05.01.2009, 12:24 | #321 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 344
Motocykl: RD04
Online: 5 dni 4 godz 26 min 0
|
Chyba będziemy powoli kończyć. Choć do końca podróży zostało jeszcze 11 dni, to po za kilkoma drobnymi czy ciekawymi rzeczami nic się nie wydarzyło.
Więc tak: Dzień 31. Przejechaliśmy 640 km Gdy wyjechaliśmy z Magadaczi, spotkaliśmy rano dwóch Angoli na V-Stroma'ch. Lecieli do Władywostoku przez Mongolię. Mówili że widzieli kilku Polaków na Transalpach. Trasa z Czity do Magadaczi zajęła im hm...cztery dni. Fakt że trochę im padało, jechali na Anakach, ale żeby jechać 4 dni? Droga, to typowa grawiejka, z mnóstwem pieregończyków, amerykańskich ciężarówek jadących nie więcej niż 20 km/h. Czyścimy po drodze u mnie filtry powietrza, gdyż Afryka zaczyna palić 10-12 litrów na 100. Wszechobecny kurz, a później błoto, woda i wilgoć, spowodował że się zalepiły. Nie można było jechać szybciej niż 100 km/h. Moto się dławiło i prychało. Jazda jest ciekawa, jeden z nas jedzie lewą stroną, drugi prawą. Ten jadący lewą, w ogóle nie zjeżdża na prawo nawet gdy z przeciwka jadą inne pojazdy. Jadąc samym brzegiem drogi, szuter jest luźny, rzuca trochę, ale nie trzęsie za bardzo. Nie wiem co to było, ale pod koniec dnia, gdzieś na około 100 km przed noclegiem, coś mnie dopada. Stan podkurwiczny sięgnął zenitu. Co lub kto było powodem? Nie wiem. Ruch na drodze stał się większy. Kurz straszny. Wyprzedzanie to ryzyko, ale co tam. Zaczynam wyprzedzać wszystkie jadące auta, staram się nie wyjeżdżać na środek drogi, gdyż nie wiem, czy coś z przeciwka nie pojedzie. Widoczność może na 10 m. Słońce chyli się ku zachodowi, łapy zaczynają boleć od wibracji, gogle zawalone brudem. Manewr wyprzedzania wykonuje może z 3 min. Potem grzeję ze 140 km/h. Wkurwienie nie odpuszcza. Lecę w tumanach kurzu, gdy nagle owe tumany kończą się jak gdyby ktoś odciął je nożem. Kurz zniknął, słońce swym blaskiem pierdolnęło po oczach. Wszystkie auta które jechały przed mną, nagle skręciły w lewo. Kątem oka i przez moment widzę znak: OBIAZD. 50 m za znakiem kończy się droga, leżą hałdy kruszywa. Daję po heblach, zrzucam biegi. Gówno, zapierdalam w przepaść. Widzę jak droga kończy się urwiskiem, kilka kupek tłucznia a później nic. Wylatując w powietrze, odpinam się od motocykla i zaliczam glebę. Nagle stan podkurwiczny przechodzi. Moto nawet nie draśnięte. Ja też. Wypychamy sprzęta z dołu. Izi mnie opierdala. Jedźmy spokojnie 80 km/h, bo się pozabijamy. A było by to głupotą, przecież za nie długo szukamy spania. Dobra, pierwsze km jedziemy zgodnie z ustaleniami. Ale tylko pierwsze, znów coś we mnie wstępuje i wykonuję poprzedni manewr. Wyprzedzam wszystkie auta, które wyprzedziłem wcześniej, a które z kolei mnie wyprzedziły gdy zbierałem swoje dupsko z dołu. Znów to samo, kurz, maneta, słońce po gałach, auta w lewo, ja prosto, znak OBIAZD, koniec drogi, kupa tłucznia, urwisko, heble, biegi....Wyhamowałem... Myślałem że Izi mnie zabije. Ale nic to, przeszło mi w końcu. Kolejne km pokonujemy w tempie 80 km/h. W sumie mogłem wtedy znów naparzać, bo obiazdów nie było! Dziś bierzemy nocleg w motelu. Koszt na łeb to całe 20 złociszy. Jest ciepła woda, można się wykąpać i wysuszyć. Zawsze rano dostaję info od żony, na temat aktualnej pogody miejsca do którego zmierzamy. Zapowiadają, jak to żona określiła, "lekkie i przelotne opady". Oczywiście nie obeszło się z kolejna fikcyjną gumą. |
05.01.2009, 14:52 | #323 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 1,041
Motocykl: RD03
Online: 2 tygodni 3 dni 19 godz 28 min 14 s
|
Moja też - ZDECYDOWANIE !!!
