23.04.2024, 00:26 | #31 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 538
Motocykl: Brak
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 2 dni 12 godz 22 min 41 s
|
Brawo, piękna sprawa, czekam z niecierpliwością na dalsze oddcinki
|
23.04.2024, 09:34 | #32 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Jeśli nie naprawisz powertejpem, to już nie naprawisz.
Zbierałem się z samego rana z Safi od Yassima. Bardzo było mi żal wyjeżdżać od niego. Mój gospodarz to świetny gość. Chciał pokazać mi absolutnie wszystko. Zatem powiedział: "Chodź skoczymy jeszcze na plażę". Miałem dzisiaj w planie do przejechania 750 km. To dość dużo. Spojrzałem na motocykl i spojrzałem na niego. Dalej Yassime, jedziemy na plażę. I rzeczywiście warto było, bo plaża była położona w małej zatoczce. Niewidoczna w ogóle z zewnątrz. Było zupełnie pusto. Słychać było tylko huk oceanu. Fale przewalały się jedna przez drugą. Wróciliśmy, a mój motocykl czekał już spakowany. Choć niestety spotkała mnie smutna przygoda wczoraj. Pakuję torbę, patrzę i widzę że jest rozerwana. Rozejrzałem się dookoła i żadnego sklepu z takimi torbami nie widziałem. Chińczyk pewnie też nie przyśle pod ten adres. Rozważałem przepakowanie wszystkiego do reklamówek. Nic z tego jednak. I nagle błysk. Zawsze, kiedy jeżdżę na wyprawy mam ze sobą magiczną taśmę. Ona umie wszystko. I ratuje zawsze kiedy nie ma już nadziei. No to jedziemy. 15 minut roboty i torba jak nowa. A nawet lepsza, bo wzmocniona. Jestem pewien, że wytrzyma do końca wyprawy. Ruszyłem sobie żwawo w kierunku Dakla. Miałem świadomość tego że dzisiaj nie dojadę w to miejsce. Będę łapał jakiś nocleg po drodze. I oczywiście musiała też być obowiązkowa turystyczna fotka w Tantan. Te wielbłądy to totalna tandeta. Ale jest to jednak symbol na tej trasie. I ja też chciałem mieć taką fotkę. Już grubym popołudniem dojechałem na moją miejscówkę. Nie mogę tylko sobie przypomnieć nazwy tej miejscowości. Natomiast kolacja WOW. Stół suto zastawiony. A Ryba przepyszna. Dawno takiej nie jadłem. Zazwyczaj jem mocne śniadanie. Później po drodze coś przekąszę. I wieczór to czas na grubsze jedzenie. I teraz akurat wpasowali się idealnie w to czego potrzebowałem. W zasadzie już się zbierałem Żeby iść spać. A tutaj brum brum podjeżdża motocykl. Człowiek jechał z odwrotnego kierunku niż ja. To była dla mnie super informacja, bo był źródłem wiedzy na bieżąco. To był Dawid. Belg, który wybrał się w podróż motocyklową do Afryki Zachodniej. Głównie odwiedzał Wybrzeże Kości Słoniowej. Bardzo sympatyczny gość. Nie Mogliśmy się nagadać. Spotkanie i rozmowa płynęły sobie. Bezwysiłkowo. Padło z jego strony magiczne pytanie: "Czemu podróżuję?" Odpowiedziałem bez wahania: "Pierwiastek życia". Spojrzał na mnie. Widać było, że nazwałem to, co również jest w nim. Tak. Życie.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
23.04.2024, 09:46 | #33 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Go to Hel. W Maroko.
