Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13.08.2021, 23:44   #311
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,154
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 3 dni 18 min 31 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał mateo88 Zobacz post
Rafał, podsumowania, podziękowania, statuetki, medale to na koniec My tu nadal czekamy na dalszy ciąg relacji ! Emek jedziesz z tematem


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Spoko Mati. Jutro wracam i będzie ciąg dalszy.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.08.2021, 00:06   #312
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 14,069
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 2 dni 19 godz 18 s
Domyślnie

Dawaj Emek bo ochujec tu już można z tym co jest pisane.
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.08.2021, 20:50   #313
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,154
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 3 dni 18 min 31 s
Domyślnie

26 czerwca
Rafał dziś wyjeżdża do domu. Wstaję rano i gościa nie ma ale lukam wokół i bety są więc nie odjechał cichaczem. Przypominam sobie że zamówiłem mu śniadanie na siódmą. Więc pewnie poszedł kuszać. Dołączam do niego. Michał też wstaje, Rafał pakuje się na motór i wyrusza do Biszkeku.
Szkoda że tak krótko ale fajnie było lecieć razem.

My mamy w planie lajtową wycieczkę na Besh Tash. Planujemy ruszyć koło 9 i pobyczyć się nad bajorem całe popołudnie. Ruszamy do Toktogul, gdzie robimy zakupy i zaraz za miastem skręcamy na tracka. Ślad konsultowaliśmy z Samborem żeby czasem był przejezdny więc cytuję.
„jedno miejsce było trudne”
No to uspokojeni napieramy. Jest spokojnie i bardzo urokliwie.


Droga łatwa, piękna i zajebiście przyjemna. Wokół mnóstwo pasiek a w nozdrzach czuć morze kwiatów.
Pierwsze trudne miejsce to brodzik. Niezbyt głęboki ale woda wartka a zjazd i wyjazd strome. Postanawiamy nie lecieć na pałę tylko się przyasekurować. Jakoś idzie ale trochu się zmordowaliśmy.

No takie niby nic. Na foto w ogóle nie wygląda jakoś trudno i w sumie takie było.

Lecimy dalej a trasa pomału zmienia się z drogi w kozią ścieżkę a momentami nie wiadomo czy jesteśmy na szlaku. Tylko nitka na garminie wskazuje że jedziemy dobrze.



Po drodze mamy jeszcze 2 brody i te już nie są lajtowe. Głębokie, woda zapierdala tak że ścina z nóg. Mam ochotę się wycofać bo jesteśmy wyrypani solidnie ale dajemy radę. Pokonujemy kolejne brody, oczywiście nabieramy wody pełne buty więc morale nie są najlepsze , tym bardziej że zaczyna siąpić.
Kolejny bród jest bez brodu bo wody nie ma ale ten w sumie jest najtrudniejszy stromo w dół i w górę a potem podjazd po telewizorach. Gleby zaliczamy obaj. W końcu się jednak udaje i jesteśmy wyżej ale do szczytu przełęczy kilometr w górę i daleko. Jadę pierwszy i po paru minutach przystaję bo nie widzę Michała. Nasłuchuję ale cisza. Dobra poczekam jedną fajkę jak nie dojedzie to wracam. Nie zdążyłem wypalić. Michał dociera do mnie , znów była gleba. Jedziemy już totalną ścieżką dla zwierząt. Podjazd stromy, błotnisty ale z dala dostrzegam drogę wyrytą w ścianach. Jesteśmy w domu. Tak chciałem ale niestety nie. Pojawia się znikąd pasterz na koniu. Zaprasza na herbatę. Pada, w butach mokro, grec odmówić. Zostawiamy motocykle i idziemy te 100 metrów do jego bazy po błocie. Baza. Dużo powiedziane. Zadaszone plandeką coś co służy za pokój dzienny i miejsce do gotowania i druga dziupla do spania. Mieszka tu z żoną. Serwuje herbatę stale dolewając jak upijamy trochę a żona podaje podpłomyk z taką ostrą pastą z papryki. Smaczne ale sił nam wiele nie daje. Ustalamy co i jak, jak do drogi co na przełęczy i takie tam. Okazuje się że po drodze mamy 2 jęzory śniegu. Oczywiście z uśmiechem oświadcza że przelecimy bez problemu. No to próbujemy. Dolatujemy już do „normalnej” drogi na przełęcz. Może 300-400 metrów od obozowiska pasterza mamy pierwszy jęzor. Niezbyt długi.


