|
Przygotowania do wyjazdów Jak zdobyć wizę? Jaka kuchenka? Brać materac i namiot? Gdzie są ciekawe miejsca? Jakie kufry wybrać do USA? Czy Anakee założyć odwrotnie? Co to CPD? Odpowiedzi znajdziesz w tym dziale. |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
14.01.2019, 16:20 | #71 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Wigilia. Dzień odpoczynku z założenia. Wybieramy jako cel najbliższe duże miasto w okolicy co by znaleźć porządną knajpę i wygodne spanie. Padło na Nha Trang bo to tylko 120km. Więc spoko, ruszamy niespiesznie bo ciężko się pozbierać po wczoraj. Poranny obraz nędzy i zmęczenia świętami.
Pogoda od rana nie rozpieszcza, jest ciepło ok. 25 stopni ale znowu pada. Droga wzdłuż morza przez pierwsze 70 km na prawdę świetna, fajne zakręty ładne widoczki, szkoda tylko, ze dużo mgły i pada. Przed kilka km widzimy dużą latarnię na horyzoncie umieszczoną dość wysoko na skale przy samym morzu. Będąc w pobliżu okazuje się, że to punkt widokowy. Droga to niekończąca się ilość schodów. Na parkingu był autobus turystyczny. Z grupą ok 30os z Rosji mijamy się po drodze, miny mają nietęgie, nie witają się, nie wiem czemu takie smutasy. Pada coraz mocniej i im wyżej tym mocniej wieje. Po ok. 20min cali mokrzy z zewnątrz i jeszcze bardziej mokrzy od wewnątrz od potu wdrapujemy się na górę. Wieje tak jakby miało urwać dupy i do tego taka mgła, że nie widać nawet wody Temu te Ruskie takie smutne chyba były. My wypijamy po browarze i wracamy bo nic nie widać i nie ma co tam robić. Po drodze tylko jedno miejsce bez mgły i z jako takim widokiem. Doszczętnie mokrzy wbijamy na skuterki i jedziemy do knajpy na piwo. W tym czasie szukam jakiegoś lokum wigilijnego co by nie leżeć w oddzielnych pokojach. Znajduję sensownie wyglądające apartamenty, wpisuje adres i lecimy. Miasto zaczyna się 15km przed miastem Jedziemy w gąszczu skuterków gubiąc się w międzyczasie. Po odnalezieniu i zebraniu znajdujemy ogromny wieżowiec przy samej plaży, znajduję nr telefonu i dzwonię co by nas tu ktoś obsłużył. Przychodzi miła Wietnamka. Dobijamy targu i za najwyższą cenę do tej pory za nocleg płacimy równego Miliona. !! Apartament za MILION musi mieć dobry widoczek z okna i taki jest. Piętro 29. Jedno z najważniejszych to to, że mamy pralkę. Pierzemy wszystko bo wszystko nadaje się tylko do prania. Trochę to trwało, bo pralka miała tylko wietnamskie napisy, ale metodą prób i błędów Suchy z Ojcem ogarniają i dostają honorowy tytuł praczki. Po czym dziudujemy na miasto w poszukiwaniu alkoholu. Samo miasto dość turystyczne, królują napisy i menu w języku rosyjskim. Wielokrotnie też zostaliśmy zaczepieni przez naganiaczy mówiących do nas po rosyjsku. Rozdzielamy się i po godzince dostaję info, że ekipa nr. 2 poszukiwania zakończyła pełnym sukcesem zakupując jedną z najpodlejszych whisky jakie piliśmy w ilości nadmiernej, ale cena 11 zł za 0,7 z pepsi była lepsza niż zadawalająca. Tak więc wieczór spędziliśmy śpiewając kolędy na plaży. Wybierając karpia na kolację Kolekcjonując przystawki Jedząc "karpia" Dojadając kolejną wigilijną potrawą I testując nowe smaki Eczo pod choinkę dostał grzebień i w trosce o jego kradzież nie rozstawał się z nim aż do rana. Ojciec i Eczo z rana decydują się iść popływać bo lampa od rana pełna i ponad 30*, ja zdecydowałem się zostać w klimie i pilnowałem co by się nie utopili z góry. Pasterki nie było. Ostatnio edytowane przez Molek : 14.01.2019 o 16:27 |
14.01.2019, 17:32 | #72 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
To był nasz najpóźniejszy wyjazd i najcięższy z poranków. Motorki mieliśmy zaparkowane w parkingu podziemnym. Doświadczenie mi mówiło, że będzie tam cholernie gorąco. Dlatego też wszystko pakuje w pokoju na amen, nie zakładam koszuli ani nic, tylko jestem przygotowany na szybką ewakuacje. Winda dowozi nas do parkingu i problem, gdzie my zaparkowaliśmy. Jak już odnaleźliśmy motorki to stały pod ścianą a między nami a wyjazdem 3 rzędy innych skuterków. No nic trzeba było się trochę posiłować co by do nich dotrzeć, do tego pakowanie i już jestem calutki mokry. kask na łokieć i jak najszybciej wyjazd. W międzyczasie słychać jak Suchy rzuca przekleństwami w kierunku Dziuni, że znowu musi spakować rano dwa skuterki Czekamy na nich na dworze, spaliłem fajkę, poszedłem do sklepu po wodę dla wszystkich, znowu zapaliłem i przyjechali. Suchy czerwony i cały mokry więc dzidujemy.
