Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 14.10.2008, 01:49   #14
wieczny
Common Rejli
 
wieczny's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,736
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
wieczny jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
Domyślnie

Umyliśmy zęby w świeżej wodzie ze strumienia, zwinęliśmy manele i ruszyliśmy w drogę. W miejscowości Barcelonette zalaliśmy pod korek i pozbyliśmy się zbędnych, zalegających nam już jakiś czas kilogramów w kibelku. Potem wycelowaliśmy na Col de la Bonette. Droga była bardzo przyjemna. Z resztą widać to błękitne niebo .


W GS'ie opony łysieją coraz bardziej (tu była szczałeczka):

Po drodze mijamy kilka bunkrów. Niestety są zniszczone, wysadzone w powietrze, zawalone kamieniami i drzewami. Szkoda, bo korci żeby wejść .

Tutaj tak zwany „potykacz”. Świński ogonek mający za zadanie utrudnianie pieszego szturmu na bunkier:

Jadąc dalej, wijącą się drogą o dobrej nawierzchni, umiarkowanie pustej, pozbawionej Policji, radarów i kamer:

Przejeżdżamy przez taką oto zabudowę, która nie mamy pojęcia czym jest:


Jest to chyba na Col de Restefond, którą dojechaliśmy do Col de la Bonette. Zanim jednak udaliśmy się na najwyższą pętlę tej drogi (2802m npm) uwagę naszą przykuły dwie, trzy kopuły wystające ze zbocza przydrożnego szczytu. Coś jakby bunkier . Objechaliśmy górkę dookoła i zaparkowaliśmy przed wejsciem. Sprawdziliśmy czy drzwi da sie zamknąć (żeby się same jakoś nie zatrzasnęły ), założyliśmy kaski (żeby niczym w łeb nie dostać) i uzbrojeni bojowo w czołówkę, lampeczkę diodową z roweru i aparat foto weszliśmy do środka. Oj warto było...

W środku prosty korytarz prowadzący wgłąb. Woda jest tam między innymi po topniejącym śniegu, który jeszcze zalegał w wejściu:

Na skrzyżowaniach korytarzy takie oto zwrotniczki na wózek transportowy:


Włażąc coraz dalej, w te ciemnicę i zatęchłą woń zwiedzamy kolejne pomieszczenia. Niektóre małe, puste, z gołymi ścianami, niektóre większe, z dobrze zachowanymi kafelkami:


Dalej jakieś wentylatory chyba, czy coś...:

Znaleźliśmy również schody. Schody jak schody. Wypadałoby wejść. Tak mniej więcej wyglądały, mimo, że fotka tak strzelona, to prowadzą one na górę.

Wchodzimy od razu na samą górę, czyli drugie piętro bunkra. Wita nas:

Obok jest winda:

Naprzeciwko windy takie oto drzwi:

A za nimi...:

Pozbawiona znamion broni armata jakaś normalnie


Na przeciwległej ścianie półeczki. Normalnie „Działa Nawalony”

Haubica tyż była:

Szczęki nam opadły, śmiejemy się do siebie. Nie spodziewaliśmy się takich atrakcji. Nic nie wiedzieliśmy o tym bunkrze, że jest otwarty, że jest zachowany w takim stanie... Ech!
Postanowiliśmy zejść schodami i powoli kierować się do wyjścia, ale przecież zostało jeszcze pominięte pierwsze piętro. Planowaliśmy je również spenetrować, ale szybko okazało się, że idziemy korytarzem wzdłuż świeżo wyglądającego przewodu 220V, więc daliśmy w tył zwrot. Jeszcze spotkalibyśmy jakiegoś potfora. W ryj by dał o.0 ...
Schodząc zahaczyliśmy o silnik windy:

Kierując się do wyjścia nie mogłem doczekać się widoku promieni słonecznych padających przez nadal otwarte drzwi. Myśl, że nikt nas tu nie zatrzaśnie była niesamowicie kojąca podczas przypominania sobie drogi powrotnej w tym ciemnym labiryncie . Główny korytarz przywitał nas jasnym światłem. Uf .
Z pętli Col de la Bonette rozpościera się piękna panorama. Lepiej poszukać jakichś fotek w necie. Mój bździk niewiele łapał w obiektyw. Jedyne co to ta szutróweczka w dole. Ponoć przejezdna, otwarta w sensie. Ale o tym nie teraz. Za rok .