Przelecieć się nie da. Jest bardzo grząski śnieg, moto tylko mieli w miejscu i tyle. Sprowadzić da się ale uznajemy że bezpieczniej będzie ruszyć z buta i zobaczyć ten drugi jęzor bo po chu się męczyć jak polegniemy na drugim. Jest jeszcze trzeci. Walimy z buta dobre kilkaset metrów pod górę. Drugi jęzor da się przejechać bokiem ale stroma ściana powoduje że lepiej się podasekurować ale przejedziemy. Trzeci już bardzo lajtowy i da się minąć bokiem.

Rozładowujemy motocykle i przepychamy się przez pierwszy jęzor. Jeden po drugim, schodzi nam z godzinę. Na podjeździe do kolejnego nie ma lekko bo są duże kamsztory i luźne łupki. Jest ciężko.
Mijamy drugi i trzeci jęzor. Jest nieźle. Dalsza droga jest jednak drogą przez mękę. Wielkie kamerdolce poprzeplatane luźnymi też dużymi. Nosz qva tragedia. Ale jakoś się udaje do ostatniej prostej na szczyt przełęczy. Tu jest dramat. Nie idzie tego pokonać bez pomocy. Walczymy jak lwy wzajemnie się asekurując i jakoś się udaje stanąć na szczycie przełęczy. Jesteśmy szczęśliwi. Na szczycie droga jest niezła i mamy zjazd więc zakładamy że będzie lajtowo. Błąd.
Zjeżdżamy z pierwszej agrafki, zakręt i prosta do kolejnej. Jak tylko skręciłem już widzę ogromny jęzor. Podjeżdżamy. Nosz qva tragedia. Jęzor ma za 150 metrów i zabrał całą drogę. Zwałowisko śniegu, kamieni i ziemi. Wypiętrzone na dobre 1,5-2 metry w górę. Nie ma szans tego pokonać w poprzek.
Rozglądam się i patrzę na szczyt przełęczy. Widzę że ten jęzor może i by się dało minąć od szczytu. Nawracamy oblukać bo tu nic nie wskóramy. Dojeżdżamy do szczytu a tam pierdolony pion. Nie zjadę po tym w dół. Za dużo wielkich kamerdolców a na tej stromiźnie mogę nie utrzymać śladu jak należy. Gleba i moto kukuryka się w dół dobry kawał a ja z nim. Ale mam plan. Sprowadzimy je jeden po drugim. Innych opcji nie znajdujemy więc zabieramy się za robotę. Najpierw jeden na próbę. Jakoś się udaje trochę we dwójkę sprowadzić ciut za połowę i stamtąd decyduję że już zjadę w dół żeby Michał nie musiał taki kawał podchodzić po pionie w górę. Już mamy zamglony wzrok, słabniemy z minuty na minutę, jest chooyowo. Nie mam siły i odcinać prąd zaczyna. Michałowi skończyła się woda a ja mam na rezerwie więc pijemy na zmianę po trochu z tego co zastało w camelbaku.
Zajmuje nam to w ciul czasu ale udaje się pokonać ten jęzor. Jest koło 19. Ruszyliśmy o 9 i od tej pory jedziemy bez posiłku. Nie liczę kawałka podpłomyka od chłopa.
Najgorsze jest podejście pod te zasraną górę. Sprowadzamy Michała i musimy odsapnąć ale czas goni bo słońca za godzinę spadnie a w nocy tu będzie nieciekawie, ponadto nie bardzo jest gdzie się rozbić.
Pewni tego że mamy już żużel za sobą ruszamy w dół ale długo to nie trwa. Nosz qva jego mać.
Znów jęzor.


