22.12.2017, 12:07 | #111 |
Zarejestrowany: Mar 2017
Miasto: Jaworzno
Posty: 332
Motocykl: CRF1000l
Online: 2 tygodni 3 dni 16 godz 55 min 11 s
|
|
22.12.2017, 12:57 | #112 |
Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Złotów
Posty: 436
Motocykl: DR 650 SE
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 3 dni 1 godz 30 min 35 s
|
ten szlak zaczyna się w tym miejscu ? 41°43'57.3"N 76°44'52.3"E
czy to inna droga |
22.12.2017, 14:02 | #113 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
|
22.12.2017, 15:08 | #114 |
Zarejestrowany: Sep 2015
Miasto: Glisne
Posty: 972
Motocykl: RD03
Przebieg: posiada
Online: 2 miesiące 5 dni 12 godz 56 min 52 s
|
Raczej tu
41,875657 77,049046
__________________
Świeć pomimo wszystko Bierz przykład ze słońca Ma w dupie,czy kogoś razi |
25.12.2017, 16:07 | #115 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Besh Tash - Kara Say
Zmarznięty wychodzę z namiotu, gdy na dworze jest jeszcze szaro. Wszystko mokre, ale już nie pada. Mam wrażenie, że ciuchy poprzedniego wieczora kompletnie mi przemokły, ale po chwili dygot ciała ustaje. Nabieram wody z potoku; tym razem do ugotowania 300 ml wody trzeba dwóch pastylek a nie jednej. To pewnie z powodu wysokości i dość niskiej temperatury na zewnątrz; tak czy siak mała kuchenka esbit do gotowania wody zdecydowanie sprawdziła się. Zalewam owsiankę, zwykle porcji 600 g nie byłem w stanie zjeść, ale tym razem wchodzi wszystko i do kawy wciągam jeszcze batona energetycznego. Gdy rozglądam się wokół obozowiska, które wybrałem przypadkowo, po ciemku i pod presją grzmotów, dochodzę do wniosku, że miałem sporo szczęścia, gdyż tylko jakaś przypadkowa myśl kazała mi odsunąć namiot od skalnej ściany, teraz radośnie rozlewał się tam strumień. Dziękuję za wszystkie poranki i wieczory, wszystkie dni i noce.. Wszystkie. Także te najtrudniejsze.. Od nich dostałam najwięcej. Od ciemności dostałam jasność. Od chłodu - ciepło. Od pustki - pełnię. Od słabości - siłę. Dziękuję. Dziękuję za moją niedoskonałość.. Każda chwila to lekcja. Uczę się. Potykam. Mylę. Przewracam i błądzę. Zniechęcam i doznaję olśnień.. Zatrzaskują się drzwi. Otwierają nowe.. Otwierają oczy.. Zza zakrętu wyłaniają się cele.. Daję się ponieść świeżej fali nadziei. Dziękuję.. Po paskudnie mokrej nocy cieszy mnie przedzierające się przez chmury słońce, pakuję się i ruszam. W dzień, w słońcu, z ciepłą kawą w żołądku i - co w sumie ważniejsze dla psychiki - tyłem do groźnych gór i ciężkich chmur - wszystko wygląda inaczej. ___004sm.jpg Wkrótce opuszczam szutry i asfaltem docieram do południowo-zachodniego koniuszka Issyk Kul. ___003sm.jpg W jakiejś miejscowości wchodzę na kawę i szukam jakiegoś sensownego noclegu. Po ostatniej nocy potrzebuję łazienki, jagnięciny i wina. Godzinę później melduję się w Kaji Say, małym hoteliku połączonym ze skansenem ZSRR. Fajnie, oczywiście pytają czy znam Kristofa. Nie ma jeszcze południa, więc postanawiam dotrzeć do Kara Say. Rozmawiam o tym z właścicielem hotelu, trochę tajemniczo się uśmiecha i mówi, żebym koniecznie przywiózł i pokazał zdjęcia - bo on nigdy tam nie był. Dalej to się nie śmiejcie za bardzo. Wspominałem, że mam słabą orientację w terenie. I średnio kojarzę miejsca z wiedzą na jakiś temat. Ale po kolei: Dojeżdżam do Barskoon i wjeżdżam w dolinę. ___005sm.jpg Pierwsze wrażenie - best gravel ever. Idealnie gładki, wyprofilowane zakręty. Nagle z jednego z takich zakrętów wylatuje amerykański Mack z cysterną z napisem "Ognieopasno" Jadę dalej, za chwilę