Upał niemiłosierny, słońce wali prosto w ryj a nie mam okularów ani blendy w kasku. Kac daje o sobie znać, leje się ciurkiem a my krążymy w korkach po mieście. Marzy mi się wyjechać tylko z miasta i stanąć w barze na zimnego browara w tym celu przepycham się wszędzie przez korki i tak jak od niemal 3 tygodni nie zważamy na sygnalizację świetlną. Droga 2 pasmowa, omijam ciężarówki, za jedną z nich nie obejrzałem się czy coś jedzie z mojej lewej i bum. Gościu wjeżdża mi w przednie koło i ląduje na asfalcie. On się nie wywalił, dziwna sprawa bo nawet się zatrzymał sprawdzić czy wszystko ok. Tak nie po Wietnamsku. Nic się nie stało po za tym, że zahaczyłem gdzieś prawym piszczelem o skuterek a akurat miałem podwinięte spodnie na kolana Pierwszy raz tak zrobiłem i od razu krew się pojawiła. No ale moja wina przy tej stłuczce. Pośpiech, rozkojarzenie, może jeszcze procenty jakieś wczorajsze albo poranne. Nie wiem. Podnoszę się i jedziemy dalej. Po ok. 20 km droga wydaje się nudna, natomiast do Da Lat jest tylko jedna bez alternatywy. Wiem, że za jakies 30km zaczną się góry i będzie fajnie a już na pewno chłodniej więc na ten odcinek odbijamy w prawo i staram się nawigować bo zadupiach wzdłuż tej drogi. Fajnie, jest trochę cienia, drzewka, bambusy, rzeczki do przejechania, aż w pewnym momencie mamy jeszcze tylko jakieś 3km do głównej i alternatywną drogę w prawo której nie ma na mapie, ale kierunek nam pasuje. Więc skręcamy Po przejechaniu 10km droga się kończy a przed nami rzeka. Spotkany lokales mówi, że trzeba do mostu się cofnąć, więc wracamy do punktu wyjścia. Wbijamy na główną i po paru km zaczyna się górski odcinek, super droga, mega widoczki, wodospady, mały ruch. Git majonez. Po nocy dobijamy do Da Lat i zaczyna padać deszcz. Małe zamieszanie z hotelem, ale tym razem Dziunia znajduje spoko hotel za spoko cenę ! Żeby nie było, że jestem jednostronny Wieczorem spacerki po street foodach. Namawiam Ecza na kurzą łapkę. Oblizał ale nie zjadł i wciąż był głodny, więc idziemy do małej lokalnej knajpki na lokalne jedzenie. Pani proponuje nam piwo jakieś wyjątkowe ale w cenie 90k / butelkę więc szybko ucinam rozmową i zamawiamy po 8k za szklankę z kija Nachodziłem się tego wieczora i opadłem z sił więc na powrót do hotelu organizuję sobie motorbike grab taxi. Muszę stwierdzić, że lokalesi jeżdżą bardzo ale to bardzo bezpiecznie. Wpychają się wszędzie ale jadą na tyle powoli, że każdy to widzi i przewidzi następny ruch. Nie wiem jak to wytłumaczyć, wolno ale stabilnie, kokodżamo i do przodu. Coś takiego Ostatnio edytowane przez Molek : 14.01.2019 o 17:37 |
14.01.2019, 18:54 | #73 |
To pytanie mam takie ze jak tam jest z % na drodze bo kwestia brostopu pojawia się często
Nie żebym się przypierdalal - po prostu zazdroszczę M
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
14.01.2019, 19:19 | #74 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DW
Posty: 4,480
Motocykl: Pyr pyr
Przebieg: dowolny
Galeria: Zdjęcia
Online: 5 miesiące 17 godz 3 min 15 s
|
Zastanawiam się czy biorąc pod uwagę doświadczenie motocyklowe części z Was, rozważaliście jazdę w dwie osoby na skuterze. W przypadku Dziuni, mogłoby to rozwiązać kilka problemów