Ten był na szczęście ostatni. Przepychamy motocykle bo tak łatwiej. Pojechać nie da rady a na biegu korzystając z napędu jeszcze gorzej bo się kopie i trzeba wyrywać motocykle ze śniegu. Tragedia.
Dalej droga jest już lajtowa. Zjeżdżamy w dół do rzeki a potem wzdłuż niej lecimy w kierunku Besh Tash. Do jeziora dojechać się nie da. Jest ukryte w kamerdolcach. Obok wypływającego z jeziora potoku biwakują jacyś ludzie. Mają ognisko. Michał proponuje żeby z niego skorzystać. Podjeżdżamy, zgadzają się żebyśmy zabiwakowali obok i wysuszyli buty przy ich ognisku. My jesteśmy tak wyrąbani że resztkami sił stawiamy namioty, gotujemy LYO, którego nie mam siły nawet zjeść więc dopychamy się półtoraszką browara, której nie jesteśmy w stanie nawet wypić. Do namiotu i spać. To był najcięższy dzień na tej wyrypie a chyba i w całym życiu nie miałem tak trudnej i wymagającej trasy usianej przeszkodami. Dobrze że udało się przebić bo byśmy tam zostali a nie było nawet szans na jakąś pomoc. Do najbliższego kunia daleko oj daleko.

Uwaga! Tradycyjnie będzie materiał wideo.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.08.2021, 20:55   #314
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,154
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 3 dni 18 min 31 s
Domyślnie

Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17.08.2021, 13:11   #315
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,154
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 3 dni 18 min 31 s
Domyślnie

Spałem chooyowo mimo zmęczenia. Nie mogę spać na 3000 m. Postanawiam w końcu rankiem zobaczyć to bajoro, do którego wczorajsza droga tak nas wykończyła. Jeziora w sumie są dwa i nie sposób dostać się do nich inaczej niż z buta lub konno. Wokół kamerdolce takie spore. Wczoraj widziałem jak dwóch lokalesów na koniach pcha się w wąski przesmyk to lecę jak i oni.
Z mniejszego jeziorka wypływa strumyk, bardzo ładny zresztą.



Miejscówka klimatyczna mocno, szczególnie w promieniach wschodzącego słońca.



Beshtash Nature Park to kolejny park narodowy Kirgistanu. Jezioro leży na wysokości około 3000 a żeby się tam dostać to trzeba wnieść opłatę (chyba). Jako że dostaliśmy się tam przez przełęcz Terek to sią rzeczy nic nie płaciliśmy ale na wjeździe że tak powiem normalnym jest post i coś tam pobierają. Większe jezioro w mojej ocenie też ładne ale to mniejsze jakoś bardziej mi się spodobało.




Nasi sąsiedzi pakują manele i się zawijają. My czekamy jeszcze aż wyschną nam lepiej buciory i też pomału zbieramy się do dalszej drogi.



