11.11.2009, 21:01 | #71 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 38 s
|
Dzień jedenasty
biwak.jpg To jest ciekawe w Tadżykistanie. Choćbyś się zakopał 5 metrów pod ziemią i wyrzucił łopatę to nad ranem okaże się, że siedzi obok ciebie dziecko z przynajmniej jednym kumplem. ekipa.jpg Zbieramy tobołki i wjeżdżamy na drogę do Duszanbe. poczatek.jpg Droga nas zachwyca. Pniemy się w górę. Pod nami rzeka a nad nami góry. Droga to w zasadzie szuter i kamienie więc tempo raczej nie porywa ale gdzie tu się spieszyć skoro widoki urywają dupę? kanion1.jpg widok-z-moto3.jpg Robimy sobie przerwę w miejscu gdzie woda spływa po skałach z gór. Nabieramy wody, jemy arbuza, gapimy się widoki i moczymy nogi w strumyku. wikok1-2.jpg widok4.jpg Po jakimś czasie dojeżdżamy do zamkniętej drogi prowadzącej do tunelu, mającym nam skrócić drogę. Przed szlabanem miejscowi potwierdzają, że należy strażnika przekupić to puści. Po kilku kilometrach wspinaczki podjeżdżamy do wlotu tunelu. Z przejęciem wjeżdżamy do tej jaskini smoka… po czym po minucie wyjeżdżamy zdegustowani z drugiej strony. Co to miało być? O to cały ten cyrk? Wiadukt pod rondem grunwaldzkim dostarcza bardziej ekstremalnych przeżyć. droga-stroma5.jpg Jedziemy, jedziemy a tu nagle wyrastają przed nami 2 wielkie ziejące chłodem wjazdy do tunelu. Acha, no tak, więc to takie buty. Tunel ma ok. 5km długości rozciągniętych na wysokości 2670m. Powoli wjeżdżamy w ciemność. tunel1-6.jpg Zimno, ciemno, droga zalana wodą a do tego jeszcze woda lejąca się z sufitu. Za plecami znika światło na wjeździe a przed nami w oddali majaczy światełko na wylocie. Światełko na wylocie okazało się gazem jadącym z przeciwka. Kiedy nas minął przed nami pozostała tylko czarna otchłań. Jedziemy powoli omijając co głębsze kałuże i rowy. Przy końcu tunelu trzeba zjechać w boczny korytarz wykuty w skale. Tunel co prawda tez jest wykuty w skale, jednak ten korytarz nie ma obudowanych ścian betonem przez co czujemy się jak w jaskini. Zanim tam wjechaliśmy, przez dłuższy czas obserwowaliśmy walkę załogi kamaza, który utknął na wjeździe. tunel.jpg Kamaz zahaczył paką o wielki kabel wiszący u sufitu przez co nie mógł ani się cofnąć ani pojechać w przód. W końcu uwolnili się od kabla a my jaskiniowym objazdem wydostaliśmy się na zewnątrz. tunel-wyjazd7.jpg Od tego momentu jedziemy chińskim placem budowy. Na całym odcinku do Duszanbe dzielne żółte ludziki budują drogę i tunele. za-tunelem.jpg Na kilkanaście kilometrów przed Duszanbe zaczyna się nowiutki asfalt. Cieszymy się jak idioci z każdego zakrętu i większego przechyłu motocykla. Tak się pierwszorzędnie bawimy, że po chwili lądujemy w Duszanbe. przed-duszan.jpg Ale jak to tak? A gdzie mała wioseczka zagubiona wśród szczytów? Gdzie osiołki i ludzie w tradycyjnych strojach? Gdzie, ja się pytam te stada owiec pasących się na głównym placu miasta. Zamiast tego wjeżdżamy do nowoczesnego wielkiego miasta o szerokich 2 pasmowych drogach w każdą stronę. Człek niestety w pewnych sprawach jest ignorantem. Podobnie wyobrażałem sobie Khatmandu, które okazało się jeszcze większym miastem położonym na wysokości Zakopanego. duszanbe.jpg Od razu szukamy urzędu gdzie możemy