06.01.2017, 14:39 | #201 |
Zarejestrowany: Jul 2016
Miasto: Dubiecko
Posty: 40
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 6 dni 15 godz 5 min 52 s
|
hmmm.. teraz wszystko jasne...
To nie szczęścia czy nie wiadomo czego zabrakło tylko konkretnej dezynfekcji organizmu po całym dniu jazdy. To oczywiście żart,ale nie zazdroszczę wręcz szczerze współczuję.. |
06.01.2017, 17:58 | #202 |
Kierowca bombowca
|
Abstynencja jest sporym utrudnieniem na wyjazdach tego typu. Gdy byłem na ten przykład w Egipcie, codziennie w bardzo sumienny sposób nasączałem organizm destylatami nabytymi drogą kupna w wolnocłówce na lotnisku. Żarłem przy tym wszystko jak leci. Współtowarzysze wycieczki, którzy ulegli przesądom dotyczącym spożywania, padali za to jak muchy pod ciosami zemsty faraona tracąc średnio po 2 dni pobytu zanim się posklejali Antinalem. A my z kumplem nawet nie zaliczylismy lekkiego bólu brzucha.
__________________
AT RD07A, '98, HRC |
06.01.2017, 18:16 | #203 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 522
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 18 godz 24 min 9 s
|
Gdzieś wyczytałem, że problemem nie są bakterie/ wirusy, ale olej bawełniany używany w tamtych rejonach do pichcenia posiłków. Olej ten nie jest zbyt dobrze tolerowany przez europejskie żołądki i stąd bierze się biegunka.
pozdrawiam trolik |
08.01.2017, 11:10 | #204 |
Dzień 19 Wtorek 16.08.2016
Trzeci dzień sraczki. W nocy, znowu kilka razy pobudka w celu oddania i uzupełnienia płynów. Wstajemy o świcie. Ja praktycznie i tak mało śpię, więc lepiej jechać rano, kiedy temperatura jest całkiem znośna, czyli około 20 *. Lecimy więc … Po drodze posiłek w zajeżdzie … ja zamawiam zupkę, bo na widok mięsa robi mi się niedobrze … jak daleko pociągnę na zupkach i Regidronie ? Dalej, to już tylko droga … droga … droga … no i piekielny upał. Odnotowana dzisiaj temperatura, to 45*. Elektroniczny termometr ciągle miga i trudno zrobić wyrażne zdjęcie, ale zaręczam, że z przodu jest czwórka. Nie wiem jak odbiera się taką wiadomość siedząc sobie przed monitorem, ale myślę, że całkiem obojętnie, a co tam, jakieś 20, 30 czy 45 stopni . Dla nas, tam na stepie, gdzie jedynym cieniem jest twój własny, te 30 czy 45 stopni, robi ogromną różnicę. Wszystko jest rozgrzane do czerwoności. Wszystko czego dotykasz, parzy. Otwarcie przyłbicy w czasie jazdy, nie tylko nie pomaga, a wręcz przeciwnie. Gorące powietrze parzy twarz i gardło, uniemożliwia oddychanie. Jazda w takich warunkach, strasznie męczy, tym bardziej, że na długich, prostych odcinkach nic się nie dzieje. Dosłownie nic. Pusty, płaski i szary step po horyzont. 100 kilometrów stepu, 200 kilometrów, 500 kilometrów i ciągle tak samo. Monotonia. Wypalanie paliwa. Dłuuga, gorąca i męcząca nuuda. Lecimy dalej … dalej i jeszcze dalej. Talaptan … Tartogay … Birlestik … Kyzyłorda ... Kolejne tankowanie z dłuższym odpoczynkiem w klimatyzowanym wnętrzu. Tym razem stosujemy zmyślną technikę na obniżenie własnej temperatury. Ciepłą wodą z butelki wiezionej na motocyklu, polewamy części naszej garderoby: kominiarkę, chustkę na szyję, koszulkę, rękawiczki. Jest o wiele przyjemniej, bo powietrze w czasie jazdy wychładza wilgotną odzież, chłodząc przyjemnie nasze ciało. Oczywiście, do momentu kiedy wszystko nie wyschnie, a w tej temperaturze wysycha dosyć szybko. Na kolejnym postoju powtarzamy