 180 stopni i zmienia się w gruntówkę poprzecinaną koleinami, dołami i kamieniami ale jedzie się dobrze. Jedynie krzaczory po bokach czasem przeszkadzają ale jedziemy. Zresztą do wglądu bo Brodaty nakręcił. Niestety droga się kończy stromym zjazdem do rzeki, w zasadzie to strumień ale głazy duże, motocykle obładowane hmmm. Jednak ślady wiodą na drugą stronę więc idę na kontrolę z buta. Wracam z bananem na twarzy. O to właśnie chodziło. Przeprawiemy się po jedynczo a dwóch asekuruje, bo zjazd stromy, dalej już idzie z górki. Widok taki. Nie mogliśmy chcieć więcej ale więcej już sobie wcześniej zorganizowaliśmy . Pozostało schłodzić cieczą. No po prostu wymarzona miejscówka na biwak pod namiotami. Na końcu drogi za rzeką w górach przy granicy. Po prostu nigdzie, raczej nikt tutaj nam nie będzie przeszkadzał. . Palimy ogniseczko, wykańczamy baterię browców na dziś i wreszcie możemy rozkoszować się snem na łonie natury. Fantastycznie! |
23.09.2017, 00:34 | #155 |
Zarejestrowany: Jun 2013
Miasto: Łomżewo
Posty: 908
Motocykl: AT-NAT
Przebieg: 80000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 14 godz 48 min 10 s
|
Mega wyjazd
|
26.09.2017, 22:50 | #156 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Kilka ruchomych obrazków z naszego biwaku.
|
01.10.2017, 20:38 | #157 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Codzienne rytuały - śniadanie, pakowanie i jazda. Tym razem jemy śniadanie w naprawdę pięknym miejscu
Po śniadanku szybkie pakowanie motocykli i przeprawa przez rzeczkę. Znów tym samym trybem jeden jedzie dwóch asekuruje. Przebijamy się i próbujemy wyjechać do czarnego co udaje się częściowo gdyż Filip zalicza glebę. Najpierw poniosło go w krzaczory ale jeszcze jakoś się uratował a potem zamiotło nim znowu i gleba. A to bylo tak. Na szczęście usłyszałem klakson i wróciłem szybko pomóc mu postawić sieczkarnię ale lusterko poszło się yebać. Filip cały i to najważniejsze. Już na luzie dolatujemy do asfaltu i skręcamy w prawo w kierunku Kapan. Paliwa mamy jak na lekarstwo więc z gazem delikatnie a z górki na wyłączonym silniku. Jest bardzo słabo, mój komp pokazuje naście kilometrów do zera a stacji paliw nie widać i się nie zapowiada wcześniej niż w Kapan. Nagle Filip daje nam znaki że coś się dzieje. Zatrzymujemy się i okazuje się że dopadła do wyjątkowo dotkliwa reakcja alergiczna na wuj wie co. Oczy mu łzawią tak że nic nie widzi. Praktycznie ledwo jedzie ale tutaj nie damy rady nic z tym zrobić. Musimy zjechać na dół. Już na oparach podjeżdżamy na stację paliw na przedmieściach Kapan i zalewamy nasze motocykle do pełna. Filip do tego wszystkiego ma wodę w butach po przeprawie przez rzekę więc próbuje jakoś dojść do siebie jednocześnie osuszając laczki. Postanawiamy zostawić go tutaj i pojechać poszukać w mieście apteki. Ustalam z tubylcami na stacji że apteka jest przy głównej drodze po prawej stronie. Lecimy więc i za parę kilometrów widzę znany wszystkim znak symbolizujący punkt apteczny. Podjeżdżamy a pod drzwiami kolejka i zamknięte. Kuwa! Rozmawiam z ludźmi przed drzwiami, którzy informują mnie że zaraz otworzą. W tym momencie podchodzi kobitka i otwiera drzwi. Tłum