Jesteśmy jednak mocno wypluci po wczorajszej wyrypie i postanawiamy znaleźć jakąś bazę nad zalewem Kirowskim w drodze na zachód. Najpierw trzeba stąd wyjechać. Droga jest łatwa i kolesie napierają dość szybko. My też się nie ociągamy i na jednym z zakrętów wpadam na lecącego moją stroną drogi lokalesa. Wciskam heble w opór ale już czuję że przód nie trzyma na luźnych kamerdolcach i moje działania są mało skuteczne. Szukam drogi ucieczki bo koleś co jedzie na mnie wyprzedza drugie auto. Nie mam wielkiej chęci próbować się zmieścić między nimi więc wybieram drogę w kierunku krzaczorów i pobocza, najwyżej się położę. Jakoś jednak koleś odbija, ja odbijam i mijamy się bezkontaktowo. Krzaków też udało się uniknąć.
Dolatujemy do postu gdzie jest wjazd, mijamy bramką dla ludu bo szlabanik zamknięty.
Dalej mamy nudną szutrówkę a potem już po czarnym jedziemy w kierunku Talas.
Na jednym z postojów odbieram ostrzeżenie od EL Patrona.
„Omijajcie Talas. Nic tam nie ma poza choojową milicją, która poluje na turystów.”
Talas ominąć się nie da za bardzo ale trzymamy parę kilosów poniżej dopuszczalnej prędkości. Patrol faktycznie był ale zajęty złowionym lokalesem. Lecimy dalej a upał jest sakramencki.
Jeżdżą jakieś grupy wyrostków całą drogą , bandy w czarnych mercach, bandy w białych mercach. Nie wiemy o co kaman. Jeden taki orszak niemal spycha mnie z drogi waląc całą szerokością drogi. Posrane gówniarze, akcja wyjaśni się później.
Wpadamy do Kyzyl Adyr a że pora obiadowa i widzę jak smolą szaszłyki to stajemy w knajpie. Pierwsza po prawej od wjazdu od Talas. Zwie się to "АКкОН". Szamiemy zupę zapychając szaszłykiem.
W trakcie obiadu podpytuję Sambora o jakąś miejscówkę na odpoczynek. Niby jest jedna ale słaba. Postanawiamy sprawdzić. Tutaj.
https://www.google.com/maps/place/42...65!4d71.588608
Rzeczywiście jest i faktycznie słaba. Duży parking , w ciul narodu a nocleg można popełnić w takiej budzie. Klima niby jest ale to jakiś barakowóz , wewnątrz łóżko podwójne , fotel i stolik. Kibla i wody nie ma a tego nam potrzeba. Poprać , posuszyć i się wykąpać. Upał nie do zniesienia i nie mamy zamiaru odpoczywać pod namiotami. Spadamy z powrotem. Miejscówki nie polecam. To jakby miejsce do kąpania dla lokalesów. Opłata za wjazd, można coś przekąsić ale tłumnie, syfiarsko i nieprzyjemnie. Wracamy bo mam na maps me jakiś obiekt w Kyzyl Adyr. Niestety niewypał. Obiekt faktycznie jest ale zamknięty i to lata temu. Podpytuję w sklepie. Jeden koleś strasznie chce pomóc, gdzieś wydzwania i za chwilę podjeżdża koleżka a jakże w białym mercu. Chce wynająć cały kwadrat ale ponoć ma ekskluzywny apartament i patrząc na nas chyba nie ma ochoty sparszywić go naszą bytnością. Nawet nie podaje ceny. Na odchodne rzuca żeby zapytać w knajpie, w której jedliśmy bo tam maja pokoje. Ruszamy zatem.
Wracamy do lokalu a tam nam wskazują obiekt na tyłach. Taki dość elegancki. Lokal jest tutaj.
https://www.google.com/maps/place/%2...1!4d71.5940115
No to podjeżdżamy, parkujemy ale drzwi zamknięte i nikogo nie ma. Włażę z boku po schodach bo widzę tam jakieś drzwi. Okazują się otwarte i widzę numerki na pokojach w korytarzu. To chyba to, bingo. Ale też nie ma żywego ducha. Wracam. Na wejściu napotykam kolesia i od razu dostaje zjebę za wjazd na pokoje w butach. Głaskam do trochu i ustalamy, że mają wolny pokój. Pokazują, no i bierzemy. Dogadani, pakujemy się do pokoju a następnie lecimy w magazyn po zakupy. Wejścia do sklepu pilnuje dwóch ważniaków w maskach (!) i bez masek nie wpuszczają. Nie mamy. Za 5 SOM już mamy. Kupujemy żarcie, piwko i melona i powrót na bazę.
Pakuszali, popili to poszli na spacer nad zalew. Gogle pokazuje chyba 5 czy 6 kilosów więc do wieczora się ogarniemy z powrotem. Lecim , podziwiając lokalne domostwa.

Bajoro jest nieciekawe. Do brzegu można dojść tylko w niektórych momentach bo jest po prostu grząskie bagno. Wykąpać się w tym tez nie mamy wielkiej ochoty. Na brzegu kilku wędkarzy poluje na coś bez powodzenia.



Spędzamy chwilę nad wodą ale że słońce spada to postanawiamy wracać. Na trasie powrotnej zgarnia nas lokales z ofertą podwózki. Korzystamy z radością. W aucie chyba trójka czy czwórka dzieciaków. Nasz kierowca jest policjantem lokalnym. Podpytuję zatem o co kaman z tymi bandami w autach jadącymi całą drogą. Okazuje się że to młodzież świętuje zakończenie edukacji. Cos jak matury czy jakoś tak.
Miło się gawędzi ale już jesteśmy pod bazą. Jeszcze tylko wspólne fotki i się żegnamy , dziękując za podwózkę. Pod obiektem tymczasem zjeżdżają się biesiadnicy. Okazuje się że bal będzie pod naszym pokojem. Jest duża sala bankietowa. Panienki i chłopcy odstrzeleni jak kornik na święto lasu. Ryczące V8 w mercach AMG wokół. No chyba nie pośpimy.



