07.04.2016, 23:06 | #11 |
W objęciach Saigonu
Jest 1 marca, z nieba leci deszcz udający śnieg, piździ z każdej strony a temperatura udaje że jest na plusie - wyjeżdżam bez żalu. Umawiam się z Voytasem na spotkanie bezpośrednio na lotnisku. Mamy dwie przesiadki, pierwsza w Rzymie, najbliższe 24 godziny spędzimy w drodze. Główny bagaż ma być do odbioru na docelowym lotnisku - no, będzie albo nie będzie. Elektronikę, kasę i dokumenty pakuję do podręcznego plecaka. Reszta niech ginie - trudno. W Rzymie mamy 6 h czekania na lot do AbuDabi. Nudzimy się jak mopsy, zwiedzamy terminal, gadamy, trochę czytam. W końcu pakują nas do jakiegoś wielgaśnego Boeinga, 8 siedzeń w rzędzie robi wrażenie ale jeszcze większe robią stewardesy Dały nam papu, kocyk, jasieczek pod głowę ale jak tu spać jak co chwilą dostajesz estetycznego szoku. Nasyciwszy oczy - a trochę nam to zajęło, Voytas rusza z eksploracją pokładowego VOD, ja zatapiam się w Kindlu. O świcie lądujemy w AbuDabi. Kupa piachu i kamieni - ale wszystko polukrowane petrodolarami - widać rozmach, to im trzeba przyznać. Mamy 1,5 h na przesiadkę, udaje się nam łyknąć w biegu jakąś kanapkę z kawę i sru biegiem do kolejnego gejtu. Po drodze mijamy kosmiczną kolejkę palaczy. Ze sto osób czekających na okazję do zajarania w szklanej palarni wielkości dwój toi-toi. Voytas dzielnie znosi walkę z nałogiem i nawet nie jęknie by stanąć na końcu ogonka. Kolejny Boeing, kolejna fajna załoga - jeszcze bardziej egzotyczna Wśród pasażerów większość azjatów. Kolejne 7 h lotu, trochę kimamy, trochę gadamy - lekko już jesteśmy zmaltretowani. W Ho Chi Minh czyli po naszemu Saigonie jesteśmy wieczorem ichniego czasu. Voytas odbiera wizę na lotnisku, ja mam swoją wklejoną jeszcze w Warszawie. Bagaże są - pierwszy mały sukces za nami. W holu wyjściowym kupuję lokalne kart SIM na telefon i nielimitowany internet ważne na cały miesiąc (220 tys VND, ok 40 zeta). Załatwiam voucher na taksówkę do Dystryktu 1 (200 tys VND), wyłażę na zewnątrz i rozglądam się za Voytasem. Jest, jara przeszczęśliwy - nareszcie można Pakujemy się do taksówki (Toyota Innova czyli Hilux pod spodem a z góry 7 osobowy Van) i z lekkim wytrzeszczem oczu patrzymy na ruch na ulicach. Pierwsza myśl: zginiemy. Nie mamy szans, rozjadą nas jak żabę na wiosnę i nic z nas nie zostanie. Do hotelu jest 10 km, ale jedziemy chyba z 40 minut. Wszędzie wokoło roi się od skuterów i małych motocykli. Trąbią, zygzakują, zajeżdżają sobie drogę, na wielu po 2-3 osoby, często jeszcze jakieś bagaże. Na wspomnienie ruch w Istambule jedyne co przychodzi mi na myśl to bezpieczny żłobek. Tutaj by przetrwać, będziemy musieli skończyć uniwersytet walk ulicznych. Wiem że jeśli przetrwam, będę najbardziej zajebistym skuterowym wojownikiem w warszawskich korkach. Trzymam się tej egocentrycznej wizji, bo przecież nie przyznam się Voytasowi, że jestem obsrany od pasa do kolan. Hotel - jeden z kilku setek w Dystrykcie 1 - mamy na końcu ulicy Bui Vien, czyli skrzyżowania Monciaka z ulicą czerwonych latarń. Można tu spać, jeść, pobzykać, kupić gifty, wynająć albo kupić skuter - all in one. Instalujemy się w hotelu zamówionym na kilka pierwszych nocy przez booking.com Po raz kolejny podziwiam zdolność fotografów do robienia zdjęć z ogniskową chyba 10 mm i retuszujących foty pokoi lepiej niż nie jeden face modelki. Wypadamy na nocne żarcie, kilka piw i padamy spać. No, ze spaniem to idzie mi słabo, jet lag trzyma mnie w bezsenności do 4 rano. Rano z braku snu mam skośne oczy, prysznic niewiele pomaga. Dopiero wyjście z klimatyzowanego pokoju w lepki upał budzi mnie skutecznie. Nędzne hotelowe śniadanie jemy w piwniczko-jadalni, z radością wypełzamy na powierzchnię. Na dziś plan jest prosty, trochę zwiedzamy, trochę łazimy bez celu - taka mała aklimatyzacja. Podziwiamy pierwsze oznaki geniuszu transportowego Wietnamczyków. Niestety za dnia ruch na ulicach nie chce wyglądać na mniejszy: Z bezpiecznej pozycji krawężnika obserwujemy technikę skręcania znaną z tasowania kart - na zakładkę. Wcześniej czytaliśmy tylko manual jazdy po Wietnamie (na końcu opowieści podam link) Zadanie z matematyki - ile flaszek wody wiezie woziwoda ? Dobra, poprzednie było proste A ten ile flaszek wiezie ? Szklarz też człowiek, jeździć musi. Nie wiem tylko po co wiezie jeszcze kompresor Można też zabrać ze sobą węża - nie wiem czy na spacer czy na zupę W upale docieramy do Muzeum Wojny, na dziedzińcu trochę poamerykańskiego żelastwa: W środku w kilku salach eksponowane są głównie zdjęcia, na szczęście z opisami po angielsku. Skala tej bezsensownej wojny poraża, liczba cywilnych ofiar po obu stronach frontu to 3-4 mln. To nie jest nowoczesne muzeum, bardziej przypomina takie nasze socjalistyczno-siermiężne placówki ale mimo tego warto tam zajrzeć. cdn
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
Tags |
azja , honda wave , wietnam |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
“LT Enduro season opening 2016”, 2016 April 16-17 | Drak'as | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 0 | 07.03.2016 16:01 |
Wietnam na 125 ccm - luty/marzec 2016 | mikelos | Umawianie i propozycje wyjazdów | 32 | 31.01.2016 21:16 |
Ale Sajgon... Ho Chi Min trail z północy na południe [Wietnam, 2013] | Hanka | Trochę dalej | 44 | 25.04.2013 15:12 |
Wietnam | Ronin | Przygotowania do wyjazdów | 7 | 16.06.2011 16:52 |