30.09.2008, 16:10 | #11 |
Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
|
Macie, psiakrew żyć nie dają....
Kirgizja 5 sierpnia. 0 0600 Budzi nas słońce na błękitnym niebie i szron na motocyklach i namiotach. Po deszczu i chmurach nie ma śladu. Wybrane przez na miejsce wczoraj w nocy okazało się być bardzo malowniczo położone – tuż u wejścia do doliny. Zielono i ślicznie tutaj. Mamy 100 km do Karakol (dawniej Przewalsk) i bardzo ambitne plany na dotarcie na 8-go na chińską granice w Torugart. Zwijamy obóz, pijemy kawę i nie tracąc czasu na śniadanie (zjemy potem) podążamy za drogą. Oczywiście Afrykańską, szutrową. zielony biwak irma w namiocie.JPGpierwszy biwak.JPG zielony dojazd z biwaku3.JPG Mamy ambitne palny eksploracji gór w okolicach jeziora Issyk Kul a że dzień w plecy – wiec trzeba się sprężać. Póki co, kierujemy się na Karakol, gdzie zgodnie z planem mamy zatankować, wymienić kasę i kupić jakieś żarcie. Oto wykonana trasa dnia. mapa dnia_1297px.JPG Na dzień dobry wjeżdżamy na post ze szlabanem gdzie Kirgiz informuje nas o pobieraniu opłaty klimatycznej za wjazd na Jezioro Issyk Kul. 20$ Spodziewaliśmy się tego więc płacimy bez gadania. Facet sugeruje skrót przez góry, charoszaja daroga, no i ma być też krotsza. Zamiast 100 to 40 km. Daliśmy się nabrać, tak czy siak była stówka, za to droga była fantastyczna. Skrojona w sam raz na Afyki oczywiście. Długie kamieniste podjazdy, wymyte i wypłukane podłużne rowy, wszystko wśród pięknych zielonych i skalistych gór. Zachwyceni pokonujemy kolejne km i strzelamy fotki. zielone gory przed karakol.JPGzielony dojazd z biwaku2.JPG konie na rowninie.JPGsowieckoje.JPG Ku naszemu zdziwieniu naszą droga zapitala wielki ZIŁ. Biorę go lewą po jakimś luźnym szutrze, dupa zaczyna mi latać na prawo i lewo, zbliżamy się niebezpiecznie do wielkiego kola Ziła. Zaliczam opierdol z tylniego siedzenia, Irma nieprzywykła do szutrowych igraszek. Oj będzie musiała przejść jeszcze niejedno. Mijamy pierwsze owcze stadka, i zaczynamy zjazd z przełęczy Kan Tasz. No nie, niezła rozgrzewka jak na dzień dobry. Kilkadziesiąt minut później jesteśmy we wsi o swojsko brzmiącej nazwie Sowieckoje, tuż u podnóża przekraczanego pasma. Szybkie śniadanko w kolejnej mieścince (myląco nazwanej również Karakol – to jakaś zajebiście popularna tutaj nazwa. Wygłodniali wsuwamy jajka, kotlet w cieście, chleb. szutrowa do karakolu.JPG Próżno szukać w Kirgizji chleba, choć trochę przypominającego nasz - w Kirgizji chleb to plaski drożdżowy placek z nieco wyższymi brzegami, często z czarnuszką lub sezamem. Środek bywa dekorowany poprzez dziurkowanie. Nie kroi się go tylko odrywa kawałki – często służące do wymiatania potraw z miseczki lub jako pseudo łyżka. Bardzo nam ten chlebek odpowiada. chleb.JPG Za chwilę jesteśmy we właściwym już miasteczku Karakol i mamy pierwsza próbę zarządzania taką wielką grupą osób. Wszystko trwa niesamowicie długo, tankowania, wymiana walut zakupy... Schodzi nam z 2 h. zarzadznie w karakol.JPG Potem pokonujemy kilkadziesiąt kilometrów przyzwoitym asfaltem do miejscowości Tamga znajdującym się bezpośrednio nad jeziorem Issyk Kul. Jedziemy po rolniczej równinie cały czas zerkając w prawo w oczekiwaniu na pierwszy widok jeziora. Wiedziałem że ma być duże i niebieskie, ba, widziałem nawet jego zdjęcia, ale moment, w którym wyłoniło się miedzy krzakami zaskoczył mnie. Pomyślałem przez moment, że jestem w Grecji. Ten kolor niczym nie ustępuje Adriatykowi. No i jest ogromne. Na horyzoncie w delikatnej mgiełce majaczą łańcuch górskie, przyprószone śniegiem. Jezioro ciągnie się wśród zieleni na Zachód przez około 100km. widok na Issyk.JPGWidok na