Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19.11.2009, 00:08   #141
czoko86
 
czoko86's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Warzno
Posty: 245
Motocykl: RD07
Przebieg: 61 tyś
czoko86 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 6 dni 12 godz 20 min 53 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał czosnek Zobacz post



Następna rzeczą był lot piękną parabolą nad kierownicą. Tak sobie lecąc zabieram po drodze ze sobą szybę wraz z kawałkiem owiewki, a że odpadł też kufer to już chyba nawet pisać nie trzeba.

naprawdę mocne kulałem się ze śmiechu jak o tym kufrze przeczytałem jeszcze się opanować nie mogę
a że czekam na kolejne części Twojej opowieści to już chyba nawet pisać nie trzeba
czoko86 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19.11.2009, 02:31   #142
jackmd
 
jackmd's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2008
Miasto: Wodzisław Sląski
Posty: 161
Motocykl: RD07a
Przebieg: 55000
jackmd jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 3 dni 38 min 12 s
Domyślnie

I znowu dzisiaj będę niewyspany, a jednocześnie ciekawy, co dalej....Sie ma.
jackmd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19.11.2009, 21:31   #143
Mitzrael


Zarejestrowany: Nov 2009
Miasto: Śląsk
Posty: 6
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Mitzrael jest na dystyngowanej drodze
Online: 11 godz 45 min 18 s
Domyślnie

Poprostu brak słów... nie pamiętam żebym kiedykolwiek z taką niecierpliwością czekał na kolejną część czegoś... jak narazie jedna z najlepszych powieśći podrózniczo-przygodowych jakie kiedykolwiek czytałem...a że momentami się smieje do łez to się wytnie... dajesz stary dalej
Mitzrael jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.11.2009, 01:45   #144
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 42 s
Domyślnie

Panowie. Wielkie dzięki. Bardzo się ciesze, że tak pozytywnie przyjęliście te wypociny
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.11.2009, 10:15   #145
ENDRIUZET
buszujący w zbożu
 
ENDRIUZET's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Szczecin
Posty: 678
Motocykl: RD07
Przebieg: 33.000
ENDRIUZET jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 13 godz 40 s
Domyślnie

Jak mówił Frank Lucas w filmie American Gangster ... "Swój chłop" jesteś Czosnek, swój chłop ... i za to pełen szacun.
__________________
Wszyscy leżymy w rynsztoku, ale tylko niektórzy spoglądają w gwiazdy.
ENDRIUZET jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.11.2009, 11:25   #146
puntek
 
puntek's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Raczyce/Wrocław
Posty: 2,015
Motocykl: RD04
Przebieg: 3 ....
puntek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 53 min 22 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał czosnek Zobacz post
Panowie. Wielkie dzięki. Bardzo się ciesze, że tak pozytywnie przyjęliście te wypociny
To ja już z wypiekami patrzę czosnek napisał dzień relacji będzie a jemu się za dziękowanie zabrało ...

dawać dawać dawać
__________________
AKTUALNIE SZUKAM PRACY!!! ale nadaję się tylko na szefa
puntek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.11.2009, 22:31   #147
Lucka
 
Lucka's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2009
Miasto: Gdańsk
Posty: 3
Motocykl: pasażerka Aprili RSV
Lucka jest na dystyngowanej drodze
Online: 0
Domyślnie

O żesz w mordę!!! Wyprawa i opis rewelacja Pełen szacun. Czytam z wypiekami, dzieci zaniedbuję... Książkę kupię na pewno, niech mąż też ma coś z życia hehe No i oczywiście czekam na c.d.
Lucka jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.11.2009, 23:47   #148
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,967
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 6 dni 11 godz 35 min 42 s
Domyślnie

Dzień dwudziesty piąty


Pakujemy się w deszczu i wracamy na „drogę”.

Przez godzinę przejechaliśmy 30km. Tłuczemy się po dziurach a najbardziej irytuje nas fakt, że jedziemy wzdłuż nasypu z nowiutkim asfaltem. Niestety oddzielony jest od nas zwałami piachu oraz rowami.

W końcu udaje się znaleźć miejsce gdzie z biedą, na czworaka przebijamy się na asfalt. No i oczywiście 300 m dalej był już zupełnie normalny wjazd….

