27.09.2016, 20:18 | #51 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Kirgistan, kolejny dzień podróży.
Spałem źle, w zasadzie prawie wcale. Chyba z powodu wysokości. Wstałem jak połamany, zapuchnięty i zmęczony bardziej niż przed położeniem się.do wyra. Wstaje dzień, nasi gospodarze już się kręcą a ja walę w kierunku jeziora aby zobaczyć ten cud natury z bliska. Song Kul jest przereklamowane. Woda mętna jak w sadzawce a spodziewałem się.pięknej lazurowej wody i cudownego krajobrazu dokoła. Nic z tych rzeczy. Jezioro wygląda jak wielkie bagno położone na gigantycznej zielonej łące. Wokół góry ale ani widok ani woda nie oszałamia. Może przy lepszym świetle, może z góry no nie wiem, nie jestem zachwycony a właściwie mocno zawiedziony tym miejscem. Dodatkowo moje zniechęcenie potęguje fakt że pół nocy nie spałem. Czuję się.podle. Chłopaki pomału wstają i daję cynę naszym gospodarzom że możemy pomału szykować się do śniadania. Siadamy wspólnie do śniadanka. Tym razem towarzyszy nam babcia Asel, która ciągle dopytuje czy komuś nie brakuje herbaty a jak zobaczy pustą miskę natychmiast dolewa do pełna. Na śniadanie mamy miskę ryżu z mlekiem, lepioszki z pysznymi konfiturami. Podczas śniadania postanawiamy że objedziemy jezioro wokół i dalej puścimy się drogą którą polecali nam wcześniej Francuzi w kierunku Jalalabad. Ruszamy po śniadaniu pożegnawszy się.z gospodarzami. Asel prosi żebym koniecznie wysłał jej meila ze zdjęciem, które zrobiłem wczoraj jej i jej ojcu. Obiecuję.że tak się.stanie i gonimy dalej. Wracamy tą samą drogą aż do brodu, który pokazywał nam młody Kirgiz. Dziś jakiś taki głębszy się wydaje ale pokonujemy go bez problemów i jeszcze kolejne dalej. Jedziemy szutrem wokół jeziora. Wkoło pełno tablic zapraszających do zjazdu i noclegu w jurtach. Gonimy w górę.na przełęcz. Wspinamy się.pomału pod górę serpentynami. U góry robi się.zimno i zalega mgła. Nynek jedzie pierwszy potem ja i Michał. W pewnym momencie tracę.z oczu Michała. Zatrzymuję się.aby na niego poczekać ale nie nadciąga. Zawracam pod górę, ale nie mam siły, brakuje nogi i gleba. W tym momencie nadjeżdża Michał, który robił foty u góry oraz Nynek, który jak stracił mnie z oczu postanowił zawrócić. Po nieprzespanej nocy nie mam siły. Nie jestem w stanie podnieść motocykla. Chłopaki pomagają a Nynek szyderca oczywiście dokumentuje moją glebę. Zjeżdżamy na dół, robi się pogodniej, mgła ustępuje i widoki są świetne. Na dole też jest ładnie. Jedziemy dalej w zasadzie głównie szutrem, trochę.asfaltu. Trochę się gubimy wjeżdżając do wioski ale szybko tubylcy kierują nas na właściwe tory. Znów robi się gorąco. Po drodze zatrzymujemy się na posiłek i tankowanie w malej wiosce. Dzieciaki chętnie pozują do fotek. Dalej w drogę. Znów przełęcz ok 3000 metrów, droga praktycznie pusta. Na przełęczy wieje okrutnie ale widoki są przecudowne, fantastyczne kolory i dziwne formacje skalne jakby z błota. Wiele nie najechaliśmy a dzień już się kończy. Jesteśmy zmęczeni i szukamy miejsca na nocleg. Widzimy rzekę i postanawiamy do niej zjechać. Niestety rzeka jest rwąca i nie zachęca do kąpieli w dolinie w oddali szaleje burza i coś czuję, że nas też dopadnie. Brak snu i wysokość nad Song Kul dała mi w palnik. Nie mam siły jeszcze chwilę siedzimy przy ognisku, włażę do namiotu i urywa mi się.film. Śpię jak zabity. |
27.09.2016, 20:31 | #52 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 282
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 23 godz 37 min 58 s
|
Pięknie się czyta!
|
27.09.2016, 20:42 | #53 |
Zarejestrowany: May 2015
Posty: 133
Motocykl: RD03
Online: 1 tydzień 3 dni 4 godz 21 min 51 s
|
brawo, świetna relacja
|
28.09.2016, 11:28 | #55 |
Zarejestrowany: Dec 2012
Miasto: Warszawa
Posty: 227
Motocykl: NAT
Online: 4 tygodni 1 dzień 5 godz 42 min 8 s
|
Mega! Kontynuujcie!