wlewa się do środka. Pytam o jakieś leki przeciwalergiczne opisując objawy Filipa. Aptekarka daje nam Zyrtec i dodatkowo krople do oczu. Nic więcej i tak nie ma. Bierzemy i wracamy do Brodatego, który tymczasem koleguje się z psami i suszy buciory ledwo widząc na oczy. Aplikuje od razu wszystko na raz i czekamy aż będzie jakiś efekt. Pojawia się poprawa po kilkunastu minutach i za jakiś czas Filip jest gotowy do dalszej drogi. Zbieramy się i lecimy dalej. Jest rześko i przyjemnie jednak szybko zaczyna nam doskwierać głód. Stajemy więc na małe szamanie po drodze. Są bułki z parówką a la hot-dog i ser. Bierzemy jedno i drugie i pałaszujemy na ławce przed sklepem. Towarzyszy mamy zacnych. Plan na dziś mamy bardzo śmiały bowiem chcemy dotrzeć wieczorem do Udabna gdzie mamy w planie lekki melanż u Polaków. Mam wątpliwości bowiem straty czasowe mamy spore a drogi przed nami jeszcze kawał. W sumie mamy około 600 km ale wiemy jak wygląda ta droga i nie jestem przekonany cz plan uda się zrealizować. Lecimy jednak i jedzie się wspaniale. Wreszcie piękne krajobrazy , zielono, puste drogi i serpentyny. Zjeżdżamy w dolinę i zatrzymujemy się w sklepie na popitek i małą przekąskę. Zajeżdża Wołgą nawalony jak szkop Armeniec i bełokocze tłumacząc coś zawile. Niestety nie kumamy ale szybko pozostali kumple dają mu do zrozumienia coby się od nas odstosunkował choć koleś starszy i spokojny ale pijany jak bela. Wsiadł w maszynu i pojechał dalej. My również z tym że w przeciwną stronę. Wreszcie dolatujemy nad wybrzeże Sevan. Jest już dość późno, drogi kawał i zdajemy sobie sprawę że jak mamy dotrzeć do Udabna to niestety posiłek musimy sobie darować ale że koleś przy drodze sprzedaje wędzone ryby to kupujemy kilka sztuk i pałaszujemy stojąc na poboczu. Ryby pyszne z tym że małe zdecydowanie smaczniejsze od tych większych. Dość leniuchowania trzeba lecieć. Mijamy więc Sevan i kierujemy się.do Dilidżan i dalej znaną nam już trasą w kierunku granicy armeńsko-gruzińskiej w Sadakhlo. Jedziemy przez wiochy i w Dilidżan widzę że deszcz nas dziś nie ominie. Zatrzymujemy się na poboczu i ubieramy przeciwdeszczówki. Ruszamy i ledwie kilka kilometrów dalej przy wylocie z wiochy atakuje mnie pies. Udaje mi się go ominąć ale Filip nie ma już tyle farta i ma kolizję z czworonogiem. Na szczęście ani Filip nie złapał gruntu a i sabaka poturbowana ale żywa uciekła. Było grubo. Emocji sporo bo mogło być.naprawdę niebezpiecznie. Chwila oddechu i gonimy na granicę. Stawiamy się tam popołudniem i odprawa przebiega nadzwyczaj sprawnie po obu stronach. Jesteśmy w Gruzji. Stajemy tuż za granicą i raczymy się kawą z ekspresu w przydrożnej budzie. Do celu zostało nam jakieś 120 km. Jesteśmy głodni i zmęczeni ale Michałowi wpada do głowy pomysł że ruszymy offem. OK. Lecimy więc opłotkami, woda, kałuże , błotko, brodziki. Jedziemy i jedziemy wtem nagle droga się.kończy. Jesteśmy na terenie ujęcia wody a przed nami brama zamknięta na kłódkę. Za bramą asfaltówka. Życzliwi ochroniarze otwierają.nam bramę i całe szczęście bo do objazdu byłoby kawałek. Mam dość terenu i chcę już jak najszybciej dotrzeć na miejsce, coś zjeść i się wyluzować. Znów