No to idziemy jeszcze do knajpy obok na kuflowe i do spania. O dziwo impreza jest dość cicha i wewnątrz prawie nic nie słychać . Tym razem spię jak zabity.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.08.2021, 21:45   #316
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,154
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 3 dni 18 min 31 s
Domyślnie

28 czerwca
Jak się okazało na wieczornym kufelku browca w knajpie w cenie apartamentu nad salą balową mamy również śniadanko. Więc jak tylko knajpę otwarli uderzamy pakuszać. A jakże jajecznica po ichniemu czyli jaja sadzone.
Po śniadaniu pakujemy bambetle i kierujemy się na stację zatankować i ruszamy dalej w kierunku przełęczy Kara Buura.
Mimo że jest wcześnie tutaj na zachodzie jest piekielnie gorąco. Nigdy tutaj nie byliśmy a bardzo chcieliśmy się przekonać jak chooyowy jest zachód Kirgistanu że prawie nikt tutaj nie zajeżdża. Uważam że to błąd. Nie jest może tak urokliwie jak na wschodzie ale ciekawie. Po prostu inaczej. Niestety droga mimo że jakościowo bardzo przyzwoita jest po prostu tragiczna bo walą nią ciężarówki na pełnym gazie, tuman pyłu unosi się na wiele metrów a widoczność jest niemal zerowa. Wyprzedzenie takiego zestawu gnającego 60 km/h jest sporym wyzwaniem.



Dodatkowo jedynie pod ścianami skał można znaleźć kawałek cienia. Z niecierpliwością chcemy dostać się na przełęcz licząc na kawałek chłodniejszego powietrza.
Jak jest pusto to leci się ładnie, jak coś jedzie a jedzie prawie cały czas to słabo. Lepiej nie puszczać przodem ciężarówki. Osobówek niewiele.

Zjeżdżamy na chwilę oddechu nad rzeczkę, ładną całkiem zresztą.

Taki mały wąwozik.

Po prawej właśnie przeszła ciężarówka , widać tumany pyłu.

W końcu dolatujemy do podjazdu. Jest tam jakiś kamieniołom czy coś takiego i właśnie tam gnają te gruzawiki. Sama przełęcz ładna. Pod szczyt aut jedzie niewiele.


Trzeba uważać na zakrętach bo tam jest tak rozjeżdżone że mamy dość głęboki kopny piach czy raczej pył.



Zjeżdżamy w dół. W dolinie płynie rzeczka.



Odbijamy na lewo i mamy taką sytuację.




Mimo, że to zachód i niby jest gorąco to śniegu leży sporo a mamy koniec czerwca.




Dalej lecimy już szeroką doliną, po prawej mamy rzekę płynącą głębokim kanionem. Jest w sporym oddaleniu od drogi ale strome ściany widać z daleka.




Pić się chce a zaczynają się wioski więc postanawiamy jedną spenetrować. Dobrą chwilę zajmuje nam znalezienie jakiegoś człowieka, który wskazuje nam gdzie jest sklep. Szopa na czyimś podwórku. Nie do zidentyfikowania dla niezorientowanych. Obsługuje mała dziewczynka lat może ze 12. Wkrótce dołącza do nas jej babcia lat 80, która mówi po naszemu naczy po rusku. Gawędzimy chwilę ale czas lecieć dalej.
Cały czas mamy szeroką szutrówkę i leci się sprawnie. Mamy porę obiadową i trafiamy do Jany Bazar. Wiocha jak wiocha ale widzę że jest stołowaja i postanawiamy tu zostać na noc bo upał i kurz dały na w doopę. Czas mamy i nigdzie nam się nie spieszy.
Znajduję na mapie obiekt pod nazwą Besh Aral Hotel. Hmmm. Zamknięte ale obok jakaś instytucja i otwarte, ktoś stoi. Wpadam zagadać i okazuje się że obiekt jest i nawet działa. Mankament taki że nie ma wody a kibel na ulice. Dobra , zostajemy. W środku przyjemnie chłodno. Koleś nam otwiera ,i zostawia klucze od całego obiektu bo nikogo tu nie ma. Okazuje się że jesteśmy w Muzeum Przyrody.