|
14.01.2019, 19:45 | #75 | |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Cytat:
Jak to wygląda jak policja nas zatrzyma ? Policji na głównych drogach było trochę ale alkomatu nie widziałem. W necie jest sporo informacji, że nikt tego procederu nie kontroluje. Wieczorem jak szliśmy na miasto to zawsze bez skuterków natomiast Wietnamczycy ledwo idąc w stronę skuterka, wsiadali na niego i odjeżdżali i nie było to dla nikogo nic dziwnego. Natomiast jak spowoduje się wypadek ze swojej winy lub sytuacja nie jest na 1000% klarowna na nasza korzyśc i mamy wszystkie dokumenty i jestesmy w 100% trzeźwi to polecają zapłacić poszkodowanemu kilka groszy bo policja zawsze orzeknie przeciwko obcokrajowcom. Ogólnie to staraliśmy się i w sumie to byliśmy odpowiedzialni |
|
14.01.2019, 19:46 | #76 | |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Cytat:
Ale wstępna opcja taka była, żeby Suchy z Dziunią jechali jednym, natomiast namawiałem ich, żeby jechali oddzielnie |
|
14.01.2019, 19:50 | #77 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Rano, pakujemy i się i jedziemy na serwis do lokalizacji którą podał nam gość z wypożyczalni zaznaczając, ze u Natha zrobimy świetny serwis. Do tej pory serwisowaliśmy w serwisach Hondy które wyglądały z zewnątrz i wewnątrz jak nasze salony Mercedesa. Dlatego musiałem zrobić fotkę miejsca do którego zaprowadziła nas pinezka. Po zrobieniu fotki i uzyskaniu potwierdzenia Nath cisnął z nas dobrą bekę bo już wiedział, ze przyjedziemy.
] Przekazujemy garść informacji, że u ojca się trzęsie kierownica jak się ją puści, że Szyny słabo przyspiesza, po całym serwisie kilka jazd próbnych i kolejne poprawki po czym Nath z synem stwierdzili, że jest petarda. Nikt nie odczuł żadnej różnicy ale mniejsza o to Jedziemy w stronę wodospadu jednego z wielu w okolicy Da Lat. Nam po drodze najlepiej pasuje wodospad słoni bo jedziemy do Cat Tien. Wjazd jakiś tani chyba po 3zł, zostawiamy motki i idziemy zobaczyć. Żeby zobaczyć wodospad od dołu trzeba trochę zejść w dół, z każdym krokiem wilgotność się zwiększała więc grubo się tam ugotowaliśmy, ale było warto. Po wejściu na górę odpoczywamy chyba z 20min. Ruszamy i stajemy w polecanej knajpie o super nazie "view point" na początku podjechaliśmy tam żeby porobić fotki, ale przeczytawszy na miejscu opinie okazało się, że to tylko knajpa. No nic korzystamy i zamawiamy. Żarcie okropne, makaronz torebki dogrzewany w mikrofali. Zaraz po zjedzeniu wszystkim gulgota w żołądkach - dobrze to nie zwiastuje. Siadamy na skuterki i Szyna ma kapcia. Zasięgamy języka - do wulkanizatora 10 km. No nic trzeba się toczyć. Znajdujemy i naprawiamy. Do Cat Tien prowadza dwie drogi QL20 główniejsza i DT725 więc wybieramy tą bardziej lokalną. Pierwsze 50km to totalny dramat. Niekończące się zabudowania, masa ciężarówek, dziury w drodze wielkości kraterów. Ogólnie koszmar. Stajemy coś zjeść i przekupujemy dzieciaki cukierkami. Na szczęście po tym odcinku zaczynają się górki, pola kawy. Kawa rozsypana i susząca się na ulicy Ruch ustaje, śmigami sami po fajnych zakrętach. Pod górkę i na dół. Robimy wyścigi