28.09.2018, 10:50 | #51 |
Fajnie się czyta i ogląda.
__________________
Niepuszczone bąki wędrują do mózgu i tak rodzą się posrane pomysły. |
|
28.09.2018, 18:37 | #52 |
Fazi przez Zet
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Berlin
Posty: 6,292
Motocykl: RD07
Przebieg: ∞
Galeria: Zdjęcia
Online: 9 miesiące 1 tydzień 3 dni 7 godz 22 min 40 s
|
Z Dziennika Wąskiego.
Koło zapasowe. Pyta mnie ojciec jednego wieczora: - Słuchaj ale ile tam w końcu aut jechało, bo ja czegoś nie rozumiem? Jest Lublin bez reduktora, z reduktorem i Golf. Tego pierwszego zostawiliście w Duszanbe? Hm... To jest dopiero historia... Opowiem o tym dzisiaj wieczorem moimi oczyma.
__________________
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego czego nie zrobiłeś, niż tego co zrobiłeś. |
28.09.2018, 20:24 | #53 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: białystok
Posty: 2,652
Motocykl: ktm 640 adventure
Online: 3 miesiące 4 tygodni 15 godz 8 min 40 s
|
Z Dziennika Wąskiego.
Słuchaj Wąski... Ja tego do końca nie rozumiem. Karpiu od razu powiedział, że będą z tego nici a Fazik utkał z tego prawdziwy, wełniany sweter.... Taki razgawor w Golfie z jego kierownikiem, gdzieś na płaskowyżu... Właściwie koło zapasowe. Opowiadam to staremu, on na mnie patrzy i... nalewa sobie kieliszek. - Nie krępuj się...! No więc, to było tak. Wał crystan.pl (nóweczka na zamówienie) okazał się krzywy jak banan. Ten łączący reduktor z tylnym mostem... To było jeszcze poza mną... Fazik na 24h przed wyjazdem podejmuje decyzję, by Lublina przywrócić do... stanu fabrycznego. - Bo to się nam po drodze to rozpier... A trza jechać minimum te 80km/h. To się dzieje naprawdę... Zastanówmy się nad logistyką, bo akurat jest wtorek w południe a dnia następnego jest święto (15 sierpnia). Potrzeba fantów! Te zostają namierzone w... Strykowie na szrocie lublinowym. Przy okazji Fazik "zamawia" oryginalny tunel i lepsze śmigła do chłodzenia. Cichy startuje z Radomska do Strykowa, stamtąd w opolskie, gdzie na przeciw wyjeżdża mu Karpiu i przejmuje fanty. Mamy wtorkowy wieczór. Nocą Lublin wraca do starych szatek. Rankiem dopieszczany jest system chłodzenia. Chłopaki (Fazik i Karpiu) po wypiciu stu piw... No może 105-ciu padają na ryj i idą spać. Wieczorem kładą kafelki na podłodze i coś tam jeszcze. Maurycy rzeźbi kuchnię w drewnie z litego dębu. Fantazyjne wzory (liście laurowe chyba), system zawiasów XIX-wiecznych w oryginale i inne takie cuda cudeńka. Każdy ma zajęcie. Zaraz potem startują na Wschód, zabierając Cichego i Bartka po drodze, gdzie Fazik we W-wie na ulicy wymienia tarcze hamulcowe i tak długo weryfikuje sprawność działania układu, że w końcu mucha zdycha w locie. I to słuchajcie... jedzie! Sunie ta fleche 5000km i gdzieś na rogatkach Duszanbe Fazik ordynuje pit stop. Cały majdan ląduje na zewnątrz a z luków naszej torpedy wyciągamy... reduktor i dwa wały! Pamiętam minę kazachskiego celnika, kiedy wywalaliśmy wszystko przed rentgenem i ujrzał na podłodze nasz zestaw... - Co to jest...?! Zapcziasti... Znajdujemy kanał na stacji paliw wieczorem. Wymagana jest zgoda kierownika, którego nie ma. Dzwoni do niego ochroniarz... - Chłopaki robią serwis. Montują... nowe auto! Mówią, że zajmie im to chwilę. Ok. Fazik wchodzi w trans. Karpiu i Bartek działają jak automaty. Kubica chciałby ich mieć w Williamsie, gdzie pracuje kuzyn mego ojca. Ale... Stelaż podpory nie pozwala włożyć reduktora! Trza go przyciąć... blacha 6-stka... Jest brzeszczot na szczęście ale trzeba nim bardzo delikatnie operować. Do