dostać pozwolenia na wjazd do GBAO (w sensie w Pamir). Podjeżdżamy pod adres wskazany przez gościa na granicy i w efekcie lądujemy pod pałacem prezydenckim. palac.jpg Prezydent jednak jako człek zapracowany nie znalazł czasu aby wypisać nam pozwolenia więc strażnik kieruje nas do urzędu MWD gdzie się tym ponoć zajmują. Przebijamy się w korkach przez miasto aby wylądować w dzielnicy gdzie mieszczą się wszystkie ważniejsze instytucje państwowe, w tym ichnie KGB . Niespodzianka. Kto by pomyślał, że to kompletnie nie to MWD, które jest nam potrzebne. Dostajemy kolejny adres urzędu emigracyjnego, który na pewno jest tym właściwym. Po kolejnej rundzie wokół miasta stajemy pod tym „na pewno właściwym, jedynie słusznym urzędem” parking.jpg Panowie urzędujący nie zostali jednak poinformowani o tym, że są „na pewno właściwym, jedynie słusznym urzędem” i robiąc wielkie oczy kierują nas do OWIR. Jako, że topografia Duszanbe już nam z reki je po kilku minutach meldujemy się pod OWIR’em. Jedziemy za typem. Po 7 km wściekli wyjeżdżamy na zadupie przy dworcu autobusowym. Hotelik miesci się w podmiejskim domku. Całkiem fajny klimat, dużo turystów z całego świata (hotelik jest opisany w lonely planet) Koleś prowadzi nas do pokoju po czym radośnie oświadcza, ze 20 $ ale od osoby. Jestem pokojowo nastawionym człekiem ale w tym momencie mam ochotę temu wyżelowanemu pajacowi przypier… w pysk. Wykończeni idziemy spać. |
11.11.2009, 23:12 | #72 |
księgowy...
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Radom/Rzeszów
Posty: 1,479
Motocykl: KTM LC8 990 Adv.S 08' E-bike CUBE Fox full
Online: 4 miesiące 3 tygodni 5 dni 6 godz 18 min 12 s
|
Ładnie piszesz Czosnek i całą prawdę, to z urzędami to samo życie
Ale to jest Azja fabryka przygód pozdr. |
12.11.2009, 00:49 | #73 | |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 38 s
|
Cytat:
To niestety nie koniec urzędów |
|
12.11.2009, 00:53 | #74 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 38 s
|
Dzień dwunasty
O 9.30 nasze szczere oblicza wyrastają przed okienkiem w OWIR’ze . Jednak sam druczek to tylko połowa spełnienia Pana z okienka. Do pełni szczęścia niezbędny jest druczek z kasy, do której czym prędzej się udaję. Okienka kasowego strzeże Pan, u którego należy kupić za 1 sommona karteczkę uprawniającą chyba do podejścia do kasy. Wypisaną karteczkę Pan strzegący kasy podaje Panu w kasie i w ten sposób już bez przeszkód mogę uiścić 18 sommoni. Otrzymane potwierdzenie wpłaty wręczam uroczyście panu w okienku właściwym. -Jak to zawtra ? co też pan, no jak słowo daje!! My musimy dziś w Duszanbe wyjechać! Nam w Pamir nada! Dzisiaj a nie zawtra! Po chwili woła mnie do okienka. W okienku wita mnie sympatyczna pani w mundurze i bez zbędnej gadki rzuca „Zawtra” Jednak nie wie biedna, że oto stoi przed nią ex-student Politechniki Krakowskiej, który to zęby zjadł na Paniach z dziekanatu a jak wiadomo panie z dziekanatu to elita elit wśród urzędniczek. W drodze powrotnej samochód jadący przed Bartkiem hamuje, Bartek daje po hamulcach ale założone wczoraj opony uślizgują się i wali facetowi w zderzak, kładąc przy tym Afrykę. Podnosimy motocykl blokując przy tym Główną ulicę. Facet z samochodu jakoś specjalnie się nie przejął zderzakiem, zapytał czy wszystko ok. i pojechał sobie dalej. Po czterech godzinach wracam do okienka dzierżąc czekoladki dla Pani kapitan. Teraz to już jest nasza! Jednak tak czy inaczej mamy wrócić za 2 godziny. Nie mając już mocy walimy Siena trawniku przed OWIR’em i obserwujemy z daleka świat biurokracji. 