issyk2.JPG My jedziemy kilkadziesiąt kilometrów za miejscowość Barskoon w okolice wiochy Tamga, w której jest planowany nocleg. Mamy tez tu gdzieś spotkać się z Prezesem w bialej Toyocie Land Cruiser i Przemkiem - jego synem. Oddzielili się jakoś od kawalkady Naszych Patroli i przyjechali tu przez Biszkek. Jest kolo 2 po południu, słońce w zenicie, dobrze powyżej 25 stopni Celsjusza. Tak sobie jedziemy i w Okolicy Tamgi na słupku przy drodze widzę biało czerwoną flagę. -Patrz, jacyś Polacy tu są, ale jaja – mówię do Irmy. I pojechaliśmy dalej. Po 10 km mija mnie jak rakieta Sambor na swoje babci. Zajarzyłem, że ta flaga to znak był… Zwalmy to na upał i niewyspanie, w końcu w Polsce dopiero 1000 a my już od 8 godzin na nogach. Zawracamy, z 10km ujechaliśmy zanim nas złapali. Skręcamy, na malutką piaszczystą plażę nad samym jeziorem. Cóż Kirgizi do czyścioszków nie należą – wszędzie walają się śmieci, szkła, i wszystko, co przyniosła woda. Jest też Prezes i Przemek, Wyglądają na zrelaksowanych w swoich leżaczkach i zimnym piwkiem z lodówki. prezes.JPG Mała dygresja o Dzipach będzie. Otóż dzipy to trzy Nissany Patrole GR i Toyota Prezesa. Dzipowcy nie lubią jak się o nich mówi o nich Dzipowcy. To mniej wiecej tak, jak my nie lubimy Pastora za to ze jeździ beemką albo w ogóle tak jak kochamy inne motorki niż Afryki. Otóż Dzipowcy, doskonale wczuwają się w klimat i nazywają nas w rewanżu Harlejowcami. Dzip Dzipowca to wersja wyprawowa rejli, 7 osobowa maszyna przerobiona na dwuosobową. Rresztę zajmuje przestrzeń bagażowa. Otóż przestrzeń bagażowa musi pomieścić wszystko. Znajdziemy tam wiec lodówkę, nie jakaś tam popierdułkowata mini-lodóweczka turystyczna, tylko wielka, kurwa, lodówka zdolna pomieścić piwo dla całej wyprawy. Na miesiąc. Oprócz tego przestrzeń mieści stół z krzesłami, kuchnię z pełnym wyposażeniem i w ogóle wszystko co się ma w domu i co może się przydać. Sławetna lista im. Podosa to mały pikuś przy tym, co można znaleźć w przestrzeni bagażowej. Oczywiście, jakby owej przestrzeni bagażowej było mało, cały cztero metrowy dach jest tzw przestrzenią bagażową dachową. W technologii rejli rzecz jasna. Tam znajdziemy koła zapasowe, zbiorniki na wodę do mycia i picia, przenośny prysznic, wielką ilość kanistrów, różne skrzynie NieWiadomoCoMieszczące i wiele, wiele innych, niezwykle przydatnych szpejów. toyka rejliy.JPGpatrol Y61 rejli.JPG Dzipowcy, gdyby to czytali, pewnie unieśliby się świętym oburzeniem. Pewnie podle by stwierdzili, że musieli to wszystko wyrzucić na dach żeby pomieści rzeczy harlejowców, które ci, co chwila im podrzucali. Ba, nawet podrzucali im swoje kobiety w chwilach ich słabości lub innych przyczyn obiektywnych, o których w innym rozdziale. Trochę w tym prawdy musi być, deprawacja harlejowców postępowała proporcjonalnie do przejechanych kilometrów. Ale oczywiście najszybciej wykryli, że piwo jest zimne, kiedy stoi w lodówce a motocykle „idą” lepiej z kuframi na dachu. patrol rejli.JPG Ale wróćmy do naszej plaży, wygląda, że mimo wczesnej pory tu zostaniemy na nocleg, rozdaję wiec worki na śmieci i szybko doprowadzamy teren „bazy” do porządku. Mimo wysokości 1800 metrów n.p.m. jezioro jest cieplutkie, rzucamy się więc w jego lazur, rozkoszując się przyjemna wodą po całym dniu. Słońce opala tu błyskawicznie, więc filtry 50 (rejli) idą w ruch. Ikapiel issyk.JPG spalone plecki.JPG Sielankę psuje nam wiadomość z Chin- granica jest zamknięta na skutek zamachów na policyjne posty w prowincji Xingjang – czyli tam, gdzie jedziemy. Zamieszkujący tą prowincje muzułmańscy Ujgurzy – rdzenni mieszkańcy tego regionu zostali podobnie jak Tybetańczycy i Mongołowie zostali