Ostatnio edytowane przez olecki79 : 28.09.2016 o 11:30 |
28.09.2016, 12:11 | #56 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Na kolejny dzień zaplanowaliśmy ruszyć trasą poleconą nam przez Francuzów spotkanych na granicy kazachsko - kirgiskiej. Jak dotychczas trasa ta była naprawdę świetna. Rewelacyjne widoki, fajne szutry poprzeplatane odcinkami asfaltowymi, cudowne przełęcze i doliny rzek. Mieliśmy lekkie obawy biwakując w miejscu, które widać na ostatniej focie bowiem nasz biwak był na terenie zalewowym. Rzeka po ulewach wychodzi ze swojego koryta i patrząc na nadciągającą z oddali burzę mieliśmy lekkie wątpliwości czy to właściwe miejsce na odpoczynek. Zdecydowaliśmy, że jednak zostajemy.
Na kolejny dzień zaplanowaliśmy dalszy ciąg trasy "francuskiej" czyli przelot szutrami w kierunku Dżalalabadu gdzie wstępnie mieliśmy zamiar zatrzymać się na nocleg a następnie przez Osh ruszyć drogą podesłaną przez Sambora, która omija uzbeckie enklawy w Kirgistanie i dostać się do Tadżykistanu przejściem w okolicach Isfary. Taki przynajmniej był plan |
28.09.2016, 12:33 | #57 | |
Zarejestrowany: Dec 2014
Miasto: Myślenice
Posty: 601
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 4 dni 8 godz 26 min 50 s
|
Cytat:
To był ten dzień gdzie przemierzaliśmy przełęcze niczym jak amfibia najcięższe bagna na poligonie. |
|
28.09.2016, 17:22 | #58 |
Zarejestrowany: Jul 2016
Miasto: Rudnica
Posty: 179
Motocykl: SD04
Przebieg: 30k 25k
Online: 1 tydzień 3 dni 9 godz 28 min 19 s
|
Się media pomieszały.
Poprawić proszę, bo tu się czyta a nie s...a |
28.09.2016, 18:59 | #59 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Robi się
Wstaję jak zwykle pierwszy i już widzę.że dziś.mamy przejebane. Całe niebo zasłaniają czarne chmury i już zaczyna siąpić. Budzę chłopaków ale aura nie zachęca do wyjścia z namiotu, zaczyna padać. Chowamy się.w namiotach. Chłopaki jeszcze drzemią a ja w namiocie jem śniadanie z braku lepszego zajęcia ponadto na zewnątrz to niemożliwe. W końcu na chwilę.przestaje padać w prędko zwijamy biwak, pakujemy się.na motki i gonimy dalej. Wpinam membranę w kurtkę ale zapominam o spodniach. Może przestanie zaraz i wyjdzie słonko. Oj nie. Niestety nie. Chłopaki nic nie jadły ja wciągnąłem konserwę więc zatrzymujemy się przy sklepie. Zamknięte. Na szczęście jest dzwonek i po chwili Kirgiz z bananem na twarzy dopytuje czego nam trzeba. Kupujemy lepioszki, ser i batony, które zjadamy pod zadaszeniem sklepu. Pada coraz gorzej. Cóż trzeba jechać. Wsiadamy i gonimy dalej nieświadomi gdzie się pchamy. Droga jest fatalna. Mokro, błoto, kamienie, ślisko jak cholera i pniemy się pod górę. Patrzę na GPS i już widzę serię serpentyn więc czeka nas przełęcz. Jak się.okazuje to Kaldamo pass ma ponad 3000 metrów, ale ponad 1700 metrów przewyższenia na kilkunastu kilometrach. Masakra, deszcz już nie pada lecz leje, droga jest błotnista i śliska poprzecinana brodami, wielkimi kałużami, pasami błota. Dramat. Jedziemy 1-2, trójki nie ma szans wrzucić na zjazdach tylko jedynka. Słabo widzę dotarcie dziś.do Dżalalabadu ale pomału posuwamy się do przodu. Ja prowadzę a za mną Michał i Nynek. W pewnym momencie