Właśnie w takim miejscu jestem. Dakhla. Kultowa miejscówka. Piękna zatoka otoczona wysokimi pagórkami. Wieje mimo to. Nie tak, jak przy oceanie. W sam raz na kite. Patrzyłem z zazdrością na ludzi śmigających na latawcach. I tak pewnie zostanie. Może nie zazdro, bardziej szacun i podziw dla frajdy w taki sposób. Jest w tym życie i energia. Pięknie. Zatoka Pucka jest jedyna ze swoim klimatem. Wiadomo. Ale tutaj też jest cudnie. Z kiedyś tam pamiętam, że Dahab był też niezły. Jak teraz? Nie wiem. Dzisiaj był pierwszy raz, kiedy byłem szybszy niż wschód słońca. 07.30 przy motku w gotowości, żeby odpalać. A tymczasem. Ciemno. Nic nie widać. I jeszcze to poranne dmuchanie. Chodzi o wiatr Nawiewa luźny piach i robi się mała burza piaskowa. Wreszcie około 08.00 pojaśniało i ruszyłem. Myślałem, że mi głowę oderwie. Aczkolwiek po jakimś czasie jakby było go mniej. O nie! Nie mniej. To ja przywykłem. Jechałem skulony do embriona i tak jakoś w tym regresie trwałem. Jak się zatrzymałem i wyprostowałem, to jakbym narodziny przeszedł jeszcze raz. ( Co ja tu wypisuję? Jakaś rozprawa psychoterapeutyczna mi idzie ). Starczy tej filozofii. Faktem jest to, że wiatr nawiewa piach na asfalt. Tworzą się piaszczyste wyspy. Wjazd w takie coś to pewna gleba. Nie ma inaczej. Wczoraj miałem zachwyt z jazdy nad oceanem. Chociaż też wiało. Dzisiaj przypomniał mi się dowcip o gościu, który kupił dom w Szklarskiej czy Karpaczu. Jak spadły pierwsze płatki śniegu też miał zachwyt. Później...pewnie już wiecie. I tak sobie pomykam. Po drodze również obowiązkowa fotka z promem Assalama, który utknął na skałach. To w miarę świeży temat. Z 2008 roku. I przy okazji trochę offu sobie zrobiłem. I tak sobie pomykam. I mijam rowerzystów. Coś mi mignęło. Coś znajomego. Ojczyzna, którą opuściłem kilka dni temu chyba się o mnie upomniała. Echhh. Znowu mnie poniosło. Flaga. Polska flaga była doczepiona do jednego z rowerów. No to heblach. To chyba rodacy. Taaak! Kraków i Warszawa. A jeden z nich to "prawiesąsiad". A Prawiesąsiad jest z Ursusa. Czyli zaraz za torami mieszka. Co za niespodzianka. Chłopaki robią tour po Maroko (a może Maroku ). Szacun. Jest pierwiastek życia
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
23.04.2024, 12:04 | #34 | |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 521
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 17 godz 27 min 0
|
Cytat:
pozdrawiam trolik |
|
23.04.2024, 20:52 | #35 |
Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Lubelskie
Posty: 523
Motocykl: CRF1000
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 20 godz 18 min 39 s
|
Świetnie się czyta
|
23.04.2024, 21:32 | #36 |
Zarejestrowany: May 2013
Miasto: Koziegłowy / Poznań
Posty: 135
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 72000
Online: 8 miesiące 27 min 6 s
|
Dobrze, że wróciłeś do pisania tutaj, Piast. Super się to czyta.
Wysłane z mojego SM-A528B przy użyciu Tapatalka |
23.04.2024, 22:11 | #37 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Zmęczyła mnie ta granica