kawałek asfaltem i jesteśmy w Rustavi. Tankujemy bo motocykle mają sucho. Ruszamy dalej już lekką szarówką. Na szczęście tutaj już sam off. Przyjemny i szybki. Dolatujemy do Udabna wczesnym wieczorem. Na drodze wita nas grupa czeskich motocyklistów. Zatrzymujemy się.i zapraszamy ich na wieczór do knajpy na browar. My tymczasem dojeżdżamy do naszej bazy i logujemy się przy barze. Mamy w planie zanocować w namiotach przy knajpie jednak wieje niemiłosiernie i szybki rekonesans skłania nas do inwestycji w hostel, który znajduje się obok. Podjeżdżamy i wypakowujemy toboły. Szybko instalujemy się w obiekcie i lecimy na długo wyczekiwane piwko w barze. Niestety z tych emocji i zmęczenia zapominamy o posiłku co kończy się w sposób oczywisty. Zanim jednak ulegamy totalnemu upodleniu poznajemy się z ekipą czeską i do późnego wieczora raczymy się.opowieściami o naszych przygodach. Tak długo że nie pamiętam jak długo to było. Nie pamiętam też zbyt szczegółowo drogi powrotnej do hostelu. Było grubo. Ostatnio edytowane przez Emek : 02.10.2017 o 14:27 |
01.10.2017, 23:29 | #158 | |
Cytat:
P.S. czyta się |
||
02.10.2017, 09:27 | #159 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Dopiero na dzień drugi czytaliśmy co tam na kajet piliśmy cały wieczór. W każdym razie sporo czaczy i browarów pękło .
|
06.10.2017, 18:19 | #160 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Dzisiejszy dzień zaczął się słabo. Kac gigant po nocnej libacji całkowicie uniemożliwił nam start rano w dalszą drogę ale może to i dobrze. Udało mi się zwlec z łóżka i wylec na dwór. Słonecznie ale wypizd koszmarny. Wieje niesamowicie ale za to jest ciepło więc niespiesznie kierujemy nasze kroki do lokalu gdzie wczoraj spędzaliśmy wieczór.
Zamawiamy śniadanie i wciągamy niespiesznie zapijając herbatą a potem gasimy pragnienie flaszką gazowanego napoju gruszkowego. Na niewiele się to zdaje gdyż suszy nas ogromnie. Zbieramy się z wolna lecz najpierw idę rozliczyć się z barem za wczorajsze napoje. Z niedowierzaniem patrzę co i ile wczoraj poszło. Kilkanaście czaczy i tyle samo browarów opowiada historię wczorajszego dnia. Samopoczucie przestaje dziwić po tym co wypiliśmy. Coś mnie swędzi i z niesmakiem zauważam że wlazł mi kleszcz. Michał ma pęsetę i wykręca dziada z mojego ciała. Idziemy na bazę ale spieszyć się nie ma po co. Do Rosji nie dojedziemy. Co najwyżej czeka nas nocleg w Kazbegi i to i tak będzie szczyt naszych dzisiejszych możliwości. Lecimy do hostelu i zamiast się.pakować chłopaki zaczynają.ogarniać motocykle. Michał grzebie znów coś w reglerze a ja z Filipem próbujemy jakoś naprawić potłuczone lusterko w kacie. Poniekąd się udaje bowiem dziewczyna z baru znalazła nam zerkało od łady leżące gdzieś w śmieciach więc mocujemy je niezastąpionym powertapem do potłuczonego lustra w KTMie. Filip nie jest zadowolony z funkcjonalności tego rozwiązania ale lepsze takie niż żadne. Zgubił też rękawice i planuje wpaść do Tbilisi do sklepu zakupić cokolwiek na łapy. Kat zgubił też.kilka śrubek między innymi od subframe oraz mocowania czaszy wokół stacyjki. Tą od stacyjki znajdujemy gdzieś w zapasach zabranych z PL natomiast tej od ramy niestety nie mamy a i w złomie w garażu w Udabnie nie udaje się jej znaleźć. Postanawiamy poszukać szrotu lub sklepu po drodze tak aby coś z tym zrobić gdyż subframe pozbawiony mocowania wali o ramę i obawiamy się.