|
05.01.2009, 15:23 | #324 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 344
Motocykl: RD04
Online: 5 dni 4 godz 26 min 0
|
Dalej było tak:
Dzień 32. Rano wypad i do Czity. Grawiejki zostało może 250 km. Jak tylko trafimy na asfalt, to przeglądamy motocykle i koniecznie czyścimy filtry powietrza. Zjazd na upragniony asfalt i szukanie wody. Trafił sie bar, w którym coś jemy, zapijamy 2 litrami piwa i rozbieramy motocykle. Bar zaopatrywał się w wodę, którą mieli w beczce na przyczepie. Problemów nie robili. Obok był "szynomontarz", czyli ichniejsza wulkanizacja. Więc przy okazji przedmuchujemy cały motocykl sprężonym powietrzem. Zeszło nam chyba ze 2 godziny. Potem na moto i w drogę z nadzieją, że asfalt będzie trwał cały czas. Spotkaliśmy też kilku Australijczyków. Pamiętam, był jeden odcinek, gdzie się skończył. Było tego może ze 30, 40 km. Nawierzchnia była pokryta jakimś czerwonym gównem. Mimo że nie padało, było ślisko jak cholera. Wyglądało to jak tłusta maź. Wszyscy jechali 10 km/h. My też. Potem znów asfalt. Pod koniec dnia, było coś przed 19, zaciekawiła mnie jedna rzecz. Mianowicie, przy prędkości 120 km/h, gdzie temperatura na zewnątrz wynosiła ok. 25 st. Wskaźnik temperatury utrzymywał się prawie na czerwonym polu. Myślałem że przejdzie, idąc tropem "jak wlazło to i wyjdzie". Niestety, wyleźć nie chciało. Zjechaliśmy na pobliską stację benzynową. Chciałem porządnie przemyć chłodnice. Jak zszedłem z motocykla, to oczywiście z tyłu flak. Pierwsze co pomyślałem, że to znów jakaś ściema. Stacja była wypaśna na full. Knajpa, szynomontaż, myjka. Podjechałem może 40 m, w stronę wulkanizacji. Po ściągnięciu koła, okazało się, że odpadł wentyl. Czyli ściemy nie było. Zakładamy zapas. Chłopaki obok z myjni przypatrują się nam, po czym zagadują. Opowiadamy skąd jedziemy, a oni, że skoro topiliśmy motocykle w rzece Amgun, to polecałby ich umycie. Zdarza się czasem że rzeka niesie promieniotwórcze piaski, gdzieś z jakiś kopalni ukrytych w tajdze. Śmiali się z nas podczas mycia, że spłukujemy z motocykli kupę kasy. No nic, pamiątkowa fota i jedziemy. Temperatura się uspokoiła. Po drodze atakujemy sklep, robimy zakupy i jedziemy nad jezioro celem najepki i noclegu. Dzień 33. Naszym dzisiejszym celem jest Irkuck. Trzeba przejechać coś ok. 900 km. Cały dzień jazda. Znów gówniana fikcyjna guma. Dojeżdżając do Ulan Ude, zatrzymujemy się, żeby cyknąć fotkę. Ściągam kask, wyjmuję stopery z uszu i słyszę dźwięk przypominający uderzanie deską o deskę. Tyle że takich zestawów było sporo. Okazało się że przyczyną klepania były jakieś koniki polne wielkości gołębia. Jak wlazłem w wypaloną przez słońce trawę unosiły się jeden za drugim. Kiedy zajechaliśmy na kolejną stację gdzieś w Burjacji, było zimnie piwo. Po zatankowaniu i kupieniu po butelce zasiedliśmy pod ścianą w zacienionym miejscu. Kilki kolesi, na widok dwóch motocyklistów z piwem ręku, okazało zdziwienie. Słychać było rozmowy, że jak to, jadą motocyklami i piją piwo? Przecież tak nie można. Nie reagowaliśmy, żeby nas nie zaczepili nie znów nie zalali milionem pytań o motocykl, moc, cenę itd. W Irkucku mamy zamiar załatwić "wremiennyj wwoz" w ichniejszym urzędzie celnym, wymienić kasę i obadać możliwość transportu koleją do Moskwy. A wiedzieliśmy że takowa jest. Kwestia odjazdu pociągu i kasy za tę