Od tej chwili do samego Aktobe jedziemy eleganckim asfaltem.
W samym Aktobe trafiamy za korek.

Zapytany policjant odpowiada, że powodem wstrzymania ruchu jest wizyta prezydenta, który przyjechał…… otworzyć nową drogę. W milczeniu pojechaliśmy dalej.

Po godzinie błądzenia w Aktobe jedziemy w kierunku na rosyjski Orenburg.

Późnym popołudniem, w deszczu podjeżdżamy na granicę. Przed samą granicą zaczyna się ulewa. Szybko podbiegamy do pierwszej budki żeby się dostać przez szlaban pod wiatę.

Cieć w budce jednak jest wielce zainteresowany naszymi paszportami. Złośliwe bydle wertuje kartka po kartce nasze paszporty a my w tym czasie coraz bardziej przemoknięci zdążyliśmy już obrazić jego rodzinę na siedem pokoleń wstecz.

W końcu łaskawie podnosi szlaban i możemy schować się pod wiatą.
Przy papierkach znów jakiś młody celnik zaczyna coś do nas szeptać lecz szybko przestaje gdy zbiera się więcej osób.

Wracamy z papierami do kontroli bagażu a tam znów młody urzędas woła nas do kanciapy i zaczyna.

– Wracacie z Tadżykistanu…. ajajaj. Kraj niebezpieczny, duży przemyt broni, narkotyków i rubinów. Powinienem wam bardzo dokładnie przeszukać bagaże ale widzę, że jesteście zmęczeni więc was puszczę.

- Ooo balszoje spasiba - Standardowo udajemy tępote i chcemy zasiadać na motocykle.

- a nienienienie. Rozumiecie? PUSZCZAM WAS A POWINIENEM OBSZUKAĆ

- no tak tak baaaardzo dziękujemy! Czyli możemy jechać

- aj nienienie wiecie… powinienem was obszukać/

- no to obszukuj pan – Jednak nasza uwaga jakoś nie mogła przebić się przez już ukierunkowanie zwoje mózgowe urzędasa, więc dalej coś tam nawija, skrobie palcem o palec gotowy za chwilę urządzić teatr cieni aby obrazowo pokazać łapówę.
My jednak okazujemy się wyjątkowo odporni na pojmowanie delikatnych aluzji. Twierdząc, że nic nie kapuję wychodzę z kanciapy. Po chwili wypada Bartek zwijając się ze śmiechu.

Okazało się, że zdesperowany urzędnik wyciągnął banknot i macha nim przed Bartkiem.
- dla mnie Naprawdę? Dziękuje!! – z tępym wyrazem zadowolenia na pysku Bartek sięga po banknot.

Pomimo załamania psychicznego jeszcze nie pozwala jechać. Łazimy oglądamy z zaciekawieniem budynki i ogólnie zachowujemy jak turyści w Notre-Dame.
Czara goryczy urzędnika przelała się gdy wyciągnęliśmy się na ławce przed jego okienkiem prowadząc nieskrępowane rozmowy o życiu.

Pokonany, bez słowa oddał nam paszporty.

Strona rosyjska to już sama przyjemność. Szybko i sympatycznie.
Jako, ze zrobiło się już ciemno a deszcz nadal pada pytamy się o jakiś hotelik.

Jedziemy 90 km pod wskazany adres. Jest to motel głównie dla kierowców ciężarówek. Motocykle zostawiamy w motelowym garażu.

Po zostawieniu rzeczy w pokoju idziemy do baru. Bar jest przeglądem każdej możliwej nacji dawnego Sowieckiego Sojuza. Czujemy się jak w barze awanturników z gwiezdnych wojen. Brakuje jeszcze tylko jakiegoś osobnika ze słoniową trąbką zamiast nosa i mistrza Yody

Chłoniemy ten niesamowity klimat wpieprzając genialnego szaszłyka zrobionego przez Uzbeckiego kucharza. Całym tym samczym spędem rządzi drobna blondynka, której jednak jedno słowo wystarczy aby podpity wielki chłop schował się szlochając do kąta.