Wcale nienajgorzej.

Idziemy na miasto pakuszać ale kibel, albo zamknięte albo już wszystko wydali i nie ma co jeść.

No ale radzimy sobie jakoś.


Pakuszali to idziemy nad rzekę z planem żeby się wykąpać i walnąć browca nad wodą.
Najpierw trzeba go schłodzić.


Taka rzeczułka.



Woda niestety ma taką temperaturę że łamie kości i nie ryzykujemy kąpieli. Luzujemy nad rzeczką ale motocykle czas obejrzeć bo już dawno nie zwracaliśmy na nie szczególnej uwagi. Oblukamy czy wszystko bangla i przepierzemy filtry.


Słońce pomału spada to i my spadamy do spania wraz z nim. Motocykle parkują pod bazą strażników parku.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.08.2021, 14:50   #317
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,154
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 3 dni 18 min 31 s
Domyślnie

29 czerwca
Jako że mamy już podróżować lajtowo to nigdzie nam się nie spieszy. Wstajemy, szamiemy i niespiesznie zaczynamy pakować się na motocykle. W międzyczasie gawędzę ze strażnikami parku, podpytując co tu jest ciekawego i jaka jest ich robota. Koleś zeznaje że są tam jakieś pola tulipanów ale daleko (około 100 km) i do tego motocyklem się tam nie dojedzie. Jedynie konno lub z buta. Postanawiamy zatem kierować się pomału na Biszkek a postój mamy po taniości tam gdzie już byliśmy czyli na Sary Chelek. No to ognia. Najpierw chcemy jednak zobaczyć jak wygląda droga w stronę Besh Aral. Odbicie jest w kierunku wioski Ak Tash , tutaj
https://www.google.com/maps/place/Ak...3!4d70.6439781
Droga faktycznie jest ale leci trawersem nad brzegiem rzeki a do tego żadna z naszych map (maps me , garmin , google) jej nie pokazuje. Upał tutaj okropny więc dojeżdżamy kawałek ale postanawiamy zawrócić i zobaczyć co dalej po trasie.
Dojazdówka do Ak Tash


Dolatujemy do tego miejsca, droga się zwęża do koziej ścieżki. Tutaj zawróciliśmy.


Wzdłuż drogi powrotnej płynie rzeczka. Całkiem fajowa ale rwie mocno.

Kierujemy się dalej do zjazdu a potem dalej w kierunku Terek Say. Droga tutaj jest mało ciekawa, kurzy się okropnie stąd puszczam Michała przodem a sam kulam się daleko z tyłu bo pył wchodzi wszędzie. Jest tutaj kilka kopalni złota, całkiem nieźle zorganizowanych. Porządnie, czysto i schludnie. Wreszcie dolatujemy do jakiejś wsi gdzie postanawiamy się napoić. W sklepie obsługuje łebek lat może 10, zauważam taki oto produkt. Kto ma swoje lata ten pozna.

W okolicy Ala Buka Michał ma jakąś drobną usterkę, którą naprawiamy na nieczynnej stacji paliw.