przyjemność. Czasowo by się udało wrócić dryndą przed kończącym się urlopem. Ale żeby wyrobić się w czasie, trzeba pokonywać dziennie średnio 800, 900 km, licząc oczywiście że nie będzie awarii. Jak tylko ujrzeliśmy Bajkał, z na przeciwka jadę motocykle. Zatrzymujemy się. Okazuje się, że to Grecy. Kierunek oczywisty - Władywostok. Gdy nas zapytali gdzie i jak śpimy, usłyszeli jedną odpowiedź że najczęściej las. Byli zszokowani, bo oni śpią w hotelach. Cóż, co kraj to obyczaj. Dostajemy od nich namiar na knajpę w Irkucku z możliwością noclegu o nazwie BAJKONUR. My ze swojej strony dajemy kilka namiarów na chłopaków z Chabarowska i Władywostoku. Mamy ze sobą tzw. "help listę", na której są namiary do ludzi którzy oferują pomoc jadącym podróżnikom. My ze swojej strony mamy zamiar z niej skorzystać i poszukać spania w Irkucku. Tym bardziej że pewnie trochę tam będziemy. Łysool, gdy wracał z Kamczatki, wriemienny wwoz załatwiał chyba 3 dni. Ale co zrobić, bez tego nie wrócimy. Stąd też myślimy o pociągu, bo za 11 dni musimy być w robocie. Gdy się ściemniało, bierzemy help listę i dzwonimy. Pierwszy namiar na pomagiera z Irkucka to tel. to Karima. Kręcimy. Mówimy skąd jesteśmy itd. Bez zbędnego ględzenia, mówi że mamy cisnąć w Irkucku na Hotel Europa. Jak tam będziemy to zadzwonić do niego. Mieszka tuż obok hotelu. Robi sie ciemno jak w dupie. Zimno. Do Karima mamy może 80 km. Droga super, nówka asflat. Jedzie się jak po stole. Jedyny problem, to że nie ma namalowanej linii oddzielającej pasy, droga jest kręta no i zamiast kurzu nastała mgła. Więc jedziemy za sznurem aut. Do Irkucka wpadamy coś ok. 24. Izi lubiący dobre hotele, wyrywa włosy z nosa i na czuja szuka hotelu o brzmiącej swojsko nazwie EUROPA. Cierpienie wyrywaniem włosów nie poszło na marne. Szybko dojechaliśmy na miejsce. Krótki tel. do Karima, który wyszedł po nas. Faktycznie, mieszkał po drugiej stronie ulicy. Karim, to koleś o mln pomysłów. Znają go w całym mieście i okolicach. Polecam, to jego strona: http://www.iceart.ru/portf.php to akurat część jego zajęć. Buduje katamaran, podróżuje. Odnawia starocie, jakieś organy, dzwonnice i cholera wie co jeszcze. Kiedyś zajął I miejsce w Finlandii na zawodach w lodowym rzeźbiarstwie. Idziemy spać, rano mamy trochę latania. |
05.01.2009, 15:26 | #325 |
księgowy...
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Radom/Rzeszów
Posty: 1,479
Motocykl: KTM LC8 990 Adv.S 08' E-bike CUBE Fox full
Online: 4 miesiące 3 tygodni 5 dni 6 godz 59 min 46 s
|
Piękna, piękna wyprawa, czasami momenty grozy, samo sedno motocyklizmu Pozdrowienia dla Robertów dwóch
|
05.01.2009, 15:27 | #326 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 344
Motocykl: RD04
Online: 5 dni 4 godz 26 min 0
|
Siedzę w robocie, a tam jak wiadomo należy pracować, a nie gapić się w kompa i przypominać sobie jak było i co robiłem pół roku temu. Tekst bez żadnej obróbki, składu i ładu, żywcem napisany w robocie. Piszę po kolei, nie czytam później tego co napisałem, tylko żywcem wklejam na forum.
Wariactwo cholera |
06.01.2009, 11:47 | #327 |
Zarejestrowany: Jan 2009
Miasto: prawie Puławy
Posty: 39
Motocykl: TRANSALP
Online: 2 dni 13 godz 9 min 18 s
|
ten slang jest najlepszy i miło sie czyta
|
06.01.2009, 12:36 | #328 |
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: gdzie?