głównie pod górkę. Bywało tak, że jadąc pierwszy mogłem odjechać na 2-3 km a jak zaczęły się podjazdy to ojciec zawsze mnie doganiał z bananem na ryju. To było dość irytujące 20km przed Cat Tien okazuje się, że są dwie drogi. Obie cieniutkie i bialutkie na mapie. Wybieram jedną i dojechaliśmy do rzeczki bez mostu. Rzeczka niezbyt szeroka - jakieś 10-15m. Bardzo chcemy przejechać, chodzimy kombinujemy. Stan wody zmierzyliśmy na 90cm-1m. Zastanawiamy się czy można w takiej głębokości prowadzić skuterki i czy im to nie zaszkodzi. Pojęcia nie mamy, nikt z nas nie ma motocykla, nie byliśmy w podobnej sytuacji. Korciło ale odpuściliśmy więc powrót do głównej i jedziemy 10km do następnej drogi. Wg. nawigacji jest tam też rzeka i brak mostu. Jedziemy i mam szczerą nadzieję, że mostu tam nie będzie i nie będziemy mieć wyjścia bo przeprawa przez rzekę to by było ciekawe doświadczenie. Dojechaliśmy po 15 km szutrowej drogi po czym zobaczyliśmy na jej końcu most... Nadzieja prysła, ale w tym miejscu rzeka była w dolinie ok. 50m poniżej i miała z 35m długości więc na bank byśmy nie przejechali. Żałuję trochę tamtej rzeczki, ale jeszcze kiedyś będzie okazja. Meldujemy się w takim resorcie bambusowym. Rezerwowałem 3 takie same domki. Na miejscu mała afera bo dają nam 3 całkiem inne ale dobra nasza bo 2są 6cio osobowe a miały być 3dwójki. W każdym razie Szyna mnie wkurwił bo dostali gorszy domek i się obraził. Dodam, że było czysto a cena za osobę wynosiła 8zł ze śniadaniem z last minute na booking. Pani powiedziała później, że regularne ceny za te domki to po 50zł za sztukę. Dobra nasza, ale rano stwierdzam, że Szyna sobie szuka sam hotelu od tej pory. ( to był nasz 26 dzień w Wietnamie i 24x hotel załatwiałem Ja Jarząbek.) Widoczek z jednego domku na rzekę a po drugiej jej stronie park narodowy. Wieczorem akustyka nie do opisania, to coś co cyka to tego były miliony do tego małpy i inne dziwne odgłosy. Żadnych motorków, samochodów, dżungla totalna! Sprawdzamy różne opcje, ale nie da się tam wjechać swoim motorkiem a najkrótszy trek żeby coś zobaczyć to 4 godziny. Temperatura wieczorem ponad 30 a odczuwalna jakieś 40 ze względu na 100% wilgoć. Z rana tez bardzo gorąco więc odpuszczamy. Wieczorem jemy kolację w tym resorcie. Rano się okazuje, że połowa w nocy siedziała na kiblu, ojciec od rana tez kontemplował z papierem więc odpuszczamy darmowe śniadanie. Ostatnio edytowane przez Molek : 14.01.2019 o 21:22 |
14.01.2019, 19:58 | #78 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Na wigilię też uczyliśmy się jak obierać robale przez zawodowczynię
|
14.01.2019, 21:19 | #79 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Jak pisałem rano atak bez śniadania. Rozmawiam w recepcji z panią o naszych przygodach i w końcu pyta dokąd dzisiaj jedziemy. Pokazałem jej drogę. Powiedziała, że słyszała kiedyś od kogoś, że tą drogą chciał jechać, ale nie wie czy dojechał. Chcieliśmy przekroczyć rzekę i trochę nielegalnie się przejechać po tym parku. W Cat Tien nie ma mostu jest za to barka, ale nie wozi motorków. Taki mają deal chyba z parkiem, bo w parku można wykupić zorganizowaną przejażdżkę na motorkach.
