01.09.2009, 22:53 | #91 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Cudnie sie to czyta, kolego ale z domowym banem nie ryzykuj. Moge dac Ci bana forumowego, napisz tylko do kiedy
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) |
01.09.2009, 23:44 | #92 |
Common Rejli
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,736
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
|
Nikt już ze mną nie wyjedzie .
__________________
BRW 1991 I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki . I stelaże. NIE SPRZEDAM! |
03.09.2009, 23:27 | #93 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
Ranek przynosi nowe widoki i jajecznice pod postacią omleta. Wciągamy śniadanko podane do stołu. Chyba jedyne przy stole na tym wyjeździe. Skrobanie błota, smarowanie łańcucha oraz inne takie serwisy i ruszamy. Najpierw w górę, podziwiać widoki. Zastanawiamy się czemu tu latem nikogo nie ma.
IMG_9667.jpgIMG_9671.jpg Ja tam się nie znam, ale wydaje mi się, że Zakopane latem pęka w szwach. Po paru chwilach walimy w dół. Dziwne, ale im bliżej do cywilizacji tym droga gorsza. Piękny asfalt w górach zmienia się najpierw w dziurawy a potem w ogóle znika. Jedziemy w tumanach kurzu. Wieczny mimo, że podciągał już po drodze od nas paliwo to właśnie On staje pierwszy. Najpierw przepychamy go butem trochę z zakrętów, by na równym go trochę podkarmić. IMG_9673.jpg W końcu docieramy do jakiegoś miasta. Nawet nie wiem jakiego. Ale panowie na stacjach nie wiedzą co Visa. Nie ma wyjścia bo objechaliśmy już wszystkie. Na szczęście napotkana ściana jednoczy się z naszym płaczem wydając kesz. Dalej kierujemy się w kierunku osławionej 67C przez Urdele. Właściwie po emocjach wczorajszego dnia to nic się nie dzieje. Nuda panie. Trochę zaczyna się robić ciekawiej jak wjeżdżamy we wioski. A to korek ze stada owiec rozbiegający się na boki po przegazówce. IMG_9685.jpg A to jakiś gość rozbierający tylny most w ciężarówce wprost na ulicy. Wieczny nie byłby sobą gdyby nie miał problemów ze stelażem. Właściwie jak teraz sobie przypominam to do czasu jak połapaliśmy wszystko na trytytki miał je codziennie. A to spawanie a to zgubione śruby. Ciekawe czy On to planował. Tym razem znowu pogubione śruby. Śrub mamy całą torbę. Tylko zostawiliśmy ja chłopakom do reanimacji Biga. Ale cóż ustawić to trzeba się umić. Właśnie trafiamy na remont drogi. W tym to Rumuni są chyba nawet lepsi od nas. Zagaduje jakiegoś kolesia i nawiązuje się całkiem niezły dialog. Tylko, że ja po rumuńsku jedynie mulcumesk i drun bum a więcej ni hu hu. Ale mimo to nieźle się dogadujemy. Koniec końców mam w ręku dwie nowiutkie ósemki brak mi jeszcze nakrętek. W pewnym momęcie gość chwyta trzynastkę i włazi na tę swoją nowiutka Manowską betoniarę. Łapie się za jakieś urządzenie i chce rozkręcać. Wymiękam. No nie tak sobie do tej pory wyobrażałem Rumunów. IMG_9736.jpg Śruba złapana trytyką dojeżdża do samiuśkiej Warszawy. Docieramy do wąwozu. Nie wiem kto, co i gdzie jestem, ale znowu zaczyna się robić ładnie. Właściwie to po tym wyjeździe nie wiele więcej wiem o Rumuni. Kilka górskich szlaków. Do których nawet nie umiałby teraz dojechać. Ot uroki wycieczki z przewodnikiem. W końcu docieramy do osławionej 67C. Na skrzyżowaniu ruch pieszych jak w ulu. Dziesiątki namiotów pookrywanych folią, a niektóre wręcz z samej folii. Wygląda to jak obozowiska uchodźców. Wszędzie widać grzyby. Kilkunastu gości nosi jakieś skrzynki do samochodów przy drodze. Zaczynam kumać o co biega. Przyjechał skup grzybów