08.06.2013, 04:56 | #21 |
leżę.
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Mieszkam w Szkocji
Posty: 158
Motocykl: XL 600 V by Hans
Przebieg: 73k
Online: 1 tydzień 1 dzień 10 godz 33 min 39 s
|
Dzień czwarty:
Wstałem o 7 rano. GPhone zapowiadał wyborną pogodę, a i doświadczenie pokazało, że poranki bywają suche, więc może kawałek Hebryd zobaczę w lekkim blasku słońca, może nawet bardzo nie zmoknę... MacLeodów przestałem kochać jak się okazało, że oprócz dość kamienistego podłoża (które przeszkadzało mi we wbijaniu umocnień mojej nocnej fortyfikacji) trzeba płacić 20p za każdą minutę ablucji - cóż - widocznie takie uroki kapitalizmu. Ucieszyłem się bardzo, że motur stoi, bo bałem się, że pokrowiec chroniący go przed deszczem posłuży nocą jako żagiel i Black Pearl odpłynie gdzieś w nieznane. Na campingu oprócz mnie były 2 'ekipy' - w zaprzęgach kempingowych - średnia wieku 85 lat. Bardzo mi gratulowali odwagi jazdy na moturze i szczęśliwego dotarcia na kamping wczorajszj nocy - 'ja także jestem zdania, że jestem niezrównoważony' - pomyślałem. Lewis1.JPG Pan miły zaproponował nawet pomoc przy składaniu namiotu, ale odmówiłem grzecznie tłumacząc, że muszę tego typu ćwiczenia realizować sam, bo mogę następnym razem nie mieć nikogo do pomocy - prawda jest taka, że nie wyobrażam sobie składania szybko składanego maniotu we dwójkę. Lewis2.JPG Zapłaciłem Pani MacLeod (chyba) ósemkę za nieprzespaną noc (po powrocie rzuciłem okiem na stronę ich w internecie i okazało się, że człek i motur + maniot to 7 funtów) i radośnie rozpocząłem podróż w kierunku najbardziej na północ wysuniętego przylądka archipelagu. Po drodze do Port of Ness przystanąłem w Arnol przy Black House - tradycyjnej hacie lokalesów z paleniskiem na środku i podobnymi udogodnieniami – miejsce pewnie warte dłuższej refleksji i 8 funtów za wjazd, ale nie dzisiaj – dzisiaj czas goni, bo trzeba dużo zobaczyć Dojechałem do Port of Ness nie napotykając po drodze żadnych atrakcji – ot kilka opuszczonych chat, kilka wiosek, płasko, monotonnie, nuda. Przynajmniej na razie nie padało. W Port of Ness jest port (wygląda na nieużywany od lat) jest piękna piaszczysta plaża, jakiś mały sklepik z gadżetami typu cepelia i tyle. PortOfNess1.JPG PoartOfNess2.JPG W oddali dostrzegłem jednak latarnię. Latarnie mnie kręcą. Nie wiem skąd to się bierze – chciałbym kiedyś przez chwilę w takiej latarni mieszkać: pilnować światełka, czytać książki, słuchać głosu morza… To Butt of Lewis Lighthouse: ButtofLewisLighthouse1.jpg Po drodze jakieś klify, jakieś barany/owce, zdjęcia i naprzód dalej. Lewis4.JPG Wracam tą samą drogą. Nuda. Dostrzegłem jednak miejsce, które umknęło mojej uwadze w drodze do Port of Ness. Standing Stones. Podobno służyły jako narzędzia do obserwacji astronomicznych klika tysięcy lat temu, potem przysypał je osad, potem je ktoś odkrył i oto są. Nie podjąłem się 300 metrowego spaceru. Czas goni – jescze cała wyspa do zobaczenia. Jeszcze tu wrócę. Postanowiłem w Barvas odbić na Stornoway i dalej na południe, po drodze taknowanie – o dziwo tańsze, niż gdzieniegdzie na stałym lądzie – potem dowiedziałem się, że wiele dziedzin życia jest ttaj subsydiowanych przez rząd, bo inaczej ludzie nie mieliby szans na ‘normalną’ egzystencję. To droga, którą wczoraj jechałem walcząc o życie: Lewis6.JPG Zbliżało się południe, minąłem Stornoway i pomyślałem, że jak dalej będzie tak nudno to zrobię tą ‘zajebistą’ wyspę w 3 godziny i o 15:40 wsiądę na prom z Tarbert do Uig na Skye – hmmm… może to jest myśl?... Następne 5 godzin spędziłem jeżdżąc po wąskich dróżkach wśród