26.08.2014, 17:32 | #1 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i klaksonów - Góry Przeklęte 2014
Małe wprowadzenie
Zanim dotrę ze skróconym opisem do trasy w Górach Przeklętych w Albanii proszę o zapoznanie się z ciekawym fajnym fragmentem tej samej trasy. Czytającym naszą relację pozwoli to poczuć klimat miejsca i stopień trudności trasy. Fragment tekstu kilku facetów jadących w pojedynkę. My jechaliśmy we dwoje na jednym motocyklu z kuframi na oponach Metzeler Tourance. Chętnie poznałbym przeżycia innych motomaniaków, którzy pokonali tą trasę we dwoje na jednej maszynie. Jeśli znacie różnicę jazdy w pojedynkę czy we dwoje to możecie dodać do tego szutry ... Aby poczuć klimat znalazłem dość ciekawy opis przejechanej drogi na vstrom.com.pl Trochę info z trasy + smsy na: http://www.radiator-mototurystyka.pl...p?topic=5760.0 "... Szkodra kierujemy się na Koplik, gdzie skręcamy w kierunku gór. Czarnuchem docieramy do wioski gdzie kończy się asfalt, a zaczyna to na co czekaliśmy - albańskie szutry. Pierwsze podjazdy dają pełną radochę ale po chwili zaczyna być trudniej duża ilość luźnych kamieni otoczaków, które przestawiają motocykl. Przez kilka wcześniejszych dni w tym regionie padał deszcz od miejscowego dowiadujemy się, ze całkiem niedawno zniknął śnieg powiało grozą ale słonko świeci jest ciepło i jak przygoda to tylko w Albanii, pniemy się w górę. Na jednej z prostych łagodnych podjazdów zatrzymujemy się z Tomkiem czekamy na Roberta . Robert jedzie na 24 letnim BMW K75 zwanym babcią, opony turystyczne bieżnik typowo asfaltowy mówił, że da radę jest dorosły wie co robi. Strzelamy foty komentujemy krajobrazy w końcu zaniepokojeni brakiem Roberta nasłuchujemy - Roberta nie widać, babci nie słychać. Wracam piechotą za drugim zakrętem widzę leżącą babcię, a przy niej stadko świń. Widok bezcenny kiedy robię zdjęcie pojawia się Robert - kipi złością. Mówi coś o złej drodze, że nie da się jechać, że gdzie my przyjechaliśmy. Pada pytanie czy jedzie dalej czy zawracamy odpowiada jedziemy to proszę go, że gdy następnym razem zagapi się na dupy to niech spektakularnie nie kładzie motocykla, bo na świnie to nie działa. Humory wracają. Pniemy się wyżej i wyżej podjazdy wspaniałe na stojąco łykam kolejne metry, pokonuje kolejne kamienie i nawroty, jedzie się wspaniale. Na jednym z nawrotów 270 stopni muszę zwolnic, przed kołem pojawia się wystający głaz najechanie grozi wywrotką Tomek jest za blisko aby nie przywalić we mnie musi zwolnic i skręcić, traci równowagę . Kątem oka widzę viadro walące się na kamienie i 140 kilogramowego faceta skaczącego niczym sarenka, próbującego utrzymać równowagę na dość stromo opadającym kamienistym terenie. Nie wytrzymałem ogarnia mnie śmiech, rechocze pod kaskiem i tak podjeżdżam kilkanaście metrów dalej gdzie mogę postawić moto aby pomóc podnieść viadro, schodzę z góry nie mogę się powstrzymać od śmiechu i strzelam foty. Podnosimy moto, rany boskie jakie ono ciężkie waga motocykla plus trzy pełne kufry do tego wypchany 60 litrowy worek. Pniemy się do góry nadgarstki zaczynają bolec, pojawiają się kałuże i błoto zaczyna być coraz chłodniej i mniej ciekawie rzekłbym nawet, że niebezpiecznie ale to określenie pozostawiam na później. Gdzie tylko możemy stanąć robimy zdjęcia. W błocie rzuca motocyklem, piepszony ABS, zatrzymuje sztormiaka jakieś 20 centymetrów przed urwiskiem zrobiło mi się ? Nawet nie pamiętam jak. Wiem tylko, że miałem mokre plecy, na całe szczęcie tego dnia jeszcze nic nie jadłem bo mogło by być w portkach tłoczno. Na szczyt docieram pierwszy niesamowite miejsce, czarna mokra ziemia zmieszana z kamieniami, wierzchołki gór pokryte śniegiem z obu stron przepaść - Góry Przeklęte w pełni zasługują na swe miano. Nasłuchuje motocykli i nie słyszę, a byli tuż za mną. Schodzę i widzę viadro po osie w błocie w miejscu gdzie wcześniej rzuciło moim moto. Wspólnie wyciągamy varadero i na podjeździe ubezpieczamy babcie. Zaczyna się podróż w dół, znów jest miło jedzie się znośnie, pokonujemy luźne kamienie i brodzimy w wodzie spływającej z wierzchołków przecinającej to coś zwaną przez miejscowych drogą. Zjeżdżamy coraz niżej zaczyna być cieplej, dostrzegamy w oddali pierwsze zabudowania ale jeszcze dużo kamieni nas od nich dzieli. Docieramy do niesamowitej łąki. Przed nami rozpościera się wspaniały widok. jest ciepło kładziemy się na trawie - zasłużyliśmy na chwilę odpoczynku. No dobra dosyć leniuchowania. Motocykle bezpiecznie dowożą nas do wioski Teth gdzie już z oddali macha do nas jak się później okazało Franczesko. Miejscowy dzieciak, który jest wymieniany chyba we wszystkich opisach wypraw