akcji wchodzi El, który przez 6-mcy z grubasa zrobił z siebie atletę (codziennie rano na wyrypie 150 pompek plus na finał po 20 jeszcze na jednej ręce! Wyklucza go Fazik: -El, ty upier... brzeszczot chwila moment! Ściągaj olej z mostu! Piłują: Fazik, Karpiu i Bartek na zmianę... Całe 2h! Karpiu, w czym mogę pomóc? - Nie przeszkadzaj! Cichy ordynuje zatem robotę przy kolacji. Dzisiaj ziemniaki w warzywach plus peklowany gulasz Maurycego! Jedziemy z El`em po produkty. Bez problemu kupujemy worek ziemniaków, kilka kilo marchwi, cebuli i bladej papryki. - Weź Wąski jeszcze 30 piw i 2l wódki... Nie... Trzy! Ciężko pracują chłopy i głupio by było, by zabrakło. Znam już możliwości tej załogi, więc wykonuję polecenia bez szemrania. Jak przyjeżdżamy Alik na linie w środku Lublina przytrzymuje reduktor. Trza się spieszyć z kolacją, chłopaki finiszują! Do szybkowara smalec ze skwarkami, full ziemniaków, pokrojona w słupki marchew i w kosteczkę cebula. Jak El ekspresowo szatkował cebulę (sic!)... Kurde, jak w kitajskiej kuchni! Papryki nawet nie opierał o deskę (tu całusy dla Izeczki gołąbowej- od El`a i Karpia!)... Kiedy zdejmujemy szybkowar z gazu chłopaki dokręcają ostatnie śruby... Jestem w szoku... Teraz już jestem pewien, że ta wyprawa nie ma prawa się nie udać... Wszyscy, jak jeden wykonywali polecenia Fazika i szefa Kuchni - Cichego bez mrugnięcia okiem. Jemy, walimy stakany jeden za drugim... Zalegamy na "tapczanach". Tak się nazywają te ichnie łoża do siedzenia po tadżycku. Teraz już wiecie, skąd polskie tapczany Skąd się na nich wzięlismy...? Ano do zaprawki przylegała... knajpa Polegliśmy około trzeciej, może czwartej nad ranem... Miny pań "kelnerek" o 6-stej rano - bezcenne. Tylko Maurycego się przestraszyły, bo wygląda jak Afganiec. Niestety, przy kolejnej akcji w Biszkeku, kiedy to znowu wracał stan fabryczny już mnie nie było. Podobno operacja trwała chwila moment... Nie było sensu gotować... Ledwie po kilka stakanów padło... A tymczasem, jeszcze gdzieś przed Duszanbe... |
28.09.2018, 22:32 | #54 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: białystok
Posty: 2,652
Motocykl: ktm 640 adventure
Online: 3 miesiące 4 tygodni 15 godz 8 min 40 s
|
Z Dziennika Wąskiego.
Suplement. Wzruszenie - etiuda pierwsza. Idziemy doliną Karaszury dzielącej łańcuch Gór Piotra Pierwszego na część zachodnią, niższą, ku której zmierzamy i wschodnią - za naszymi plecami, której sercem jest ponad 70 szczytów przekraczających 5000m a 12 - 6000 z Pikiem Moskwa (6875m) na czele. Po lewej, na wyciągnięcie ręki - chowają się w chmurach, dominujące: Pik Agasus i Siewiercowa. Spakował mnie Karpiu, wszystko posprawdzał, ustawił i podociągał paski: - No... Wąski... Elegancko! Teraz maszeruj i głośno krzycz: niech żyje nam Wołodia Ilicz! Nie mam tylko kijków, ponoć nieodzownych dla ochrony stawów ale ja nigdy z nich nie korzystałem więc... Wcześniej kierownikowi nakłamałem, że zszedłem całe Tatry wzdłuż i wszerz a tak naprawdę najwyżej byłem na Tarnicy i to z rodzicami z jakie 10 lat temu... Dzień 1. Trochę mnie przydusza (wysokość) ale idzie mi się nad wyraz lekko. Trzymam tempo El`a, który idzie pierwszy. Rozmawiamy o Grąbczewskim. El tłumaczy mi "okolicę" jakby tu mieszkał. Jest fantastycznym przewodnikiem. Okazuje się, że wizytował tutejsze, letnie pastwiska wcześniej, ledwie kilka kilometrów dalej na wschód. Biwakował nad jeziorem Chary Kul, gdzie rozpoczyna się ogromny płaskowyż z jednej strony stromo spadający do doliny rzeki Muksu (zbierającej wody z lodowca Fedczenki) z