pagórków, górek, zatok, plaż, klifów, wspaniałych widoków na Atlantyk i widziałem jedne z najbardziej odludnych miejsc w życiu, a wszystko po asfalcie – cóż za paradoks! NHarris1.JPG NHarris2.JPG NHarris4.JPG NHarris5.JPG NHarris6.JPG Harris8.jpeg Harris11.jpeg Moja (jak się wydawało) dość szczegółowa mapa Ordance Survey (to jakby brytyjski odpowiednik PPWK) podawała najwęższe drogi jako ‘inna droga o szerokości co najmniej 4 metrów’… Mam wrażenie, że Brytyjczycy jeszcze nie do końca ogarnęli miarę metryczną, bo każda ‘żółta’ droga na mapie miała max 1,5m szerokości. Harris12.jpeg Tak jeżdżąc wąskimi drogami dotarłem do końca drogi na północej części Harrisa, pogoda przez cały dzień była idealna, pełne słońce, niewiele chmur, jakieś 12-14 stopni, mmmm… po prostu cud, miód! Podniecony tak sprzyjającymi okolicznościami przyrody postanowiłem się przyjrzeć zachodniemu wybrzeżu Lewisa, temu na płudnie od kampingu MacLeodów (chyba) – błąd – nuda! Straciłem godzinę robiąć kółko i przez Stornoway skierowałem się na południe by zobaczyć resztę Harrisa. Harris9.jpeg Harris1.JPG Harris2.JPG Harris4.JPG Harris10.JPG Harris5.JPG Harris6.JPG Harris7.JPG To zadziwiające jak bardzo te dwie wyspy różnią się od siebie – Lewis jest płaski, w zasadzie bez jaj – znaki, symbole, że plaża pieszo jest oddalona o 2 km, ale kto ma na to czas (i buty!); na Harrisie z kolei zatrzymywałem się co 2 km, bo widoki szczytów w zachodnim słońcu zapierały dech w piersiach. Byłem kika kilometrów od Tarbert, zjechałem na stację, odkręcam korek, wkładam pistolet, naciskam - cisza. Przy drugim dystrybutorze stary Saab, kilka metrów dalej stoi człek i na Ipadzie wydaje się szukać rozrywki. Podchodzę do drzwi stacji – ‘Godziny otwarcia: codziennie od 8 do 18 i od 20 do 21’. Jest 19:30. - Czekasz? – pytam Człeka. - Czekam – odpowiedział. - Ja chyba pojadę dalej - Rzuciłem odważnie. – Ile masz palywa? – zapytał. - Ze sto kilometrów. – To czekaj – to ostatnia stacja na Harrisie! Z socjalizacyjnego punktu widzenia to były jedne z najciekawszych 30 minut podróży - usłyszałem historię człowieka, który wracając do korzeni (tu urodził się jego Ojciec) osiedlił się tutaj na kilka lat rzuciwszy dostatnie, spokojne życie na granicy Szkocji i Anglii - to było 20 lat temu. Teraz nie wyobraża sobie żyć gdziekolwiek indziej niż na wyspie - owszem fajnie jest czasem pojechać, polecieć na stały ląd, ale tutaj jest dom, który wybudował, tu jest oaza - cisza spokój. Córka robi karierę w Londynie, Syn - miesiąc na platformie, miesiąc na wyspie - ani nie myśli się stąd ruszać, Żona cos tam na drutach robi i sprzedaje i pracuje na pół etatu w służbie zdrowia... Zazdroszczę im. Człek przy okazji wyjaśnił, że nie muszę wracać do Stornoway do najbliższego pola namiotowego - na Harrisie też jest (pieprzona mapa - pewnie bym targał 5o km, gdyby nie Człek). Słońce powoli chowa się za pogórkami, kiedy docieram do pola namiotowego. Przesympatyczna starsza Pani objaśnia co i jak i bierze najniższą z wszystkich dotychczasowych opłat. Warunki są na miarę pieniądza - skromne. Przed snem zjadam makaron z Lydla i piję herbatę rumową, a później piwo, patrzę na prognozę pogody na jutro - prawdopodobieństwo opadów - 100%. Damn! |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Szkocja 2013 - meszki mamy w du*ie... | Zenon | Umawianie i propozycje wyjazdów | 26 | 02.06.2013 02:19 |
Szkocja - koniec maja 2012 | Tymon | Umawianie i propozycje wyjazdów | 9 | 27.12.2011 12:19 |
Szkocja 2011 | tomekc | Trochę dalej | 5 | 03.06.2011 20:58 |
Coś pstryka na mokro | Uriel | Układ elektryczny i zapłonowy | 4 | 13.04.2010 23:31 |