te obozy to komanda zbieraczy. Jakby tego było mało w obie strony nieustannie kursują wywrotki. W oddali widać budowę mostu. Rzekę przekraczamy brodem nieco poniżej. Nie zdążyłem dosuszyć butów po poprzedniej rzece. Za wyjątkiem butów, obeszło się bez podtopień. IMG_9707.jpg Przeszliśmy gładko. No tyle, że w butach znowu chlupie. Buty to mi się nieudały. Lekuchno je musnę wodą i od razu przechodzi na wylot. Ale cicho być. Jedziemy dalej. Ten szlak to jedna wielka budowa. Kto chce zobaczyć choć samą przełęcz w surowym stanie niech już grzeje silnik. Za rok będzie tu asfalt. Wyjeżdżamy ponad budowę. Zaczyna się pięknie. Widoki jak w dolinie pięciu stawów. Tylko staw jest jeden. Dalej droga wiedzie już półką. IMG_9722.jpg Od czasu do czasu mijamy samochody. Głównie terenówki. Choć jeden gość dzielnie się uwija zwykła Dacią kombi. W pewnym momęcie omijając wielki kamień, auto staje na trzech kołach. Pasażerowie w popłochu jak szczury opuszczają pokład. Jednak nie kapitan. Cała wstecz i wraca na drogę. Znowu atakuje i zalicza próbę. Pasażerowie wracają na pokład. Zatrzymujemy się na przysłowiową fajeczkę. Zaraz zaraz który pali? No nie, żaden nie kurzy. O ja gupia pipa myśmy się na kruszona zatrzymali. Mija nas na oko ze trzydziestoletni land rover na hiszpańskich blachach. No nie pasuje do tej bajki. Tu taj to albo dwudziestoletnie dacie latają albo terenówki na ful wypasie, nówki sztuki. IMG_9734.jpgIMG_9739.jpg Siedzimy sobie tak na kamieniach półeczki dyndając nóżkami. Prują dwa single. No nie mogie Big z Xleką. Jak myśmy się umawiali ? Wczoraj i na dole pod tablicą tam gdzie grzybiarze, a wyszło jak zawsze i to bez komórek. Tu znowu nie udaje nam się ustalić wspólnego zdania. Chłopaki, tym razem z Wiecznym jadą tam a my z Gregiem siam. Tym razem udaje mi się pokonać Gregowy telewizorek i staje na moim. Jedziemy pierwszą w prawo. O jak cudownie się udało. Droga wiedzie granią. Widoki w piteczke i to na dwie strony. Za jednym z zakrętów widzimy jakieś osiedle, kilka samochodów. Zabudowania w stylu późne rokoko. Folia rozpięta na drewnianych żerdziach poprzykrywane gałęziami choinek. IMG_9757.jpg Normalna wioska prawdziwych cyganów. A śpiewają, że prawdziwych cyganów już nie ma ... Są tylko trzeba ich poszukać. Jedziemy dalej z przeciwka nadciąga kilka motórków. Transalpesku rumuneski. Miłe chłopaki. Jadą na transalpine a co ..... Klapa, rąsia, buźka, goździk i każda ekipa ciągnie w swoją stronę. W dole widzimy jakąś zaporę i zalew. Ale jaki? Kogo to dzisiaj obchodzi.... ładnie widać. Jak dla nas, wystarczy widok. IMG_9775.jpg Zjeżdżamy ostro w dół. Wjeżdżamy do lasu. A w lesie krowy, samopas. Tutaj to chyba normalne. Krowa na powitanie zawija ogon i gdyby mi się nie udało pasa zmienić to byłaby mnie przyozdobiła świeżutką gnojuweczką. Droga wije się wśród skał wzdłuż potoku. Jest pięknie po kilku kilometrach zaczynają się zabudowania. Wjeżdżamy do wsi. Jest supermarket i klub rolnika. Lokalne napitki i zaopatrzenie. Wjeżdżamy na asfalt. Zaczyna się nuda prawy, lewy, lewy, prawy, zalew, zapora i tak przez jakiś czas. Dopadamy do jakieś główniejszej drogi. Stacja benzynowa. Tankujemy motorki i odpoczywamy na eleganckiej trawce jak w macdonaldzie. Monetą losujemy gdzie dalej. Reszka w lewo. No to w lewo. Dojeżdżamy do jakiegoś mostku którym przeprawiamy się na drugi brzeg. Heavi Trafic und co waiter zostają na tam tym brzegu. IMG_9798.jpg Ciągniemy jeszcze kilka kilometrów boczną drogą wzdłuż strumienia. A że mija dziewiąta, jak co wieczór po