zatrzymuję się i podjeżdża do mnie Nynek ale niestety nie widzę Michała. Co jest kurwa chłopaki tasują.się.na podjeździe w takich warunkach Zatrzymuję.się.i czekam na Nynka, jesteśmy przemoczeni do suchej nitki. Brak membrany w butach spowodował że to co przesiąkło mam w butach. Pytam gdzie Michał? Nynek odpowiada że Michał zwolnił więc pojechał przodem. Czekamy razem ale jest tak zimno że telepiemy się mimo woli. Wszystko na nas mokre. W końcu dojeżdża i jest ledwo żywy. Brak śniadania i wysokość wyssały z niego życie. Nie ma siły a jesteśmy w tragicznym położeniu, jest 4 stopnie wieje porywisty wiatr i pada śnieg, deszcz, no wszystko naraz. Wyciągam czekoladę z plecaka Michała i chłopaki wciągają.po połówce. Mamy dreszcze jest przeraźiwie zimno. Michał po chwili łapie trochę energii po zjedzeniu czekolady i decydujemy się.jechać dalej. Tu nie możemy zostać pogoda nas wykończy i zmarzniemy na kość. Zjeżdżamy pomalutku na dół często jedynka bez gazu, jest ślisko i ciągle głębokie kałuże lub potoki rwącej wody przecinające drogę. W końcu jak nam się.wydaje jesteśmy na dole ale to jeszcze nie koniec, tylko złudne wrażenie, droga znów wije się.pod górę ale to już końcówka przełęczy. Myślę żeby podjechać do obozu tubylców i poprosić o coś ciepłego do picia ale jakoś się.nie składa bo gonią nas ujadające bydlęta i boję się.że jak się zatrzymamy to psy mogą nas zaatakować. Decydujemy się.zjechać do wioski i tam poszukać schronienia i ciepłej strawy. Kończy się.paliwo. Na GPS widzę po drodze większą wioskę i pomału się do niej zbliżamy. W końcu jest stacja benzynowa. jesteśmy wykończeni, przemoknięci i głodni. Rozmawiam z chłopakami na stacji czy mogą dać nam herbaty lub poratować choćby gorącą wodą. To dla nich jak obelga zapraszają do środka, woda już się grzeje na kuchence, podgrzewają.też manty (rodzaj pierogów z różnorakim nadzieniem) i wysyłają jednego młodego po lepioszki. Jesteśmy uratowani, rozmawiamy wcinając manty i zapijając herbatą jest dużo lepiej choć woda w butach chlupie i jestem przemoknięty do suchej nitki. Nasi wybawcy Nie mam materiału foto z tego etapu. Zachowała się jedynie krótka relacja z Gopro jak zjeżdżaliśmy. Filmy wyjęte z kamerki więc bez żadnej obróbki. Sorki za jakość. Krótkie streszczenie przejazdu przez przełęcz na dole u chłopaków ze stacji paliw. Pytamy jak dalej droga wygląda i dowiadujemy się że jeszcze z 20 km i będzie asfalt. Radość. Planujemy dojechać do Dżalalabadu i tam zostać na noc w hotelu coby wysuszyć ciuchy, namioty też mokre więc nocleg w nich nie budzi w nas entuzjazmu. Po drodze spotykamy włoską parę emerytów na Tenerce, którzy wybierają się.na przełęcz. Patrzę na nich z politowaniem, mają chyba pożyczony motocykl, jakieś orzechy na głowie i półbuty. STanowczo odradzamy drogę na przełęcz dopóki pogoda się.nie poprawi. Ocena naszego stanu chyba podziałała bo decydują się.poczekać dzień lub da na poprawę pogody. Lecimy drogą.na Dżalalabad do którego w końcu udaje nam się.dotrzeć ale pobieżny ogląd tego miasteczka każe nam jechać do Osh, to tylko kilkadziesiąt kilometrów a stamtąd będziemy mieć znacznie lepszą bazę wypadową do zaatakowania Tadżykistanu. Gonimy