Posty: 131
Motocykl: ?? tak, to niewykluczone ale dokładnie to nie pamiętam
Przebieg: tak
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 dni 6 godz 1 min 21 s
|
__________________
#8 W podpisach nie warto pisać byle czego. Tylko same mądrości. #5 A jak się komu nudzi to niech sobie coś w Świątyni poczyta. |
06.01.2009, 13:56 | #329 |
Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 344
Motocykl: RD04
Online: 5 dni 4 godz 26 min 0
|
Dzień 34. Przejechanych km, może 80 i to po mieście
Z rana szukamy jakiegoś adresu na tamożnię. Jest fajna strona internetowa z planem Irkucka, ale adresu nie pamiętam. Okazało się że jest od nas bardzo blisko. Plan na dziś prosty, załatwić kwit i jak Bozia da, transport do Moskwy. Jest środa, a my w chałupie musimy się zameldować w max w niedzielę przyszłego tygodnia. Ciepełko pozwala, żeby w końcu nie zakładać tych śmierdzących ciuchów motocyklowych na siebie. Bez bagaży, toreb wsiadamy na dryndy i jedziemy. Po 15 min trafiamy do Głównego Urzędu Celnego w Irkucku. Wchodząc do budynku, widzimy jak na ławce przed budynkiem siedzą całkiem, całkiem pracownice tutejszego urzędu w mundurach i jarają fajki. Kuse spódniczki..i te sprawy... Oj, chciało by się pochędożyć!!! Ale cóż, my przeca nie po to tu przyjechali. W budynku dowiadujemy się, że tzw. konsultant czyli chodząca informacja, będzie dopiero o 13.30, gdyż są to jego godziny urzędowania. No nic to, w takim razie mamy 3 godziny wolnego. Postanawiamy lecieć na dworzec kolejowy. Samo miasto ładne, ruch spory, ale bez problemu da się jechać między autami. Będąc na dworcu, ja pilnuje drynd a Izi wali najpierw do kas, co by się dowiedzieć kiedy i za ile kasiory można jechać. Ja siedzę i obserwuję ludzi, to co się dzieje dookoła. Panuje moda na dłubanie słonecznika. Chyba 90% populacji w Irkucku dłubie słonecznik, spluwając na chodniki. Bary, sklepy, odjeżdżające busy co chwilę. Izi wraca. Pociąg jest, bilety można kupić, ino coś z moturami trza zrobić. Idę na cargo coś się dowiedzieć. Spotykam kolesia w pomarańczowej kamizelce, który składa jakąś drewnianą skrzynię. Zagaduję i mówię o co biega. Problemu nie ma, tylko motocykl trzeba zapakować właśnie w drewnianą skrzynię. Skrzynię też robią. Co do kosztów i całej procedury, odsyła mnie do gościa, który właśnie szedł w naszą stronę. Na hasło Polaki, 2 motocykle, wysyłka do Moskwy, facio dostaje piany na gębie. Nie wiem ile w tym prawdy, ale okazało się, że nie tak dawno temu, właśnie ktoś z Polski o imieniu Andrzej, wysyłał BMW do Moskwy. Motocykl miał być bez paliwa i spełniać ichniejsze procedury. Po dotarciu do Moskwy, w wagonie było wylanych chyba z dwa karnistry z wachą, a owy Andrzej spieprzał przez dworzec na motocyklu. Dyrekcja w stolicy ponoć się wkurzyła i rozesłała pisma o zakazie transportu motorów. Cóż...różne myśli przyszły do głowy. Wpadamy na pomysł, żeby zadzwonić do kogoś z Help Listy, i może niech "tubylec" coś załatwi. Dzwonimy, jeden cisza, drugi tel. wyłączony. W końcu dodzwaniamy się ( no właśnie, nie pamiętam jaką miał ksywę. Izi może pamięta). Mówi że za godzinę podjedzie. Podjechała XJR-a, z 4 wielkimi głośnikami. Koleś oznajmia, że w Irkucku jest kilku Holendrów i Angoli na motocyklach. Też chcą ostać się do Moskwy. Więc może zrobimy transport wiązany. Poszedł się dowiedzieć. Koncepcje były różne, i zmieniały się do 2 min. Raz można, raz nie. W końcu, ktoś powiedział, żeby zgłosić się jutro rano, to coś podumamy. A on w między czasie uruchomi kilka kontaktów. Ogólnie też jest zdziwiony problemami z załatwieniem transportu. Spadamy do Urzędu Celnego. Tam pani konsultantka, oznajmia, że można załatwić wriemiennyj wwoz, lecz nie u nich, tylko w innym urzędzie. Podała nam adres. Okazało się, że to drugi koniec miasta. No nic jedziemy. Mamy nadzieję że