Mam na myśli wjazd do Mauretanii. Byłem tam dość wcześnie. I żeby przyspieszyć wszystko wziąłem sobie lokalnego pomagiera. Czysta kalkulacja. Jeżeli szybko się odprawię to może jeszcze zdążę do Nawakszut. Plan był przebiegły i nawet możliwy do zrealizowania. Nie wiem, czy ktoś oglądał kiedyś bieg przez płotki. Ta odprawa wyglądała bardzo podobnie. Od podręczników przez celników i policję do gościa, który miał jeszcze zająć się motocyklem. W lewo w prawo trudno nawet się w tym połapać. Finalnie prawie w godzinę temat zaczynał się zamykać. I wracając do biegu przez płotki. Wyobraźcie sobie sytuację gdzie gość biegnie i biegnie i biegnie i na ostatnim płotku się przewraca. Chodziło o mistrza od ubezpieczeń. Na początku był. Później gdzieś poszedł. Później wrócił. Później z wszystkimi się pokłócił. I później wyszedł. I tak płynęły sobie minuty. Później kwadranse. Później minęła godzina. Później minęła druga godzina. I cały misterny tripplan poszedł....sobie. Pomyślałem sobie że może coś zjem skoro i tak tutaj siedzę. Niestety przede mną było jeszcze trzech Niemców. I zjedli wszystko. Jarek. Skąd wiedziałeś?😀😀😀 okej. Wychodzimy z polityki. Tak naprawdę ci Niemcy byli w porządku. Ale jest to też faktem że wyżarli cały ryż. Nagle zaczęło się jakieś poruszenie. Krzyki wrzaski, przepychanie. Wrócił gość od ubezpieczeń. I każdy chciałbyś pierwszy. Ten mój pomocnik był jakiś taki cherlawy. Ale skubany radził sobie dość dobrze. Potrafił tym cienkim ciałem wpiąć się między tłumek. i 15 minut później miałem swoje ubezpieczenie. Jakoś tak po 17:00 ruszałem z granicy. A byłem lekko po 13:00. I teraz do przemyślenia była nowa strategia. Co robić? Czy jechać do pierwszej miejscowości i szukać jakiegoś noclegu? Czy jechać ile się da? Coś się ze mną działo. Nie wiem dokładnie co. Coś na pewno dobrego. Jechało mi się świetnie. Kilometry przebijały się o jeden za drugim. I tak przejechałem prawie 200 km. Oglądałem się tylko przez ramię na słońce i się śmiałem w głos. Tym razem ja wygrałem. Zdążyłem przed zachodem. Przybytek, który znalazłem do spania nie można nazwać hotelem. Pokój miał okna. Tyle tylko, że wychodziły na korytarz. I jeszcze jak mi właściciel strzelił cenę to naprawdę byłem przygnieciony. Aczkolwiek z całą sytuacją poradziłem sobie dość łatwo. Po prostu powiedziałem że nie mam pieniędzy. I było to zgodne z prawdą. A czkolwiek mówi po prostu okej. Nie mam pieniędzy a jeść się chce i pić też się chce. I to jest ten moment, kiedy przyszła odpowiedź na pytanie które czasami sobie zadaję. Po co ja czasami wożę różne sprzęty? No właśnie po to, że jak przychodzi taki moment, kiedy są potrzebne to są pod ręką. Porcja żywnościowa. Butla z filtrem do wody. Sleepingback. Wszystko poszło w ruch. Wróciło życie.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
23.04.2024, 22:26 | #38 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
To czemu po polsku nie mówicie?
Jestem w Nawakszut. Z Chami nie miałem dużo kilometrów więc szybko tutaj się pojawiłem. Choć nie ukrywam, że ten wyjazd z mojego przybytku też był smutny. Śmietnisko plastikowych butelek. Bardzo smutno to wygląda. Świadomość ekologiczna tutaj jest chyba żadna. I nawet nie o ekologię chodzi tylko o poczucie jakiejś takiej wewnętrznej estetyki i higieny. Na razie nie zanosi się na to, żeby coś się miało tutaj zmienić. Afryka jest ciekawa. Zatrzymujesz się na chwilę tak po prostu. I nagle znikąd pojawiają się ludzie. Chciałem wymienić baterię w kamerce. I chwilę później wokół mnie zebrała się gromadka dzieci. Dzieci jak to dzieci śmieszne i wesołe. Chyba jednak nie byłem tutaj pierwszy, bo pokazywały na moje kufry. I chyba chodziło o to, żebym coś z nich wyciągnął dla nich. A w Nawakszut wbiłem sobie do hostelu który już wcześniej namierzyłem. I coś tam zacząłem majstrować przy różnych swoich urządzeniach. I słyszał nagle: "O hello! How are you?" Siema Marku