drugiej otwiera się na dolinę, którą obecnie idziemy. Zmierzamy do uroczyszcze Kulika. Cha, cha... Z każdym kilometrem coraz bardziej jednak odczuwam trudy marszu, czego zupełnie nie widać po reszcie ekipy. Dzisiejszy etap, to 15km. Pod koniec dnia tempo spadło z mojego powodu znacznie, niedomaga też Alik - kuzyn Bartka -"Grąbczewski Duży". Coś mu się dzieje ze stopami. Rozbijamy się na nocleg i kontestujemy obolałe części ciała. Alik prezentuje okazałe pęcherze,symetrycznie rozłożone na podeszwach stóp. Rany Julek... W życiu takich nie widziałem! Są ogromne. Wina nowych butów. Nie udało się ich Alikowi rozchodzić. Po prostu ordynował zbyt krótkie marsze przygotowawcze (dzisiaj to wiem). Wysłuchałem przy okazji całej teorii rozchodzenia butów i jest to kawałek praktycznej wiedzy! Dużo bardziej doświadczony w temacie Cichy również nabawił się otarć kontestując buty krótko: - Nie polubimy się chyba... Ostatnio (kilka lat wcześniej) zdobywał w nich Kazbegi ale czas robi swoje. Stopa z wiekiem się rozbija (taki dzisiaj mądry jestem) i trza numerację butów weryfikować. Słodki (dołączył w drugim etapie wyprawy) uważa, że co 10 lat powinniśmy weryfikować buta. Notuję więc w mózgu, co następuje Na same pęcherze są dwie teorie. Alik potwierdzi słuszność. Na jednej stopie przykleja żelowe plastry,na drugiej pęcherze przebija i zostawia. Dzień 2. Wstaję jak z krzyża zdjęty... Nie mam apetytu, trochę ćmi głowa (3000m), zakwasy wszędzie, najgorsze na barkach. Nie jestem wstanie dotknąć "kaptura". Przygryzam wargi. Na śniadanie piję kawę, nic stałego nie jestem wstanie. Karpiu każe mi coś zjeść, bo "wydechniesz na podejściu, które nas czeka". Ratuje mnie El robiąc koktail na bazie wody, izostara w proszku,mleka w proszku i białka serwatkowego WPC-80. Wmuszam w siebie solidny kubek o wskazanej treści, nawet to smakuje... Alik na dzisiaj zakłada... sandały i nie jest to głupie rozwiązanie. Pierwszy problem do rozwiązania: przeprawa przez Karaszurę. Problem się rozwiązuje sam. Przy hutorze Kulika czeka na nas mostek. W samym hutorze napotykamy Kirgiza z Dżigartal. Z mocnymi papierami, jak się okazuje. Polują tu na kozły. Są tu ich dwa rodzaje. Powszechny Kiik i Archar pod ochroną. Polują naturalnie na oba. Mięso tego drugiego wyborne... Przekonamy się o tym osobiście niebawem. Tymczasem popiwszy czaju przekraczamy Karaszurę i rozpoczyna się podejście uroczyskiem Tupczek... 400m w pionie i to prawie dosłownie! Szybko przeliczam to na wieżowce. 400m dzielone przez 28... Matko Boska... Karpiu wspina się w abstrakcyjnym tempie. Za nim Cichy i El. Ja idę z Alikiem i Bartkiem, który świadomie zamyka peleton. Wspiera kuzyna, który walczy z bólem jak gdyby nigdy nic.... Żeby mnie tylko coś podobnego nie spotkało! Rzuciłbym się do Karaszury z miejsca! Trójka liderów osiąga wzniesienie w niespełna godzinę! Mnie to zajęło 2,5 ledwie trzymając tempo Alika,który siłą rzeczy w sandałach szedł wolniej na tak niestabilnej, stromej ścieżce. Kierownictwo na górze ordynuje znalezienie osłoniętego noclegu w sąsiedztwie jakiegoś strumienia i na dzisiaj chwacit. To ukłon w stronę"cierpiących". Padam w namiocie jak kafka. Na kolację budzi mnie Karpiu: - Masz i jedz. Sił nabieraj, bo... wstanę! Normalnie się wzruszam po raz pierwszy. Kocham kierownika naszego! Dzień 3. El: - Dzisiaj czeka nas krótki dzień. Przeprawimy się przez Zurazamin i rozbijemy na początku doliny prowadzącej pod Gardani Kaftar. Nie ma sensu pchać się dalej. Wyjdzie z jakie 8km. Program przyjmuję z ulgą. Przez Zurazamin w czasach