ciemku wybieramy miejsce na biwak. Tu kilka słów na temat algorytmu wybierania miejsca na biwak. Otóż idealny biwak powinien zawierać : spokój, wodę i drewno. A i tak zawsze było tak samo; zapada noc robi się ciemno minęła dziewiąta ............... stajemy. Tak było i teraz. Choć tym razem stajemy idealnie. Jest drewno na opał, woda w strumieniu i święty spokój. No i gwiazdy nad nami. Taki one milion star hotel. Na kolacje kiełbaska z ogniska. Wspominamy kiełbaske z Miedznej. Gwiazdy do nas mrugają. Jest cudnie. W pewnej chwili słyszymy jakiś dziwny chałas. Co za cholera? Ze strumienia wychodzi na nas tabunik koni. Nie wiem dzikie czy dziko pasące się. W sumie co za różnica. ... Gwiazdy mrugają, my zasypiamy.
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne |
05.09.2009, 12:57 | #94 |
Common Rejli
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,736
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
|
Równolegle do chłopaków my jechaliśmy asfaltem. Wszyscy mielismy się spotkać nad Balea Lac w schronisku. Nocleg na Transfogarskiej. Brzmi fajnie. Planowaliśmy tam nocleg. Tak samo jak na Tarcu (nie wjechaliśmy) i Urdelach (zajechalismy w środku dnia i tez nie wypaliło ). No ale nic - ciśniemy asfaltem, ja mam głód kilometrów i poganiam chłopaków żeby się wyrobić do wieczora. 200km z lekkim hakiem mamy, a jest godzina... 16? 17? Te okolice. W sumie damy radę. W drodze łapie nas deszcz. W sumie to nawet sroga, dwudziestominutowa ulewa. Akurat mieliśmy przerwę na jedzenie we wiacie przystanku autobusowego. Chwile później, po ruszeniu, mijamy z naprzeciwka Wolly'ego z synalem. Pierwszy raz . Dojeżdżając do Curtea de Agres, naszego początku trasy Transfogarskiej, zmęczenie daje się chłopakom we znaki. Przestawiając się na trzeźwe myslenie zerkamy na mapę. Do jeziora kawałek drogi, ciemno, a droga na mapie zaczyna się wić. Ciemnica, nic nie widać, szkoda widoków. Za namową Adama znajdujemy nocleg - 100 lei za pokój 2 osoby plus podłoga, z łazienką. Parking za bramą. Kuchnia, gaz, lodóweczka na korytarzu. Europa . 20 minut po wprowadzeniu się do pokoju dostajemy sms'a :"Utknęlismy w lesie, mamy 70km do schroniska. Skotnatujemy się jutro". Czyli nie dalismy rady. Po calości .
Rano sniadanko na stole na zewnątrz. Kura chciała nas pozbawić chleba, potem wykapala się w garnku z kawą i zalała ostatnią paczke fajek Szymona . Przed ruszeniem oczywiście dolanie oleju i płynu chłodzącego u mnie, Szymon reanimował klamkę sprzęgła i dekompresatora a Adam... Nie wiem, za bardzo byłem zdziwiony brakiem płynu chłodzącego. Nie jade nigdzie z Gregiem . Ruszamy i jedziemy malowaniczą drogą, która Alpejskim szlakom ustępuje jedynie jakością nawierzchni. Decyzja o noclegu była jedyną słyszną - w nocy hooya byśmy widzieli. Najpierw odcinek rodem z Monte Carlo na Col de Turini wąską wijącą się drogą z niską barierką/murkiem i przepaścią, potem tunel, wieelka tama i szybszy, szerszy odcinek z jedynymi minusem - dziurami w asfalcie i piachem w zakrętach. Powynosiło nas na przeciwległe pasy parę razy. Droga przed tunelem na szczycie trasy trasy to piękna, malownicza przełęcz. Zielono, kręto, prawie jak w Alpach. Jasne przejrzyste niebo, Moldoveanu widac w całej okazalości. Na szczycie tunel (podobno otwierany na 2 czy 3 miesiące w roku - tak nam powiedział jakiś rumuński motocyklista. Może chciał powiedzieć co innego, ale po angielsku wyszło tak jak zrozumiałem ). Potem kierunek Sebes, Sibiu i gdzies po drodze spotkanie z Gregiem i Felkiem. Zdjęcia uzupełnię.