3.jpg Kierujemy się na przełęcz Khaburabot leżącą na wysokości 3252 m. Po 50 km za Duszanbe kończy się asfalt a my cały czas pniemy się serpentynami w górę. 2.jpg Po 180km zapada zmrok. 1.jpg Zjeżdżamy nad rzekę za wioską. Księżyc zbliża się do pełni więc nie potrzebujemy latarek. Wysoko nad nami widać światła ciężarówek wspinających się po serpentynach. Leżymy na trawie i gapiąc się w księżyc pijemy wino. |
12.11.2009, 19:30 | #75 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 38 s
|
Dzień trzynasty
1.jpg 1a.jpg Cały czas wspinamy się w górę (w przeciwieństwie do wspinania się w dół i cofania do tyłu) po dziurawej drodze. Jazda w takich warunkach jest męcząca ale to co widzimy dookoła rekompensuje każdy wysiłek, aż budzi się dusza poety. O, witaj, droga ma rzeko! I oto znów jestem z wami, A byłem tak daleko! I patrzę w zachwycie na skały Na rzekę hen tam w dole I wołam zachwycony O kurwa !! O ja pierdolę!! 2.jpg 3.jpg Po zaliczeniu kolejnej dziury, motocykl zaczyna mi szarpać, i z paskudnym odgłosem tarcia ściąga momentalnie na lewo. Przekonany, ze to flak schodzę z Afryki a tu okazuje się, że tylna część błotnika wlazła pod górną krawędź płyty chroniącej silnik. Zdziwiony tego typu awarią wyciągam błotnik spod płyty i jadę dalej. 3a.jpg 3b.jpg Po kolejnej dziurze sytuacja się powtarza. Ponownie wydobywam błotnik, przy okazji zauważając, że z lewej strony urwało się mocowanie błotnika przy śrubie. Naprawiam to prowizorycznie i kontynuujemy jazdę. 4.jpg Przy okazji postoju na obiad (pyszne mięso, zupa, miska kefiru i ciepła lepioszka) zabieram się za naprawę błotnika. I jak na fachowca inżyniera przystało urywam śrubę. Kleję śrubę taśmą zbrojoną co na pewien czas rozwiązało problem. 4a.jpg Przed nami jedzie stare żiguli, które przy okazji przejazdu przez rzekę zamiast mostu wybrało bród, w efekcie czego utknęło na środku rzeki z woda wlewającą się przez drzwi. 4aa.jpg 5.jpg Gdy zatrzymaliśmy się przed samą przełęczą aby napawać się niesamowitą panoramą zatrzymuje się koło nas Wypasiona ciężarówka Mercedesa. Wyskakuje z niej Niemiec koło 50. Facet wybrał się na wyprawę z trzema kolegami z czego każdy jedzie swoim samochodem. 2 ciężarówki i 2 land rovery. W ciężarówce jest wszystko.. noo może jacuzzi nie miał ale też nie mogę tego na 100% stwierdzić. panorama.jpg 6-khabur.jpg Na samej przełęczy wita nas wojskowy, twierdząc, ze zdjęć nie można robić bo to strefa graniczna. Jednak za 10$ jest w stanie stworzyć świat bez granic. W delikatny sposób prosimy aby się cmoknął i jedziemy 20m dalej, gdzie trzaskamy zdjęcia dowoli. 