Grąbczewskiego chodziło się mostem śnieżnym ale w hutorze Kirgiz wspominał coś o moście kamiennym. Mieliśmy o niego dopytać na płaskowyżu Tupczek ale okazało się, że tutejsi Kirgizi praktycznie nie mówią po rosyjsku, tym bardziej, że głównie trafialiśmy na młodych.Jednym słowem nie ustaliliśmy nic ale nic to. Do przeprawy prowadzi wyraźna ścieżka i widać jej kontynuację po drugiej stronie rzeki. Zurazamin w południe tłoczy ogromne masy wody w szalonym tempie. Budzi to we mnie grozę. Każdy metr w dół potęguje zjawisko.... Dochodzimy na skraj ścieżki bardzo szybko (schodziliśmy w dół) pokonując różnicę wzniesień ze 300m. Dochodzimy i dupa... Zwężenie idealne na most śnieżny ale mostu nie ma. Gorzej, że kamiennego również... Karpiu schodzi do koryta rzeki i testuje możliwe brody. Taki malutki człowieczek w obliczu żywiołu... Symbolika pełna. Robi krok do pół uda w wodzie i ta nagle go porywa! Rzuca Karpiem jak piłką! Rany boskie! Na szczęście rzuca go na kamień, którego się Karpiu kurczowo chwyta. Wszystko z plecakiem... W dół szybko rusza Cichy i El ale kierownik wychodzi cały z opresji sam. Spotykamy się wszyscy na dole i szukamy owego kamiennego mostu. Nic z tego... Nawet najmniejszej szansy na przeprawę. Cichy wypatrzył wcześniej z Karpiem kilka głazów tkwiących w korycie rzeki i tylko one dają szansę przejść rzekę suchą stopą ale...? Ale trza teraz wrócić na górę i zrobić trudny trawers przez dwa żleby. Dopiero teraz widzę to, czego nie widziałem przy zejściu do koryta rzeki... STROMIZNY! Ponad 70% nachylenia ale to nie wszystko... Schodzimy ze ścieżki i brniemy przez gąszcza Ho. To taka kolczysta endemitka, połączenie jeżyny z różą. Nie jestem wstanie bez kijków przez to iść, nie raniąc się dotkliwie... Podchodzi do mnie El i odstępuje swoje kijki. - Ale... Wyreguluj je sobie pod swój wzrost. Mamy lewy trawers, więc lewy kijek sobie nieco skróć. - Ale... Ee tam... Nie lubię kijków... Są dla pedałów! Cha,cha. El znika w jakimś kosmicznym tempie, chwytając się na zmianę Barszczu Sosnowskiego i Ho... Masakryczna mieszanka zieleniny... Pierwszy pokonuje pierwszy żleb, potem puszcza przodem Karpia i Cichego, którzy szybko znikają mi z pola widzenia. El zostaje,jako łącznik optyczny. Jak to dobrze, bo mnie ogarnia przerażenie. Jest już tak stromo, że boję się o każdy krok. Jeden błąd i lecisz w kilkusetmetrową przepaść, kończąc w rwącym nurcie Zurazaminu... Równolegle Bartek wspiera Alika, który musiał założyć buty, bo w sandałach tu iść niepodobna. Wbijasz stopę w zbocze usypane drobnym piargiem jak na lodowcu...I tak kroczek za kroczkiem. Alik zupełnie nie kontroluje stopy w bucie, która mu w nim po prostu pływa. Mi, całemu posranemu ze strachu nie wypada narzekać, dlatego odmawiam pacierz za pacierzem, obiecując sobie, że jak tylko to się szczęśliwie zakończy, to... Ale to się nie chce kończyć! Staję przed żlebem i dostaję paraliżu. By ten żleb pokonać muszę jakby skoczyć z balkonu na balkon na 10-tym piętrze... Nie jestem wstanie... Uda mi drżą ale nie mam jak przykucnąć, oprzeć się... - Dawaj Cymek! No dawaj kurwa mać! Głos El`a jakby z tunelu jakiegoś... El... Nie mogę! Nie mam siły... - Rzuć mi kijki! Nie wiem jak to zrobić! Opieram się na nich ostatkiem sił, na szczęście dochodzą Alik z Bartkiem. Bartek najpierw pomaga mi się przeprawić, potem wraca po Alika... Wzruszenie nr 2. Siadam przy El`u... Ciężko oddycham...Boże jakbym ich teraz wycałował wszystkich! El klepie mnie po barkach... Dopiero teraz widzę, co widzę. Jego lewe przedramię jest całe we krwi, podobnie