operację i jedziemy dalej. Jest znośniej. Poza oczywiście moim tyłkiem, który ma to wszystko w dupie, boli, piecze, buntuje się przy każdym ruchu, no i żołądkiem, gdzie ciągle jest kocioł, a falami przewala się armagedon. Chagan … Akkum … … Korkyt … Bajkonur … Kubek … Jangagazali … 120 km do Aralska. Zjeżdżamy z M32 i wjeżdżamy w miasto. Max wynalazł hotel w mieście, ma to być największy hotel w Aralsku i nazywa się „Aralsk” oczywiście. Jedziemy przez całe miasto, nawigacja pokazuje, że to tutaj, ale żadnej reklamy nie widzimy. Przed nami dwa kilkupiętrowe budynki, w tym jeden całkiem przyjemny. Ładna elewacja, kuta brama wjazdowa za którą widzimy szpalery drzew i krzewów ozdobnych – to chyba ten hotel. Ja zostaję, Max idzie zaciągnąć języka. Po chwili wraca ze smutną miną, bo okazuje się, że prawo Murph,ego jednak działa i co ma być gorzej, to niechybnie będzie. Hotelem, nazwali trzypiętrowy, (na wschodzie czteropiętrowy) ohydny budynek obok. Już od frontu wyglądał nieciekawie, a od podwórka, na które wjeżdżamy, koszmarnie. Nie jesteśmy wymagający i kapryśni, nie musimy mieć w nazwie hotelu pięciu gwiazdek, wystarczą nam cztery ściany, kąt do spania, coś miękkiego pod głową, czasem namiot wystarczy. Tym bardziej, że nie mamy już sił, czasu i ochoty szukać innego lokum. Wchodzimy do budynku po kilku pustakach. Pierwsze, brudne pomieszczenie, coś w rodzaju magazynu, hydroforni, kotłowni. Drugie pomieszczenie to kantorek, magazyn z półkami, stołem i dwoma wąskimi łóżkami. Horrtel obsługują dwie panie, przepraszam, wiedzmy, na sam ich widok robi się straszno. Jedna z nich prasuje na stole, chyba pościel. Przechodzimy do holu głównego, pustego i ponurego. To raczej nie jest „Dostyk”. Wchodzimy na pierwsze piętro. Znowu duży, pusty hol i długi korytarz i pokojami po prawej i tylko po prawej, bo po lewej są puste zdewastowane pomieszczenia. Wybieramy dowolny pokój, bo prawie wszystkie są wolne, tylko w jednym jakaś para z Australii podróżująca po Azji, siedzi w Aralu już czwarty dzień, czekając na naprawę Land Rovera. Wszystkie pokoje są takie same, różnią się jedynie kolorem farby odłażącej od ścian w pokojach i kibelkach, bo to nie są łazienki. Lokujemy się w pokoiku, ale mina Maxa mówi wszystko. Koszmar, rezygnacja, załamka. Gdzie myśmy trafili. Czuję się tu tak, jakbym przeniósł się w czasie jakieś sześćdziesiąt lat wstecz i za moment z pokoi wybiegnie młodzież komsomolska z czerwonymi chustami na szyi i zacznie śpiewać albo recytować hymny pochwalne na cześć wodza rewolucji oddając pokłon popiersiom, które powinny stać na każdym piętrze. Albo, drzwi główne otworzą się na oścież i do środka wleje się fala radośnie uśmiechniętych robotników, wracających po całym dniu pracy z pól bawełny, gdzie właśnie pobili kolejny rekord wydajności, na cześć oczywiście, ukochanego wodza rewolucji. Brak kwiatów w pokoju, niewłaściwie dobrany kolor ścian, brak ręczników i dywanów na podłogach, to jednak nie jest największy problem. Większym problemem jest … a jakże, temperatura. Pokoje oczywiście nie mają klimatyzacji, a na domiar złego, usytuowane są od strony południowej. To chyba mówi wszystko. Temperatura wewnątrz, około 30 stopni. Jest gorąco i duszno. Otwieramy okno, ale nie wiadomo, czy to lepiej czy raczej jeszcze gorzej. Widzę jednak jeden plus w tej całej sytuacji … drzwi do kibelka w naszym pokoju się nie zamykają, odwiedzam