Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 09.06.2014, 22:57   #11
Evvil
 
Evvil's Avatar


Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 1,146
Motocykl: oby złodziej kulasy połamał
Przebieg: :(
Evvil jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 1 dzień 18 godz 11 min 26 s
Domyślnie

Rano przywitała nas pogarszająca się pogoda. Pomni błota z dnia wczorajszego naradziliśmy się co dalej. Błoto jak błoto, złe nie jest. Natomiast mnie kumpel jeszcze w Warszawie poradził takoż:

Jest ino we w wiosce zwanej Borsa (czyt. Borsza) restauracja Maramuresz w której to knajpie serwować Ci będą dania przeróżne. Nie bierz sznycla, zapomnij o frytkach, zamów pstrąga z prawdziwkami. Opisał mi to tak - wchodzi kelner wnosi ci pstrąga pieczonego - świeżutkiego i doskonałego. A potem kelnerka przynosi wiadro duszonych prawdziwków.

Jako że kolejny dzień jechaliśmy na zupce w proszku, makaronie z saszetki i oszukali nas na kiełbasie spakowaliśmy się w trybie ekspresowym (poza Mroovą ) i w trybie ekspresowym uderzyliśmy asfaltem do Borszy. Spieprzaliśmy przed deszczem i tęskno nam było do czegoś normalnego do żarcia. Taka wersja nieoficjalna. Oficjalna że ten teges - góry rodniańskie .

No adwenczer pełną gębą.
Później mi się ten adwenczer czknie ale to w dalszej części opowieści.

Zanim dojechaliśmy do Borszy należało jeszcze coś zrobić z amorem Mateuszowym. Jedziemy i jest warsztat. No to zajazd. I się zaczyna. Opalanie.
Słonko grzeje, mechanik się uwija a nam się nudzi. W sensie - Krzysiek klei buty taśmą, ja się bawię karcherem (po pierwszej próbie omal mi węża z ręki nie wyrwało razem z barkiem ), chłopaki coś tam z Rumunem rozkminiają. Żyć nie umierać.

Kącik geriatryczny - kto ma maść na stopy? Mroova? Mroova ma wszystko.

Chłopaki walczą a amorem to Sawy postanowił być nie gorszy. Słyszymy zza winkla stukanie. Stuk stuk. Ja patrzę a Sawy ze śrubokrętem i młotkiem (czy innym kamieniem). Co robisz?
- Obniżam.....

Tak popatrzyłem i stwierdziłem że w tym tempie to do wieczora będzie te 3 cm sobie obniżał. Pomyślałem - pomogę. Potem pomyślałem - w sumie to mnie stopy bolą. Ileś tam czasu później Sawy skończył. - Ile obniżyłeś? - Z centymetr to będzie!.

Z półtorej godziny później Mat rozliczył się z Rumunem, podziękowaliśmy i wytoczyliśmy się z cienia na asfalt. Jadymy!.

O dziwo żadna afryka się nie zepsuła w trakcie tej drogi. Znaczy nie o dziwo bo afryki się kurna nie psują, nie ? . No ale deszcz nas złapał. Nie jakaś tam nawałnica ale deszcz. Po prostu lało. Rzecz jasna nie zapisywałem się na deszcz więc z ciuchów nieprzemakalnych miałem plastiki w zbroi i rozdarte w kroku spodnie które robiły za wentylator dla moich pływaków.

No ale ja tam się deszczu nie boję i jadę dalej. Chłopaki stanęli zmienić ciuchy na przeciwdeszczowe a ja na co miałem zmieniać? Nawet worka na śmieci nie miałem ze sobą. Najlepszy był Mroova ale o tym za chwilę.

Jadąc natomiast czułem że z afri coś się dzieje. Jakbym po koleinach jechał. Szarpanie w górę i w dół, tak jakby mi ktoś na hamulec naciskał. Dojeżdżam do przejazdu kolejowego (akurat pociung jechał), zeskakuje ze sprzęta i faktycznie - wygięta dźwignia hamulca. To ją odegł.

Nic nie dało. Chłopaki - opony ci ząbkują. Se myśle - eee... dziwne. No ale dobra, jedziem dalej.

Dojeżdżamy do Borsy.

- Ser, restaurant Maramuresz!?
- Blablablablabla i ręką w prawo potem w lewo i potem ze trzy razy w prawo nawrotka i w lewo.
- W tamte strone?
- Si sinior.

O dziwo znaleźliśmy. Przemoczeni, głodni i wkurwieni zajeżdżamy pod restaurację. Parkujemy pięknym szpalerem, schodzimy, zdejmujemy z moto jakieś bambetle i..... zamknięte. Nie to że nie czynne. Na głucho zamknięte. Wszystko. Knajpa kaput. Żegnaj żarło.

Dobra, to trzeba szukać. Nieopodal parking i dwie knajpy na przeciw siebie. Jedna "Tuborg" - sami ją tak nazwaliśmy na cześć parasoli z logiem browaru i byliśmy tam potem ze 5 razy, druga z "daszkiem". To my pod ten daszek. Wreszcie.

Krótka piłka, rozbieranka, fajeczki i przychodzi kelnerka która coś tam po angielsku jeszcze umiała oprócz good myłning i bajbaj. Zostawia menu (po angielsku!). No to my w lekturę.