odsłoniętych dwoje goleni. Bartka golenie wyglądają podobnie, ramiona znacznie lepiej, bo szedł z kijkami. - El... Spoko, zwykłe zadrapania. To nie to, co spierdolić się na golasa w pokrzywy z drzewa. Nie śmiem pytać o oparzenia barszczem... Wzruszenie nr 3. Ruszamy. Jest trochę łatwiej ale jeszcze jeden żleb trza pokonać. El oddala się ekspresowo. Zatrzymuje się ponad 500/700m dalej, jako kolejny optyczny łącznik. Karpia i Cichego nie widać już od dwóch godzin. El kuca i czeka na nas. Dojście do niego zajmuje nam godzinę. Ma dobre wieści. Chłopaki znaleźli coś, po czym da się przejść na drugą stronę rzeki. Tak zakładają... Ja sobie nie wyobrażam innego scenariusza! Po kolejnej godzinie docieramy do skraju wąwozu. Widzę ogromne głazy, które tworzą kamienny most. Co za ulga! Jednak tylko do czasu, kiedy zsunął się po zboczu do nich Cichy... Wygląda przy nich jak Dawid przy Goliacie... Teraz zaczyna się wspaniały spektakl! Muszę tak ten opis zacząć. Próby Cichego sforsowania/znalezienia drogi wzbudzają tak ogromne emocje, że trudno jest mi je teraz wyrazić. Na zmianę modlę się za niego, to przygryzam wargi albo zamykam oczy. Kiedy kolejny raz je otwieram, nie wytrzymując wcześniej napięcia - Cichy jest na środkowym głazie! Hurrraaa!!!! Drę ryja ale nikt mnie słyszy! Po chwili Cichy ląduje suchą stopą na drugim brzegu. Za nim Karpiu. El zostaje na pierwszym głazie. Dołącza do niego Cichy i Karpiu tworząc jakby łańcuch dla nas. Ale trzeba tam jeszcze zejść. Z emocji nie zwracałem uwagi na ten "problem". To jak zsuwać się po balkonach zarośniętego wieżowca... Zajmuje mi to całe wieki. Tuż za mną schodzi Bartek z Alikiem. To, co zastaję odcina mi całkowicie prąd. JAK CICHY TO ZROBIŁ?!! Jest mniejszy ode mnie o dobre 10cm a tu zasięg ramion i nóg ma kluczowe znaczenie! Puszczam Alika przodem. Też jest chłop zmęczony, styrany... Przyglądam się przeprawie. Chłopaki już uzgodnili scenariusz. El, jako najsilniejszy (najcięższy) przyjmuje się na siebie opadające ciało Alika. To znaczy, Alik robi jeden krok do przodu, na ostatni mały kamień, z którego trza paść dłońmi/oprzeć się o kolejny - wielki głaz odległy o jakieś 1,20/1,30m... Alik to kawał chłopa, podobnie jak ja. Utrzymać takiego z plecakiem nie jest lekko. Alik pada, El chwyta go za ramię, przyciąga do siebie, w tym samym momencie Cichy chwyta Alika za plecak i...mamy chłopa szczęśliwego. Teraz Bartek. Piękny dubel. Szczęśliwcy! Kolej na mnie... Sytuacja się powtarza ale teraz, to już koniec... Naprawdę nie dam rady! Wtedy Bartek... wraca po mój plecak! Boże... Bartek Druhu! Wzruszenie nr 3. Niby jest mi łatwiej ale kiedy robię ten pierwszy krok i widzę szalejącą wodę w wąskim gardle, to ponownie mnie paraliżuje. Nic do mnie nie dociera, dopiero stek przekleństw El`a! Dobra, zbieram się! Robię krok, rzucam się rękoma na głaz i nagle... stopa mi się obsuwa na kamieniu, dłonie nie wytrzymują oparcia i lecę w dół!... ...moment wyświetla mi się życiorys. Znikam pod wodą i lecę nią porwany w czeluść ale... na czymś mnie zatrzymało! Coś mnie trzyma, jakaś zapora rozciągnięta między dwoma głazami! Zapora ma ręce! Ale ja nic nie widzę, to coś jest pod wodą! - Trzymaj się kurwa!!! Jest dobrze! Trzymam cie! Rany Boskie!!! To El!!! Drę się w niebogłosy - trzymam się, trzymam! - Postaw stopę na moim udzie i się odbij! Bartek przechwyci i wyciągnie cie na brzeg. Na raz, dwa, trzy! RAZ... DWA... TRZY!!! Odbijam się i ląduje na Bartku! Jestem roztrzęsiony ale szczęśliwy. Widzę teraz El`a rozpiętego między głazami po oczy w