zdążymy, bo jeśli pracują do do 15 to może być dupa. Wchodzimy do budynku, na korytarzu szpaler okienek dla interesantów, wszyscy w mundurach. Kartka, że praca trwa do 16. Zaczepiamy przemiłą, i przeuroczą panią celnik. Na dzień dobry chcemy się z nią najpierw umówić, ale nic nie wychodzi. Odsyła nas na koniec korytarza. Tam tłum pracowników. Podchodzi jeden z nich i pyta o co biega. Mamy napisać podanie po rosyjsku, o przedłużenie papieru. Ale jak to ma wyglądać? Celnik ściąga ze ściany wzór i pyta cz znamy bukwy. Hmm, no trochę tak. To piszcie. Nie mieliśmy żadnego długopisu, więc wpadamy do pierwszych lepszych drzwi. Tam starsza pani, w pięknym biurze. Patrzy na nas jak na debili. Długopisów nie chce pożyczyć, ale w końcu bierzemy ją na urok osobisty, obiecując solennie, że oddamy. Tak też zrobiliśmy. Jakoś napisaliśmy. Wracamy do pomieszczenia na końcu korytarza. Tam, informują nas, że teraz owe podanie musi zarejestrować pani sekretarka naczelnika, a potem może naczelnik je podpisać. Niestety to trwa i możemy dziś nie zdążyć. Cóż... braliśmy to pod uwagę. Chcąc przyspieszyć procedurę, pytamy gdzie ta pani sekretarka urzęduje. Okazało się że to kobitka, od której pożyczyliśmy długopisy. Łeee, jak to ona, to damy radę. Tak też było. Gdy weszliśmy z papierami do jej biura, jej uśmiech na twarzy nie miał końca. Podpisała papiery od ręki, obiecując, że pogada z naczelnikiem co by podpisał jak najszybciej. Po 10 min, zostajemy zaproszeni do naczelnika. Nie wiemy o co biega, może będzie się czepiał, albo co. Biuro gustowne, wielka flaga Rosji. Portrety Putina i Miedwiediewa, odznaczenia, dyplomy. Prosi, żebyśmy usiedli. No k...a, żeby nas nie pozamykali. Naczelnik czyta nasze podania, pytając czy to my je pisaliśmy. Studiuje je wnikliwie. Nagle pani sekretarka otwiera drzwi i wnosi...KAWĘ!! K.....a naczelnik zaprosił nas na kawę! Podpisał, odłożył. Przysiadł się do nas gaworzymy. Mówimy że spieszy się nam troszkę i czy była by możliwość, aby dokument załatwić jeszcze dziś. Uspokaja nas, mówiąc że najwyżej ktoś zostanie chwilę po pracy. Dopijamy kawkę, uścisk dłoni i wychodzimy. Wręcza kwity sekretarce, każąc aby je oddała jakiś pracownikom. Ta, wnosi je do okienka i każe celnikom jak najszybciej się nimi zająć. Ci znów proszą nas o podejście do okienka, po 15 min mieliśmy wszystko załatwione! A mówią, że w Rosji ciężko coś załatwić. Po południu jedziemy do tego klubu o którym mówili nam Grecy, czyli Bajkonur. Klub w domu. Na dole wielki garaż z serwisem motocyklowym. Na górze knajpa z jedzeniem i piciem. Jeszcze wyżej pokoje gościnne, ciuchy motocyklowe do kupienia. Czad! Stas, bo tak ma na imię szef, mówi że w sobotę będzie nie zła biba, i żebyśmy zostali. Będą panienki, balety i co kto lubi. Niestety, czas nie pozwalał. Wracamy do Karima. Jutro rano znów dworzec i próba załadowania się na pociąg. Po drodze atak na sklep. Wódeczka, piwko. Niestety Karim nie pije, więc musimy wychlać to sami. Ps. Izi, Kamczacki świniaku, może coś byś napisał!! Co ja nie mam co robić? Przypomniało mi się, jedna z prac Karima, która stoi na podwórku. Oryginał i wzornik jest wielkości 20 cm, natomiast to co widzicie 2 metrów. |
06.01.2009, 15:42 | #330 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Białystok/Jaświły/BielskP
Posty: 1,893
Motocykl: LC 4
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 4 dni 13 godz 26 min 16 s
|
Panowie, to jak ? Na następny sezon macie w planach jakąś hard corową traskę ? Liczymy na co najmniej tak samo emocjonujące sprawozdanie jak to powyżej...
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Jedź nad morze mówili, będzie fajnie mówili xD | xVampear | Polska | 2 | 30.08.2020 20:00 |
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... | sambor1965 | Trochę dalej | 400 | 23.02.2009 17:44 |