No nic ruszamy wzdłuż rzeki w poszukiwaniu mostu. Most miał być, ale jest w remoncie to nas lokalesi kierują na przeprawę promową. Wbijamy jako jedni z ostatnich. JAk prom ruszył to zauważyliśmy, że jako jedyni stoim tyłem do wyjazdu a Dziunia ostatnia . No nic płacimy po 5k za fatygę i dobijamy. Lokalesi uśmiechnięci, kładą pomost na wyjazd i rusza Dziunia. Dziunia ma problem z odróżnieniem prawej ręki od lewej. Jadąc patrzy się pod koło a nie tam gdzie chce jechać co często skutkowało tym iż my na postoju może 1m na poboczu czekając na nią, machając i krzycząc jak już się pojawiła, przejeżdżała jak gdyby nigdy nic nawet nas nie widząc. Wjazdy i wyjazdu z hotelowych lobby - garażów to po pierwszej Dziuni próbie leżały w kwestii Suchego. Dziunia w wieku 32lat również nie ma prawa jazdy na samochód, nie zna przepisów ruchu drogowego. Jeździ za to dużo rowerem i nawet na rowerze spowodowała czołówkę na drodze rowerowej ! Tak więc Dziunia żeby wyjechać i wypuścić wszystkich z łodzi a jest tam z nami ok 30 osób musi motorkiem zawrócić. Ku powszechnemu zdziwieniu nie udaje jej się to co skutkuje ogromnymi uśmiechami wśród lokalnych mieszkańców. Nie jesteśmy w stanie jej szybko pomóc bo my się wcisnęliśmy na drugi koniec tej łódki co by zwiększyć ładowność dla następnych podróżnych. Po kilku minutach szydery 30 osobowej widowni Dziunia stawia skuterek na stopce i zauważywszy to jakis dżentelmen pomaga jej obrócic skuter o 180 stopni. Dodam jeszcze, że szerokość placu manewrowego sięgała na luzie 3 metrów. Ruszamy, jedziemy 15km w totalnej dziczy, gdzie chodzą tylko krowy i jeden gościu jedzie ciągnikiem. Po chwili droga się rozwidla i w obu kierunkach jest błotnista. Nawigacja wskazuje w lewo. Wszyscy patrzą i czekają na mnie jak w każdej takiej sytuacji nazywając mnie królikiem doświadczalnym jak się później okazuje. Jak jadę i nie wracam to znaczy, że się da. Ruszam, kałuże po 20m wszedzie glina i nie ma jak objechać. Przejechałem z kilometr, dojeżdża Eczo. Palimy fajkę i czekamy a tam nic. No cofać się nie będziemy. Ruszam przez najgorszy kawałek. droga szeroka na 2,5m po bokach bandy wysokie na 0,5m z gliny a w środku kałuża. Techniki jazdy nie mam żadnej. Mój staż to 600km jazdy po Krecie asfaltami i z 4tys km na skuterze po asfaltach w Azji w klapkach i bez kasku. Wymyśliłem sobie, że jedną nogę (lewą) będę trzymał na tym błocie po lewej i delikatnie sprawdzał głębokość przednim kołem. Jade z 10m w tej kałuży jest do połowy koła, ale bardzo miękko i lekko się kopie. Po chwili robi się coraz głębiej i czuję, że jest coś nie tak więc czytając porady na FAT, które brzmią "2ja i gazu od chuja" "Jak coś jest nie tak to dawaj gazu" itp. Dodaje gazu i po przejechaniu 5m staję i nie da się. Gaszę silnik i czekam aż Eczo po mnie przyjdzie Próbujemy wyciągnąć skuter na bok, ale zapadamy się w glinie po kolana a na dodatek podnóżek utknął gdzieś tak, że nie idzie tego parcha ruszyć. Eczo stwierdził, ze włazi tam Zapali, pomyśleli i po 10 min targania, ciągania poszło na wstecznym. Ale droga nie do przejechania w zasięgu wzroku takich kałuż z 10. Dzwonie do Suchego. Podjechał do nich lokalny kierownik i chciał tędy jechać, stwierdził, że nie da rady więc zadzwonił gdzieś pogadał, machnął reszcie naszej ekipy żeby pojechali za nim i objechali tą drogę. po 25min udaje