z Czech który mieszkasz w Anglii przeprowadziłeś się z Monachium i podróżujesz z córką. Już wcześniej poznaliśmy się na granicy mauretańskiej. Bardzo ciekawy człowiek z tego Marka. Już już dużo wcześniej podróżował po Afryce. Jeszcze za czasów apartheidu. Wtedy to się dopiero działo. W Nawakszut koniecznie chciałem zobaczyć targ rybny.. i ogólnie całe wybrzeże z kolorowymi łodziami. Taka pocztówka z tego miejsca. I rzeczywiście warto było tutaj zajrzeć. Mnóstwo łodzi. I chyba Trafiłem w bardzo dobrym momencie, ponieważ właśnie były wyciągane na nabrzeże. To co się tutaj dzieje robi wrażenie. Wszystko działa bardzo precyzyjnie i bez zarzutu. Są rybacy na łodziach i robią swoje. Są ekipy z wózkami od wyciągania tych Łodzi na nabrzeże. Są ludzie od odbierania ryb i sprzedaży na targu. Wszystko działa idealnie bez zarzutu. W pewnym momencie coś się zaczęło dziać. I ludzie zaczęli biec tłumnie w stronę przypływającej łodzi. W pierwszym momencie pomyślałem, że może rekina złowili. Albo może że komuś coś się stało i trzeba pomóc. Przybrałem rolę gapia i ruszyłem w tamtą stronę. Nie było ani rekina ani rannych. Za to były plastikowe duże beki. Próbowałem się dowiedzieć co w nich jest I o co ta walka? Bo rzeczywiście była tutaj walka. Tubylcy łapali te beki i z nimi gdzieś biegli. Za moment biegło za nimi wojsko i dzielni wojacy te beki im wyrywali. Tłum krzyczał. Niektórzy z łapaczy beczek wpadali z nimi do oceanu i płynęli na nich. Jakiś kosmos. Zauważyłem, że między tubylcami kręci się jakiś biały człowiek. No to pytam po angielsku czy wie co tu się dzieje i czy wie o co tutaj chodzi? A chodziło o to, że z Senegalu płynęła jakaś łódź. I ta łódź już nie płynie. I wszystko już jasne. Tyle że to wyglądało jakby wojskowi przejęli tę łódź z Senegalu. I po prostu skonfiskowali cały towar, który był na niej przewożony. Oczywiście, że nigdzie tego nie odnotowali. Dlatego też właśnie tubylcy nie bali się podbierać ten towar żołnierzom. Oni natomiast biegali za nimi po plaży i odbierali to co sami zrabowali. Odlot. W beczkach prawdopodobnie było paliwo. I tak sobie prowadzimy konwersację z nowo poznanym kolegą. A w międzyczasie podeszła do nas jeszcze dziewczyna. Padło magiczne pytanie: "Where are you from?" Ja oczywiście odpowiadam że z Poland'u. "To czemu po polsku nie mówicie?" Olga i Albert. Co za spotkanie!? I tak sobie w ojczystym porozmawialiśmy. Olga jest podróżniczką. Albert robi reportaż o Mauretanii. Mega przyjemność spotkania
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
23.04.2024, 22:47 | #39 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Dobrze, że jest chłodniej. Już nie dało się tego wytrzymać.
Chłodniej oznacza, że temperatura spadła do 34 stopni. Temperaturą prawie 40 stopni przywitał mnie z Senegal. Nie jest to coś nadzwyczajnego. Byłem raczej na to przygotowany. Fakt, ciało cierpi. Ale moja psycha była nastawiona na jasne kolory. I jakoś mało mnie to przejmowało. Po prostu jechałem sobie wiedząc, że dzisiaj będę w Saly. Miałem właśnie taką rozkminę podczas drogi. Co takiego się we mnie dzieje? Pomimo, że jest tak gorąco jedzie mi się lekko. To po prostu emocjonalny banan. Pierwiastek życia. Wjeżdżając z Mauretanii do Senegalu można wybrać dwie granice Jedna z nich to Rosso. Jest to granica, którą wszyscy w duszy przeklinają. Dużo tam korupcji. I odprawa czasami trwa kilka godzin. Jest też druga droga i druga granica przez Dima. Mniej oblegana dlatego, że częściowo