Pani okazuje się tak miła, że pokój, jedzenia a rano śniadanie dostajemy na krechę.
Czas na pierwszy od Ukrainy prysznic. Po kolei włazimy do kabiny, napawając się strumieniem gorącej wody. Nie muszę chyba mówić co z nas spłynęło… w każdym razie było to czarne, z kożuchem i chyba zaobserwowałem pierwsze oznaki samodzielnego życia.

Rozdział szósty

Czyli:

Kierowca Łady Samary nie wybacza błędów

Dzień dwudziesty szósty

Rano po śniadaniu Bartek jedzie jeszcze do banku wymienić kasę aby zapłacić za motel po czym ruszamy na Orenburg.

2.jpg

W Rosji widać już pierwsze objawy pięknej złotej jesieni więc jedziemy w słońcu zachwyceni krajobrazem.

1.jpg

W Orenburgu milicja na każdym rogu. Okazuje się, że do miasta przybył nie kto inny jak sam…….Prezydent Kazachstanu !!!! Ileż to będzie nowych tematów na plakaty!!!

Z Orenburga jedziemy na Samarę a stamtąd na Penzę i Toliatti.

3.jpg

Za Toliatti przekraczamy przepiękną Wołgę, która bardziej przypomina morze niż rzekę.

4.jpg

Przez most na Wołdze jedziemy w korku. Rosjanie są bardzo pomysłowym narodem. Z jednego pasa zrobili 3. 1 właściwy a oprócz niego jeden na poboczu i trzeci na lewym pasie.

5.jpg

Zatrzymujemy się w przydrożnym barze na szaszłyka. Za barem jest ogródek, w którym trwają różne imprezy. Przy motocyklach zagaduje nas jeden z uczestników odbywających się tutaj urodzin. Okazuje się , że służył kiedyś w Legnicy i bardzo miło to wspomina. Zwłaszcza jak go nasi spili na warcie oraz jak handlował zużytymi czołgowymi akumulatorami.

W końcu zaprasza nas do siebie na noc. Po chwili przyprowadza radośnie podpitą żonę. Żona potwierdza zaproszenie jednak prosi żeby poczekać jeszcze 40 minut na zakończenie imprezy. Po chwili poznajemy jeszcze przyjaciela rodziny który przynosi nam talerz winogron.

Całości sympatycznego obrazu dopełnia właściciel knajpy, który wręcza nam po lodzie o wdzięcznej nazwie CCCP.

Każdy spotkany Rosjanin na tym wyjeździe był niesamowicie przyjazny. Szkoda, że w Polsce panuje bezsensowna rusofobia napędzana przez polityków.

Rozważamy tez dalszą trasę. Początkowo chcieliśmy jechać na północ by wrócić przez Litwę. Jednak jesteśmy na granicy ważności wizy więc nie chcemy ryzykować i wybieramy drogę przez Ukrainę.

Urodziny musiały się jednak na dobre rozkręcić więc po 3 godzinach czekania postanawiamy jechać dalej.

Jedziemy nocą lecz nie jest to nie najlepszy pomysł. Po krótkiej jeździe słyszę za sobą pisk opon a w lusterku gwałtownie zbliżające się światła. Odruchowo chowam głowę w ramiona czekając na huk. Na szczęście jakoś wyhamował. Rosjanie jeżdżą ze sporą fantazją więc noc dla motocyklisty nie jest chyba najlepszą porą. Szybko zjeżdżamy w krzaki na noc.

6.jpg

Dzień dwudziesty siódmy

7.jpg

Z Penzy kierujemy się na Tambow. To nie jazda! To walka o przetrwanie! Pamiętaj synu, jeśli choć na 1/10 sekundy zawahasz się przed wyprzedzaniem to na twoje miejsce od razu znajdują się 3 Łady i to na ogół jednocześnie. Przetrwają najlepsi. Reszta nie zasługuje na to by żyć..

1a.jpg
2a.jpg

Tego dnia nic szczególnego się nie wydarzyło. Jedynym urozmaiceniem był pościg policjanta za Bartkiem.
Kiedy wyjeżdżaliśmy spod knajpy po obiedzie zauważyłem, że na głównej drodze jedzie za mną radiowóz. Zwolniłem i jadę sobie powoli. Bartek nie widząc policji wystrzelił do przodu.
Ja zwolniłem, policjant też. Ja przyspieszam, policjant też. Acha. Czyli to tak… Zwolniłem do… w zasadzie nie wiem do ilu zwolniłem bo przecie prędkościomierz nie rabotajet. W każdym razie jechałem jak pierdoła.