nam się ich odnaleźć bo suchy wraca do głownej co bym nam skróta pokazać. Jedziemy kozimi ścieżkami pośród jakiegoś sadu co chwila albo waląc łbami w gałęzie albo szorując dołem po kamieniach i rowach. Dojechaliśmy do reszty ekipy. Do tej samej drogi ale jakieś 3km dalej. Wyglądała tak samo tylko trochę mniej kałuż. Ojca tego dnia dopadła fanta z dupy. Odwodniony a przed nami droga z gliny, las, 30stopni, deszcz i totalna wilgotność. Ja prowadzę, jest małe rozwidlenie więc czekam na wszystkich co by pojechać tą samą drogą. Jest Suchy to jedziem bo to on ma Dziuni pilnować. Przejechaliśmy ze 3km a tam w lesie 3 kobiety i facet ciachają bambusy maczetami. Stajemy wymieniamy uprzejmości i czekamy. Dojechał Suchy i się pyta gdzie jest Dziunia. No k...a jak to gdzie jest, przecież na nią czekałeś. Jakim cudem miała by nas wyprzedzić. No nic Suchy zmęczony z wkurwem w oczach więc decyduję, że się wrócę sam i zobaczę. Jakies 2km przed tym rozwidleniem widzę Dziunię. Ryczy, bo się wywaliła i nie mogła podnieść skuterka. Ryczy bo się boi, że sama została w tym gównie. No nic robimy małą przerwę ale jechać trzeba. Dziunia za mną. Staję co chwila, żeby mieć ją w zasięgu wzroku. No patrzę a tu pach. Wyciągam tel i foce ;d Znowy ryczy więc znowu przerwa. Jedziemy jakieś 25km tą droga przez ponad 2h. Czasem są wyrobione ścieżki obok, a czasem nie ma i trzeba środkiem Po drodze wyprzedzamy tylko ciągnik 4/4 z przyczepą również z napędem. Dojeżdżamy do wioski i asfaltu. Na prawdę nam ulżyło. Stajemy do sklepu, coś tam jemy i pijemy. Podchodzi dziewczynka, bardzo nieśmiała. Pokazuje jej fotki małp to zaczyna się uśmiechać. Daje pieniądze sprzedawczyni a dostaje w zamian paczkę fajek. Trochę nam się smuteczek wkradł więc kupujemy jej reklamówkę słodyczy której nie chce przyjąć. Wzięła tylko kilka wafelków resztę musimy zjeść sami. Skromna i przestraszona. Ruszamy asfaltem, dalej duchota totalna, i znowu zaczął padać deszcz. Ubraliśmy się w kondony to przestał i tak w kółko w końcu rezygnuje bo i tak cały mokry jestem. Po 2km okazuje się, że droga się kończy wracamy i jedyna jaką możemy jechać to znowu gliniasta z kałużami ;d Szczerze już mi się nie bardzo chciało, ale opcji innej nie ma. Mijają 2km i droga staje się nieprzejezdna totalnie. Wracamy kawałek bo tam lokalesi organizowali jakieś wesele (teraz sobie myślę, że w sumie można było tam zabawić, ale wtedy to nie było nam w głowie) pokazują nam, że tędy ni chuja i żebyśmy tutaj przez dziurę w płocie przejechali i za km po jeździe w sadzie znowu wjechali na tą drogę. No luz. Jedziemy sadem. Sad się kończy prawie metrowym uskokiem. Pomagam Suchemu przepchnąć motorek przez ten rów za co w podzięce dostaję kilogramy błota na klatę. Dzięki. Moja kolej i na kozaka próbuję przejechać a nie przeprowadzić. Efekt taki. Doganiamy ten traktor co ma napęd na wszystko po raz kolejny. Stoi na środku a facet z motyką próbuje koleiny zasypać bo nie da rady przejechać. Walimy lasem bo innej opcji nie ma. Dziunia wkurwiona na suchego, że na nią nie czeka. Więc czekam ja, bo sama sobie nie bardzo radzi z podnoszeniem motorka. Staje i suchy, gadamy, czekamy, podjeżdża Dziunia i pach po raz kolejny. Tym razem udaje się zrobić fotkę ku niezadowoleniu fotografowanej. Po kolejnych 20 km Eczo stwierdza, że przez las jest jakas wyrobiona droga