drugi, trzeci... Przestaję je liczyć, ale na odcinku kilkunastu kilometrów mijam ich ze trzydzieści. Pomyślałem sobie najpierw, że pewnie A364 jednak prowadzi do tego całego Engilchek. Dlaczego to tylko cysterny i dlaczego to tylko Macki? Tych ciężarówek prawie się nie spotyka, ani w Azji, ani w Europie. Niczego sensownego jednak nie wymyślam. Wreszcie trafiam na post. Szlaban zamknięty, stoję i czekam. Podjeżdża Mack, szlaban podnosi się, to ja za nim. No i leci za mną gość i wrzeszczy coś. Zatrzymuję się i już myślę o mandacie, ale facet na czapce ma napis "Security" więc luz. Nie wiem o co chodzi. - Wy kuda? -pyta, wyraźnie uspokojony tym, że zatrzymałem się i zdjąłem kask. - A na ekskursju - odpowiadam standardowo, zresztą zgodnie z prawdą. - Na ekskursju? - chyba jest zdziwiony - a kuda? - Do Kara-Say. - Eta daljeko. Rozmawiamy chwilę. Wyciągam jerky beef, częstuję. Próbuje i kręci z uznaniem głową. Mam tego towaru trochę za dużo, bo pierwotnie robiłem zaopatrzenie na 3 tygodnie, więc wyjmuję z sakwy całą paczkę i daję mu w prezencie. Przyjmuje, ale mówi do mnie, że nie może mnie puścić. Puszcza przy tym oko, ale nie wiem, o co mu może chodzić. Zawracam więc i jadę z powrotem. Macha do mnie i pokazuje najpierw kamerę zamontowaną na budynku, a potem drogę dookoła budki. Puszcza oko jeszcze raz i uśmiecha się. W ten sposób po chwili wjeżdżam na fantastyczne serpentyny do przełęczy Suyak. ___001sm.jpg Co chwilę mijam Macki z cysternami; gdy łamią się w agrafkach, muszę poczekać. "Co może wciągać w takich górach paliwo w takich ilościach" myślę, ale nic nie wymyślam. Po drodzę odnotowuję tablice ostrzegające po angielsku (sic!) o nisko wiszących kablach (po ch...kable na takim zadupiu?); potem po rosyjsku i angielsku tablice zabraniające zatrzymywania się, ze względu na niebezpieczeństwo lawin. To chyba mało aktualne, bo lodowiec widać z 200-300 metrów wyżej dopiero; jest brudny jak cholera. Zrozumiałem dopiero, gdy dotarłem do rozstajów: ___006sm.jpg Droga w prawo wiodła w stronę Kara Say i dalej Narynia, więc skręciłem w lewo. Po chwili szlaban i budka. Wychodzi gość, tym razem z automatem na plecach. Nie odpowiada na "zdrastwuj", więc podaję mu paszport. - Piermit u was jest? No tu mnie zażył. Nie wiem, o co chodzi, o jaki permit. Zdaje się, że gdzieś niedaleko chińska granica, może o to? Zabiera dokumenty i idzie do budki. Wychodzi stamtąd w towarzystwie jakiegoś gościa w swetrze. - Szto zdies? - pytam. - Wy nie znajetie, szto zdies? - jest wyraźnie rozbawiony. Kumtor zdies. Bes permita nie nada. Wtedy dopiero rozumiem. Kumtor to kopalnia złota, tylko nie skojarzyłem, że jestem właśnie niedaleko. Altimetr pokazuje 3 700 metrów, dookoła szczyty pokryte lodowcami, jakieś w połowie nieodmarznięte jezioro. Wow. - Wy turist? - pyta. - Da, turist - odpowiadam. Mówi mi, że mogę jeszcze kawałek pojechać, ale nie dalej niż do kolejnego postu. I mówi, żebym nie wyciągał aparatu fotograficznego, bo jak mnie przyuważą to zarekwirują. Patrzy mi głęboko w oczy i mówi - nie lzja. Po chwili jadę dolinką, znów krótki podjazd i stop. Kolejny post jest na czymś w rodzaju przełęczy, za którą nic nie widać. Nie próbuję nawet atakować szlabanu i zawracam. Ciekaw jestem, czy ktoś dotarł do samej kopalni; na zdjęciach satelitarnych wygląda to niesamowicie. Wszystko wskazuje na to, że jest tam kopalnia i ogromna fabryka, gdzie złoto odzyskuje się w bardzo toksycznym procesie chemicznym z rudy; zabawnym zbiegiem okoliczności życie kiedyś związało mnie z taką fabryką