__________________
BRW 1991 I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki . I stelaże. NIE SPRZEDAM! Ostatnio edytowane przez wieczny : 05.09.2009 o 13:01 Powód: Tama, nie fosa. |
05.09.2009, 14:02 | #95 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 1,118
Motocykl: RD07a
Online: 4 tygodni 15 godz 56 min 57 s
|
zacnie Pany !
|
05.09.2009, 14:25 | #97 |
Common Rejli
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,736
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
|
Buduję napięcie.
__________________
BRW 1991 I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki . I stelaże. NIE SPRZEDAM! |
06.09.2009, 21:47 | #98 |
|
|
06.09.2009, 23:46 | #99 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
|
Nowy dzień, nowe pomysły. Po śniadaniu, na odchodne postanawiamy sprawdzić ile w nas zostało z małych chłopców. Słyszałem kiedyś, że pielęgnowanie dziecka w sobie to bardzo istotna sprawa. Człowiek rodzi się szczęśliwy i nie potrzeba mu wiele. Z czasem przybywa już tylko problemów. A radości.... no cóż chyba nie przybywa proporcjonalnie. A i do szczęścia potrzeba coraz to więcej. No przyznać mi się tu przed samym sobą, który z was z radością bawiłby się, z przyjemnością, godzinę kartonem po soku z wyciętymi okienkami? Albo dwoma klockami spiętymi na krzyż, udając samolot? Motury z oraz bogatszym osprzętem, coraz bardziej wyrafinowane lustrzanki, GPSy, niektórzy muszą mieć po kilka.... No cóż inna prawda powiada, iż chłopiec od mężczyzny różni się jedynie ceną zabawek. Wracając do pielęgnacji dziecka ..... Przed dziecięcą zabawą postawiliśmy dość ważki temat. Utylizacja zużytej butli gazowej. Po rumuńsku; wrzucić do rzeki .... nie, to masakra. Według najnowszych dyrektyw unijnych; składować w specjalnych pojemnikach do selektywnej zbiórki odpadów. No nieźle, ale zkąd je wziąć w rumuńskich górach. No my nie damy rady ? Jasne, że damy radę. Po śniadanku tli się jeszcze ognisko. Spakowani do odjazdu wkładamy butle w ognisko. Wióra na bezpieczną odległość. Podczas odwrotu na bezpieczne pozycje dobiega do nas ledwo słyszalny pum. Zachwyceni nie jesteśmy. Wracamy na miejsce akcji. Po ognisku nie ma śladu.