7.jpg 7a.jpg Zjazd z przełęczy odbywa się po dużo lepszej drodze, więc dość szybko meldujemy się na poście kontrolnym u podnóża góry. 8.jpg Po dokonaniu formalności siadamy na motocykle. Bartek rusza przodem i po chwili znika za zakrętem. Przekręcam kluczyk, naciskam starter, kontrolki gasną i cisza…. Ponawiam próbę i… cisza. W tym momencie serce zjechało mi wątroby. Moduł padł… a może regulator napięcia… nie mamy zapasu, czyli jestem w dupie. Ani w te ani we w te. Blady ściągam siedzenie, żeby się dostać do narzędzi i widzę, że plastik trzymający akumulator się odkręcił. Okazało się, że w wyniku braku trzymania akumulator latał sobie swobodnie a co za tym idzie poluzowały się klemy. Takiego uczucia ulgi jak wtedy, nie przeżyłem od bardzo dawna. 9.jpg 8a.jpg Już po ciemku wyjeżdżamy za wieś szukać noclegu. Postanawiamy zjechać nad rzekę nad którą prowadzi wąska kamienista ścieżka. Pierwszy jedzie Bartek. Po ciemku nie zauważył, że dróżka kończy się głębokim piachem. Motocykl zarzuca, Bartek odruchowo podpiera się nogą, która dostaje się pod kufry i motocykl całym ciężarem kładzie się na tej nieszczęsnej nodze. Podbiegam do wrzeszczącego z bólu Bartka i podnoszę Afrykę na tyle aby mógł wyciągnąć nogę. Drugie tego dnia niesamowite uczucie ulgi. Noga cała. 10.jpg Ostatnio edytowane przez czosnek : 13.11.2009 o 00:48 |
12.11.2009, 22:39 | #76 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
czytam relacje z kolejnych dni i uśmiecham się pod nosem, bo przypominają mi się XIX wieczne opisy podróży dyliżansem (taka ichniejsza africa twin?). Od zapisów „wyczerpałem już był wszystkie pozycje, obroty, wybiegi…wszystkie nawet iluzje, na jakie zdobyć się może sztuka siedzenia” (walka z bólem kręgosłupa), po „widać, tym trzaskiem bicza, tem głośnem trąbieniem, że wjeżdża znaczna jakaś osoba podróżna, od niey to wielkich nowin dowiedzieć się można, Idę ją witać, zręcznie cokolwiek wybadać” Aaaa są też wierszyki okolicznościowe jak choćby ten, równie udany jak Twój „trakt ciasny i pokrzywiony, puste po drodze zagony, nędzne wioski i kościoły, to góry, to znowu doły, za brzydkim lasem, las drugi, trzęsące się mostki przez strugi. W miałkim piasku powóz tonie, że go ledwo ciągną konie. Lud niewdzięczny i łakomy, po kątach gościnne domy, a w nich naymniejszey wygody, ani chleba ani wody” p.s. no i oczywiście są też zapiski o urzędnikach
|
12.11.2009, 23:48 | #77 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 38 s
|
Dzień czternasty
Teraz będzie zdecydowanie więcej zdjęć niż tekstu bo co tu pisać, kiedy obrazy mówią same za siebie Tradycyjnie budzą nas trochę irytujące dzieci, więc szybko zwijamy się w drogę. 1.jpg Po drugiej stronie rzeki pojawiają się wioski. Widać ludzi, zwierzęta. Mając świadomość, że to Afganistan odczuwamy delikatny dreszczyk emocji, pomimo tego, że wioski niczym się nie różnią od tych po Tadżyckiej stronie. 2a.jpg Jedyną rzeczą przypominającą o tym, że nie zawsze było tutaj tak spokojnie świadczą znaki ostrzegające o minach. 2.jpg Z tego co się dowiedzieliśmy nie są to jednak pozostałości po wojnie afgańskiej lecz po tutejszej wojnie domowej. Zatrzymujemy się przy wraku wozu opancerzonego wysadzonego w powietrze na minie. 