i on chce nią jechać. Wybijam mu to z głowy i ruszam naszą droga. Po 5km jest mostek i asfalt. Jesteśmy uratowani. Obracam się i pytam gdzie Eczo. Szyna mówi, że pojechał tam w las. Przypominam, że ten głąb nie miał telefonu ani nawigacji. Pojechał sobie w las. Co tu robić? Na szczęście dojechał po 5 min. Ale zjebki były. Eczo jak to czytasz to wiesz, że jesteś nieodpowiedzialnym debilem. W wiosce jemy, pijemy, są arbuzy, odpoczywamy, ścieramy błoto. Do miasta w którym chcemy spać 90km a za 2h ciemno. Decydujemy, że jedziemy pierwszą godzinę i zobaczymy. Droga prawie bez zakretów co w tym wypadku nam pasuje. Dziunia cały czas powyżej 70km/h jest progres. Po 2h meldujemy się w hotelu. Ojciec zjadając jedną bułkę przez cały dzień idzie spać a my sie relaksujemy. Po 2h wstaje, przynosi swojego Chiwasa, którego dostał pod choinkę, nalewa szklankę, wypija i idzie spać dalej. Chyba wziął sobie do serca naszą diagnozę poranna która brzmiała tak "Piwem wieczorem to Ty tych bakterii nie zabijesz" To był ciężki dzień. Ostatnio edytowane przez Molek : 14.01.2019 o 21:31 |
14.01.2019, 22:05 | #80 |
Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
|
Następnego dnia jedziemy 50km do Cu Chi Tunnel Ben Duoc. Zwiedzamy, oglądamy, łazimy, dotykamy i strzelamy.
Wycieczki szkolne nas zabijały. Każdemu trzeba było odpowiedzieć hallo albo przybić 5. Edukacja od małego Łazimy tunelami. Kilka ma powiększone otwory dla turystów, ale jest tez taki w 100% oryginalny do którego tylko ja wchodzę, Ojciec i Dziunia pewnie by się tez zmieścili, ale reszta na pewno nie Najdłuższy z tuneli miał 40m i schodził na drugi z 3 poziomów taką małą ślizgawką z kamienia gdzieś w połowie. W środku w tunelach mega duchota, wilgoć i jak ktoś ma jakiekolwiek objawy klaustrofobii to niech nie wchodzi. Serio. Suchy miał chwilę słabości, której nie widziałem, ale podobno wyglądało na atak paniki. "Nie mogę oddychać, muszę wyjść" Ale podołał. Nogi od chodzenia na kucaka bolały jeszcze 2 dni. Naszego przewodnika ojciec walczył po stronie komunistów z jak to nazywają "gorylami" Sala operacyjna 7metrów pod ziemią Pokój obrad dowództwa po ziemią Strzelnica koszt naboju 7zł. Wzięliśmy po 5. Suchy jako jedyny trafił w butelkę. Jedziemy do Sajgonu, gdzie wynajmujemy jeden z najtańszych pokoi. Ogólnie Sajgon i Hanoi drogie. Idziemy na pizze i łazimy po bazarkach Następnego dnia, jedziemy oddać motorki których nie myliśmy. Nie byli z tego faktu zadowoleni ale nie było po drodze myjni żadnej. Wszystko ok. oddają chłopaki paszporty, więc pokazuje im kilka zdjęć co ich motorki musiały przeżyć Zostawiamy u nich bagaże i jedziemy targować się o pamiątki, torby North Face, koszulki - wszystko full orginal maj frend Po zakupach bierzemy graba na lotnisko i tutaj kończy się nasza wakacyjna przygoda. Eczo i Szyna stawiają po piwie w cenie 3$. Suchy jednego nie wypija, zapomina o nim i na przesiadce w Katarze musi przed kontrola bagażu je wyrzucić phi phi phi Dzięki tym którzy czytali i komentowali. |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Radosny azjatycki trójkącik [Wietnam 2016] | mikelos | Trochę dalej | 103 | 09.05.2018 16:24 |
Wietnam na 125 ccm - luty/marzec 2016 | mikelos | Umawianie i propozycje wyjazdów | 32 | 31.01.2016 21:16 |
Wietnam | Ronin | Przygotowania do wyjazdów | 7 | 16.06.2011 16:52 |