IMG_9829.jpg No tylko brak trawy. Nawet popiół rozniosło. Kilka, może kilkanaście metrów dalej znajdujemy denko przewinięte na druga stronę. Góry kartusza nie udało nam się znaleźć. Pewnie poleciało za rzekę. Dajemy za wygraną. Jakoś za dużo fanu nie było. Ale zrobiliśmy to za was. Nie próbujcie tego powtarzać w domu. Jedyna i winiemy. Droga ładna, wije się dolinką rzeczki. O dziwo nawet asfalt bez zarzutu. Czy my nadal jesteśmy w Rumunii? IMG_9831.jpg Ale jak to asfalt, nic ciekawego nie ma. No nie, Kiub się myli. Czujne sokole oko zawsze coś wypatrzy. Wiejski GS. Tylko młodszym czytelnikom kojarzy się z motorkami BMW. Ale my stare pryki mamy bogatsze wspomnienia. Mulcumesk Timiszoarena, ale pani sklepowa proponuje coś innego. Nie było złe, zimniuśkie i miluśkie. Na progu GSu smakuje o niebo lepiej. IMG_9834.jpgIMG_9842.jpg Niby nic, ale asfalt znikł za pierwszym zakrętem. Za to chyba eksplorujemy jakąś świętą osadę. Kapliczki są co dwie zagrody. No góra pięć.W gęstych tumanach kurzu błyskawicznie nabieramy wysokości. Zabudowania ciągnące się kilometrami kończą się jakby nagle. Góry dookoła. Droga widoczna, plus minus, do pierwszego strumienia. Potem jakby wiodła w górę strumienia. Po kilkudziesięciu metrach opuszcza strumień. Czy to ta sama ? Kogo to dzisiaj obchodzi. IMG_9840.jpg Wyjeżdżamy na coś jakby hale. Polany z szałasami pasterzy. Wygląda na to, że jesteśmy już ponad lasem. Słońce piecze niemiłosiernie. Docieramy do skraju lasu. Piaskowa droga wiedzie ostro w dół. Właściwie nie zjeżdżamy. Na zablokowanych obydwu kołach, mimo woli, suniemy w dół. Ostra jazda bez trzymanki. No właściwie bez możliwości zatrzymanki. Jedyna szansa to kładzenie motoru na bok. Nie daje rady, czuje, że wszystkie mięśnie mam napięte i mówią dość. Kładziemy sprzęty, obaj. IMG_9844.jpg Niemal zaraz słyszymy diesla jakiegoś mastodonta za plecami. Co za cholera Greg krzyczy spieeeerda...... bo nas zmiecie. Jeśli on tak samo się trzyma nawierzchni jak my, to wolę nie sprawdzać co to. Adrenalinka skacze. Zjeżdżam i zatrzymuje się dopiero na dole. Niedługo po nas wyłania się z lasu Quad mastodont do wyciągania drzewa z lasu. Koła kończą się na wysokości mojej głowy. Na szczycie kabinka jak w traktorze. Wychodzi barczysty jegomość i odrzuca przyciągnięte beleczki. Oglądamy mastodonta. Większość urządzeń nosi cechy drwalego tuningu w technologi rejlii, ale o dziwo działa. Chwilę później podjeżdża dacia z innymi drwalami. Zaczyna się integracja. No cóż, my do tej pory z narzecza lokalesów rozumiemy jedynie mulcumesk i drum bun. Oni po naszemu, też nie za specjalnie. Chłopaki ewidentnie chcą pojeździć afryka w zamian oferując wycieczkę Quadem gigantem. Greg przymierza się do kabiny, ale widząc 150 kolesia nie do końca pogodzonego z grawitacją pchającego się za stery jego afryczki wycofuje się natychmiast. Za to integracja rozwija się w najlepsze. Goście z Daci wyciągają butelkę coli. No, cola to na pewno nie jest. Wygląda jak benzyna. Ale nie wali jak benzyna. Kierownik zachęca klepiąc się po piersiach i z dumą obwieszczając jakiś tytuł szlachecki trunku...”ordzinal”. Raz kozie śmierć – próbuję. Ogień zalewa trzewia. IMG_9851.jpg Całe szczęście, że na wycieczkę z Gregiem przeszczepiłem sobie tytanowe przewody. W innym przypadku nie byłoby lekko. W rewanżu częstujemy ich naszym kruszonem. Ale nie wywołuje u nich żadnej aprobaty. No choćby cienia uśmiechu. Po kolejce lub trzech drwalinki, dzięki aktorskim talentom drwali poznajemy nowe słowo. Ursus to nie tylko marka piwa .....to znaczy niedźwiedź. Niestety wtedy nie pojęliśmy, że może oni nas przed niedźwiedziami przestrzegają. Po kolejnej kolejce, Greg rzuca komendę do odwrotu ...jak tak dalej się potoczy to w ogóle