W końcu policjant nie wytrzymuje i włączając koguta rusza w pościg za Bartkiem. Rządny taniej sensacji cisnę za nimi. Policaj dopada w końcu Bartka. Zatrzymałem się w bezpiecznej odległości i obserwuję bieg wydarzeń. Widzę jednak, ze Bartek obrał słuszną taktykę na biednego idiotę. Co chwilę widzę tylko jego bezradne unoszenie rąk. Taktyka okazała się skuteczna więc bez strat finansowych jedziemy dalej.

3a.jpg

Przed Woroneżem jedziemy przez piękne jesienne lasy a że robi się ciemno rozbijamy się na noc w brzozach za cmentarzem.

4a.jpg

Dzień dwudziesty ósmy.

Dziś szybka piłka. Po przebiciu się przez Woroneż jedziemy na Kursk gdzie ku memu wielkiemu rozczarowaniu nie ma ani jednego czołgu.

1b.jpg
2b.jpg

Kiedy po dłuższej jeździe wjeżdżamy na rondo zatrzymuje nas stojący tam policjant.

Mówi nam, że nie mieliśmy prawa przyjechać droga, którą przyjechaliśmy ponieważ jest to strefa elektrowni atomowej czy czegoś tam innego związanego z promieniowaniem i należy się mandat.

- Mówicie po Rusku ?

- Da da kanieszna!!!!

- Noo to były napisy mówiące o tym, ze strefa zamknięta. Będzie sztraf!

- Aaaa no bo wiecie. My wprawdzie mówimy po rusku aaaale strasznie słabo a czytanie to już w ogóle katastrofa, więc zanim poskładaliśmy literki to już dawno minęliśmy znak. Gdyby jakiś szlaban albo co, to tak, to owszem ale napisyyy?

Jak się Państwo domyślają nasze tak inteligentnie przedstawione tutaj rozmowy po rosyjsku w rzeczywistości brzmiały mniej więcej tak:

- My mówię słabo. My też Czytają słabo. My nie widział tego nooo z napisami. Jakby stać ten no taki (tu następuje machanie rękami obrazujące szlaban). Mandatu nie. Mandatu nie trzeba.

Może ze zdumienia a może z powodu napromieniowania milicjant odpuszcza i każe jechać dalej.

3b.jpg
4b.jpg

Tym samym osiągamy granicę z Ukrainą. Ostatnie kilometry w Rosji to prawdziwa magia.

5b.jpg

Jedziemy przez małe wioseczki przy zachodzącym słońcu. Nad polami wisi pięknie pachnący dym z palonych liści. Na jeziorze, w którym odbijają się ostatnie promienie słońca kołysze się czarna sylwetka łódki ze stojącym w niej wędkarzem. Te ostatnie kilometry odkleiły mnie zupełnie od rzeczywistości.

Granica poszła bardzo sprawnie.
Dłuższa rozmowa była tylko z rosyjskim wojakiem, który 15 razy z prędkością kałacha pytał czy aby na pewno nie mamy broni i narkotyków. Zwłaszcza z brakiem narkotyków nie chciał się pogodzić twierdząc, że wszyscy motocykliści ćpają. Jego nadzieję obudził woreczek z proszkiem do prania u Bratka w kufrze (nie pytajcie po co Bartek brał proszek do prania bo nie wiem). Jednak nie przystał na moją sugestię aby se wciągnął ścieżkę przez studolarówkę w ramach analizy.

Śpimy gdzieś na łące.

6b.jpg

Rozdział siódmy

Czyli:

Wszystko co fajne szybko się kończy

Dzień dwudziesty dziewiąty.


Na Kijów jedziemy prostą, pustą a co najlepsze, świetnej jakości drogą a , że do tego otaczają nas piękne widoki to jazda jest czystą przyjemnością.