że może spowodować jej pęknięcie. To musimy załatwić.w pierwszej kolejności. Po wczorajszych ekscesach czujemy się.żle. Nie jesteśmy w stanie jeszcze ruszyć, śniadanie zjedzone już jakiś.czas temu, głód zaczyna doskwierać ale postanawiamy że nie będziemy lecieć wszyscy do miasta tylko ja z Michałem poczekamy gdzieś przy głównej drodze a Filip szybko załatwi sprawę rękawic. Wreszcie około południa udaje się.opuścić Udabno. Navi prowadzi nas w kierunku przeciwnym do tego jakim przyjechaliśmy i lecimy szutrówką, która chyba wkrótce zmieni się w asfalt. Od mojego ostatniego pobytu w tym miejscu zmieniło się.niemal wszystko. Nasi rozkręcili interes, inni poszli ich śladem tak że mamy kilka hosteli, bar i kilka budynków w budowie. Oczywiście nie byłoby normalnie gdybyśmy nie poyebali drogi i wylatujemy na manowce. Po chwili jednak udaje się znów wrócić na ścieżkę i po kilkudziesięciu kilometrach szutre i offem wyjeżdżamy na główną ścieżkę. Jeszcze przed Tbilisi udaje nam się.znaleźć złomowisko gdzie po kilku minutach miły Gruzin przynosi nam śrubę.o wymaganych parametrach. Niestety ma ona klasyczny łeb a w Kacie oryginalne śruby są na torxy i da się.je dokręcić tak aby całkowicie schowały się we wgłębieniu subframe. Nasza nasadka niestety jest za szeroka aby wkręcić ją należycie więc wkręcamy tyle ile się da i zostawiamy. Trzyma się.nieźle i jest zajebiście zardzewiała więc raczej sama się.nie wykręci. Gonimy dalej i na wysokości Tbilisi Filip odbija do miasta a my mamy znaleźć lokal z żarciem i na niego poczekać. W tym czasie chcemy zjeść jakiś.obiad. Knajpę znajdujemy jakiś kilometr dalej od miejsca gdzie się rozstaliśmy. Zatrzymujemy się.i udajemy na popas. Niestety to nie jest klasyczna knajpa i dają tylko chaczapuri i różnych odmianach więc zamawiamy i jemy czekając na Filipa. Posiłek skromny a i nam też.niezbyt wchodzi pokarm. Żołądki zalane w nocy alkoholem nie pracują.jak trzeba i wduszamy w siebie niewiele pożywienia. Czekamy aż Brodaty wróci bo miał odbicia może z 5 km do tego sklepu a mija już.godzina i zaczynamy wątpić.czy uda się.dojechać.do Kazbegi i nie trzeba będzie szukać noclegu wcześniej. Czekamy na dworze a Filipa nie widać. Postanawiamy że wyślemy mu wiadomość że pomału jedziemy i niech nas goni bo telefonu mameja nie odbiera. Już się ładujemy na motki jak słyszą tą jego sieczkarnię. Filip jednak nas nie zauważa i mija wyprzedzając po drodze kolejkę tirów. Macham i nic, pojechał. Ruszamy więc za nim i za chwilę widzimy jak leci w przeciwną stronę. Chyba się.pokapował i zawrócił. Gonimy więc już wspólnie we właściwym kierunku. Rękawice na szczęście udało mu się.kupić. Znana nam już droga pozwala się wyluzować jednak wczorajsza libacja dopada mnie dość mocno i czuję się.kiepsko. Filip jedzie na głodnego więc też szału nie ma. Wreszcie udaje nam się wdrapać na przełęcz i zatrzymujemy się koło okrąglaka gdyż zaplanowałem zanabyć zamówiony w Polsce miód. Wokół