Jest przynajmniej kawałek cienia bo upał tutaj zaiste nieznośny. Próbujemy też coś zjeść ale nie ma żadnej knajpy a ta co jest nie poda nic do jedzenia bo nie ma prądu. Leci się wzdłuż granicy z Uzbekistanem i pełno tutaj wieżyczek strażników. Fot nie robimy bo zatrzymanie grozi odwodnieniem i zatrzymaniem akcji serca. W końcu widzę przy drodze że dziewczyny smolą w knajpie szaszłyki. Zagaduję czy da się zjeść. Da się. To pakujemy się do knajpy zostawiając motocykle pod czujnym okiem dziewcząt. Chcemy zamówić szaszłyki i sałatkę z pomidorów i ogórków ale warzyw nie mają. Zagrałem jednak dyplomatycznie jak dziewczę po dostarczeniu szaszłyków zapytało czy czegoś sobie jeszcze życzymy wypalam że warzywna nariezka by była szczytem marzeń. I co? Za parę minut dostajemy choć nie było. Chyba któraś skoczyła do sklepu, kupiła produkty i zrobiły sałatkę. Wyraźnie dumne i zadowolone potem grupowo popełniły fotki z naszymi motocyklami , no i z nami również też oczywiście. Nam jednak w drogę czas bo robi się późnawo a mamy jeszcze kawał. Jedziemy i mamy odbicie na znaną już drogę na Sary Chelek w miejscowości Syny. Tutaj.
https://www.google.com/maps/place/41...2!4d72.0653692
Stąd mamy niecałe 3 dyszki bo bazy. Michał ma tam coś do zrobienia przy moto i tam zrobimy to na spokojnie, nocleg po taniości w jurcie i fajna miejscówka. Po drodze kupujemy jeszcze arbuza na popołudnie. Po drodze mijamy dwóch rowerzystów i za dala widać że Europejczycy.
Wreszcie docieramy na miejsce. Ładujemy się na bazę ale gospodarza nie ma. Syn tegoż oświadcza że jutra wolna i krzyczy 500SOM od łba. No lekko go pogięło idę do matki chłopca i mówię że parę dni temu było 150 a dziś 500 , o co kaman. Zgadzamy się wspólnie że 150 będzie OK.
Docierają do bram również rowerzyści ale odbijają się jak pingpong bo wjazdu nie ma więc szukają noclegu z ogromnymi problemami z komunikacją. Oferuję pomoc ale odmawiają. Jednak po paru minutach wracają skruszeni i chcą żeby im jednak pomóc bo nie mogą się dogadać. Gospodyni widząc mało kumatych krzyczy im 500 SOM od łba za namiot. Nie prowadzę negocjacji bo akceptują bez dyskusji. Chcą też kolację, którą organizuję dogadując temat z gospodynią. Będzie kurdak.
Z zaciekawieniem obserwuję jak gospodyni szykuje produkty na kolację dla Niemców a oni tymczasem wypakowują bety i rozstawiają namioty. Obładowanego roweru nie byłem w stanie unieść. Chłopaki zrobiły dziś chyba 70 km i są wypluci jak diabli. Lecieli przez przełęcz Kara Buura. Współczuję i podziwiam.

Podczas gdy chłopcy się organizują my chłodzimy cieczą arbuza.

Kolacja gotowa i jak się okazało to będzie dla wszystkich bo tak się Pani gospodyni nariezało. Korzystamy więc i my.
Niemcy przyjechali do KRG na 3 miesiące na rowery. Wybrali zachód bo tu niby płasko jest. Dobre. Naprawdę dobre. Ciekawe że nie wzięli własnych rowerów tylko wypożyczyli na miejscu. Nie wiem czy to sensowne brać cudzy rower za 300 juri skoro transport własnego kosztuje 150 jak zeznają. Nie kumam.
Częstujemy naszych nowych kolegów Biszkekiem, lekko się rozgadali ale szybko zawijają się do namiotów. Muszą być wykończeni tą drogą. Słońce spada.


To i my walimy w kimę. Zaczynamy od jutra kierować się na Biszkek bo chcemy po drodze liznąć jeszcze parę lokalizacji. Najpierw jednak zaplanowaliśmy przystanek w znanym obiekcie nad Toktogulem.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.08.2021, 15:12   #318
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,154
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 3 dni 18 min 31 s
Domyślnie

30 czerwca
Kolejny dzień jest nudny bo mamy samą drogę w większości po czarnym. Jedyną atrakcję stanowi fakt, że Michałowi wykręciły się śruby od mocowania silnika, które na szczęście tak dzwoniły że udało się ich nie pogubić. Nawet nakrętka, która spadła i zakończyła podróż w zakamarkach płyty została namierzona i wydobyta.