więc dalej mijając po drodze pola ryżowe przy jeziorze i piękne widoki wokół. Oczywiście wszyscy machają.i pozdrawiają nas jakbyśmy conajmniej jechali papamobilem. Spodnie już wyschły ale w butach dalej syf, marzymy o ciepłym prysznicu. Po drodze mijamy wioskę w której odbywa się.bazar. Masakra, policja kieruje ruchem, cały czas korek i objazdy. W końcu późnym popołudniem docieramy do celu -Osh. Osh przy Dżalalabadzie wygląda jak metropolia. Dość spory ruch na ulicach tłoczno, mnóstwo busów i samochodów. Navi pokazuje mi hotel Pekin do którego zmierzamy i już go nawet widzę gdy rzucam okiem w prawo i dostrzegam bramę a za nią.dumny napis Holet Deluxe. Zjeżdżamy bo wygląda solidnie a zamykana brama i podwórko budzą zaufanie. Wbijam do środka i miła dziewczynka informuje mnie o dostępnych opcjach trójka z łazienką i śniadaniem za 3000 somów lub 2 i 1 ale bez lazienki i śniadania za 2400. Idę zobaczyć.jak wyglądają apartamenty i wybieram 3 za 3000, jest ogromna ma łazienkę z normalną toaletą, TV, Wi-Fi - po tylu dniach tułaczki to dla nas kosmiczne luksusy. Zostajemy. Nynkowi szwankuje ładowanie i decyduje że albo naprawiamy tu albo będzie musiał zastanowić się.nad dalszą jazdą bo jak coś nawali dalej to problem będzie większy. Le najpierw zdejmujemy mokre ciuchy i buty i rozpoczynamy osuszanie. Po kąpieli czas na paszę bo jesteśmy wygłodniali. Idziemy na szaszłyki i zupę. Sałatka z ogórka i pomidora kosztuje więcej niż 2 szaszłyki. Hmm.niech będzie to i tak grosze. Wracamy na bazę i zabieramy się za analizę problemów z Viaderkiem. WInny okazuje się regler, który Nynek ma na zapasie i wymiana załatwia sprawę. Jeszcze mały rekonesans po mieście ale Osh to spora wiocha i tak naprawdę.nic tam nie ma. Studiując przewodnik warto zobaczyć góra (widzimy ją z okna hotelu - zaliczone) i piętrowa jurta - odpuszczamy. Robimy kółko po mieście i wracamy na bazę. Idziemy do pokoju a Nynek do sklepu po browary. Michał nie dotrwał a my z Nynkiem walnęliśmy po browarku oglądając mecz Węrgów z Portugalcami, wcale niezły zresztą. Dzisiejszy dzień dał nam nieźle w kość. Zasypiam jak zabity. Jutro czeka nas droga omijająca uzbeckie enklawy z Osh do Isfary w Tadżykistanie. |
28.09.2016, 19:30 | #60 |
Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Lisków
Posty: 250
Motocykl: TransAlp PD06/PD10
Online: 6 dni 19 min 58 s
|
W hotelu De Luxe łatałem Heniowi membrany w gaźnikach,bo jego Trampek nie miał siły wjechać nad jez. Song-Kul. Jechaliśmy drogami w większości pokrywającymi się z waszą,ale mieliśmy piękne widoki,zapuszczaliśmy się w różne boczne dróżki,a wszystko przy pięknym,prawie bezchmurnym niebie.
W ogóle Kirgistan przejechaliśmy chyba bez kropli deszczu,za to upał czasem nam dokuczał.Piękne rejony,wrócę tam niebawem. |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
"MoToGascar 2016" - motocyklem przez Madagaskar" | Sub | Trochę dalej | 50 | 09.08.2016 14:20 |
Slajdowisko "Afrą na Pamir" w Białymstoku 20.02.016 | sluza | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 16 | 24.02.2016 08:15 |
"Helpfl Staf", czyli technologia rejli w służbie Lejdis | ucek | Lejdis | 25 | 15.09.2010 21:52 |