Rzecz jasna myśmy w tej Borsie to furrorę robili. Ludzie się schodzą, fotki pstrykają, czerwone dywany rozwijają. No dobra zagalopowałem się. W każdym razie zwracaliśmy uwagę nienagannym strojem i zachowaniem. Szczególnie romskiej dzieciarni która umie mówić tylko "daj". No to znowu - przez ogródek i wyciągają ręce. My nic. One dalej. My nic. One dalej i dalej - DAJ DAJ DAJ.

Krzysiek wskazując na Śluzę:
- Ja nie mam. On ma!

Sympatycznie ogólnie rzecz ujmując.
Z menu to ja ogólnie na ciorbę od razu. Ciorba de Burta czyli zabielane flaczki. Pani przyniosła parującą miskę zupy w której pływały podejrzane oka i wiadro świeżych bułek. No git. Do tego chciałem jakiś specjał rumuński (miska z mięsem i mamałygą) i frytki. Bo mi się zachciało. Pani że frytek nie da do tego. Dlaczego? Bo nie pasują. Jak nie pasują. No nie. Ale ja chcę!. Dobra, to dostaniesz.

Ja uradowany.

I myślicie że kurde te frytki zobaczyłem? Ni chuchu! Nie w rumunii. W polsce to jakbym chciał to by mi steka kisielem polali. W rumunii? Nie pasują i nie będzie. Wal się gościu. Takie uroki.

Ale generalnie sympatycznie.

Ekhem - żeby kulinarnie. Co z tą ciorbą - no więc ciorba jest zajebista. Strasznie mi to wszystko smakowało, tylko obowiązkowo morze soli i pieprzu do tego. W sensie przyprawić. Zupa która syci, rozgrzewa i smakuje do tego fenomenalnie. Mamałyga z kolei - nie wiem. Chłopakom smakowało, dla mnie kasza to nie jedzenie. Nie znoszę. Mamałyga mi nie smakowała ani trochę.

Wpada Mroova. Przebrał się na deszcz. Jak go zobaczyłem to aż się Ciorbą udławiłem. Mroova nie zabrał chyba przeciwdeszczowca. Więc skoro potrzeba matką wynalazków - kurtkę można zrobić z membrany do spodni. Wyglądał jak jakiś batman dla ubogich ale w drogim kasku. Oczywiście gdzie tam współczucie. Najpierw polewka, potem sesja zdjęciowa a potem pogadamy .

Pojedli popili to trzeba jechać i trochę zapoznawać się z szutrami. Najpierw oczywiście sklep, bo to obowiązkowy punkt programu. W sklepie jak to w sklepie. Fajki (po dwie paczki na łeb), browary, wudżitsu i jakaś zagrycha. Przy kasie znowu żebractwo. Pani z gatunku takich co to nie że za darmo, tylko ona pomoże nam w czymś. Kurde czymkolwiek! I żeby jej kasę dać. Proszę o siatkę sprzedawczynię, to ona jej paluchem pokazuje za mnie że siatkę. Śluza fajki chce - to ona pokazuje na display z fajkami. I do Śluzy - daj piątaka. Nie. Daj piątaka!. Nie! Daj piątakaaaaaaa. Jak jej Śluza jebnął tego piątaka w dłoń to aż plasnęło.

I długa. Wojtek namawiał na przełęcz prislop. 20 km po płaskim, potem serpentynka w góre i jesteśmy na miejscu. Z każdym metrem robi się chłodniej ale grzane manetki robią robotę. Widok na górze nas trochę oniemiał. Taka nagroda za poprzedni dzień. Od tego momentu wszystko miało być pięknie. Na szczycie przełęczy schronisko (nieczynne), taras widokowy z nielimitowanym widokiem na Pietrosul i okoliczne szczyty i malowniczy kościół. Wkoło biegają kozy, konie i reszta Arki Noego. Sesja zdjęciowa i zjeżdżamy na szuterki. Wreszcie lekkie szuterki, to czego chcieliśmy od samego początku tej wyprawy i to po co tutaj przyjechaliśmy. Pominę podjazdy i takie tam troszkę błotka. Wyjeżdżamy z zagajnika i oczom naszym ukazały się połoniny. I to nie takie pierdołkowate jak w rejonach sapanty. Tutaj połoniny aż mieniły się odcieniami zieleni i przecinały się wzgórzami i górami. Aż po horyzont. W dodatku dotarliśmy na miejsce o zachodzie słońca - widok na dolinę i Borsę był oszałamiający. Jakby całe miasto ktoś wybrukował złotem. Oczywiście nikt tego nie wybrukował a nawet jeśli to i tak cyganie by rąbnęli. Ale mniejsza. Było przepięknie i oszałamiająco. Od razu odżyliśmy i osobiście w sekundę zapomniałem o czymkolwiek co mi przeszkadzało.

Tak jak poprzedniego dnia dostaliśmy po dupie, tak dzisiaj Maramuresz postanowił nas ugłaskać. A to jeszcze nie był koniec.
__________________
------------------------------------------------------
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
------------------------------------------------------

Ostatnio edytowane przez Evvil : 10.06.2014 o 11:06
Evvil jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 

Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Maramuresz 24.05 - 30.05 Evvil Umawianie i propozycje wyjazdów 149 15.05.2014 22:44
Maramuresz Evvil Umawianie i propozycje wyjazdów 144 08.02.2014 12:21
Maramuresz - 100 kilometrów offu solo [Sierpień 2011] bukowski Trochę dalej 21 08.01.2014 14:15


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:44.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.