Udało się wszystko poskręcać jak należy i pognaliśmy dalej. Klasycznie ominęliśmy bocurem pobór opłat a następnie zjedliśmy obiad w knajpie w mieścinie tuż za postem. Dojazdówka do turbazy okazała się łatwą przeprawą bo aut na trasie było bardzo mało a jedyny fakap to te zasrane tunele bowiem oświetlenie w naszych DR praktycznie nie istnieje i że tak powiem chooya widać w tunelu. Dobrze że są paski co rozdzielają pasy bo tylko to widziałem. Na szczęście tunele są krótkie.
Lądujemy popołudniem w bazie otdycha i walimy na kąpanko w dół. Nuuda.
Mamy jednak motocyklowe towarzystwo z Uzbekistanu. Nie, to nie jest CB500 to kitajska kopia.

W sumie najciekawsze jak zwykle w tym miejscu są zachody słońca.


Nudny dzień drogi, walimy w kimę a jutro lecimy w dolinę Suusamyr. Ponoć urywa doopę. Się zobaczy.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23.08.2021, 19:51   #319
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,154
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 tygodni 3 dni 18 min 31 s
Domyślnie

1 lipca
Dziś lecimy na Suusamyr. Poranne śniadanko mamy zapewnione w bazie ale level tego posiłku nie powala. Cóż, posiliwszy się ruszamy a w zasadzie zaczynamy pakowanie. Łapiemy się na śniadaniu z Uzbekami, którzy przyjechali tu żyguli rocznik 74 oraz motocyklami. Byli na zlocie nad Issykiem a obecnie wracają. Zapraszają do Taszkientu. Mieliśmy taki pomysł żeby skoczyć do Uzbeków ale w sumie dobrze że nie podjęliśmy próby to z roztargnienia zapomnieliśmy kwitów celnych od Deniara co w sumie dobrze wyszło bo gdybym je odebrał to byłby totalny fakap. Ale o tym później.
Nie lubię drogi Biszkek-Osz ale ten odcinek w dole dolinki przy rzece mi się nawet podoba. Potem jak się wjedzie wyżej już jakby mniej. Zimno na tych przełęczach jak w psiarni więc postanawiamy zatrzymać się na kawę.

Buda jest przy tym pomniku.

Wewnątrz kilku gości i maluch.

O taki.

Technologia rally ma tu zastosowanie w budownictwie wszelakim co w sumie świadczy o zaradności i kreatywności tych ludzi.

Wcześniej konsultujemy się z Samborem czy w drodze na Suusamyr są jakieś stacje paliw i żarcie. Jedno i drugie ponoć jest. No jest ale tak my się dogadali że stacja Gazpromu gdzie mieliśmy tankować jest na głównej nitce, z której już zjechaliśmy podobnie jak i knajpy. Knajpę udaje nam się namierzyć i spożywamy łagmana. Sklep jest więc robimy zaopatrzenie na biwak ale stacji nie ma. Niby ją mamy na mapie ale w rzeczywistości nie ma nic. Zatrzymuję marszrutkę i podpytuję gdzie tu paliwo skołować bo nie chce nam się dymać z powrotem do M41. Wskazuje coś kilka kilosów przed nami na prawo od odbicia w dolinę. Jedziemy. Kurzy się niesamowicie. Stacji paliw nie ma ale jest sklep. W sklepie paliwo jest. Kupujemy po 10 literków aby dojechać do Kochkor.
Ruszamy w głąb dolinki. Jest wczesne popołudnie i mamy ochotę poleniuchować nad wodą.
Pierwszy strzał do rzeki i mamy zajebistą miejscówkę. Z drogi niewidoczna, opału w ciul, tuż przy rzece.

Może nie jest doskonale ale mamy wszystko czego nam trzeba. Obawa jest że jakby w górach popadało ( a się zanosi) i poziom rzeki się podniesie to nas zaleje ale cóż, będziemy obserwować.

My na szczęście mamy sucho, nie pada więc odpalany ognisko.

Długie Polaków rozmowy kończymy w towarzystwie Biszkeka późną nocą.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23.08.2021, 20:18   #320
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 37 min 48 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Emek Zobacz post
Kto ma swoje lata ten pozna.
Nie zna życia ten kto nie poczuł tej chmury
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:53.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.