najechani i przyłączeni na siłę do Państwa Środka. Naród ten, szykanowany i zastraszany postanowił w świetle jupiterów olimpijskich przypomnieć światu o zbliżającej się zagładzie swojej kultury. Zamach bombowy na chiński posterunek i śmierć 18 policjantów skutecznie zablokował nam możliwość wjazdu. No i dupa, co teraz. Naradzamy się, ustalamy się ze trzeba czekać w Kirgizji i kręcić się w okolicy granicy, aby na sygnał ponownego otwarcia granic wjechać do Chin. Na razie postanawiamy zweryfikować informacje uzyskane od naszego Chińczyka. Wkrótce Onet je niestety potwierdza. issyk narada.JPG Tak wiec zakładamy bazę, zostajemy na naszej plaży i eksplorujemy okoliczne góry. Jojnie ten plan nie pasuje, bo umówił się z chłopakami z grupy Afrykowo-Alpinistycznej TUTAJ LINK że przywiezie im czekany i pozostały ekwipunek wspinaczkowy nad Jezioro Song kul. Ich plan to zdobycie Piku Lenina – najwyższej góry Kirgizji. Bez sprzętu ani rusz. Agnieszka nie chce słyszeć o samotnym maratonie Jojny tam i z powrotem 500km. Nowy mąż w końcu, ktoś musi być rozsądny. Wkrótce Jojnowie znikają za zakrętem. Mają być jutro z powrotem. issyk jojna odjazd.JPG A z plaży grupa chętnych wyrusza „na pusto” doliną rzeki Barskoon w stronę kanadyjskiej kopalni złota. Ok. 50 km traską piękną równiutką szutrówką wznosi się na przełęcz na wysokość około 3800m. To pierwsza poważniejsza przełęcz na tej wyprawie i czuję lekkie szumy w głowie spowodowane chorobą wysokościową. Afryka nic nie czuje i mknie zadowolona po wertepach połykając zakręt za zakrętem. Tuż przed przełęczą odsłania się widok na piękne zielone wzgórza, oświetlone promieniami popołudniowego słońca. Trzaskamy foty. barskoon droga szutrowa.JPGbarskoon.JPG barskoon zielione wzgorza.JPGbarskoon stalin.JPG Przemek (Osuch) – nasz wyprawowy pisarz i fotograf (jego relacja na www.variant-adventure.pl) pierwszy raz wsiada na motocykl jako pasażer i strzela parę kalendarzowych zdjęć w ruchu. Na tych zabawach schodzi nam do zachodu słońca i końca benzyny u Sambora. Doimy Waldkową Afri butelką po mineralnej i zapitalamy na dół. Gosia- dziewczyna Kajmana zamienia się z Irmą i zjeżdża ze mną na dół. Nigdy wcześniej nie siedziała na motocyklu. Po 40 min jazdy (trzy razy sprawdzałem czy jeszcze siedzi, bo nie dawała znaku życia) wygląda na szczęśliwą, że wraca do auta. Noc zapadła, po ciemku wracamy ostatnie km do bazy. Piwko, lulu. Milion Star hotel. Pięknie jest… barskoon teren 1.JPGbarskoon teren 2.JPG barskoon teren 3.JPGissyk zachod.JPG 6 sierpnia Rano, oczywiście po kąpieli na obudzenie i śniadanku (kawa, chleb, jakaś konserwka) robimy podział na dwie ekipy. W zasadzie 3. Prezes jedzie szukać zepsutego serwa do Karakol. Znaczy, jedzie szukać dobrego żeby zastąpić to zepsute. Nie wiem, co to jest Serwo – w Afryce tego nie ma… Dwa Patrole – Kajman z Gosią i Qśma z Fruzią oraz 3 afryki – Nasza, Samborowa i Waldkowi mamy zamiar zdobyć przełęcz Tosor oraz dnem górskiej doliny cofnąć się na wschód i spotkać się z drogą na przełęczy, do której dojechaliśmy wczoraj. Trasa na oko 110 km. z czego 60km nam nie znane. Oceniamy, że za max 4 h jesteśmy z powrotem i druga ekipa (Prezes i Przemek w Toyocie, Jacek i Osuch w Patrolu oraz Marcin z Kasia i Jojną i Agą na Afrykach) będzie mogła pokonać tą samą trasę wg śladu w GPSie, który zapiszemy. Mamy zamiar eksplorować dolinę za pasmem górskim Hrebiet Terskiej Ałataj oddzielającą dolinę w głębi Tien-Shan od jeziora Issyk Kul. Dolina ta ma ok 200 km a jej dnem wiedzie nieuczęszczana górska droga. Zaczyna się we wsi Tosor i biegnie przez przełęcz o tej samej nazwie, na zachód do miejscowości u ujścia doliny– Sary-Bulak. Zaś