3.jpg Oczywiście robimy zdjęcia, łazimy, oglądamy, wąchamy. Kiedy wracamy na drogę po zaspokojeniu potrzeby taniej sensacji mija nas miejscowy samochód. Kierowca widząc nas przy wraku robi wielkie oczy i puka się zamaszyście w głowę. Widząc to nachodzi nas refleksja, że pole chyba nie do końca zostało rozminowane. Sztywni powoli kroczymy w kierunku drogi czekając na huk i lot w kierunkach wszelakich. Nie wyleciawszy w powietrze siadamy na Afryki i jedziemy na Rushan co chwilę mijając kolejne znaki z których uśmiecha się (bo w zasadzie nie ma innego wyjścia) czaszka z wymownym podpisem „Danger!! Mines!! 4.jpg 5.jpg 6.jpg Na skrzyżowaniu dróg jemy obiad z miejscowymi, którzy opowiadają nam troszkę o sąsiedztwie Afganistanu. Pytają czy tam też jedziemy, bo dla nich to nic nadzwyczajnego. Zapytani o wojnę mówią, że owszem gdzieś tam w głębi w okolicach Kabulu czy w Kandaharze się leją ale tutaj to cisza i spokój. Przypomniało mi to sytuację w Stambule kiedy to zobaczyłem na ulicy reportera TVN mówiącego z przejęciem o planowanych zamachach bombowych. Kiedy zapytałem miejscowego co się dzieję, ten wyśmiał mnie, mówiąc, ze zawsze tak jest gdy studenci wracają na studia i żeby wyluzować. Od tamtego czasu zawsze staram się doniesienia w mediach dzielić przez 10. 7.jpg Po kilku godzinach pięknej drogi dojeżdżamy w końcu do Rushan. 8.jpg 9.jpg 10.jpg 11.jpg 12.jpg 13.jpg 14.jpg 15.jpg Tam jemy obiad u bardzo miłej rodziny i wjeżdżamy w dolinę Bartang biegnącą przez sam środek Pamiru. 16.jpg Rozdział trzeci Czyli: 17-bartang.jpg 18.jpg 19.jpg 20.jpg Po raz kolejny widoki rozkładają nas na łopatki. Droga to pnie się w dół to opada. Momentami droga biegnie praktycznie na poziomie rzeki, która miejscami wcina się w drogę. Początkowo wjeżdżamy w te miejsca niepewni czy to tylko kałuża czy może głęboka dziura wyrwana przez rzekę. Zawsze przerażała mnie ciemna skłębiona woda. Rzeki w Tadżykistanie miejscami doskonale spełniały te warunki. Nie wiem czy jest tak zawsze czy tylko wtedy gdy topnieje śnieg w górach, tak czy inaczej nie chciałbym do takiej wpaść. 21.jpg 22.jpg 23.jpg 24.jpg Rozglądamy się za noclegiem, jednak oprócz drogi po lewej stronie mamy skały a po prawej rzekę. W końcu zatrzymujemy się przy opuszczonym domu z resztkami sadu. Schodzimy z motocykli, kręcimy się dookoła ale jakoś żaden z nas nie kwapi się do rozbijania namiotów. Odczuwamy jakiś dziwny niepokój. Oczywiście od razu wkręcamy sobie historię o złu, które zeszło z gór i zabrało mieszkańców. Za dużo strasznych opowieści w dzieciństwie sprawiło, ze dwóch zimnych twardzieli podróżników podwinęło ogony i pojechało dalej. 25.jpg 26.jpg 27.jpg Niedaleko jednak znaleźliśmy kawałek bezkamienistego brzegu pod wielką skałą. Pełnia księżyca, silny wiatr, góry i wino stworzyły magiczną atmosferę. Gdyby jeszcze tylko wymienić tego zarośniętego typa siedzącego obok na jakąś miłą panią byłoby już zupełnie romantycznie. 28.jpg 29.jpg Ostatnio edytowane przez czosnek : 12.11.2009 o 23:50 |
12.11.2009, 23:54 | #78 | |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 38 s
|
Cytat:
|
|
13.11.2009, 00:00 | #79 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Chełm
Posty: 41
Motocykl: RD07
Online: 21 godz 27 min 22 s
|
|
13.11.2009, 00:05 | #80 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 38 s
|
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... | sambor1965 | Trochę dalej | 400 | 23.02.2009 17:44 |