w Polsce. Ta jest oczywiście gigantyczna; czytam później, że 10% PKB Kirgistanu pochodzi właśnie z tej dziury w ziemi. Drugie tyle (w przeszłości 2x tyle...) lądowało w kieszeni kanadyjskiego wspólnika tego całego bałaganu. Gdy docieram do postu przy rozstaju dróg, psuje się pogoda. Dolina, w którą mam zjechać, zniknęła w chmurze, zaczyna zacinać czymś pomiędzy śniegiem a gradem. Drobne śnieżynki, ale tak tną w twarz, że zamykam blendę mimo prędkości typu 30-40 km/h. Temperatura spada do 2 stopni, wieje i pada. Zjazd mokrymi serpentynami nie sprawia przyjemności; cały czas mijają mnie kolejne Macki. Na szczęście robi się coraz cieplej, przy poście na dole jest już 15 stopni a śnieg zamienił się w mżawkę. Wychodzi strażnik i daje mi znaki, żebym objechał dookoła szlaban. Godzinę później jestem nad Issyk Kul: świeci słońce, a motocykl pokazuje 24 stopnie. Szok. ___002sm.jpg Tego dnia już odpuszczam. W ogóle już odpuszczam; do wyjazdu zostało mi 3 dni, opona już mocno łysa, co oznacza szybko rosnące prawdopodobieństwo złapania gumy. Kręcę się jeszcze po okolicy, zapuszczam się w wąwóz Skazka i wracam do hotelu. To był fajny, bardzo fajny dzień. Wieczór spędzam przy butelczynie z właścicielami hotelu. Mówię im, że następnego dnia chciałbym zobaczyć Khan Tegri tak blisko, jak się tylko da. Na to właścicielka, pani w wieku balzakowskim, zasuwa historię, że ona to na Khan Tegri to była. Szczęka mi opada, ale po chwili wyjaśnia, że jako filmowiec, helikopterem, wywieźli ich tam na 3-4 dni zdjęć. Niestety nie wiedzą, jak tam podjechać; w Internecie nic, na mapie same lodowce, w Garminie dróżek też . Postanawiam więc pojechać tam na chybił trafił. Ale to jutro. Ostatnio edytowane przez bukowski : 15.12.2018 o 16:17 |
25.12.2017, 17:05 | #116 |
Zarejestrowany: Jul 2017
Miasto: Poznań
Posty: 243
Motocykl: RD07a
Przebieg: ^90 000
Online: 1 tydzień 1 dzień 1 godz 36 min 15 s
|
To lepsze, niż przeciętna książka. Takie wycieczki nie do końca wymyślone są najbardziej fascynujące.
|
27.12.2017, 12:12 | #117 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Kaji-Say - A364 -przełęcz Arabel.
Moja podróż dobiega końca. Tego dnia zupełnie nie mam planu, poza tym, że chcę zapuścić się w okolicach A364 w góry i próbować dotrzeć jak najdalej na wschód a być może zobaczyć Khan Tegri. Prawdę mówiąc, do momentu jak spojrzałem na mapę przed chwilą, byłem pewien, że dojechałem na przełęcz Arabel, ale jak patrzę teraz, to nie jestem przekonany. Może ktoś rozpozna ze zdjęć. W każdym razie gdzieś za miejscowością Teplokluchenka skręciłem w asfalt w góry. Asfalt skończył się w jakiejś wsi no i dalej jechałem szutrem dość długą doliną. ____004sm.jpg Jadę na luzie, na halach wypasa się trzoda, jest sielsko-anielsko, wtem! na mostku była dziura, podłużna, na wylot. Dostrzegłem ją tak późno, że nie miałem szans ominąć. Do dziś nie rozumiem, w jaki sposób przejechałem po niej nie wpadając, ale chwilę trwało, zanim zwieracze mi odpuściły. W takim durnym momencie, na zwykłej drodze mogłem słabo zakończyć wycieczkę. OTB przy 50 km/h mogło się skończyć tragicznie. ____001sm.jpg Podjazd pod przełęcz 3 800 m n.p.m bardzo efektowny: stromo, kręto, krajobraz jak z Marsa. Żadnej zieleni, żadnych ptaków, trochę zmarzniętego śniegu. ____005sm.jpg Wyjeżdżam na górę i jest nagroda: ośnieżone szczyty Tian-Szań jak na dłoni. Trochę widać na zdjęciu poniżej, na drugim planie. Nie wiem, czy to Khan Tegri. Włączam GPS na chwilę, ale czytanie mapy niewiele wnosi. ____006sm.jpg Wtedy dostrzegam na