1c.jpg

Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w Głuchowie, gdzie jest piękny pałac oraz drewniany gród wyglądający jak Mirmiłowo. (Niech CO krwawy Hegemon!!!? - to jest test na znajomość klasyki )

2c.jpg

Wbijamy się na czteropasmówkę, którą jedziemy już do samego Kijowa. Kijów to potężne i nowoczesne miasto. Nad płynącą przez miasto Diesną powstaje nowe miasto. Taki jakby Manhattan w wydaniu wschodnim, czyli kupa złota, łuków i kopuł maści wszelakiej.

W pewnym momencie, na zatłoczonej 3-pasmówce pojawia się nasz zjazd. Bartek zjeżdza w ostatniej chwili, ja wyprzedzając akurat ładę drugim pasem nie zdążam.

Zjeżdżam w kolejny zjazd, którym dostaję się na właściwą drogę. No i owszem kierunek mam dobry tylko kur.. zwrot przeciwny a że jest to 3-pasmówka przedzielona murem nie mam szans zawrócić.

No i zwiedzam sobie Kijów próbując wrócić na właściwy tor. W końcu gdzieś tam skręciłem, gdzieś nawróciłem, gdzieś się wepchałem przez przejście dla pieszych i wróciłem do czekającego Bartka aby kontynuować jazdę we właściwym już kierunku.

Po 3 godzinach i 50km nadal jesteśmy w Kijowie...

W końcu udało nam się wydostać ze stolicy i pod wieczór minęliśmy Żytomierz. Zimno, mokro i ciemno. W tych pięknych okolicznościach przyrody wjeżdżamy głęboko w las na ostatni nasz nocleg pod namiotami.

3c.jpg

Dzień trzydziesty

Od rana grzeje słońce. Piękny jesienny las, w którym spaliśmy spowity jest we mgle… no magia, powiadam, magia.

4c.jpg

Po zwinięciu po raz ostatni obozu jedziemy na Równe, Dubno i Beresteczko. Im bliżej granicy tym biedniej ale jednocześnie, przynajmniej dla mnie piękniej. No ale ja mam skrzywienie na punkcie naszych dawnych kresów.

Jeszcze zanim zaczęły się gorsze drogi, podczas przejazdu przez jakąś wieś haltuje nas drogówka.

Zanim ich zauważyliśmy trzaskają nam 2 zdjęcia laserowym radarem. Mamy 80 na 40 więc oczywista będzie sztraf.
Otrzymujemy zaproszenie do radiowozu gdzie milicjant informuje nas o potworności naszego przestępstwa i wysokości mandatu.

Mówi o wysokości mandatu (co ciekawe nie płatne do łapy ale przelewem) oraz o 9 punktach karnych. Właśnie te punkty nas zaniepokoiły bo nie byliśmy pewni czy Ukraina podpisała z Polską umowę w tej kwestii.

No ale pan milicjant nieszczególnie chciał dać nam mandat. Zdecydowanie bardziej interesowało go wypisanie upomnienia. Za ten szlachetny czyn otrzymał po 10$ od łba (na propozycję 10$ za dwóch zareagował parsknięciem)

Tym samym, w ostatnim dniu za granicą otrzymaliśmy jedyny mandat wyjazdu.

Za Beresteczkiem chcąc odnaleźć miejscowość, w której nasz pradziad był dyrektorem szkoły zjeżdżamy na Burzany. Skąd piękną drogą a później piękną błotnistą drogą na azymut wyjeżdżamy w Tetewczycach.

1d.jpg

Stamtąd już rzut beretem do Niestanic gdzie właśnie chcieliśmy się dostać.

2d.jpg
3d.jpg

Jesteśmy w delikatnym szoku kiedy zapytani starsi ludzie pamiętali pradziadka.

Żeby było jeszcze ciekawiej, na lokalnym cmentarzu spotkalismy... Zygmunta Chajzera

4d.jpg

Z Niestanic szybki przejazd do Rawy ruskiej na przejście graniczne.

W tym momencie dziękujemy Bogu, że jedziemy motocyklami. Kolejka aut ciągnie nie na kilometry.