jedzie się tam bezdrożdżami przez park narodowy. Dla mnie wybór był oczywisty. Bezdroża i park narodowy. I to był świetny wybór. Dlatego, że mogłem sobie odświeżyć sposób jazdy off. Jest frajda. Emocjonalny banan rósł coraz bardziej. I granice też jakoś łatwo poszły. Bez żadnych natrętnych naciągaczy. Z policją, celnikami i służbami współpracującymi. Jeszcze spotkał mnie dodatkowy fart. Mogłem na granicy kupić ubezpieczenie "Brown Card". ECOWAS. Załatwia mi to sprawę ubezpieczeń na motocykl aż do Kamerunu. I spotkałem Niemców. Bardzo fajnych Niemców. Jechali swoim busem do St. Luis. Spojrzałem na ich samochód. Na dachu sprzęt do surfingu. Z tyłu motocykl do jazdy dookoła komina. No miło miło myślę sobie. Taki chill i na bogato. Się powodzi Jak to mówią. Też kupili sobie Brown Card tylko że oni na rok. Hmmm...na rok. Oj miło miło. Oczywiście zaczęliśmy rozmawiać z sobą. Klasyka pytań podróżniczych. Skąd? Dokąd? Po co? Tina i Kyle. Serio takie imiona. Chyba nawet lepsze niż Herman i Helga. Jechali właśnie do Saint Louis. Czyli jeszcze jakieś 35 km od granicy. Będą pracować w tutejszym szpitalu. Ona jest pielęgniarką. On jest lekarzem chirurgiem. I zamierzają zostać tu rok. A...ok. Sorry. To niesamowite jakie sobie wygenerowałem wyobrażenia i fantazje na temat tych ludzi patrząc tylko na to, co jest widoczne z zewnątrz. Dopiero zaciekawienie innymi ludźmi może zmienić wszystko. Cały ten obraz, który generuje się wewnątrz nas na temat kogoś. Wiedziałem już o tym wcześniej. Nic nowego tutaj nie piszę. A jednak wpadłem w taką pułapkę pomimo tej wiedzy. Doświadczenie do zapamiętania. Przyjechałem do Saly już dość późnym popołudniem. Głód. Poczułem głód. I robienie czegoś na głodzie nie jest wcale dobre. Szedłem sobie wieczorem ulicą i widziałem jakiś rozświetlony bar. Muzyka grała i nawet byli tam jacyś biali ludzie. Pomyślałem więc, że to musi być dobry adres. I co mnie podkusiło? Czemu ja w to wdepnąłem? Chyba przez ten głód straciłem instynkt samozachowawczy. Jakaś taka pizzeria pomieszana z dyskoteką i w dodatku jeszcze karaoke. Głównie Francuzi. Byli młodsi i byli starsi. I bardzo źle się na to patrzyło. Jakiś podstarzały Francuz. Pijany w sztok zaczynał łapać kelnerki za rękę i wyciągać ją do tańca. Inny z kolei ochrzaniał kelnerkę, że ma za dużo lodu w szklance a za mało napoju. Choć wcześniej kelnerka przyniosła mu szklankę z lodem bez napoju i widział dokładnie ile tych kostek jest. Inny natomiast podobny do Gerarda Depardieu tylko 10 lat później głaskał po ręku jakąś tutejszą dziewczynę. Minę miała słabą. Mam poczucie że Francuzi cały czas myślą, że są tutaj u siebie. I rządzą tak jak kiedyś. Totalnie zniesmaczony wyszedłem z tego przybytku i ruszyłem do siebie. Coś mi mignęło po drodze za drzwiami jednego z budynków. Trzy kroki do tyłu. Patrzę sobie a tutejszy właśnie wypieka bułki. Sam je robi i sam wypieka. No nie mogłem nie skorzystać z takiej okazji. Oczywiście że nabyłem od razu jedną taką bułę. A jak już zjadłem to wróciłem po następne. Nie ma przypadków. Już wiem po co byłem w tamtym przybytku. Chyba po to, żeby przypomnieć sobie czego nie chcę oglądać i w czym nie chcę uczestniczyć. A wrócić do tego co mnie interesuje. Życie. Już jestem na swoim miejscu.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
23.04.2024, 23:15 | #40 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 225
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 23 min 48 s
|
Khadim! To ja.