wodzie. Cichy z Alikiem szybko wiążą powertape cztery kijki w jeden "dyszel". Alik asekurowany przez Cichego podaje go El`owi. Ten się jego chwyta i zwalnia nogi (rozpięte w mega rozkroku). Zurazamin wyrzuca El`a w powietrze jak wichura styropian! Ale się El trzyma i chłopaki wyciągają go szczęśliwie na brzeg... Teraz trzeba tylko jeszcze... powtórzyć manewr! Tym razem wykonuję szybko polecenia Karpia w jakimś amoku i chwila moment jestem na drugim brzegu. Nic z tego nie pamiętam! Ot, znalazłem się na drugim brzegu i już. Karpiu uśmiecha się do El`a: - W życiu nie widziałem tak durnego zachowania! Trza mieć coś z czajnikiem nie tak! Trza było Wąskiego zostawić i wysłać sms-a Fazikowi, by se Wąskiego odebrał w Obichingoł a tak dalej mamy kłopot! Przywołuje mnie Alik... - Chcesz coś zobaczyć...? Strzeliłem 5 kadrów, by mieć jakąś pamiątkę z tej przeprawy. Padło na ciebie, cha,cha! Wszystko jest jak na dłoni. Kadr 1 - opieram dłonie o głaz. Kadr 2 - odpadam ale... równolegle widać El`a skaczącego przede mnie! Kadr 3 - znikamy pod wodą. Widać kawałek mojej czupryny. Kadr 4 - wybicie. Kadr 5 - lądowanie na Bartku. Szkoda, że nie ujęliśmy El`a w locie z kijkami w dłoniach Jeszcze to do mnie nie dociera, co się stało, poza krótką uwagą El`a: - Kurwa... zgubiłem okulary... To mnie przywraca do żywych. Wzruszenie nr 4. - Dobra dzieci! Jeszcze się z tego wąwozu musimy się wydostać. Za 2h zajdzie słońce i nie wysuszycie fantów a mokre buty, to nie jest dobry pomysł na wycieczkę. Drugie, jest jasne, że nie ma drogi powrotnej. Tyle ode mnie, rzucił Karpiu ruszając szybko w górę. Tych kilka pięter wspinaczki pokonujemy w kwadrans. Rozbijamy nieopodal,w osłoniętym od wiatru ogromnymi głazami miejscu. Do strumienia około 200m... Dobra miejscówka. Karpiu wyciąga cytrynówkę i bierzemy po solidnym łyku. - El... Jeżeli jeszcze raz usłyszę od ciebie: dzisiaj, to będzie krótki i łatwy odcinek, to... Wąski od razu ląduje w jakimś kolejnym "zulazula" bezdyskusyjnie. Przełęcz Gardani Kaftar osiągnęliśmy dwa dni później. Oj działo się po drodze. Może nie tak ekstremalnie ale emocji było naprawdę sporo. W końcu pomyliliśmy doliny Zejście do Langar w dolinie Obichingoł też z przygodami nie byle jakimi było. Łącznie z interwencją ratunkową dyrektora narodowego parku, któremu na ośle Dariuszu towarzyszył Słodki... Ostatniej nocy na szlaku, niebo było na wyciągnięcie ręki. Przed wschodem księżyca, bez "cienia" jakiejkolwiek łuny pstryknąłem moim Wielkim Kolegom fotę...Tylko tak byłem im wstanie podziękować za wszystko, co dla mnie zrobili... KOCHAM WAS. WZRUSZENIE NR 5. |
28.09.2018, 22:58 | #55 |
Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Lisków
Posty: 250
Motocykl: TransAlp PD06/PD10
Online: 6 dni 19 min 58 s
|
Wzruszenie nr sto.
Były wzruszenia Wąskiego Fassiego, ale zanikły. Za to pojawił się redrobo, który kiedyś zamilkł. Zaginął za to kraszanek, ale pojawiły się wzruszenia; gdzie z kolei zaginęły okulary Elwooda, ale wszyscy wypłynęli na brzeg, czy inne skały, chwilę później dosiedli czteropędnego zredukowanego Lublina i pojawili się w dziekanacie. Jednym słowem: pobędzie to chwilę, czy robić zrzuty z ekranu ? |
28.09.2018, 23:00 | #56 |
Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Lisków
Posty: 250
Motocykl: TransAlp PD06/PD10
Online: 6 dni 19 min 58 s
|
............
|
28.09.2018, 23:43 | #57 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: białystok
Posty: 2,652
Motocykl: ktm 640 adventure
Online: 3 miesiące 4 tygodni 15 godz 8 min 40 s
|
Z Dziennika Wąskiego.