ztąd nie wyjedziemy. W każdym razie nie o własnych siłach. Upał na maxa, a może to tylko ja się tak pocę, choć poginam w samym tiszercie. Wąska dróżka. Po lewej skała po prawej ostro w dół. Jedziemy tak trzy do cztery, w zakrętach schodzi na dwa. Z za jednego z zakrętów naparza z góry na nas ciężurawka z drewnem. Na oko jest starsza od tego drewna które wiezie. Gość właściwie sunie na bloku na kołach. Kilka centymetrów pobocza ratuje nam skórę, a nawet całą dupę. Gość na wdechu przeciąga kołami o piczy włos od gregowych pancerników. Właściwie jedynie rozluźnienie po spotkaniu z drwalami powoduje, że nie wykitowałem na zawał na miejscu. Wyjeżdżamy na jakąś polankę, trzeba chwilę odpocząć. Czuję się jak po pawulonie. Zjeżdżając w dół przejeżdżamy przez luzem latające a to stada owiec, a to krów czasem nawet koni. W zasadzie już się do tego przyzwyczailiśmy. Na jednej z polan jakiś gość leci do nas. Coś tam nadaje, ale o co mu chodzi. Po dłuższej pogawędce dochodzimy do porozumienia. Chyba uciekł im koń. Ale jak tu mu powiedzieć czy go widzieliśmy. Było ich kilkadziesiąt w różnych stadkach. W końcu docieramy do zalewu. IMG_9860.jpgIMG_9864.jpg Jest jakiś tunel. W tunelu nic nie widzę. Okazuje się, że mam kłopot ze światłami. Mijania nie mam żadnego, a długie tylko jedno. A i tak uwalone różnym latającym ścierwem, że marnie świeci. Z drugiej strony po tym słońcu, chyba musiałbym w tym tunelu z pół godziny siedzieć, żeby coś zobaczyć. Wyjeżdżamy na tamę, co mi tam światła. Jazda dokoła zalewu. Droga kręta choć nieco dziurawa. Powyżej jeziora droga jest lepsza. Ale co ja widzę? Co jest? W jakieś alpy dojechaliśmy tym lasem czy jak? Transfogarska jednak robi wrażenie. Wije się jak tasiemiec. No kurde można by tak jeździć z góry na dół i z powrotem jakiś tydzień. Co chwila jakieś polanki na poboczach. Namioty, grile, ludzie sobie piknikuja. Nawet beczki na śmiecie są. Jakby inny świat w Rumuni. Na szczycie znowu tunel. O kurde zamykany na drzwi? Znowu nic nie widzę. Trzeba jechać na czuja. Po drugiej stronie targowica chińskich pamiątek, góralskich serów, ciupag, zapiekanek i hamburgerów. Ale widoki niezapomniane. Coś na kształt naszego morskiego oka, jakieś schronisko i stada ludzi jak na krupówkach. IMG_9878.jpgIMG_9879.jpg Wciągamy ciorbe i jakieś coś co z twarzy podobne jest do niczego w smaku i nazwie też. Zapinamy jedynę i długa na dół. Tak jakby rumuńska hohalpenstrase. Tyle, że bez bramek, biletów i kawiarenek. Ale uroki niezapomniane. Przy dolnej stacji kolejki linowej kolejna targowica próżności. Prujemy dalej. Góry zniknęły. Zrobiło się prosto , płasko i zupełnie nudno. W miasteczkach korki, na drogach ogonki ciężarówek. W jednych z takich korków doganiamy Wiecznego z ekipą. Dalej suniemy razem. W jednej z wiosek wpadamy na kolesi w składzie Afryka plus XLVka. Wolly z młodym. Gadamy chwilkę. Wpadamy do jakiegoś miasteczka robimy zakupy. Na półkach z butelkami jedna przykuwa naszą uwagę. Tak to miłość od pierwszego wejrzenia. Wieczorem już pusta legnie na skraju ogniska. My tymczasem zaczynamy szukać miejsca na biwak. Niestety nic nie wskazuje na to abyśmy znaleźli je przy drodze. Skręcamy w boczna w prawo. Kilometr, pięć , piętnaście ani skrawka wolnej przestrzeni. Wjeżdżamy coraz wyżej w góry. Miejsca jak nie było tak nie ma. Wjeżdżamy do jakiejś wiochy. Właściwie docieramy pod szczyt góry. Dom przy domu zagroda przy zagrodzie i tak ze trzydzieści kolejnych kilometrów. W końcu w środku nocy na chwilę przed dziesiątą. W akcie desperacji zajmujemy skrawek wolnego miejsca na wycince. Jedyna wolna płaska przestrzeń, ale po drzewo na ognisko daleko chodzić nie trzeba. Rozstawiamy namioty i odkorkowywujemy ZARAZĘ. IMG_9893.jpg Na dziś wystarczy.