na wschód do wspomnianej kopalni w dolinie Barskoon. mapa droga na Tosor-plan.JPG issyk Tosor widok.jpg Na 25-ciu kilometrach offroadowego podjazdu na przełęcz Tosor przewyższenie wynosi 2100 metrów, a sama przełęcz przebiega na wysokości 3893 metrów. Na początek zatankowaliśmy na obskurnej wiejskiej stacyjce benzynę do pełna. Odnaleźliśmy drogę wjazdową na Tosor, upewniając się wprzódy, że w tym roku jest przejezdna. Często dochodzi tam do obsunięć drogi a usuwanie ich skutków trwa całymi tygodniami. Zgłasza ze ta droga w zasadzie donikąd nie prowadzi. No wiec taką droga dla jaj zaczynamy wspinaczkę. Fajny offroadzik po kamieniach, niemający nic wspólnego ze wczorajszym hajwejem szutrowym. Zaczyna się robić wysokogórsko, droga zwęża się i prowadzi to przez piargi usypane na drodze przez żleb górujący na nią, to przez skalną półeczkę. Szerokości Dzipa oczywiście. tosor stacja.JPGtosor urwisko.JPG tosor qusma.JPG Dojeżdżamy do skrzyżowania dróg i nie za bardzo wiemy gdzie jechać dalej. Wyjmuję radziecką sztabówkę ściągniętą z netu i z pomocą GPSa nanoszę koordynaty na mapę. Odnajdujemy się, ale drogi z lat pięćdziesiątych nie koniecznie znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości. Sambor zasięga języka i jedziemy dalej. Na drodze stanął nam potok z piękną zieloną wodą i równie zielonym brodem. Wyglądającym na głęboki. Puszczamy dzipa przodem. Na chowa się pół z 33 calowego koła, Przejdziemy. Nikt nie chce zmoczyć sobie butów przed prawie 4 tyś. Przełęczą, wiec w konkursie rzutu butem przez potok zwycięża Sambor. Spodnie też ściągamy i powolutku po kolei przejeżdżamy na drugą stronę. Uff. Było łatwiej niż się spodziewaliśmy. Boso stopa na podwózku Afryki to slaby pomysł. Nie polecamy. tosor przeprawa sambor potok.JPGtosor waldek przeprawa.JPG Pierwszy Sambor, Ja, potem Waldek i na końcu powolutku pną się pod górę dzipy. Droga zaczęła wznosić się mocno do góry ziemno-kamienistą koleina, po której podczas deszczów spływa woda i żłobi podłużne wyrwy. JEEEEEB!!!!! Sambor jedna taką koleinę wziął przednim kołem, drugą tylnim i się nie wyratował. Wyciągamy moto z krzaków. Wszyscy cali. Dobrze ze te podjazdy to wolne są. Nie na darmo Tosor po kirgisku znaczy „Lepiej Zawróć”. Nie słuchamy i napieramy dalej. tosor gleba.JPGtosor podjazd zielony.JPG Jedziemy dalej i spotykamy tez pasterzy na Uralu. Ural nie wydala i Kajman bierze go na hol. Olej wali mu z uszczelek kanałów popychaczy zaworowych. Ciągle jesteśmy na zielonej części gór, mijamy pierwsze jurty kirgiskich pasterzy, widać stada owiec, oraz wypasające się konie. Wszystko wśród soczysto zielonych traw szarości górujących nad nimi niebotycznych gór i błękitnego nieba. Zajebioza! Sielanka ta ma się jednak wkrótce skończyć… tosor Ural.JPGtosor z koniem.JPG
__________________
pozdrawiam, podos AT2003, RD07A ------------------ Moje dogmaty 0. O chorobach Afryki: (klik) 1. O Mikuni: Wywal to. 2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!! 3. O goretexie: Tylko GORE-TEX 4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów 5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu. 6. Lista im. podoska Załącznik 10655 7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem. 8. O KN: Wywal to. 9. O nowej Afripedii: (klik) Ostatnio edytowane przez podos : 06.02.2009 o 21:50 |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Dlaczego lubię KTM-a | puszek | KTM | 4121 | 27.10.2024 20:14 |
Dlaczego nie kupić DL-650 | Pils | Suzuki | 83 | 30.08.2021 23:14 |
DLACZEGO KIRGIZ SCHODZI Z KONIA? Czyli Leszcz Adventure Team w wielkiej wyprawie badawczej do Azji centralnej | czosnek | Trochę dalej | 230 | 08.11.2020 11:17 |