Suplement. Wzruszenie - etiuda druga. Coraz częściej przysiadam się do El`a na prawego. Lubię słuchać jak z pasją opowiada o tym, o czym opowiada To samo mam z Fazikiem. Z nimi się człowiek nie nudzi ...Biwakujemy gdzieś między Chalajkum a Wanczem. Spektakularną miejscówkę "wyczuł Fazik". Nie stawiamy namiotów, rzucamy śpiwory bezpośrednio na płachtę. Pierwszy raz w życiu będę spał pod gołym niebem! Tymczasem w ruch idą wszelkie trunki wynoszone po kolei na naturalny, widokowy taras. Ostatni idzie El, trochę po omacku, bez czołówki. I jak nie zaklnie! Zaraz potem słychać ŁUP! Lecimy do El`a a ten cały w zasiekach! Myśmy je minęli... Szpetnie to wygląda... Dopiero teraz widzę w jakim stanie f-cznie były stopy El`a na szlaku. Jestem w szoku. Nic nie mówił... Teraz to wszystko "ładnie" rozorane drutem kolczastym! Na wierzchu żywe mięso... Kwadrans później pielęgniarze: Słodki i Karpiu kończą robotę, której efekt podsumowuje Fazik: - No wzorcowa Mumia 6! ...Jedziemy doliną Rotszkali. To taka namiastka Bartangu, bardzo modnej - jak twierdzi El - doliny, którą od jakiegoś czasu wszyscy próbują zaliczyć. - A tu cisza i spokój, prawda? Prawda. Na całej trasie spotkaliśmy tylko jednego Niemca na motorze, który zrobił wielkie oczy. El się nawet nie zatrzymał. - Nie czuję już takiej potrzeby. Na Świętojańskiej w Gdyni też nie przychodzi mi do głowy, by każdemu napotkanemu turyście powiedzieć: dzień dobry. Ja bym mimo wszystko chciał ale nie będę mówił Starszynie, co ma robić. Czuć u niego napięcie... posypał się El`owi plan powrotu i od jakiegoś czasu patrzy głównie na zegarek a nie na to, co się dzieje wokoło. Taki chwilami wielki nieobecny. Tym niemniej "kazał" wszystkim jechać pod Pik Engelsa i to dość bezdyskusyjnie. Akurat była inna koncepcja pory posiłku i El się... wściekł! - Się kurwa słuchajcie! I tam jeszcze trochę mniej delikatnych wyrazów się posypało. Pierwszy raz widziałem takiego El`a - milczałem jak trusia. Żalił się jeszcze długo pod nosem ale ja wiem, że to nie na nich tak naprawdę, tylko na fakt tkwienia jeszcze w górach, które powinien mieć już dawno za sobą. On to już wszystko widział, swoje przeżył... Jak już z niego zeszło, znowu zaczął być tym El`em. ...Do szczytu pozostało jeszcze około 150m w pionie. Tyle pokazuje GPS Słodkiego obecnie - 4910m. Nie wiem, jak to możliwe, ale tu jestem... Bartek z Karpiem odbili na wierzchołek pośredni, jeszcze nienazwany. Nienazwany do dzisiaj, bo od dzisiaj będzie to szczyt Bronisława Grąbczewskiego. Przed nami wierzchołek główny. Docieram na niego wykończony w 1,5h... Na szczycie oniemiałem... Czekali już tam na mnie: Cichy, Słodki i El... 5058 mnpm. W milczeniu przybili mi piątkę... Nie byłem ze wzruszenia wycisnąć z siebie ni jednego słowa... Panorama...? Nieziemska, galaktyczna... Odbieram to wszystko w kategoriach jakieś cudu... Że dane mi to było być dane... Trzy godziny później jako ostatni zwlekłem się do bazy. Bazą jest mały hutor z koralem dla owiec, bajkowe miejsce w bajkowym otoczeniu. Padam bez czucia na ryj, wbijam się w śpiwór... Mam dreszcze, jestem wyziębiony i przegrzany jednocześnie. Nie wiem, czy nie mam temperatury ale pal sześć... 20 minut później Bartek przynosi mi ciepły posiłek robiony w szybkowarze. Ten szybkowar, to był strzał mamy Fazika w dychę. Najpóźniej w kwadrans gotowe było najbardziej skomplikowane danie. Nie mam apetytu ale wmuszam w siebie kilka kęsów i to mi pomaga. Godzinę później jestem już rozgrzany na tyle, że mógłbym towarzyszyć wesołej coraz bardziej komandzie ale chcę celebrować "mój sukces" w samotności. Pobyć chwilę sam ze sobą... Cały czas się do siebie uśmiecham przy tym i tak zasypiam... |
30.09.2018, 21:16 | #58 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: białystok
Posty: 2,652
Motocykl: ktm 640 adventure
Online: 3 miesiące 4 tygodni 15 godz 8 min 40 s
|
Z Dziennika Wąskiego.
Narąbię się na finał... To znaczy jestem na najlepszej drodze do. Kupiłem sobie kilka browarów i siedzę sam. Nie mam fejsa, więc piszę maile ale na te tylko jeden kolega odpisuje... To też jest jakiś znak czasów... Nie mam oto żalu ale łatwiej mi o dziwo dzisiaj pisać niż dzwonić... Pisanie daje dystans a telefon nie... Musisz odpowiadać od razu... Pamiętam namiętną dyskusję w lazarecie pod naszą 5-tką, między Fazikiem i El`em, w temacie internetowej komunikacji... Fazik korzystał z dobrodziejstwa internetu a El w ogóle. Co to była za dyskusja... Aż się kierownik Karpiu wkurzył i kazał się El`owi zamknąć. No... "zamknąć" zacietrzewionego El`a... Lepiej poczekać, aż mamuty wyginą... Ale nie chodzi oto, kto miał z nich rację... Ważne jest to, czy masz z kim rozmawiać w ogóle... Tak, że ja z lubością słuchałem tych "kłótni", bo jak to jest...? Odnosisz wrażenie, że El zaraz zabije Fazika a za chwilę siedzą sobie we dwójkę, spożywają to, czy tamto i... jak gdyby nigdy nic... Jakby w ogóle to, co miało miejsce, nie miało miejsca... Do końca nie zrozumiałem tego ich "związku"... Jakiś dziwny "minus z plusem". A weź skrytykuj jednego z nich, w sensie osobno... El ci oczy wykole a Fazik nic nie powie ale wiesz, o co chodzi... Ech... Szukam teraz definicji przyjaźni... Bo po tej wyrypie, już nic nie wiem... |
02.10.2018, 09:22 | #59 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: białystok
Posty: 2,652
Motocykl: ktm 640 adventure
Online: 3 miesiące 4 tygodni 15 godz 8 min 40 s
|
Z Dziennika Wąskiego.