prawo jakieś rozwalone zabudowania. Wychodzi z nich mały chłopiec, pewnie dziesięcioletni; brudny i wychudzony. Bardzo smutny widok. Wyciągam z sakw wszystkie cukierki, jakie mam, rozmawiam z nim trochę. Słabo mówi po rosyjsku, ale rozumiem, ze jest tam od wielu dni sam: ktoś, o imieniu którego nie zrozumiałem, pojechał do miasta parę dni temu i nie wiadomo, kiedy wróci. Gdy pytam, co robią w takim miejscu odpowiada tylko, że żyją tu. Dobrze odżywiony, na motocyklu za tysiące euro, po uspokojeniu sumienia cukierkami czuję że jestem jak Bokassa w mercedesie jadący przez wioski pełne głodujących ludzi. Wsadzam go na motocykl, odpalamy silnik, mały kręci manetką i uśmiecha się. A mnie w gardle ściska: chłopiec ma 9 lat, tyle, co mój syn. ____002sm.jpg To był ten moment, kiedy poczułem, że ten etap podróży dobiegł końca. Zawracam motocykl i zjeżdżam nad Issyk Kul. Świeci słońce, gdy trafiam na skomplikowaną siatkę polnych dróg omijających system irygacyjny na północnym wschodzie jeziora, opróżniam rotopaxa. ____003sm.jpg Tego dnia docieram do kurortu po północnej stronie, instaluję się w hotelu Dollinka - gdyby ktoś był, omijać szerokim łukiem. Drogo, brzydko i jeszcze opierdol zgarniam od pani kierowniczki, że na kolację nie przyszedłem. Na drugi dzień odkrywam wkręta w oponie, dokręcam osłonę łańcucha. 20170719_113153.jpg Wieczór spędzam z trójką Kazachów: bonzo z łańcuchem na szyi z żoną i koleżanką żony przyjechali na wakacje. Następnego dnia szybki transfer do Biszkeku, gdzie warto odnotować dwójkę Greków, którzy na dwóch NAT przyjechali z Grecji na motocyklach a teraz pakowali maszyny na Samborowy transport. Pod Kyzył Art jeden z nich stracił oponę; przy próbie zdjęcia rozpieprzył ją i musieli ściągać motocykl. Z Khorog przyjechał do nich krótkie mitsubishi pajero; po demontażu przodu afryka weszła na pakę. Grek, który został przy motocyklu przymarzł, bo w nocy było 2 stopnie i wiatr, a pomoc dojechała o 5 rano. Został mi jeszcze jeden, ostatni odcinek tej historii, gdzie to i owo się wyjaśni. jestem częścią najpiękniejszej całości razem z niebem, słońcem, księżycem, gwiazdami, kwiatami, wiatrem, ziemią i wodą. Oddech przypływa i odpływa jak ciepłe fale oceanu, a krew krąży radośnie w moich żyłach niczym górski strumień. Ostatnio edytowane przez bukowski : 15.12.2018 o 16:29 |
27.12.2017, 13:29 | #118 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Nie będę zbyt oryginalna, ale napiszę: bardzo Ci zazdroszczę tej podróży.
I czekam na ostatni odcinek...
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
27.12.2017, 14:27 | #119 |
Podobnie jak Jagna. Fajnie się czyta i marzy. Może nie w przyszłym roku,ale jest w planach...
|
|
27.12.2017, 15:23 | #120 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Bialystok I Akalice
Posty: 1,729
Motocykl: AT RD07a; XR600R
Online: 2 miesiące 1 tydzień 5 dni 11 godz 31 min 26 s
|
Pięknie. Brawo!!! Szkoda, że to kończy się już
|
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Kierunek wschód, tam musi być jakaś cywilizacja (Pamir solo 2018) | adaml | Trochę dalej | 61 | 22.06.2020 09:26 |
Krótki wyjazd w PAMIR sierpień 2017 | macias1989 | Trochę dalej | 117 | 18.03.2018 20:09 |
Pamir lipiec/sierpień 2017 | macias1989 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 18 | 26.09.2017 10:28 |
Kirgistan & Tadżykistan 2017 solo | bukowski | Przygotowania do wyjazdów | 43 | 19.07.2017 08:40 |
PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU | henry | Trochę dalej | 288 | 17.06.2017 01:47 |