więc w wiadomym celu inne pokoje, nie przeszkadzając Maxowi. Dla mnie, ulokowanie się w pokoju to wszystko na co mnie stać, padam natychmiast na leżankę i chyba nawet zasypiam. Tymczasem Max, znowu musi zająć się sprawami bytowymi, czyli zaopatrzeniem i udaje się w tym celu na miasto. Wracając, przynosi trochę smakołyków: chleb podobny do naszego, ser, pomidory, cytrynę, jogurty i jajka które zamieniamy na jajka na twardo. Jem wszystkiego po trochu. Cytując takiego jednego „Nie chcem, ale muszem”, bo chociaż w dalszym ciągu wszystko ze mnie leci, to muszę jeść, żeby miało co lecieć i żeby mieć odrobinę sił, żeby jechać dalej. Dalej, łatwo powiedzieć, ale kiedy patrzymy na mapę i widzimy te puste, gorące przestrzenie, kolejne 600 kilometrów i kolejne 600 i kolejne … wtedy mamy jedno, skromne marzenie … być już w Charkowie, w „naszym” Audi z klimatyzacją. Ale do Charkowa jeszcze „tylko” 2400 km. Ile to etapów ? Ile dni jazdy ? Dystans 600 km Temperatura 45* |
|
08.01.2017, 11:44 | #205 |
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
|
Czytając twoją opowieść Henry to cieszę że nas kłopoty żołądkowe dopadły powyżej 3000 mnpm w Tadżykistanie. Było chłodno i dzięki temu jakoś lepiej się znosiło te przygody. Już sama jazda w temperaturach powyżej 40 potwornie wykańcza a dokładając do tego twoje dolegliwości po prostu nie potrafię sobie wyobrazić co musiałeś przechodzić a twoja opowieść mimo, że szczegółowa nie oddaje realiów sytuacji, z którą musieliście się zmierzyć na miejscu i w tamtych warunkach. Szacun dla Maxa .
|
08.01.2017, 12:03 | #206 |
Zarejestrowany: Feb 2012
Miasto: Klembów
Posty: 143
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 3 tygodni 3 dni 5 godz 2 min 39 s
|
Od lat na wszelakie otarcia i pieczenia stosuję zwykłą mąkę ziemniaczaną. Naprawdę sprawdza się rewelacyjnie. Latem wszędzie ze mną jeździ. Chociaż czasem jest obawa, że celnik może ją potraktować jako biały proszek
|
08.01.2017, 13:59 | #207 |
Zarejestrowany: Jun 2013
Miasto: Łomżewo
Posty: 908
Motocykl: AT-NAT
Przebieg: 80000
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 14 godz 52 min 52 s
|
większość opowieści z wyjazdów to zachwyty nad okolicznościami przyrody oraz wspaniałości przygody, a tu Panie lipa, czytam i się zastanawiam czy dojedziecie bezpiecznie do domów
W innych wątkach ślinie się na samą myśl o wyjeździe ale jak czytam ten wątek, to sorry ale chyba nie moje rejony i temperatury, +45 stopni dupa odparzona na samą myśl hehe Pięknie się czyta, zaglądam codziennie czy jest coś nowego w temacie takie prawdziwe 'hej przygodo' sam nie wiem czy zazdrościć czy współczuć |
08.01.2017, 20:11 | #209 |
|
|
08.01.2017, 20:18 | #210 | |
Cytat:
Jedyne co mi się nie podoba, to czytelność ekranu. Kiedy nie ma słońca, czytelność jest dobra, ale w słońcu - słabiutko, trzeba ustawiać bokami żeby coś widzieć. |
||
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów" | Emek | Trochę dalej | 175 | 04.09.2017 14:28 |
Proszę Pana jak Pan szuka uniwersalnej opony to ja polecam Heidenau... Dziurawy asfalt i troche szuterku. Czyli jak w sierpniu 2016 byłem na Ukrainie | Pils | Trochę dalej | 9 | 15.10.2016 23:02 |
Baby na motóry 2016, czyli V zlot czarownic | zaczekaj | Lejdis | 98 | 21.07.2016 12:30 |
Azja środkowa, Pamir 2016 | Emek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 29 | 18.04.2016 21:27 |