Minął tydzień... Co się może w ciągu tygodnia w życiu młodego człowieka zmienić...? Wszystko. Dzwoniła w niedzielę Wiera... - Cymek... Przyjadę po ciebie kochana. Nie potrzeba słów. Pod numer Wiery wgrałem organy Hammonda Johna Lorda z Lazy... Pod numerem El`a solo Blackmore`a z Place in line... Nie słuchałem dotąd Deep Purple... dopóki nie poznałem El`a. Private. Ci, co mówią o nim Elwood, kompletnie go nie znają. Tylko Mały Wielki Człowiek mówi, jak chce. Czasami Cichy... Reszta mówi El. Jak można inaczej...? Słodki pięknie to ujął swego czasu na koszulce podarowanej El`owi. Nic dodać, nic ująć. Jakoś mi duchowo do Słodkiego najbliżej. El nazywa go Paniczem z Podlasia. Nie zdążyłem dopytać dlaczego. Słodki stwierdził krótko. Przyjedziesz na Biesowisko - dowiesz się. Dzwonię do El`a i pytam o Biesowisko (które sobie wcześniej wygooglałem w sieci). - Nie ma żadnego Biesowiska i nie będzie. Chyba..., że je zorganizujesz... W sumie... mógłbyś... Dzwonię do Fazika i pytam się o Biesowisko. - Przyjeżdżaj! Ale ja nic nie wiem! - Oto chodzi. Przyjeżdżaj! Fazik... no weź coś powiedz! - Jesteś pedałem? No... nie. - No... To przyjeżdżaj. Dzwonię do Małego Wielkiego Człowieka. - Karpiu kochany, kiedy jest to Biesowisko? Jak zwykle ale mnie nie będzie najprawdopodobniej... - Ale kto mi udzieli jakiś informacji? Dzwoń do El`a... |
02.10.2018, 09:44 | #60 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: białystok
Posty: 2,652
Motocykl: ktm 640 adventure
Online: 3 miesiące 4 tygodni 15 godz 8 min 40 s
|
Z Dziennika Wąskiego.
Minął tydzień. Co się może w ciągu tygodnia w życiu młodego człowieka zmienić? Od tygodnia leżę i patrzę w sufit godzinami... Godzinami słucham Deep Purple... W sobotę zacząłem oglądać Blues Brothers... Skończyłem dzisiaj nad ranem... Padłem w końcu, jak kafka na ryj, jak po prowadzeniu Lublina całą noc... Wpadłem w czarną dziurę... Przekroczyłem horyzont zdarzeń... Na drzwiach pasażera Golfa przyklejonych było tych braci dwóch... To piękny film... W nim to, co nierealne, niemożliwe do wykonania na co dzień, staje się "chlebem powszednim", realizacją marzeń w życiu, którego ty jesteś twórcą... - Tak Wąski... Słuchaj duszy. Trzymaj się cnót Platona... Nie naśladuj ślepo a zajdziesz daleko... Boże... Moje wzorce legły w gruzach... Wstyd się do nich odwoływać w jakikolwiek sposób po tej wyprawie! Zaczynam doceniać wszystkie te proste czynności... Kąpię się statystycznie, co cztery dni i nie potrzebuję do tego ciepłej wody. Jem praktycznie raz dziennie. Wieczorem na kwadrans włączam telefon... Wtedy armagedon. Fejsa nie mam... To był mój potężny bonus u El`a i Fazika ale ja na co dzień siedzę w gwiazdach, nie na fejsie. Ich jest na szczęście zbyt wiele... |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
20-22.07 Rajd szlakiem VI Wileńskiej Brygady AK | Barył | Umawianie i propozycje wyjazdów | 1 | 12.07.2012 23:54 |
UKRAINA 16,17,18 września szlakiem szuter party | korba | Umawianie i propozycje wyjazdów | 4 | 19.09.2011 17:53 |
Rajd Szlakiem gen. Andersa | zbyszek_africa | Trochę dalej | 92 | 27.03.2011 01:00 |
Ukraina - misja i rajd szlakiem polskich zamków | diverek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 22 | 17.04.2010 23:08 |