W drodze na Col d'Angel, najwyższego przejscia granicznego w Europie:

No i samo przejście francusko-włoskie:

Potem Col de Iseran:


Pogoda zaczyna się psuć. Jedziemy na Col du Galibier. Rekomendowaną przez naszego znajomego Francuza przełęcz, która nadaje się bardziej dla szybkich, sportowych motocykli, ale mimo to warto ją zobaczyć. Podobno widoki, i fajne serpentyny...
Po drodze spotkałem bliźniaczkę:

Oczywiście bita, spawana z trzech i w ogóle, bo nie ma białego paska na błotniku i handbarów. A ja mam .
Po drodze była jeszcze Col de Iseran, ale stamtąd nie mam fotki.
Tutaj już Glibier:



Jest szaro, chmury są dość nisko... Niestety tym razem ta przełęcz pokazała swoje ponure oblicze, choć jemu też nie można odmówić swego rodzaju piękna:

Jadąc przez Galibier można przejechać najwyższą część tunelem z ruchem wahadłowym, lub odbić w bok i wspiąć się wyżej, na taras widokowy:

Z niego zjeżdża się wprost do drogi, która przebiegała przez tunel. My wybraliśmy widoki. Tunel kiedy indziej.
Dochodzimy do wniosku, że chyba czas wracać. Codzienne cięcie coraz to nowymi drogami w górę i w dół, rzucanie motocykla w zakręty nas trochę wymęczyło. Jazda powoli zmienia się w konieczność dotarcia do celu, a nie frajdą samą z siebie. To ostatnie zdjęcię, na którym są góóóri:



Powrót był pod znakiem deszczu. Mieliśmy ciąć całą noc i przespać gdzieś na dziko w Niemczech, ale nie daliśmy rady. Walcząc i resztki przytomności w ulewie wytrzymalismy tylko do miejscowości Mont Blanc, gdzie w zatoczce, nie zastanawiając się nad legalnością noclegu, rozbiliśmy namiot. Lało cały czas, rano obudziliśmy się we mgle, nic nie było widać... W Szwajcarii znów padało, więc za cholerę nic nie pamiętam z tego kraju oprócz autostrad. W McDonaldzie nie mogłem zapłacić kartą, więc wyjąłem ostatnie przemoczone 20e i chlapnąłem nim na ladę tłumacząc, że „sorry ale jadę już 400km w deszczu i mam wszytsko mokre” . Kobitka isę uśmiała i dała nam całą torbę husteczek, cukry do herbat w zestawie, czekoladek do kawy i co tam tylkko miała pod ręką, żebyśmy się wspomogli. Miła kobiecina . Big Mac'i zagryźliśmy gołąbkami z nieocenionego Szmela-4 i pojechaliśmy dalej. W Niemczech, po 600km w deszczu zapłaciliśmy za nocleg gdzieś 80km pod Monachium, a potem na raz wrócilismy do Warszawy jadąc przez Czechy, Szklarską, Wrocław. We Wrocku miałem szlifa na A4, Adam 2km później ledwo utrzymał Bumę na śliskim produkcie asfaltopodobnym, a ja przejechałem drewniany most na jednej z robót drogowych z poślizgiem obu kół. Kurwa kocham Wrocław .
__________________
BRW 1991
I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki . I stelaże.
NIE SPRZEDAM!

wieczny jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 

Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Koszt przejazdu przez Alpy yakuzsa Przygotowania do wyjazdów 26 08.10.2021 21:18
Alpy od 01/02.08.- 07/08.09 Kojot Umawianie i propozycje wyjazdów 3 31.08.2013 09:58
Alpy koniec sierpnia/ początek września? Kojot Przygotowania do wyjazdów 3 30.07.2013 10:28
Wypad w Alpy - Dolomity don_Pedro Trochę dalej 14 02.09.2008 14:35


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:24.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.