Zagadani ludzie oświadczają, że stoją od rana (jest ok. 21 w nocy)

Przy okienkach podziwiamy odbywający się tutaj cyrk. Ukraińskie celniczki otwierają okienka kiedy mają ku temu kaprys.
Jak kaprysu akurat nie mają, plotkują sobie radośnie i malują oczka. Gdy w końcu okienko otworzą. Przyjmują paszporty, z których do uchylonej szufladki wpadają wszelkiego rodzaju banknoty.

Po załatwieniu pieczątki, bokiem podjeżdżamy pod ostatni szlaban gdzie wyskakuje do nas z pyskiem wojak, wrzeszcząc, że kolejka jest, że będzie mandat za jeżdżenie bokiem i że mamy zjechać na bok i czekać Bóg wie na co.

-Przepraszam ale czy tutaj zawsze odbywa się taki cyrk – pytam na cały głos czekających w kolejce Ukraińców. Odpowiadają mi kamienne oblicza i wzrok utkwiony w dali.

Siadamy na krawężniku mając już wszystko w dupie. Na szczęście kolego wojaka okazał się normalny i kazał jechać dalej. Strona polska i już formalność. Na noc zajeżdżamy do znajomych mieszkających w Zamościu

Dzień trzydziesty pierwszy - ostatni.

Rano urządzamy sobie szybki spacer po Zamościu a następnie kierunek Kraków.

1e.jpg

Jedziemy jednak troszkę naokoło chcąc pozachwycać się jeszcze Zamojszczyzną. No i tak jakoś wyszło, że wylądowaliśmy w Sandomierzu.

Kiedy zsiadamy pod zamkiem z motocykli. Słyszymy za plecami głos

- Witam Panów.

Głos wydobywa się z eleganckiego Pana w garniturze i ciemnych okularach.

Eleganckim Panem okazał się JOJNA. Pech chciał, że Jojna obyty z Tadżykistanem więc musieliśmy mówić mniej więcej prawdę.

Pożegnawszy się, Jojna pojechał w swoja stronę, a my skoczyliśmy jeszcze na naleśniki na rynek.

2e.jpg

Po naleśnikach ruszyliśmy w drogę aby pokonać ostatnie kilometry tego wyjazdu. W Krakowie zatrzymaliśmy się jeszcze na stacji benzynowej gdzie zrobione zostało ostatnie wspólne zdjęcie. Uścisk rąk i już każdy na własną rękę powrócił do rzeczywistości.

3e.jpg

Tym samym wyprawa dwóch leszczy dobiegła końca

Podczas tych 31 dni przejechaliśmy 12 500 km wydając na łeb po 1000$ (nie licząc wiz oraz przygotowania motocykli)

Jeśli ktoś w was powtórzy za jakiś czas naszą trasę może stwierdzić, że miejsca, które opisałem jako trudne, które nas wymordowały dla niego okażą się całkiem łatwe.

Na tej wyprawie zdobywaliśmy pierwsze szlify w turystyce motocyklowej więc proszę czytać ta relację biorąc poprawkę na postrzeganie rzeczywistości przez takiego właśnie motocyklowego leszcza…. Hmmm … w zasadzie to taka informacja powinna znaleźć się chyba na początku……


Z poważaniem

Bartek und Czosnek

PS. Przepraszam za "zamerykanizowanie" niektórych nazw miejscowości ale na wyjeździe korzystaliśmy z węgierskiej mapy z taką a nie inną pisownią, co z rozpędu przeniosłem do relacji.

4e.jpg

__________________
Wiesz... taki kuter...


Ostatnio edytowane przez czosnek : 15.02.2012 o 14:58
czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21.11.2009, 00:37   #149
zombi


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Gdańsk
Posty: 1,155
Motocykl: exc 250 2T :)
zombi jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 4 dni 12 godz 15 min 2 s
Domyślnie

Super
zombi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21.11.2009, 01:33   #150
luki.gd
 
luki.gd's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Gdańsk
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
luki.gd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 13 godz 10 min 21 s
Domyślnie

no i chwilowo, mam nadzieję, nie będzie czego czytać wieczorami...
za to będzie można robić powtórki )

wielkie 'dzięki' za przybliżenie oddalonego świata...
luki.gd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... sambor1965 Trochę dalej 400 23.02.2009 17:44


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:54.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.