jakie czytałem o wiosce Teth. Chwile rozmawiamy, kupujemy u niego Red Bulle, radzi abyśmy wracali tą samą drogą co przyjechaliśmy, bo ta druga jest w bardzo złym stanie, ma 40 kilometrów do asfaltu. Chyba kpi, chyba nie ma już w okolicy gorszej drogi od tej którą przyjechaliśmy? Dochodzimy do wniosku, ze małolat kituje bo nie chcieliśmy rozbić namiotów na jego âranczuâ. Kilka fotek i w dół pierwsze metry potwierdzają nasze przypuszczenia droga lepsza, po kilometrze może dwóch kładę moto. Zacząłem cwaniakować i zostałem ukarany koło wpadło w kupę luźnych kamieni i bęc. Przez chwile leżę na skraju drogi wpatrując się w nurt wijącej się kilkadziesiąt metrów pode mną rzekiâplecy znowu mokre, ale jeszcze określenie âniebezpiecznieâ tu nie pasuje. Od tej chwili jest tylko gorzej. Stawiamy sztormiaka próba odpalenia i nic jeszcze raz i znów nie kręci. Pewnie bezpiecznik, już tak miałem spokojnie zrzucam graty podnoszę kanapę wyjmuje bezpiecznik â dobry? Ogarnia mnie zdziwienie może inny, może kolejny, który to? â wszystkie dobre! Okazuje się że nie mam świateł może włącznik rozrusznika w ubiegłym roku go naprawiałem, sprawdzam wszystko OK, ruszam kablami światło pojawia się i znika czyli kostka za chłodnicą. No to rozbieram moto dostaję się do kostki światła wracają, rozrusznik nie kręci. Do tego wszystkiego gromadzą się chmury o dość kiepskiej kolorystyce wróżą deszcz i to nie mały. Pojawiają się miejscowi w terenówce, nie pomogą bo nie mają przyczepki ale za dwa kilometry jest jakieś miejsce gdzie można zostawić motocykl. Decydujemy się tam dotrzeć, tu niechybnie zostanie zrzucony albo rozkradziony tarasuje przejazd. Jeszcze tylko próba odpału z pychu na luźnych kamieniach wzdłuż przepaści, wrażenia nie zapomniane, silnik głuchy. Dopychamy sztormiaka na wierzchołek kolejnego zjazdu na luzie mam dotrzeć jak najdalej mi się uda. Nabieram prędkości wachluje biegami, próbuje odpalić , blokujące tylne koło przesuwa motocykl i w pewnej chwili silnik odpala . Przeszywa mnie radość nie do opisania mam wizje zjechania z gór. I jak to w górach bywa spadają pierwsze krople, a za nimi już całe stado, wielkie stado zimnej wody. Najechałem na śliski głaz i drugi raz kładę sztormiaka. Nie utrzymałem go na nodze i oparłem o kamienie ale silnik zgasł. Po kolejnych próbach silnik zaskoczył od tamtej pory sam już nie zgasł, nawet nie kaszlnął tak go pilnowałem. Docieramy do ogrodzonego zabudowania skąd wychodzi miejscowy mówi, że to jakieś hydro coś i pyta co my tu robimy bo w taką pogodę nie można tu wjeżdżać na motocyklach . Jak się coś stanie to przyjeżdża karetka z policją i że są wielkie kary. Rezygnujemy z możliwości noclegu pod namiotami na ogrodzonym terenie i ruszamy dalej deszcz przybiera na sile, a droga się pogarsza. Długie strome zjazdy i podjazdy, ostre nawroty raz glina, raz luźne kamienie raz wystające głazy sięgające płyty pod silnikiem. Zaczyna się walka o przeżycie, nie potrafię opisać grozy ale tu określenie âniebezpiecznieâ jest jak najbardziej na swoim miejscu, każdy z nas przyznaje że Franczesko miał rację. Nikt nie ma ochoty na zdjęcia, bateria w kamerze padła. W ciągu chwili woda spływająca z gór tak wezbrała, że potoki przecinające drogę niebezpiecznie wezbrały. Przedzieranie się przez nie stało się przerażające zwłaszcza dla babci. Do tego wszystkiego na drodze spotykamy trzech machających na nas wyrostków jeden z nożem, drugi w ręku trzyma toporek, a u trzeciego na ramieniu zwisa flinta, prawdziwa flinta z grawerowanym zamkiem. Nie wiem co chcieli ale nabraliśmy znacznie większej prędkości ..." Na daną chwilę sam nie wiem jakich użyję słów w swoim opisie. Spodziewam się jedynie jakich użyje Tamara. Wiem jedno - byliśmy zdani sami na siebie, świeciło słońce na przemian z deszczem. Odcinek Koplik-Dedaj-Makaj-Theth niczym nas nie zaskoczył. Było uroczo. Schody zaczęły się na odcinku Theth-Nicaj-Shalë-Ndrejaj-Kir-Prekal. O ile dobrze pamiętam dalej do Szkodry to już asfalt. Nie mieliśmy zbytnio chęci zatrzymywać się na najtrudniejszych odcinkach aby je sfotografować. Cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ Ostatnio edytowane przez Głazio : 26.08.2014 o 17:36 |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Góry Przeklęte dla początkujących, czyli jak bardzo można poobijać się w tydzień… [2012] | jagna | Trochę dalej | 89 | 10.05.2013 23:03 |
Włóczęga po kraju 15-30 Lipca | KML | Umawianie i propozycje wyjazdów | 13 | 14.07.2011 23:46 |
Góry Przeklęte - Albania 2010 | paku | Trochę dalej | 30 | 17.06.2010 13:01 |
Startujemy w Góry Przeklęte - Albania 2010 | paku | Kwestie różne, ale podróżne. | 12 | 18.05.2010 00:36 |