Wracam jeszcze do Dawida z Belgii, którego poznałem w Maroku. Oczywiście motocykliści i nie tylko, ogólnie podróżnicy wymieniają się różnymi doświadczeniami, pomysłami i dają sobie różne tipy. Póki co moto sprawuje się wyśmienicie. I życzyłbym sobie, żeby dalej tak właśnie było. Dlatego wiedziałem, że będę potrzebował zrobić serwis w najbliższym czasie. I dostałem taki namiar. Dokładnie w Saly. Mam też kontakt z Pawłem w Polsce. I z nim rozmawialiśmy o tym, jaki olej najlepiej wlać do motocykla w takich warunkach. Khadim to spoks gość. Jeździ. A jak! Skoro jeździ, to wie o co chodzi. A jeździ całkiem nieźle. Bo po pustyni. Czyli endurowanie na wydmach. To jest jego żywioł. Oj miło było i bardzo przyjemnie. I robota przy motocyklu sama tak naprawdę szła. Khadim zajął się olejem a ja filtrem powietrza. W sumie to tak się zastanawiałem. Wymieniać, czy nie wymieniać? No ale jak już zacząłem serwis to wymieniam również filtr powietrza. I całe szczęście, że się za to wziąłem. Bo jak wyjąłem stary filtr i go przechyliłem to wysypała się z niego całkiem niezła kopka piasku. To piaski Sahary Zachodniej. Robota dość szybko poszła. GS jest pod tym względem świetnym motocyklem. Zrobienie serwisu w trasie jest łatwe i nie zajmuje dużo czasu. Jeszcze kasa. Cały czas mam dolary. Nie mam euro. Okazuje się, że w tej części Afryki Zachodniej niewiele osób chce w ogóle przyjmować dolary. W hotelach to już zapomnij. Ale nie ma takiej opcji, żeby sobie z czymś nie dać rady. Trafiłem do małego kantoru przy głównej ulicy. I okazało się, że mieli bardzo dobre kursy. Na dolary i na euro. Po tych transakcjach mam już jakiś zapas. Coś co siedziało w głowie jest już wyjęte. Teraz mogę spokojnie iść na obiad. Ruszyłem w stronę plaży. Tam na pewno jest jakiś beach bar i można sobie coś zjeść. Takie miałem myśli. I oczywiście spotkałem też rybaków. Zatrzymałem się na chwilę żeby zobaczyć jak naprawiają sieci. Grzecznie zapytałem, czy mogę zrobić zdjęcie? I wtedy jeden z nich ruszył do mnie. Cała ekipa energicznie między sobą dyskutowała. Chwilę później ten, który do mnie ruszył stał już przede mną. Mówił coś po francusku. Ja mu na to: "no comprendo". Zresztą. Jakby ktoś do mnie zagadał po hiszpańsku, to tak samo bym mu odpowiedział. Przeszliśmy zatem na łamany english. W swobodnym tłumaczeniu jego wypowiedzi brzmiała: "Czy chcesz zobaczyć?" No też, co zapytanie. Jasne że chcę zobaczyć. Wszystko. Thierno zaczął mnie oprowadzać po całym targu rybnym i również byliśmy w takiej części, gdzie ryby są przygotowywane do sprzedaży. Ludzie dookoła reagowali jakoś tak w miarę normalnie. Owszem, byli trochę zaskoczeni tym, że biały tutaj przyszedł. Natomiast witali mnie uśmiechem, zupełnie na spokojnie. "Thierno, A gdzie tu jest jakaś restauracja? Taka wiesz, lokalna". Oczywiście, że wiedział. W końcu jest stąd. "Tutaj niedaleko moja przyjaciółka prowadzi taką restaurację. Chodź zaprowadzę cię". I rzeczywiście restauracja była dość blisko. W zasadzie taki bar rybny. Przemiła uśmiechnięta właścicielka przywitała nas z uśmiechem. Wellcome. Siadajcie rozgośćcie się. Przepyszne jedzenie. Zamówiłem sobie kalmary. I również mojego kumpla zaprosiłem na obiad. Fajnie się rozmawia. Fajnie jest to dlaczego nie? Thierno jest rybakiem, ale tak naprawdę pochodzi z wioski oddalonej 20 km od Saly. Pracuje tutaj cały tydzień. Wraca do siebie do domu tylko na soboty i niedziele. To tak samo jak część ludzi w Warszawie. Niesamowite podobieństwo. Jeszcze raz wróciła do mnie ta sama myśl z wczoraj. Co ja robiłem w tamtym przybytku? Dzisiaj też już byłem trochę głodny. Wiedziałem czego szukam. I samo przyszło. Pożegnałem się z moim kumplem i szedłem już powolutku w środę hotelu. Miałem się z różnymi ludźmi. Nagle jeden z nich stuknął mnie w ramię. WTF!? Nie wiem co dokładnie powiedział. Myślę że w wolnym tłumaczeniu mogło to brzmieć: "Siema kolo". Dopiero teraz załapałem o co chodzi. To mój kumpel z piekarni. Wczoraj od niego kupowałem bułki. Dzisiaj też tam idę. Do zobaczenia wieczorem.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Afryka zachodnia - info poszukiwane | adoado0 | Przygotowania do wyjazdów | 3 | 03.04.2018 18:26 |
Wizy Afryka Zachodnia | Piast | Przygotowania do wyjazdów | 5 | 28.07.2017 06:00 |
Afryka zachodnia marzec | wojxxx1 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 2 | 22.12.2014 12:29 |
Afryka Zachodnia z Sahary Z. | Neno | Umawianie i propozycje wyjazdów | 12 | 17.11.2014 12:06 |