__________________
felkowski sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne |
08.09.2009, 01:02 | #100 |
Common Rejli
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,736
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
|
Gwoli uzupełnienia.
Adam jedzie: IMG_9444_resize.jpg Konterka, nogi na podnóżkach, jest walka, dosiad, nie oszukuje błędnika, miednica zaczyna się otwierać. Nie spodziewa się nadciągającego... ale nie uprzedzajmy faktów... IMG_9445_resize.jpg Prawdę mówiąc co by się nie rozwaliło - pamiątkę będzie miał na 102 IMG_9446_resize.jpg IMG_9447_resize.jpg IMG_9448_resize.jpg IMG_9449_resize.jpg IMG_9450_resize.jpg IMG_9451_resize.jpg IMG_9452_resize.jpg IMG_9456_resize.jpg Tutaj reanimowana Suka i porozwalane w koło ciuchy, banknoty, dokumenty. Suszyć, suszyć, suszyć. IMG_9566a_resize.jpg Można? Można IMG_9616_resize.JPG Podczas gdy ja rozpierdalałem motocykl łudząc się, że jednak uda nam się wjechać na to obsrane Carku chłopaki mieli takie okoliczności natury. Ja nie mówię, że ja nie miałem widoków, ale ten zachód słońca dzieś wysoko, te chmury w dolinach, ajajaj... IMG_9639_resize.JPG IMG_9670_resize.JPG IMG_9813_resize.JPG IMG_9848_resize.JPG IMG_9901_resize.JPG IMG_9965_resize.jpg Chłopaki tez mieli ciężko. Poranna droga w dół: IMG_9995_resize.JPG IMG_0021_resize.JPG Mekka turystycznych enduro, pogromca KLE500, najwyższa droga Rumunii, postrach R120GSA, tor zręcznościowy dla Dacii, dzikość w pełnej formie, no po prostu offroadowa wisienka na szczycie rumuńskiego tortu: IMG_0047_resize.JPG Szacun dla zdobywców . A w przyszłym roku wjedziesz tam Harleyem, bo kładą asfalt. Rano, za Curtea de Agres, zaatakowani przez kurrr... ę. IMG_0075_resize.jpg IMG_0079_resize.jpg Piękny południowy odcinek Transfogarskiej był tak piękny, że żeśmy jechali i nie robili zdjęć. Pojedziecie zobaczycie. Nad jeziorem Vidraru: IMG_0082_resize.jpg Zahaczyliśmy o Solinę IMG_0087_resize.jpg Grossglocknera: IMG_0090_resize.JPG By dojechać do IMG_0102_resize.JPG IMG_0111_resize.JPG Szymon wyciągnął dwusetę, zajął pozycję niczym snajper i nastrzelał trochę wzdęć: IMG_0140_resize.JPG IMG_0155_resize.JPG Tak to wygląda z drugiej strony: IMG_0180_resize.JPG A tutaj pozwolę sobie na interpretację. Fotografia kondensuje klimat Rumunii jaką widzieliśmy . Jest żar nad asfaltem, jest Dacia, jest końska kupa, słupy wiszące na kablach, a w tle widać teren płaski jak stół sąsiadujący z górami. I wiecie co? Kurde fajnie tam . IMG_0222_resize.JPG
__________________
BRW 1991 I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki . I stelaże. NIE SPRZEDAM! |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
season closing meeting, Hungary, 2009.10.23-2009.10.25. | Brasil | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 30 | 11.11.2009 21:52 |
Africa Twin meeting in Hungary, 2009.09.04. - 2009.09.06. | Brasil | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 26 | 11.11.2009 21:48 |
Miastko 2009 reaktywacja 28.-30.08.2009 | Ciapek | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 3 | 27.08.2009 12:46 |