sporo motocyklistów, większość to Rosjanie na wielkich i ciężkich maszynach - HD, Goldasy i trajka Can-Am. Rozmawiamy gdyż jest lekko pochmurno a chłopaki poubierane w przeciwdeszczówki. Zgodnie z przewidywaniami w dolinie pada i to dość mocno wiec musimy się ubrać. Zapinamy membrany a Michał wciska się.w kondona. Miód zakupiony więc ruszamy dalej. Tuż za szczytem na zjeździe dopada nas deszcz. Widoczność spada niemal do zera, deszcz leje i jedzie się kiepsko. Trafia się jeszcze stado owiec, które skutecznie blokuje nam drogę więc stoimy w oczekiwaniu aż morze owieczek usunie się na plan dalszy. Wreszcie ruszamy dalej. Jest zajebiście zimno, mokro i ciemno. Do Kazbegi dolatujemy już mocną szarówką i od razu kierujemy się do Wasilija. Nie ma co kombinować. Wbijamy się.na podwórko a tak motocykli opór. Grupa Kazachów zatrzymała się w tym samym miejscu. Motocykle mają przeróżne. Każdy z innej parafii. Jest giełes Honda Nasze cudaki. SuperTenere i coś brzydkie To powyżej jest dość ciekawe. Stronka dla motocyklistów w tym pomoc dla motocyklistów i informacja na terenie RUS,KAZ, CIS. Info poniżej. Może się.przydać. We are the first call centre for motorcycle tourists in Russia!. Our main goal is to make motorcycle tourism in Russia more widespread and safe by helping you with any problems you get on the road.. We can assist you in the case of the motorcycle breakdown. We will find and deliver the necessary spare parts, organize a tow truck or share contacts of people who are ready to assist and located not far from you.. We have more than 2000 contacts of bikers, service stations, stores, motoclubs in Russia, CIS and The Republic of Kazakhstan.. Our call centre is available 24/7.. Toll-free numbers are listed below:. . 8 (800) 770-79-79. +7 (499) 923-27-31 (for residents of other countries). Jesteśmy wykończeni i Kazachowie również. Jadą w przeciwną stronę i ciągle w deszczu. Mają nawet naklejkę z forum trampkowego. Chłopaki się generalnie nie pitolą i byle deszczyk ich nie zatrzyma. Bagaży mają jak na rok podróży. Ładujemy się do pokoju i zostawiamy nasze bety. Jesteśmy głodni i ruszamy do knajpy. W tym czasie Kazachowie również się zalogowali odpalili jakieś kuchenki, powyciągali garnki i zaczęli gotować paszę dla wszystkich. Trzeba przyznać że zorganizowani są świetnie. My jednak szamy nie mamy i logujemy się w knajpie zamawiając browarki i paszę. Napychamy się na maxa robimy zakupy i wracamy na bazę. Nie jest przyjemnie. Zimno i mokro. Wymieniam jeszcze lari na ruble bo już się nie przydadzą. Jutro z rana atakujemy matuszkę Rassiję. Już się cieszę. Jakoś Rosja budzi we mnie pozytywne emocje. |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Bałkany 30.07.2017 - 12.08.2017 | giennios | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 23.06.2017 13:58 |
Iran trip 2017 - start 12.05.2017. | Emek | Przygotowania do wyjazdów | 137 | 14.06.2017 16:13 |
Enduro Pohulanka 29.04.2017 - 01.05.2017 | wojtekm72 | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 53 | 28.05.2017 22:49 |
El Palantentreffen 2017 | ex1 | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 9 | 18.01.2017 00:33 |